Żeby wycinka w puszczy miała jakikolwiek sens, trzeba wyciąć 80 procent zaatakowanych kornikiem drzew. To niemożliwe, bo na terenie Polski leży tylko jedna czwarta Puszczy Białowieskiej. Tną jednak na potęgę. Mówią o ryzyku pożarów, chociaż w historii Puszczy Białowieskiej były trzy pożary i wszystkie po podpaleniach. Chodzi o bezpieczeństwo ludzi? Przez blisko 100 lat spróchniałe drzewo zabiło tu tylko jedną osobę. Kto kłamie w sprawie puszczy i dlaczego? Pytamy autorytetów.
Do niedawna w tej sprawie panował trudny dla wszystkich kompromis. 48 tysięcy metrów sześciennych drzewa – tyle do 2021 roku można było wyciąć z trzech nadleśnictw, które otaczają Białowieski Park Narodowy.
Porozumienie runęło w zeszłym roku, kiedy limit wycinki dla Nadleśnictwa Białowieża wzrósł sześciokrotnie – do 188 tysięcy metrów sześciennych. Oficjalnie z powodu niespotykanej dotąd ilości kornika drukarza, który zagraża drzewom w puszczy.
Do 2014 roku ściśle chroniony był Park Narodowy znajdujący się przy granicy z Białorusią oraz parki krajobrazowe. W tym roku do terenów chronionych w ramach Światowego Dziedzictwa UNESCO włączona została pozostała, polska część puszczy. Nowy, chroniony obszar został podzielony na cztery strefy. Tylko w jednej miały być prowadzone wycinki w celach gospodarczych. Trwające właśnie wycinki prowadzone są w dwóch strefach – tej, w której pierwotnie miały być prowadzone i w sąsiadujące – która miała być objęta ochroną. To – zdaniem UNESCO – pogwałcenie prawa.
Gdzie prowadzona jest wycinka?
Piły i harwestery poszły w ruch na dużą skalę wiosną tego roku. Do tego stopnia, że w lipcu UNESCO podjęło uchwałę wzywającą Polskę do natychmiastowego wstrzymania wycinki drzew na terenie Puszczy. Niedługo potem (28 lipca) Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie prac. Decyzja miała być zabezpieczeniem procesowym, tyle że europejskie decyzje nie wpłynęły na stronę polską.
- Na terenie Puszczy Białowieskiej i na terenie obszarów Natury 2000 wykonujemy tylko i wyłącznie działania związane z zadaniami ochronnymi – podkreślał wielokrotnie minister środowiska Jan Szyszko.
Ekolodzy oskarżają ministra, jego resort i Lasy Państwowe o hipokryzję. Twierdzą, że kornik jest tylko pretekstem do eksploatacji puszczy na wielką skalę.
Kto ma racje? Zapytaliśmy o to ekspertów.
Jednym z nich jest dr Bogdan Jaroszewicz, kierownik Białowieskiej Stacji Geobotanicznej Uniwersytetu Warszawskiego i wieloletni wicedyrektor Białowieskiego Parku Narodowego.
Drugim jest prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, wybitny badacz puszczy.
Obu poprosiliśmy o odniesienie się do najczęściej padających – z obu stron – argumentów.
ARGUMENT LEŚNIKÓW: MUSIMY WYCINAĆ DRZEWA OBJĘTE KORNIKIEM, BO MUSIMY RATOWAĆ PUSZCZĘ PRZED ZNISZCZENIEM
Prof. Kowalczyk: Argument, że wycinka uratuje puszczę przed zniszczeniem, jest zupełnie nietrafiony i fałszywy. Gradacja kornika jest procesem naturalnym, który w żaden sposób nie zagraża puszczy. Kornik atakuje tylko świerki, w dodatku te, które są osłabione.
Owady w naturalny sposób dostosowują puszczę do zmieniających się warunków klimatycznych. A te są coraz mniej przyjazne świerkom. Dlatego też ich procentowy udział w puszczy powinien się zmniejszać. Jeżeli będzie ich mniej, to nie będzie żadna strata dla Puszczy Białowieskiej, bo występuje tu 20 innych gatunków drzew, które wejdą w miejsce świerków. To jednak nie podoba się leśnikom, bo to bardzo cenne drzewo, na którym można sporo zarobić.
Dr Jaroszewicz: To koronny argument podnoszony przez Lasy Państwowe i sprzyjające im Ministerstwo Środowiska. W największym skrócie: to nie do końca jest bzdura. Ale zdecydowanie łatwiej - bazując na racjonalnych argumentach - odrzucić ten argument niż go obronić. Po kolei: Żeby zrozumieć leśników, trzeba poznać ich sposób pojmowania tego, czym jest puszcza. Dla ekologów to na przykład całość ekosystemu. A dla leśników puszcza to głównie drzewa.
Ich rozumowanie opiera się na następującej zasadzie: Kornik niszczy świerki, cenne drzewa. Bez ingerencji ich ilość faktycznie zmaleje. Patrząc z tej perspektywy, gradacja (czyli zwiększona populacja - red.) kornika drukarza doprowadzi więc do dramatu.
Pamiętajmy, że świerki atakowane przez kornika to drzewa rynkowo cenniejsze niż na przykład drzewa liściaste. Na terenie Parku Narodowego w puszczy (w którym nie są prowadzone żadne wycinki - red.) ilość świerków systematycznie spada od lat dwudziestych. Dlaczego tak się dzieje? Wynika to ze zmian w klimacie. Jest nie tylko cieplejszy, ale zmienia się - na niekorzystny dla świerków - sposób dystrybucji opadów: zmniejsza się wilgotność powietrza, spada poziom wód gruntowych. To sprawia, że w naturalny sposób te drzewa coraz gorzej czują się w Polsce.
Puszcza Białowieska na terenie Polski składa się z czterech głównych części: Parku Narodowego i przyległych do niego terenów trzech nadleśnictw. W Parku Narodowym nie są prowadzone wycinki, natomiast tnie się – w różnych celach - w trzech otaczających go nadleśnictwach.
Leśnicy promują świerki jako te bardziej użyteczne w późniejszej obróbce. Dlatego dysproporcja ilości sosen i świerków do innych drzew jest zupełnie inna w Parku Narodowym (gdzie człowiek niczego nie może robić) i w przyległych do niego nadleśnictwach (gdzie ingerują leśnicy). Tam, gdzie człowiek nie ingeruje, świerki stanowią 18 procent drzewostanu. Tam, gdzie pracują leśnicy, jest ich o 10 procent więcej.
Dla ekologów nie ma znaczenia, czy w puszczy będą rosły lipy zamiast świerków i sosen. A dla leśników jest to kwestia bardzo istotna. Reasumując: leśnicy bronią tego, co dla nich jest cenne, a robią to kosztem naturalności puszczy.
ARGUMENT LEŚNIKÓW: WYCINKA DRZEW JEST SKUTECZNĄ METODĄ WALKI Z KORNIKIEM
Dr Jaroszewicz: Czy wycinka drzew pomaga w walce z kornikiem? Tak. Czy ta metoda powinna być używana w Puszczy Białowieskiej? Absolutnie nie. Mówienie o tym, że wycinka w czymkolwiek pomoże, nie jest poparte żadnymi argumentami.
A jak wyglądają fakty? Za pomocą analiz matematycznych dowiedziono, że taki sposób walki z kornikiem jest skuteczny tylko w przypadku, kiedy co najmniej 80 procent zaatakowanych drzew zostanie wyciętych jeszcze przed wylotem z nich chrząszczy. W puszczy to po prostu niewykonalne.
Dlaczego? Bo na terenie Polski leży tylko jedna czwarta powierzchni puszczy. Reszta jest na Białorusi. Dodatkowo w tym obszarze aż 36 procent powierzchni to obszar ściśle chroniony, na którym żadne prace nie mogą być prowadzone. Efekt jest taki, że - niezależnie od zakresu prowadzonych prac - ich skala będzie i tak zbyt mała, żeby mogło to powstrzymać kornika.
Poza tym sposób obecnego przeprowadzania akcji w puszczy też jest bardzo wątpliwy. Blisko 50 procent drzew obecnie wycinanych to jest tak zwany posusz jałowy. Czyli martwy świerk, z którego kornik już wyleciał. Usunięcie takiego drzewa w żaden sposób nie wpływa na chrząszcze, bo tam ich po prostu nie ma...
Prof. Kowalczyk: To zupełnie nieprawdziwy argument. Badania jasno pokazują, że skuteczna walka z kornikiem jest możliwa tylko po pozbyciu się 80 procent zaatakowanych drzew. A w tym przypadku to niemożliwe. Na terenie Puszczy Białowieskiej jest Park Narodowy, w którym nie można prowadzić żadnych prac. Są też chronione prawem rezerwaty, gdzie wycina również nie ma prawa być prowadzona.
Ale nawet gdyby przymknąć na to oko, to pozostaje kluczowa kwestia: większość puszczy znajduje się za granicą Białorusi. A tam cały jej obszar objęty jest ścisłą ochroną. Z tego powodu działania leśników nie mają sensu, bo po prostu nie mogą się udać. Wycinka może co najwyżej pozwolić na spowolnienie gradacji, ale z pewnością jej nie powstrzyma.
ARGUMENT EKOLOGÓW: WALKA Z KORNIKIEM TO TYLKO PRETEKST, ŻEBY NA POTĘGĘ ŚCINAĆ DRZEWA I ZARABIAĆ NA NICH KROCIE
Prof. Kowalczyk: W pełni się zgadzam. Mówienie o korniku to nic więcej niż pretekst. Co prawda to, co jest wycinane, to głównie martwe świerki. Mimo ich niewielkiej wartości, można je spieniężyć. Leśnikom to się bardziej opłaca niż pozostawienie drewna w lesie.
Nie zmienia to faktu, że moim zdaniem chodzi też o coś innego: o pokazanie tego, kto w puszczy rządzi. Leśnicy robią, co chcą i manifestują, że żadni ekolodzy im niestraszni.
Dr Jaroszewicz: Myślę, że zysk ekonomiczny z tych działań jest znikomy. W najlepszym wypadku może równoważyć koszt akcji. Wiele wycinanych drzew jest już poważnie zniszczonych i nie nadaje się np. do produkcji mebli. Tym samym najczęściej nie można uzyskać za nie wysokich cen.
Faktem jednak jest, że w tym całym przedsięwzięciu pieniądze odgrywają niemałą rolę. Bo działania leśników bardziej ukierunkowane są na obronę cennych drzew - świerków i sosen. Nawet jeżeli te wycinane drzewa nie mają wielkiej wartości, to w ich miejsce zasadzone będą inne świerki, które mogą dać duży zysk w przyszłości.
ARGUMENT EKOLOGÓW: PUSZCZA RADZIŁA SOBIE TYSIĄCE LAT BEZ INGERENCJI CZŁOWIEKA, DLATEGO WYCINKA JEST BEZSENSOWNA
Dr Jaroszewicz: Fakt, że puszcza nie potrzebowała, nie potrzebuje i nie będzie potrzebowała człowieka. Problem w tym, że leśnicy nieco inaczej rozumieją dobro puszczy, o czym mówiłem już wcześniej. Im zależy na sztucznej obronie ilości świerków. Jawnie chcą ingerować w naturę, w imię - jak tłumaczą - wyższego celu, bo dzięki niemu można potem nieźle zarobić.
Osobiście bliższy jestem argumentacji ekologów. Uważam, że człowiek nie powinien czuć się mądrzejszy od natury. Oczywiście nie oznacza to, że w puszczy nie należy - oczywiście na obszarach niebędących Parkiem Narodowym - robić niczego. Wiele gatunków zwierząt wymaga wolnych przestrzeni. Warto im pomagać poprzez np. wykaszanie niektórych łąk.
Staram się być jednak otwarty na racje drugiej strony. Rozumiem, że mieszkańcy tych terenów powinni mieć dostęp do dobra, jakim jest drewno. A leśnicy robią wszystko, żeby efektywność puszczy maksymalizować. Kluczem jest to, żeby znaleźć złoty środek.
Prof. Kowalczyk: Ekolodzy mają rację. Badania palinologiczne wykazały, że puszcza w tym miejscu funkcjonuje od 11 tysięcy i 800 lat. Cały czas był tu las. Nie zmieniło tego nawet intensywne wykorzystywanie puszczy po pojawieniu się człowieka. Nigdy nie było tak, żeby więcej niż 10 czy 11 procent była odlesiona.
Trzeba podkreślić, że każdy teren – za wyjątkiem bagien i pustyń – w naszym klimacie zarośnie w końcu puszczą. Ona nie umrze. Ona co najwyżej może się zmienić. To może oczywiście nie podobać się leśnikom, którzy są przyzwyczajeni do tego, że jest w niej dużo świerków.
Prawda jest taka: puszcza zawsze poradzi sobie lepiej bez człowieka niż z człowiekiem. Jeżeli niczego nie popsujemy, to będziemy mogli cieszyć się Puszczą Białowieską przez kolejne 12 tysięcy lat.
ARGUMENT LEŚNIKÓW: TRZEBA WYCINAĆ MARTWE DRZEWA, BO POWODUJĄ ONE CHOROBY NIEBEZPIECZNE DLA INNYCH DRZEW, ZWIĘKSZAJĄ RYZYKO POŻARÓW I MOGĄ W KAŻDEJ CHWILI RUNĄĆ, CZYLI SĄ ZAGROŻENIEM DLA LUDZI
Dr Jaroszewicz: To już po prostu bujda. Gatunki owadów, które żywią się martwym drewnem, nie są przystosowane do atakowania żywych drzew. Czyli ich negatywny wpływ jest żaden.
Jeżeli chodzi o ryzyko pożarów, to od momentu ustanowienia Parku Narodowego (w 1932 roku - red.) miały tam miejsce trzy pożary. Za każdym razem były to podpalenia, które nie miały związku z martwym drzewostanem.
Co ciekawe, aż 50 procent gatunków jest bardziej lub mniej związanych z martwym drewnem. Gdyby zatem próchno było wywożone od razu, co drugie stworzenie mogłoby być zagrożone...
A co się tyczy bezpieczeństwa, to dane również tutaj mówią za siebie. Przez 85 lat spróchniałe drzewo doprowadziło tylko do jednej tragedii, w której zginął człowiek. Myślę, że to dobrze pokazuje, że nie mamy tu do czynienia z merytoryczną argumentacją.
Prof. Kowalczyk: Zupełnie bzdurny argument. Po pierwsze: nikt nie kwestionuje przecież konieczności wycinania spróchniałych drzew przy drogach. Ale wycinka odbywa się od nich bardzo daleko.
Po drugie: Martwe drzewa w puszczy nie są żadnym zagrożeniem pożarowym. Drewno tu szybko butwieje i może być bardziej barierą dla ognia, niż paliwem dla żywiołu.
Po trzecie: Martwe drewno jest gwarantem różnorodności puszczy. Dzięki niemu żyje wiele owadów i grzybów, które można spotkać tylko tutaj. To właśnie martwe drzewa dają puszczy unikalność na skalę światową.
ARGUMENT EKOLOGÓW: WYCINKA TRWA NA OBSZARZE WPISANYM NA LISTĘ DZIEDZICTWA ŚWIATOWEGO UNESCO. PRACE TRWAJĄ MIMO ZAKAZU TRYBUNAŁU SPRAWIEDLIWOŚCI UE
Dr Jaroszewicz: To jest argument, który do mnie trafia i mnie bulwersuje. Zupełnie nie mogę zrozumieć, czemu wycinka nie została wstrzymana. To pozwoliłoby obniżyć temperaturę sporu i przyczyniłoby się do próby znalezienia kompromisu. Dlaczego podjęto inną decyzję? Nie mam bladego pojęcia. Wiem za to, że z pewnością postąpiono źle.
Nieco inaczej ma się sprawa z faktem wpisania Puszczy Białowieskiej na Listę Dziedzictwa Światowego UNESCO. To, że puszcza została uznana za ewenement w skali światowej, jest przecież owocem wieloletniej pracy leśników. Początki sięgały roku 2009. Długo szykowano aplikację do UNESCO, bo trzeba było ją uzgodnić ze stroną białoruską. Ostateczna aplikacja zawierała mapę, w której jasno zaznaczono, że tylko jedna czwarta polskiej części miała być pozostawiona do użytkowania gospodarczego - czyli między innymi na pozyskiwanie drewna.
Sami zobowiązaliśmy się do tego, że pozostałe obszary Puszczy Białowieskiej - również te poza Parkiem Narodowym - będą pozostawione siłom natury. Teraz łamiemy zobowiązanie wobec całego świata.
Prawda jest taka, że przy aplikacji popełniono błąd. Nie uwzględniono cyklicznej gradacji korników. Tyle że do tego błędu leśnicy po prostu nie chcą się przyznać.
Prof. Kowalczyk: Już w latach siedemdziesiątych podpisaliśmy konwencję, w której zgodziliśmy się na respektowanie prawa międzynarodowego. Prowadzenie wycinki mimo sprzeciwu ze strony Trybunału Sprawiedliwości UE jest skandaliczne.
W aplikacji do UNESCO zapewnialiśmy, że cały obszar puszczy będzie chroniony. Tym samym zapewniliśmy nietykalność nie tylko Parkowi Narodowemu, ale również terenom należącym do trzech okolicznych nadleśnictw. Od tej zasady był jednak wyjątek. Zaznaczyliśmy, że prace wycinkowe będą prowadzone w jednej z czterech stref, znajdujących się na terenie nadleśnictw. Wycinka dziś prowadzona jest w dwóch strefach. Łamiemy więc prawo, które sami pomagaliśmy tworzyć.
ARGUMENT LEŚNIKÓW: NIE MOGLIŚMY SIĘ SPODZIEWAĆ TAKIEJ ILOŚCI KORNIKÓW. TO PROBLEM, KTÓRY WYMAGA NIESTANDARDOWYCH DZIAŁAŃ
Prof. Kowalczyk:Gradacja to coś absolutnie naturalnego w puszczy. Co prawda ta obecna jest jedną z większych tutaj odnotowanych, ale porównywalna do gradacji z początku ubiegłego wieku.
Gradacje kornika występują zazwyczaj w latach z mniejsza ilością opadów. Obecnie mamy bardzo suche lata, a to sprzyja tym owadom. Można było więc się jej spodziewać. Nie zmienia to jednak faktu, że kornik nie jest zagrożeniem dla Puszczy, tylko jej integralnym elementem."
Dr Jaroszewicz: Jeżeli ktoś uważa, że w puszczy dzieje się coś niezwykłego, to jest w błędzie. Gradacje korników, czyli gwałtowny przyrost ich ilości to coś, co można zaobserwować regularnie. Odstępy zazwyczaj wynoszą od 10 do 15 lat.
I znowu rozbijamy się o kwestie czysto ideologiczne. Dla leśników, którzy patrzą na puszczę trochę jak na las gospodarczy, gradacja to zawsze kataklizm, któremu trzeba postawić czoło.
Dla ekologów to po prostu naturalny cykl życia puszczy. Nie nazywają gradacji inaczej jak "anomalią", która po prostu się zdarza i którą trzeba przeczekać.
Warto dodać, że gradacja przebiega gwałtowniej w lasach gospodarczych, gdzie sztucznie utrzymuje się nienaturalnie dużo świerków. W parkach narodowych fale ataków korników są krótsze i mniej kosztowne dla ekosystemu.
ARGUMENT EKOLOGÓW: WYCINKA JEST PROWADZONA NIECHLUJNIE, DRZEWA WYJEŻDŻAJĄ, ALE W PUSZCZY ZOSTAJE KORA, W KTÓREJ WCIĄŻ SĄ KORNIKI
Dr Jaroszewicz: Z pewnością firma wykonująca pozyskanie drewna nie zrywała świadomie kory, w której wciąż były korniki. To, na co uwagę zwrócili dziennikarze, to raczej skutek uboczny pracy chwytaka w urządzeniu do ścinania drzew. Jest ono pozbawiane gałęzi. Wtedy najpewniej odeszła kora. Sam fakt, że ona tak łatwo odpadła, świadczy o tym, że drzewo najpewniej było już martwe.
Z pewnością korniki pozostawione w puszczy mogły atakować potem inne drzewa. Ale największy absurd związany z wycinką omawiam już wcześniej. Po prostu nie ma ona prawa przynieść żadnych pozytywnych skutków.
Prof. Kowalczyk: Też jestem oburzony. To, jak wykonywana jest wycinka, jest tylko dowodem na to, że ma ona na celu pozyskanie drewna. Chodzi o pieniądze, a nie o kornika, który przecież zostaje w puszczy.