Liczba zawałów serca zwiększy się o 24 procent, dramatycznie wzrośnie liczba wypadków samochodowych, sędziowie będą wydawać bardziej surowe wyroki – wszystko to skutki zmiany czasu. Dlaczego dwa razy do roku uczestniczymy w tym dziwnym rytuale? Bo stoi za tym potężne lobby przemysłu naftowego, golfowego i... ogrodniczego.
* * *
Nazywam się Marcin Napiórkowski. Wykładam w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego i zajmuję się badaniem współczesnych mitów. Na łamach Magazynu TVN24 regularnie śledzę światowe zmowy w serii #tospisek!. Niech drżą reptilianie, masoni, cykliści i weganie. Nikt nie może czuć się bezpieczny. A wy zostańcie na nasłuchu. Prawda wkrótce wyjdzie na światło dzienne!
* * *
Od Franklina do PSL
"Wymyślił to Benjamin Franklin. Zachwycony pomysłem był Arthur Conan Doyle. Politycznymi orędownikami pomysłu byli Winston Churchill i cesarz Wilhelm". Ten imponujący przegląd historycznych postaci zaangażowanych w Wielki Plan to nie początek nowej powieści Dana Browna. To pierwsze słowa książki "Seize the Daylight", która opowiada historię jednej z najdziwniejszych idei w historii ludzkości – zmiany czasu.
Być może do wstępu do kolejnego wydania trzeba będzie dodać: "zmianę czasu wstrzymał PSL", bo ludowcy właśnie forsują w Sejmie ustawę znaną jako "czasowstrzymywacz". Trudno dziś wskazać wyraźne korzyści, które mielibyśmy odnosić ze zmiany czasu, więc poparcie dla projektu jest szerokie. Posłowie PSL chwalili się nawet niedawno, że jest to jeden z niewielu "naprawdę merytorycznych projektów", dla których udało się zbudować ponadpartyjną koalicję.
Wygląda na to że kończymy ze #zmianaczasu. Nasz #czasowstrzymywacz jednogłośnie poparty przez sejmową komisję, choć dopiero od 2018. Super
— W.Kosiniak-Kamysz (@KosiniakKamysz) 11 października 2017
Dlaczego dwa razy do roku przestawiamy zegary? Czy to przypadkiem nie jakiś spisek?
Skoro mowa o zegarach – zacznijmy od cofnięcia się w czasie aż do początków tej dziwnej historii. A na początku była chciwość.
Budzić Francuzów strzałami z armaty
Benjamin Franklin większości populacji Globu (albo Dysku) kojarzy się zapewne z banknotem studolarowym. I wcale by się za to skojarzenie nie obraził! Ten wszechstronnie utalentowany człowiek – drukarz, wynalazca, przedsiębiorca, polityk i doskonały publicysta – wszystko przeliczał na pieniądze. W obejściu musiał nieco przypominać niesławnego Ebenezera Scrooge'a z "Opowieści wigilijnej" Dickensa.
Franklin marnotrawienie czegokolwiek uznawał za najgorszy grzech. Nade wszystko nie cierpiał lenistwa i nierzetelnej roboty. Wszędzie widział też okazję do udoskonalania świata. Maria Ossowska w ten sposób opisuje go w książce "Moralność mieszczańska":
"Franklin jest ciągle zaabsorbowany doskonaleniem siebie i swego otoczenia. Dla każdej wiadomości teoretycznej dostrzega wnet jej praktyczne zastosowanie. Gdy dymią piece, natychmiast szuka na to sposobu. Widząc w Londynie zaśmiecone ulice, zgłasza projekt ich racjonalnego zamiatania".
Nic więc dziwnego, że gdy podczas pobytu w Paryżu Franklin obudził się któregoś razu wczesnym rankiem i odkrył, że wszyscy śpią w najlepsze, wpadł w prawdziwy twórczy szał. Słońce już świeci – rozumował – a leniwi Francuzi w najlepsze sobie chrapią. A potem wieczorem będą kończyć swe sprawy przy świecach, które przecież kosztują.
Zbulwersowany tym marnotrawstwem Franklin napisał do jednej z gazet list propozycję pt. "An Economical Project", w którym zaproponował fortel znany dziś jako zmiana czasu. Manipulacja zegarem miała pozwolić na jak najlepsze wykorzystanie światła dziennego.
Warto wspomnieć, że oprócz przestawiania zegarów Franklin zaproponował też nałożenie kary pieniężnej dla każdego, kto po wschodzie słońca będzie miał zamknięte okiennice. W ostateczności – fantazjował Amerykanin – można by w ogóle obłożyć okiennice podatkami, co utrudniłoby ludziom wylegiwanie się, gdy na dworze jest już widno. Najlepiej zaś byłoby budzić paryżan o pierwszym brzasku... wystrzałami armatnimi. Człowiek zbudzony w ten sposób – tłumaczył Franklin – następnego wieczora sam z własnej woli położy się spać o zmierzchu i kolejnego dnia wstanie o świcie z łatwością. W ten sposób zmusi się ludzi do porannego wstawania, a gospodarka będzie rozwijać się w oparciu o światło słoneczne, a nie światło świec.
Tekst Franklina był najprawdopodobniej satyrą – eksperymentem myślowym mającym udowodnić jedną z najważniejszych jego życiowych maksym: czas to pieniądz. Jeżeli Franklinowski kapitalizm jest ojcem zmiany czasu, to jego matką można nazwać wojnę. Po raz pierwszy projekt przestawiania zegarków dwa razy do roku wprowadzili w ramach racjonalizacji gospodarki podczas pierwszej wojny światowej Niemcy.
Ta wojenno-kapitalistyczna geneza zmiany czasu niepokoi wielu poszukiwaczy spisków, którzy upatrują w nim kolejne narzędzie, za pomocą którego banki, politycy i wielkie korporacje sterują naszym życiem.
Spisek!
Majstrowanie przy czasie ma dramatyczne skutki. Pomyślcie tylko o zamieszaniu w rozkładzie jazdy czy datowaniu plików w komputerze. W brytyjskiej Izbie Lordów (bo gdzieżby indziej) wybuchła w swoim czasie debata na temat przerażającej konsekwencji obowiązujących przepisów. Wyobraźmy sobie, że w wyniku zmiany czasu starszy brat urodzony w feralną noc może okazać się młodszy od swego bliźniaka, który przyjdzie na świat po przestawieniu zegarów... Jakie konsekwencje mogłoby to mieć dla porządku dziedziczenia albo nawet... kolejki do tronu! A to i tak tylko wierzchołek góry lodowej.
"Zmiana czasu zabija!"– ogłaszają przeciwnicy tego zwyczaju. Liczba zawałów serca zwiększy się o 24 procent, dramatycznie wzrośnie liczba wypadków samochodowych, sędziowie będą wydawać bardziej surowe wyroki.
Dlaczego komuś zależy na tym, by utrzymać ten dziwaczny system?
Lobby nafciarzy, golfistów i ogrodników
W USA zmiana czasu uosabia najpopularniejsze lęki tropicieli spisków – mroczne knucia wielkich korporacji i majstrowanie instytucji rządowych przy prywatnym życiu obywateli. Jon Christian Ryter, bloger i publicysta, wyjaśnia, że to lobbyści przemysłu naftowego przekonali Kongres do wprowadzenia zmiany czasu w roku 1918. Miało to służyć oszczędzaniu paliw kopalnych.
Ustawa została wprowadzona w warunkach wojennych, a więc – zaznacza Ryter – w sytuacji ograniczonej wolności. Absurdalny przepis porzucono, ale na krótko. "W trakcie drugiej wojny światowej znów wykorzystano stan wyjątkowy, żeby wprowadzić całoroczny Czas Wojenny". Od tego czasu lobbyści wielkich koncernów wpływali na decyzje polityków, utrzymując rytuał zmiany czasu.
Dlaczego w zasadzie producentom ropy i węgla miałoby zależeć na ich oszczędzaniu? Tego Ryter nie wyjaśnia. Fakt, że rząd zmusza go dwa razy do roku do przestawiania zegarków w jego własnej kuchni i salonie, wydaje się dostatecznym uzasadnieniem koncepcji spisku.
Więcej szczegółów poznać możemy z książki Michaela Downinga "Spring Forward: The Annual Madness of Daylight Saving Time". Downing, jeden z liderów ruchu na rzecz zniesienia zmiany czasu, wskazuje na silne lobby rozmieszczone w sektorach, po których nigdy byście się tego nie spodziewali. Przesunięcie czasu na wiosnę oznacza godzinę popołudniowego słońca więcej, a to przynosi gigantyczne wręcz zyski branży rekreacyjnej, w której prym wiodą kluby golfowe. Ważnym graczem w procesie ustanawiania zmiany czasu miała być także War Garden Commission. Oficjalnie była to organizacja stojąca za zakładaniem małych ogródków, które miały wspomóc wojenną gospodarkę żywnościową. Downing widzi w niej jednak "organizację lobbystyczną producentów sprzętu ogrodowego – narzędzi, nasion, nawozów i sprzętu do produkcji przetworów, którzy zarobili wielkie pieniądze na wojennym ogrodnictwie".
Czyli lobby nafciarzy, golfistów i ogrodników.
Spisek wszystkich spisków
Są jednak i tacy, którzy uważają, że prawda ukryta jest jeszcze głębiej. Być może majstrowanie przy czasie służy "rozregulowaniu naszego biorytmu", który ma nas uczynić bardziej podatnymi na wszelkie manipulacje. Skoro z powodu zmian żyjemy niejako w dwóch różnych czasach, to przecież któryś z nich musi być "nieprawdziwy", bo "naprawdę" nie może być w Polsce i jedenasta, i dwunasta.
Dlaczego czas letni??? Naturalny dla nas jest zimowy. Taki ma być na stałe. Dlaczego mieszacie ludziom w biorytmie?! To skandal!
— Agata Nowak (@ikropka2) 11 października 2017
"Kolejnym subtelnym, aczkolwiek niszczycielskim aspektem globalnej konspiracji jest manipulacja kalendarzami, zegarami i naszym postrzeganiem czasu" – czytamy w artykule pt. "Manipulacja czasem i kalendarzem" na stronie forumplaskaziemia.pl. "Jesteśmy ograniczani przez mechanizmy oraz systemy mierzenia czasu, które zostały wymyślone przez człowieka. Jesteśmy nie tylko płacowymi niewolnikami banków, rządów, szefów i właścicieli ziemi, ale także niewolnikami czasu naszych zegarków, zegarów oraz kalendarzy. Poddajemy się ośmiogodzinnemu dniu i pięciodniowemu tygodniowi pracy oraz szkoły, stajemy się duchowymi zakładnikami czasu Środkowoeuropejskiego, Kalendarza Gregoriańskiego i nienaturalnego siedmiodniowego tygodnia".
Może zatem zmiana czasu to sposób na zaawansowaną tresurę społeczeństw? Takie wyjaśnienie znajdziemy na portalu Zmianynaziemi.pl. Odwołując się do teorii "naturalnego czasu", autorzy piszą:
"To bardzo wymowne, że zmianę czasu z normalnego, czyli zimowego zwanego też lokalnym na wyimaginowany, czyli letni na ziemiach polskich wprowadził po raz pierwszy Adolf Hitler. W latach powojennych kontynuowano tą dziwną tradycję i trwa to do dzisiaj".
Jeżeli wprowadził to Hitler, to na pewno jest coś na rzeczy. Ale nie chodzi tu o samo rozregulowanie zegarów, a o zmuszenie ludzi do wykonywania dwa razy do roku zupełnie bezsensownej czynności. Pozwala to na wychowanie posłusznych niewolników.
"Zmiana czasu narzucana odgórnie przypomina pod pewnymi względami rozmaite akcje w postaci 'wyłącz światło o dwudziestej i uratuj Ziemię'. To raczej sposób na sprawdzenie siły oddziaływania w społeczeństwie w sposób bezrefleksyjny, którego aktem jest pstrykanie wyłącznikiem na rozkaz. W tym wypadku na rozkaz cofamy wskazówki i nikt nie zadaje sobie pytania po co...".
24 procent więcej zawałów serca
Na koniec warto jeszcze wrócić do argumentu o zawałach serca. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o ich 24-procentowym wzroście po zmianie czasu, byłem pewien, że to jakaś bzdura. Tymczasem...
W roku 2008 Imre Janszky i Rickard Ljung opublikowali w prestiżowym "The New England Journal of Medicine" artykuł, w którym wykazywali znacząco wyższy odsetek zawałów serca w dniach bezpośrednio po wiosennej zmianie czasu. Szczególnie niebezpieczny jest... poniedziałek zaraz po przejściu na czas letni. Sześć lat później Amneet Sandhu i jego współpracownicy przyjrzeli się na łamach specjalistycznego czasopisma "Open Heart" właśnie poniedziałkom. Okazało się, że w jeden z wiosennych "czarnych poniedziałków" liczba zawałów serca była aż o 24 procent większa niż średnia dla tego okresu.
Może więc zmiana czasu okaże się ostatecznie spiskiem kardiologów?
Raczej nie, bo to nie koniec historii. Zwiększona śmiertelność na wiosnę wyrównuje się niemal dokładnie... zmniejszeniem liczby zawałów serca podczas jesiennego przestawienia na czas zimowy! Wtedy z kolei naukowcy odnotowują wyraźny spadek liczby zawałów. A więc zmiana czasu w jedną stronę – zabija, a w drugą – w cudowny sposób leczy.
Okazuje się bowiem, że to nie samo majstrowanie przy czasie, a kwestia tak prozaiczna jak niewyspanie ma kluczowy wpływ na ryzyko zawału. Dzięki jesiennej zmianie czasu śpimy godzinę dłużej i ryzyko zawału wyraźnie maleje. Odwrotnie dzieje się na wiosnę. Poniedziałki są szczególnie niebezpieczne jako moment przestrojenia organizmu po weekendowym szaleństwie.
Może więc zamiast szukać spisków związanych ze zmianą czasu, powinniśmy po prostu więcej godzin poświęcać na sen?
(Lobby producentów poduszek lubi to).