Jurij Czyż był uważany za jednego z najbardziej wpływowych biznesmenów w otoczeniu prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Zatrudniał tysiące pracowników i obracał milionami dolarów. Nieoczekiwanie jednak trafił do aresztu. Dlaczego stracił względy?
Zatrzymanie Jurija Czyża było spektakularne. – 11 marca próbował wyjechać z kraju. Pędził samochodem w kierunku granicy litewskiej, a później polskiej, z prędkością 220 km na godzinę – opowiadał szef białoruskiego KGB Walery Wakulczyk. Twierdził, że decyzję o zatrzymaniu biznesmena podjął samodzielnie i że pozwolenie Alaksandra Łukaszenki nie było mu potrzebne.
– Dobrze wiem, jakie są wymagania głowy państwa. Przed prawem są wszyscy równi. Nie ma osób nietykalnych. To, że ktoś znalazł się z prezydentem na zdjęciu w czasie gry w hokeja, nie oznacza, że powinien być w sposób szczególny traktowany – stwierdził Wakulczyk.
Jurij Czyż jest szefem klubu piłkarskiego Dynamo Mińsk. Grał także w hokeja, bo to ulubiona dyscyplina prezydenta. Na zdjęciu z Łukaszenką biznesmen pojawiał się niejednokrotnie, nie tylko zresztą w czasie gry na lodowisku. Towarzyszył mu w czasie rozmaitych wyjazdów, spotykali się też nieformalnie, na przykład na daczy prezydenta, gdzie zbierali ziemniaki – pisała białoruska internetowa gazeta Naviny.by. Nieformalnym spotkaniem, któremu towarzyszyły kamery telewizyjne, były także sianokosy, na które Łukaszenka zaprosił francuskiego gwiazdora Gerarda Depardieu.
- Czyż był nie tylko biznesmenem. To człowiek, który żywił rodzinę [Łukaszenki – przyp. red.] w szerokim znaczeniu tego słowa. I żywił, rzecz jasna, nie pasztetową. Zatrudniał też członków rodziny, nie w charakterze stróżów, oczywiście. Pełnił także rolę socjalnego Mikołaja, który miał wspierać te regiony i grupy mieszkańców, które wskazał Łukaszenka – mówi portalowi tvn24.pl białoruski opozycjonista Anatol Labiedźka.
Na czele rankingów
52-letni Jurij Czyż zaczynał karierę biznesmena od handlu dywanami. W 2012 roku założył firmę Triple, która działała w sektorze budowlanym. Później rozszerzył działalność na inne dziedziny: gastronomiczną, hotelarską, energetyczną. Według danych białoruskiej prasy w holdingu Czyża pracuje blisko pięć tysięcy osób.
Aktywa Czyża są oceniane na kilkadziesiąt milionów dolarów. Ukraińska gazeta gospodarcza „Dieło” szacowała je na 90 mln dol. Inne źródła przytaczały kwotę 40-60 mln dol. Białoruski "Jeżedniewnik" ("Dziennik") dwukrotnie - w 2011 i 2013 r. - umieścił nazwisko Czyża na czele rankingu "200 najbardziej prosperujących i wpływowych biznesmenów". W 2013 roku przedsiębiorca został uhonorowany przez Łukaszenkę Orderem Ojczyzny.
Na Zachodzie działalność przedsiębiorcy została oceniona inaczej. W 2012 roku Czyż trafił na listę osób objętych sankcjami ekonomicznymi UE w związku z finansowym wspieraniem reżimu Łukaszenki. Powodem wprowadzenia restrykcji był pogarszający się stan przestrzegania praw człowieka na Białorusi. Z "czarnej listy" wykreślono Czyża w październiku zeszłego roku. Później UE zniosła restrykcje wobec innych obywateli Białorusi, w tym samego Łukaszenki.
Te same zarzuty
Jurij Czyż nie jest jedynym biznesmenem, który popadł w tarapaty. Białoruskie media informowały także o zatrzymaniu właściciela największego w kraju koncernu drobiowego Servolux Jauhiena Baskina (numer sześć na liście najbardziej wpływowych biznesmenów). Zarzuty w przypadku obydwu są takie same: uchylanie się od płacenia podatków w szczególnie dużym wymiarze.
- Powodem może być właśnie zniesienie unijnych sankcji. W głowie Czyża i innych biznesmenów mogła zaświtać myśl, że czas pomyśleć o przyszłości. Białoruś może być krajem początkowego gromadzenia kapitału. Szczególnie wtedy, kiedy towarzyszysz Łukaszence w łaźni czy grasz z nim w hokeja. Ale to nie jest kraj dla trwałego, efektywnego i bezpiecznego rozwoju biznesu. Czyż chciał wyjechać i wycofać kapitał. Łukaszenka nie mógł na to pozwolić, bo za Czyżem odlecieliby także inni – mówi tvn24.pl Labiedźka.
W oficjalnym komunikacie KGB podało, że Czyż wyprowadzał środki finansowe z Białorusi za pośrednictwem fikcyjnej firmy utworzonej w Moskwie. W ubiegłym roku został zatrzymany współwłaściciel jego koncernu, Kazbek Japrincew. Zarzut: próba wyprowadzenia za granicę kapitału o wartości 30-90 mln dol.
Magiczna różdżka
Obrońca praw człowieka Oleg Wołczek uważa, że obecnie wielu przedsiębiorców białoruskich chciałoby wyprowadzić kapitał za granicę. – Władze w Mińsku znalazły się w trudnej sytuacji. Zastanawiają się, skąd wziąć pieniądze. Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie śpieszy się z udzielaniem kredytu, a rosyjskie pożyczki nie wystarczą, by ustabilizować sytuację. Władze zatem wynalazły magiczną różdżkę: wszyscy, którzy znajdują się na liście 200 najbardziej wpływowych biznesmenów, powinni się dzielić. Nikt nie chce się dzielić dobrowolnie, dlatego Łukaszenka wymierza kary – tłumaczy Wołczek.
O złej sytuacji gospodarczej świadczą wskaźniki makroekonomiczne. W roku 2015 PKB Białorusi spadł o 3,9 proc. W styczniu i lutym br. odnotowano również spadek o około 4 proc. Mińsk rozmawia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie udzielenia kredytu w wysokości 3 mld dol. Kolejne 2 mld dol. władze Białorusi chciałyby otrzymać od Eurazjatyckiego Funduszu Stabilizacji i Rozwoju (projekt władz na Kremlu). Kwota ta i tak jest już zaniżona. Łukaszenka wcześniej liczył na kredyt 3 mld dol. z funduszu. Władze w Moskwie dały jednak do zrozumienia, że w tym roku Mińsk może liczyć na kwotę 1 mld dol.
Przypadki, kiedy białoruscy biznesmeni trafiali do aresztów, a później wychodzili na wolność, bo za nią zapłacili, są znane
Anatol Labiedźka
Sygnał w kierunku inwestorów
"Brak pieniędzy w budżecie i pomocy ze strony potencjalnych wierzycieli – to główny powód niemalże codziennych oficjalnych doniesień o ujawnianiu schematów korupcyjnych i zatrzymaniu biznesmenów na Białorusi" – pisała rosyjska "Niezawisimaja Gazieta". Jej rozmówcy utrzymują, że obecnie problemy ma większość przedsiębiorców zbliżonych do Łukaszenki. Kłopoty są, bo "rynek jest niewielki, podatki wysokie, a część dochodów trzeba przeznaczać na rozmaite struktury związane z prezydentem".
- W wyniku kryzysu, który dotknął gospodarkę białoruską, klimat biznesowy i inwestycyjny w kraju znacznie się pogorszyły. Dlatego wielki biznes jest zmuszony do poszukiwania różnych schematów optymalizacji podatkowej. Na ogół jest to związane z wyprowadzaniem kapitału za granicę. Próbę zapobiegania tym procesom już widzieliśmy. Przypadek Czyża zapewne nie jest pierwszy i nie ostatni – ocenił w rozmowie z tvn24.pl Arsenij Siwickij, dyrektor Centrum Badań Strategicznych i Polityki Zagranicznej w Mińsku.
Zdaniem eksperta podobne działania szkodzą jednak klimatowi inwestycyjnemu na Białorusi, a co za tym idzie, wysyłają negatywne sygnały inwestorom.
- Taka sytuacja niekorzystnie wpływa na oczekiwania potencjalnych inwestorów zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie, świadczy bowiem o tym, że Mińsk nie jest gotowy do przeprowadzania reform – podkreśla Siwickij.
Opłata za wolność
"Obserwatorzy w Mińsku prognozują dalszy rozwój sytuacji na podstawie wielokrotnie powtarzanej przez władze praktyki: oskarżeni o przestępstwa gospodarcze urzędnicy i przedsiębiorcy zwykle wykupują się od wieloletnich kar więzienia. Jak mawiał Łukaszenka: jeżeli zwróciłeś państwu trzy, pięć razy więcej od tego co, ukradłeś, jesteś wolny" – pisał portal BBC.
Pytany o tę kwestię opozycjonista Anatol Labedźka odpowiada: - Przypadki, kiedy białoruscy biznesmeni trafiali do aresztów, a później wychodzili na wolność, bo za nią zapłacili, są znane. Wcześniej jednak takie zjawiska były odosobnione. Obecnie gospodarka jest w takim stanie, że to może stać się systemowe. Wielu przedsiębiorców, nawet przeciętnych, musi się zastanawiać, czy z ich portfeli nie będzie przypadkiem łatana biura w budżecie.
Białoruscy prawnicy wskazują, że wykupywanie się od aresztu lub więzienia jest w ich kraju legalne: przepisy mówią o zwolnieniu osoby od odpowiedzialności karnej lub zmianie środka zapobiegawczego w przypadku uiszczenia rekompensaty za wyrządzone szkody. Pytanie brzmi tylko, jak wysoka będzie ta rekompensata. W przypadku Czyża czy Baskina zapewne sięgnie miliardów rubli.