- Ciężko jest się przełamać, tym bardziej jeżeli chodzi o członków własnej rodziny. Ludzie myślą, że mogą zaszkodzić, ale nic nie robienie jest większą szkodą - powiedział w TVN24 Krzysztof Zahorowski ze straży pożarnej w Białymstoku, który w piątek przez telefon ratował życie 4-letniemu Michałowi, instruując matkę jak ma przeprowadzić reanimację. - Trzeba coś robić i działać, bo ważne są pierwsze chwile, pierwsze minuty - podkreślił. Do białostockiej straży dzwonią ludzie z gratulacjami i podziękowaniami.
Pytany czy ma poczucie, że uratował dziecku życie, odpowiedział: - Mam takie poczucie. Może nie bezpośrednio ja, bo matka przekazywał swojemu mężowi informacje, a on to wykonywał. Ważne jest to, żeby ludzie chcieli słuchać dyspozytora czy to straży pożarnej, czy pogotowia ratunkowego i wykonywali jego polecenia - stwierdził strażak.
Co pozwoliło mu zachować tak fenomenalny spokój i opanowanie? - Wykształcenie, doświadczenie, kontakt z ludźmi, z którymi wcześniej pracowałem. Wcześniej z racji wykonywanego zawodu często zdarzało się pomagać, niektóre reanimacje były niestety nieskuteczne, ale przez telefon pierwszy raz - zaznaczył Zahorowski.
"Uśmiechał się"
Powiedział też, że był u chłopca w szpitalu. - Michał czuje się dobrze, ma być jeszcze poddawany badaniom kontrolnym i prawdopodobnie dziś lub jutro wyjdzie ze szpitala. Byłem w mundurze w szpitalu i widocznie był trochę przestraszony, bo nie chciał ze mną rozmawiać. Ale uśmiechał się i było wszystko w porządku - wspominał Zahorowski.
"Jestem dumny z takich strażaków"
Do białostockiej straży pożarnej dzwonią ludzie z gratulacjami i podziękowaniami dla dzielnego strażaka. - Proszę o przekazanie serdecznych życzeń, powodzenia i niech mu się szczęści w pracy - przekazała jedna z osób.
Podziękowania i gratulacje płyną też z zagranicy. - Dzwonię z Niemiec, odsłuchałem w internecie relację z reanimacji tego dziecka. Wiem co to jest, bo sam przeżyłem coś takiego i proszę przekazać temu strażakowi serdeczne podziękowania. Jestem dumny, że mamy takich strażaków - powiedział jeden z mężczyzn.
Jak pisaliśmy, akcja ratunkowa odbyła się w piątek wieczorem. Do białostockiej straży pożarnej zadzwoniła roztrzęsiona kobieta, z prośbą o przysłanie karetki, ponieważ "jej dziecko umiera". Oficer dyżurny - Krzysztof Zahorowski - powiadomił pogotowie, po czym przystąpił do reanimacji. Cała dramatyczna akcja została nagrana.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24