Zaledwie po trzech miesiącach od powstania Obóz Narodowo-Radykalny został zdelegalizowany, a jego kierownictwo aresztowane i wywiezione do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Sanacyjne władze stanowczo rozprawiały się z ONR.
15 czerwca 1934 roku przed warszawskim Klubem Towarzyskim przy Foksal 3 przechadzał się wyraźnie poddenerwowany mężczyzna. W jednej dłoni trzymał owinięte w szary papier pudło, w drugiej – papierosa. Widać było, że na kogoś czeka. Zatrzymywał się w cieniu drzew, oddalał do bram pobliskich kamienic, potem wracał i opierał o mur, obserwując wąską ulicę. Choć kręcił się tak od kilku godzin, jego zachowanie nie wzbudziło podejrzeń portiera u wejścia do klubu. Portier zwracał większą uwagę na pojawiające się na wąskiej ulicy auta. Tamtego wieczoru powinien spodziewać się gości ze świata polityki. Na pewno posłów, a niewykluczone, że i ministrów, a może nawet samego premiera. Klub Towarzyski był ulubionym miejscem nieformalnych spotkań ówczesnej władzy, bankierów, przemysłowców i prominentnych wojskowych.
Trzy strzały z bliska
Dwa dni wcześniej do Polski przyjechał niemiecki minister propagandy Joseph Goebbels. Gościa przyjęto z honorami, na wykład wygłoszony przez niego w sali Resursy Obywatelskiej przy Krakowskim Przedmieściu stawiło się – jak donosiła prasa – ponad pół tysiąca osób.
"Z pośród członków rządu przybyli na odczyt premjer dr. Kozłowski, minister Beck, minister Pieracki, wiceminister Szembek, wiceminister Lechnicki i szereg wyższych urzędników wszystkich resortów ministerjalnych" – zauważał łódzki dziennik "Ilustrowana Republika", zamieszczając streszczenie przemówienia Goebbelsa. Minister rządu III Rzeszy mówił długo, przez półtorej godziny, o zadaniach stojących przed partią narodowosocjalistyczną, o Żydach, marksistach i komunistach, a nawet o obozach koncentracyjnych, do których trafiali:
"Wyrzucając poza nawias społeczeństwa aspołecznych przedstawicieli tych kierunków i osadzając ich w obozach koncentracyjnych, gdzie podejmowane są usiłowania wychowania tych ludzi na użytecznych członków społeczeństwa – spełnia się akt obrony koniecznej, który, biorąc pod uwagę groźbę doraźnego niebezpieczeństwa, jednakże jest przeprowadzany przy pomocy bardzo humanitarnych środków".
Pilnujący drzwi warszawskiego Klubu Towarzyskiego portier zdawał sobie sprawę, że wieczorem tłum będzie większy niż zwykle. Nie tylko dlatego, że politycy będą chcieli odreagować wizytę Goebbelsa, którego pożegnali zaledwie kilka godzin wcześniej. Był piątek. Limuzyny zaczęły podjeżdżać już wczesnym popołudniem.
O godzinie 15.30 przy krawężniku zatrzymało się czarne eleganckie auto, z którego wysiadł minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki. Chciał porozmawiać z premierem Leonem Kozłowskim, którego spodziewał się spotkać w klubie. Zamyślony, nie usłyszał, że ktoś za nim biegnie. Był to mężczyzna, który wcześniej przechadzał się ulicą z kartonowym pudełkiem w dłoni. W paczce była bomba, jednak zamachowcowi nie udało się uruchomić zapalnika. Wtedy wyjął z kieszeni rewolwer i oddał trzy strzały, wszystkie z bliskiej odległości. Minister osunął się na chodnik, a napastnik obrócił i uciekł. Ciężko ranny Pieracki zmarł w Szpitalu Ujazdowskim niecałe dwie godziny później.
"To już będzie za późno"
Morderca umknął przed pościgiem i choć potem udało się ustalić, że był Ukraińcem, członkiem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), podejrzenia śledczych najpierw padły na polskich nacjonalistów z Obozu Narodowo-Radykalnego. Śmierć ministra spraw wewnętrznych stała się dla sanacji wygodnym pretekstem do rozprawienia się z ONR.
Obóz Narodowo-Radykalny, choć istniał zaledwie od kilku miesięcy, zdążył już przysporzyć władzom kłopotów. Nowa organizacja przyciągała młodych aktywnych nacjonalistów, rekrutujących się głównie spośród działaczy Związku Młodych Narodowców, wyjątkowo niechętnie nastawionych do socjalistów i komunistów. Ostatnie wypadki zresztą dobitnie pokazywały, do czego może prowadzić konfrontacja między partyjnymi młodzieżówkami. 29 maja ONR-owcy ostrzelali siedzibę Komitetu Dzielnicowego Polskiej Partii Socjalistycznej na warszawskiej Woli. Rannych zostało siedem osób, a PPS-owskie bojówki w odwecie zaatakowały lokale należące do narodowców.
W dniu zamachu z ministrem Pierackim próbował spotkać się Jan Mosdorf, jeden z przywódców ONR. Sprawa była pilna, bo 14 czerwca władze zamknęły drukarnię "Sztafety", wydawanego przez organizację pisma, najbardziej radykalnego spośród wychodzących wówczas czasopism o charakterze narodowym. Już w pierwszym jej numerze można było przeczytać o rozklejaniu w Warszawie plakatów z hasłem "Hitler – Endek dwa bratanki". "Chociaż akcja ta jest samorzutna i pochodzi niebezpośrednio ze źródeł organizacyjnych, tym niemniej dziękujemy, bo jest dobrą robotą propagandową" – komentowano na łamach "Sztafety".
Mosdorf był bardzo zaniepokojony, bo docierały do niego informacje o zatrzymywaniu przez policję wpływowych działaczy ONR. Domagał się spotkania z Pierackim, chcąc go przekonać, że delegalizacja jest błędem. Minister od jakiegoś czasu prowadził rozmowy z władzami organizacji, nie ukrywając niezadowolenia z problemów przez nią przysparzanych. Pieracki nie znalazł jednak czasu na spotkanie z Mosdorfem. Sekretarz ministra zaproponował, by ten przyszedł następnego dnia.
"To już będzie za późno" – odparł poirytowany Mosdorf.
Kilka godzin później minister spraw wewnętrznych już nie żył.
"Narusza spokój i bezpieczeństwo publiczne"
Śmierć Pierackiego stała się pretekstem dla władz sanacyjnych do podjęcia kilku stanowczych kroków. Przede wszystkim – utworzenia w starych carskich koszarach w Berezie Kartuskiej niesławnego obozu, do którego zaczęto zsyłać osoby mogące, według policji, naruszać spokój i bezpieczeństwo publiczne, a w praktyce głównie skrajnych działaczy politycznych. Oficjalnie obóz zaczął funkcjonować po wydaniu 17 czerwca 1934 roku przez prezydenta Ignacego Mościckiego rozporządzenia w tej sprawie, ale pierwsi więźniowie trafili tam już 10 dni wcześniej.
Drugim krokiem była delegalizacja ONR. 10 lipca Starostwo Grodzkie Warszawa-Śródmieście pełniące nadzór nad organizacją wydało rozporządzenie o rozwiązaniu jej struktur. Jako powód tej decyzji podano brak dopełnienia formalności i niezłożenie dokumentów rejestracyjnych. Był to jedynie pretekst. "Na podstawie posiadanych materjałów stwierdzono, że organizacja pod nazwą Obóz Narodowo-Radykalny rozwija działalność kolidującą z kodeksem karnym i nakazami władz państwowych" – napisało starostwo w uzasadnieniu, dodając:
"Przez stałe inspirowanie ekscesów i zaburzeń, jak np. zajście w dn. 29 maja r.b., w czasie którego członkowie ONR użyli broni palnej, raniąc kilku członków innej organizacji politycznej, podsycanie nienawiści partyjnej i rasowej, urządzanie zgromadzeń i demonstracyj w wyraźnym celu podburzania ludności przeciwko władzom państwowym, kolportowanie nieprawdziwych, zmyślonych i niepokojących pogłosek oraz nielegalnych publikacyj (...) i ulotek – Obóz Narodowo-Radykalny stał się czynnikiem naruszającym porządek prawny oraz spokój i bezpieczeństwo publiczne".
Następnie w ślad za Warszawą identyczne decyzje podjęły władze: Wilna, Białegostoku, Lublina, Kielc, Kalisza oraz Poznania.
ONR był wówczas dość młodą organizacją. Powstał 14 kwietnia 1934 roku w stołówce Politechniki Warszawskiej. To właśnie tam deklarację założycielską podpisali działacze Obozu Wielkiej Polski, zdelegalizowanego zresztą dwa lata wcześniej – między innymi: Jan Mosdorf, Jan Jodzewicz, Mieczysław Prószyński i Władysław Dowbor. Nowa organizacja u podstaw zakładała utrzymanie tajności struktur, zapraszając jednocześnie w szeregi młodzież i studentów.
Uczelniami wstrząsały w tym czasie antysemickie ekscesy, dochodziło do ataków na żydowskich studentów; narodowcy między innymi z Młodzieży Wszechpolskiej domagali się od władz akademickich wprowadzenia numerus clausus, czyli ograniczeń w liczbie Żydów przyjmowanych na uniwersytety i politechniki. Żądano również utworzenia getta ławkowego dla żydowskich studentów, na co jako pierwszy, w grudniu 1935 roku, przystał wydział inżynieryjny i mechaniczny Politechniki Lwowskiej.
Działacze, za sprawą których powstał ONR, po jego delegalizacji znaleźli się na celowniku władz. Pierwsze transporty z aresztowanymi działaczami narodowymi ruszyły do Berezy Kartuskiej już w nocy z 6 na 7 lipca. Wywieziono między innymi założycieli organizacji, wśród nich Bolesława Piaseckiego oraz Mieczysława Prószyńskiego, redaktora "Sztafety" Zygmunta Dziarmagę, prezesa Młodzieży Wszechpolskiej Bolesława Świderskiego, a także prawników – Henryka Rossmana i Jana Jodzewicza. O sprawie szeroko rozpisywały się gazety, podkreślając zwłaszcza, że dwaj ostatni to cenieni członkowie warszawskiej Rady Adwokackiej.
Agencja Informacyjna "Iskra" w pierwszych dniach lipca 1934 roku donosiła o "ponad 200 aresztowanych" przeznaczonych do wywiezienia do Berezy Kartuskiej. "W tej liczbie znajduje się około 130 osób narodowości ukraińskiej, około 40-tu członków Obozu Narodowo-Radykalnego i organizacji pokrewnych oraz około 40-tu komunistów" – precyzowano.
"Ogółem zesłano do Berezy 500 osób" – donosił poznański tygodnik "Szczerbiec" w połowie lipca. "Przewagę stanowią ukraińcy i czł. O.N.R." – dodawał lakonicznie.
"Polski Hitler"
Trudno jest dziś ocenić, ile osób zasiliło szeregi organizacji przez kilka miesięcy jej legalnej działalności. Wiadomo, że w Warszawie wstrzymano przyjęcia, nie mogąc zapanować nad licznym napływem kandydatów. Wiadomo również, że w ramach represji po delegalizacji w całym kraju zatrzymano ponad tysiąc członków ONR. Jego przywódca, Jan Mosdorf, zdołał się jednak ukryć i uniknąć aresztowania. Rozesłano za nim listy gończe, lecz bez rezultatu. Ulica powtarzała plotkę, że ucieczka Mosdorfa może być dowodem na jego zaangażowanie w zamach na Pierackiego, co z kolei wykorzystywały władze, przesiewając środowisko narodowców.
Jednym z zatrzymanych w sprawie był młody poznański adwokat Michał Howorka stojący na czele powołanej 20 lutego 1934 roku tajnej organizacji – Stronnictwa Wielkiej Polski. Wielkopolska była regionem, w którym myśl narodowa dobrze się przyjmowała, ale, podobnie jak w środowisku warszawskim, tam też dochodziło do sporów na tle ideowym.
Howorka tuż przed założeniem SWP odszedł ze Stronnictwa Narodowego, tłumacząc, że źle czuje się w tak konserwatywnej organizacji, niepotrafiącej zagospodarować entuzjazmu młodych działaczy. Następnie – w maju 1934 roku – doprowadził do połączenia SWP z ONR. Równocześnie wydał broszurę, w której nakreślił drogę do przejęcia władzy i opisał metody, jakimi chce tego dokonać. Tytuł "Walka o Wielką Polskę" miał przywodzić na myśl publikację na podobny temat wydaną dziewięć lat temu za zachodnią granicą. Takimi skojarzeniami podzielił się jeden z redaktorów "Nowej Polski", pisma sympatyzującego ze środowiskiem Howorki:
"Gdy czytałem jego 'Walkę o Wielką Polskę', to mimo woli nasunęło mi się porównanie z 'Mein Kampf'. Ta sama szczerość, bojowość, prostota, chaotyczność, ten sam hitlerowski temperament" – napisał w recenzji opublikowanej w numerze z 17 lutego 1934 roku.
Wystarczy zajrzeć na dowolną stronę książki Howorki, by przekonać się, jak poważnie traktował plan przejęcia władzy w kraju przez skrajną prawicę. Zawarł tam instrukcje, według których – jak przekonywał – można przeciągnąć masy społeczne na swoją stronę. Twierdził, że masy powinno się poddać wpływowi nośnych, prostych postulatów, a gdy tylko zajdzie potrzeba, odważnie sięgać po polityczną siłę, "aby przeciwnik przestraszył się". "Należy je sfanatyzować hasłami mocnymi i prostymi. Hasła muszą być skrajne. Organizacja, która bawi się w obiektywizm, która przyjmuje zasadę, że wszystko jest względne, nie potrafi zwyciężyć" – argumentował.
Radykalne postulaty Howorki szybko doprowadziły do przypięcia mu łatki "polskiego Hitlera". Tak określiła go sprzyjająca sanacji "Gazeta Legionowa" w wydaniu z 11 marca 1934 roku :
"Na czele stronnictwa stanął Michał Howorka, dający do zrozumienia, że chętnie widziałby siebie w roli polskiego Hitlera".
Dlatego też poznański adwokat po delegalizacji Obozu Narodowo-Radykalnego znalazł się wśród pierwszych aresztowanych. "Dnia 6 lipca został skazany przez sąd okręgowy Kierownik Dzielnicy Zachodniej O.N.R-u kol. Michał Howorka na 6 miesięcy więzienia bez prawa zawieszenia kary za obrazę marsz. Piłsudskiego" – napisał wydawany przez niego "Szczerbiec".
Howorka miał jednak więcej szczęścia niż jego polityczni koledzy, bo uniknął wysłania do Berezy Kartuskiej. Z powodu stwierdzonej wady serca został wypuszczony z więzienia.
Rozłam w podziemiu
Delegalizacja struktur i osadzenie kierownictwa ONR w obozie odosobnienia nie przetrąciły jednak kręgosłupa młodego stowarzyszenia. Jego członkowie zeszli do jeszcze głębszej konspiracji, tworząc jak najmniejsze komórki organizacyjne. Składały się z pięciu osób, szóstą był kierownik. Zintensyfikowano również działania na prowincji, gdzie znacznie trudniej było operować służbom tropiącym narodowców, i rozpoczęto akcję kupowania broni, uzbrajając lokalne struktury przeznaczone do przeprowadzania akcji dywersyjnych. Część z nich zaczęła przypominać partyjne bojówki. ONR-owcy zaczęli również zapisywać się do młodzieżowych stowarzyszeń strzeleckich, nie tylko zdobywając w ten sposób umiejętności w posługiwaniu się bronią, ale jednocześnie werbując tam nowych członków do własnej organizacji. Wkrótce też w konspiracyjnych strukturach zaczęły się spory o kształt i charakter działania w nowej rzeczywistości.
Wypuszczeni po kilku miesiącach z Berezy Kartuskiej przywódcy podzielili się na dwa obozy.
Bolesław Piasecki przy pomocy swoich zwolenników próbował przejąć kontrolę nad organizacją, chcąc nadać jej bardziej bojowy charakter i skupić w swoich rękach pełnię władzy. Grupę nazwano – od inicjałów jego imienia i nazwiska – "bepistami", choć ludzie Piaseckiego woleli określać siebie mianem "Falangi", od tytułu wydawanego przez nich pisma.
Po drugiej stronie stanęli "rossmanowcy" skupieni wokół Henryka Rossmana i Jana Jodzewicza, postulujący zachowanie dotychczasowego charakteru organizacji. Sprzyjał im wychodzący w Warszawie dziennik "ABC", nieformalny organ prasowy konserwatywnego odłamu ONR.
Niewiele brakowało, a Obóz Narodowo-Radykalny odzyskałby możliwość prowadzenia legalnej działalności jeszcze przed wojną. Władze, po śmierci Józefa Piłsudskiego w maju 1935 roku, zaczęły stopniowo łagodzić swój stosunek do ONR. Utworzony w początkach 1937 roku, na polecenie marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, prorządowy Obóz Zjednoczenia Narodowego miał stanowić zaproszenie dla ukrywających się radykałów. Kusił ich zapisami z programu politycznego zakładającego między innymi ograniczenie handlu żydowskiego w Polsce. "Zrozumiałym jest instynkt samoobrony kulturalnej i naturalną jest dążność społeczeństwa polskiego do samodzielności gospodarczej" – przytaczała popołudniówka "Gazeta Lwowska" w numerze z 23 lutego 1937 roku deklarację ideową OZN ogłoszoną przez pułkownika Adama Koca, szefa nowego ugrupowania i bliskiego współpracownika marszałka Śmigłego-Rydza.
Żołnierze, więźniowie, ofiary, politycy
Powrót ONR do głównego nurtu politycznego przerwała wojna. Część działaczy wyemigrowała na Zachód, część wzięła udział w walce konspiracyjnej, część po 1945 roku aresztowano i zabito w katowniach Urzędu Bezpieczeństwa.
Jan Mosdorf, przywódca Obozu Radykalno-Narodowego, trafił do Auschwitz. Tam pomagał więźniom, również żydowskim, tam też założył konspiracyjne struktury Stronnictwa Narodowego. Zginął – rozstrzelany przez Niemców.
Michał Howorka, poznański prawnik i szef Stronnictwa Wielkiej Polski, w czasie okupacji ukrywał się w Warszawie, gdzie służył jako łącznik w Związku Walki Zbrojnej. Aresztowany przez gestapo i uwięziony na Pawiaku, został wysłany do Auschwitz. Tam zginął.
Bolesław Świderski, były prezes Młodzieży Wszechpolskiej, po wybuchu wojny internowany na Węgrzech, został złapany przez Niemców podczas próby przedostania się do okupowanej Polski. Trafił najpierw do Auschwitz, a potem do dwóch innych niemieckich obozów. Dożył końca wojny, służył w II Korpusie Polskim, a następnie osiadł w Wielkiej Brytanii.
Zygmunt Dziarmaga, redaktor naczelny pisma "Sztafeta", w czasie okupacji był żołnierzem Armii Krajowej w Wilnie. Aresztowany w 1944 roku przez NKWD, został zesłany na Syberię, skąd wrócił do Polski dopiero w roku 1955.
Bolesław Piasecki, jeden z założycieli ONR i żołnierz kampanii wrześniowej, walczył potem w szeregach AK na Nowogródczyźnie. Został uwięziony w 1944 roku i zwolniony rok później, kiedy zgodził się stanąć po stronie komunistycznych władz. W roku 1947 założył katolickie Stowarzyszenie "Pax", następnie zasiadał jako poseł w Sejmie, a w latach 70. wchodził w skład członków Rady Państwa. W marcu 1968 roku poparł antysemicką kampanię władz nakłaniających polskich Żydów do wyjazdu z kraju bez prawa powrotu.
Obóz Narodowo-Radykalny został reaktywowany w 1993 roku. Od początku odwoływał się do tradycji ugrupowania z II Rzeczpospolitej, na co zwrócił uwagę sąd w Opolu, rozpatrując w 2003 roku wniosek o zarejestrowanie stowarzyszenia. ONR zgodę na rejestrację dostał dopiero po usunięciu ze statutu bezpośrednich nawiązań do przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego, który - jak wskazywał sąd - był "organizacją skrajnie prawicową, głosił antysemityzm, jawnie walczył z rządem i czerpał z wzorów faszystowskich". Od 2005 roku, kiedy w Częstochowie odbył się zjazd rozsianych po całym kraju mniejszych grup działających pod szyldem ONR, jest to jednolita, ogólnopolska organizacja.