Z jednej strony spokojny i zamożny emeryt, z drugiej zbrodniarz metodycznie planujący wyjątkowo krwawy atak i gromadzący arsenał. Według policji Stephen Paddock prowadził podwójne życie. Nie wiadomo jednak dlaczego. Śledczy zadają też sobie pytania: czemu przestał strzelać po dziesięciu minutach, choć mógł dłużej, dlaczego popełnił samobójstwo, choć miał uciec. I czy na pewno działał sam.
Pytanie o motyw jest obecnie podstawowym, jakie Amerykanie zadają sobie po wydarzeniach w Las Vegas. Śledczy na razie nie są w stanie stwierdzić, co mogło popchnąć 64-latka do strzelania seriami po tłumie zupełnie mu nieznanych ludzi, zabicia 58 z nich i ostatecznie odebrania sobie życia.
- Jeszcze tego nie rozgryźliśmy. Musicie być wobec nas cierpliwi - stwierdził Joseph Lombardo, szef policji hrabstwa Clark, na terenie którego znajduje się Las Vegas.
Nierzucający się w oczy emeryt
Jeszcze rok temu zamachowiec mieszkał na Florydzie, w pobliżu swojej matki. Urodził się jednak w stanie Iowa, potem wychowywał w Arizonie i Kalifornii, gdzie też ukończył studia jako specjalista od zarządzania. Pracował w różnych agencjach rządowych i firmach prywatnych. Normalną karierę zawodową skończył prawdopodobnie pod koniec lat 80., kiedy miał niecałe 40 lat.
Później najwyraźniej zajął się na pełen etat zarządzaniem i spekulacją nieruchomościami, choć ten etap jego życia pozostaje mało znany. Wiadomo, że miał kilka mieszkań i udziały w całej kamienicy w Kalifornii, mieszkania na przedmieściach Dallas i w Reno. Kupił też dom na Florydzie, w którym formalnie mieszkał do 2016 roku. Faktycznie, według sąsiadów, raczej tam bywał. Zapamiętali go jako spokojnego i cichego, ale nie dziwaka. Ot, przeciętny emeryt.
Dwukrotnie żonaty, dwukrotnie rozwiedziony, bez dzieci. Wdawał się w liczne związki. Jego ostatnią partnerką była Filipinka. Nie miał problemów z prawem. Raz został ukarany grzywną za drobne przewinienie. Nie zdiagnozowano u niego żadnych poważnych chorób. Nie miał znanych problemów natury psychologicznej.
Zdecydowanie nie był biedny. Wręcz przeciwnie. Jego rodzina twierdzi, że był uzdolniony matematycznie i korzystał z tego, uprawiając hazard. Miało mu to przynieść duże pieniądze. Inwestował też w nieruchomości. Jego brat nazwał go "bardzo zamożnym" i "niezależnym". - Kiedy stwierdził, że ma ochotę na prawdziwe japońskie sushi, to wsiadał następnego dnia w samolot do Tokio - powiedział mediom Eric Paddock.
Znaczny majątek i smykałka do hazardu sprawiły, że mężczyzna w sposób naturalny był częstym gościem Las Vegas. To idealne miejsce dla takiej osoby. Paddock był stałym bywalcem tamtejszych hoteli i kasyn. Ponieważ wydawał znaczne pieniądze, traktowano go jako specjalnego klienta. - Wszędzie miał najbardziej elitarne karty członkowskie. Jeśli hotele teraz mówią, że go nie znały, to kłamią - twierdzi brat zamachowca.
Zamożny, bez widocznych problemów i korzystający z życia emeryt. Jeszcze dwa tygodnie przed masakrą martwiący się o matkę, która przez kilka dni po przejściu huraganu Irma nie miała prądu w domu. Wysłał jej chodzik, bo uskarżała się na problemy z poruszaniem. To, jak się teraz okazuje, była tylko jedna twarz Paddocka.
Las Vegas. Atak podczas koncertu »
Druga twarz
Rok temu mężczyzna przeprowadził się z Florydy do Nevady, do osiedla dla emerytów położonego niecałe sto kilometrów od Las Vegas. O ile sąsiedzi z tego pierwszego stanu nie pamiętali go jako dziwaka czy odludka, to ci drudzy już tak. Paddock kupił przeciętnej wielkości dom w Mesquite, płacąc za niego 369 tysięcy dolarów gotówką. Agent nieruchomości powiedział CNN, że mężczyzna twierdził, iż jego dochód pochodzi z hazardu i rocznie wydaje na ten cel milion dolarów. Nie mówił, ile na tym zarabia.
Niemal od razu postawił dookoła swojego nowego domu ogrodzenie z nieprzejrzystej siatki. Okoliczni sąsiedzi powiedzieli CNN, że zażądali jej usunięcia, ponieważ szpeciła okolicę i przy pomocy lokalnego urzędu nadzoru budowlanego udało im się do tego doprowadzić. Zapamiętali jednak Paddocka jako bardzo dbającego o swoją prywatność i nietowarzyskiego.
Równocześnie od przenosin w pobliże Las Vegas mężczyzna miał zacząć się zbroić. I to na potęgę. W ciągu roku poprzedzającego masakrę kupił w kilku stanach łącznie 33 sztuki broni. W większości długiej - karabinków i karabinów. Jego rodzina twierdzi, że nie miała pojęcia o jego fascynacji bronią. Myśleli, że ma góra kilka pistoletów. W rzeczywistości policja znalazła 48 sztuk broni przy jego ciele i w jego domach.
W jego prywatnym arsenale królowały różnego rodzaju karabinki. To kategoria broni, która jest obecnie podstawowym uzbrojeniem żołnierzy na całym świecie. Należą do niej na przykład powszechnie znane kałasznikowy, czyli różne warianty radzieckiej broni o oznaczeniu AK. Podobnie ich amerykański odpowiednik, czyli starszy M-16 i M-4, obecnie podstawowa broń żołnierzy USA. Cywilna wersja tej właśnie broni, oznaczona AR-15, królowała w arsenale Paddocka.
AR-15 to dzieło inżynierów firmy ArmaLite z lat 50., sprzedane później większej firmie Colt. Na bazie broni sprzed ponad 60 lat powstały do dzisiaj przeróżne wersje, warianty i modyfikacje, produkowane w wielu krajach. To taki amerykański kałasznikow. Do dzisiaj różne wersje AR-15 królują na rynku cywilnym w USA. - To najpopularniejsza broń długa w tym kraju - mówi tvn24.pl Mateusz Kurmanow z miesięcznika "Special Ops".
Wojskowe karabinki na bazie AR-15 skonstruowano tak, aby optymalnym dystansem do strzelania z nich było około 300 metrów. Uznano, że na takich odległościach będzie się toczyć większość walk. Podobny dystans dzielił też okna, z których strzelał Paddock, od tłumu ludzi bawiących się na koncercie.
Na granicy legalności
Zamachowiec dysponował jedynie standardowymi karabinkami przeznaczonymi na rynek cywilny, strzelającymi półautomatycznie. Czyli po każdym pociągnięciu za spust, następuje wystrzał i załadowanie kolejnego naboju z magazynka. Żeby wystrzelić jeszcze raz, trzeba ponownie pociągnąć za spust. Znacznie ogranicza to szybkostrzelność, bo przeciętny człowiek nie jest w stanie fizycznie robić tego niż kilka razy na sekundę i to tylko przez chwilę. - Najlepsi osiągają wynik 6-7 razy na sekundę - mówi Kurmanow.
Żeby obejść to ograniczenie, Paddock skorzystał z dostępnej legalnie alternatywy. Na amerykańskim rynku cywilnym sprzedawane są specjalne zestawy modyfikacyjne do najpopularniejszych karabinków, nazywane "bump fire" albo "slide fire". To mało skomplikowane, ale bardzo zmyślne rozwiązania. Strzelec musi tylko trzymać w jednej pozycji sztywno palec spustowy. Cała broń przesuwa się do tyłu i do przodu przy wystrzale, przez co spust sam "pociąga się" o palec. Efekt jest taki, że po opanowaniu techniki z karabinka półautomatycznego można strzelać prawie jak z automatycznego.
Wszystko legalnie, bo modyfikacje nie ingerują w sam mechanizm broni. W końcu strzelec nadal jest tym, który pociąga za spust przy każdym wystrzale. To, że jego palec jest w praktyce jedynie przedłużeniem mechanizmu, nie ma znaczenia z punktu prawa.
Szczegółowe planowanie zbrodni
Paddock skrupulatnie skorzystał z takiej możliwości. Policja ujawniła, że 12 karabinków znalezionych w jego pokoju hotelowym było tak zmodyfikowanych. Do tego znaleziono kilkanaście niestandardowych bardzo dużych magazynków, każdy na sto nabojów. Zamachowiec wyraźnie chciał więc wystrzelić jak najwięcej pocisków w jak najkrótszym czasie i dobrze się do tego przygotował. Miał też kilka karabinków przystosowanych do strzelania precyzyjnego, wyposażonych w celowniki optyczne oraz dwójnogi. Nie wiadomo jednak, czy z nich skorzystał.
Ogólnie Paddock miał wnieść do pokoju hotelowego kilkanaście walizek wyładowanych bronią i amunicją. Robił to na przestrzeni czterech dni, od 28 września do 2 października. Nie wzbudził zainteresowania ochrony czy obsługi hotelu Mandalay Bay, który teoretycznie jest "strefą bez broni" i zakazuje jej wnoszenia na swój teren. W końcu Paddock był znanym klientem i wynajmował jeden z droższych apartamentów - ponad pół tysiąca dolarów za noc.
Paddock wybrał idealny pokój, jeśli chodzi o zapewnienie sobie dobrego pola ostrzału tłumu. Zabrał też ze sobą młot, którym rozbił okna. W pokoju hotelowym i na korytarzu rozmieścił kamerki, które mogły mu pomóc obserwować tych, którzy przyjdą go powstrzymać. Ogólnie przyszykował sobie idealne stanowisko strzeleckie. Miał bardzo duży zapas broni i amunicji. Dodatkowo w jego samochodzie znaleziono chemikalia mogące służyć do budowy bomby i ponad tysiąc nabojów.
Śledczy wyjawili również, że mężczyzna mógł szykować zamach już wcześniej. W drugiej połowie września miał wynająć na kilka dni pokój w hotelu Ogden, oferujący widok na inny festiwal muzyczny odbywający się na otwartym powietrzu. Z jakiegoś powodu nie zdecydował się jednak wówczas na swój zbrodniczy czyn.
Dodatkowo policja z Bostonu, miasta położonego na drugim krańcu USA, ujawniła, że Paddock interesował się tamtejszymi wydarzeniami masowymi. Podczas śledztwa po masakrze wyszło na jaw, że analizował między innymi konstrukcję i organizację stadionu zespołu baseballowego Red Sox czy salę koncertową Boston Center for the Arts.
Nikt nie rozumie dlaczego
Policja twierdzi, że wszystko to wskazuje na bardzo precyzyjne planowanie całego zamachu. Zdaniem funkcjonariuszy przygotowania przeprowadzone w tajemnicy na przestrzeni roku przekraczały możliwości samotnego 68-latka i musiał mieć pomocnika w swoim "drugim życiu". Nie wiadomo, kto mógłby nim być. Nie ma mowy o tym, że była to jego partnerka Marilou Danley. Paddock wyprawił ją przed zamachem na rodzinne Filipiny i wysłał sto tysięcy dolarów na zakup domu. Kobieta była przekonana, że jej partner z nią w ten sposób zrywa. Po zamachu wróciła do USA i współpracuje z FBI.
Kto inny mógł pomagać Paddockowi? Policja nie chce ujawnić, czy ma jakieś tropy w tej kwestii. Kilka dni po zamachu śledczy stwierdzili jednak, że mężczyzna mógł chcieć uciec z miejsca zbrodni, a ostateczne samobójstwo nie było pewnym elementem planu.
Nie jest też jasne, dlaczego przestał strzelać do tłumu po około dziesięciu minutach. Miał jeszcze duży zapas amunicji. Ochroniarza hotelowego i pierwszych policjantów, którzy zjawili się przed jego drzwiami, odpędził, strzelając przez nie seriami. Łącznie miał wystrzelić w korytarz około 200 pocisków.
Choć później przez wiele minut nikt nie próbował się już do drzwi zbliżyć, to Paddock nie wrócił do strzelania w spanikowany tłum. W zamian odebrał sobie życie. Antyterroryści wkroczyli do jego pokoju prawie godzinę później. Wbrew początkowym doniesieniom medialnym, nie zostawił żadnego listu. W żaden sposób nie wyjawił swojej motywacji.
Pytanie "dlaczego?" nie przestaje więc dręczyć. Zamożny emeryt bez znanych problemów, bez żadnych powiązań z grupami ekstremistycznymi, wiedzie podwójne życie i przez co najmniej rok planuje oraz organizuje odrażającą zbrodnię. Najgorszą masakrę przy użyciu broni palnej w historii USA. Brak jasnej odpowiedzi na pytanie "dlaczego?" już rodzi teorie spiskowe. Paddock jest wiązany z dżihadystami, rządem USA albo z lobby przeciwników broni palnej.
Przekonującej odpowiedzi jednak wciąż brak.