6 lutego zdobył bramkę na słynnym Anfield w Liverpoolu. Cztery dni później rozpoczął się jego proces, po którym ostatecznie uznano go za winnego wykorzystania seksualnego nieletniej. Adam Johnson, dwunastokrotny reprezentant Anglii i były zawodnik m.in. Manchesteru City, został skazany na sześć lat bezwzględnego więzienia. I nie może czuć się w nim bezpieczny.
Johnson prosto z sali rozpraw trafił do więzienia w Armley w hrabstwie Yorkshire. Pracuje tam teraz jako sprzątacz. Za mycie podłóg dostaje 11 funtów tygodniowo. Do ogłoszenia wyroku zarabiał tyle… w niecałe dwie minuty, bo jego kontrakt z Sunderlandem, którego zawodnikiem był przez ostatnie cztery lata, opiewał na 60 tys. funtów tygodniowo.
To i tak o 30 tys. mniej, niż dostawał wcześniej w Manchesterze City, do którego trafił zimą 2010 r. 22-latek miał wówczas u stóp cały piłkarski świat – kupił go przecież klub przejęty chwilę wcześniej przez szejków ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a więc posiadający de facto nieograniczony budżet. Tuż po transferze do reprezentacji Anglii skrzydłowego zaczął powoływać Fabio Capello.
Johnson pokładanych w nim nadziei nie spełnił, do gry na tak wysokim poziomie zwyczajnie brakowało mu umiejętności. Meczów w barwach The Citizens i tak zaliczył jednak niemal 100, a w kadrze Anglii uzbierał w sumie 12 występów. Gdy już postanowiono go odstrzelić z Etihad Stadium, lądowanie miał miękkie, bo latem 2012 r. za 10 mln funtów sprowadził go Sunderland.
Nie był ani pierwszym, ani ostatnim Anglikiem, którego po kilku prostych kopnięciach piłki media na Wyspach ogłosiły zbawcą reprezentacji i który szybko trafił do przeciętnego zespołu. Ot, taka specyfika angielskiej prasy. Johnson z gwiazdy krajowej stał się gwiazdką lokalną i wiódł sobie spokojne życie na północy kraju, raz grając lepiej, raz gorzej. Aż nadszedł 2 marca 2016 r.
Od razu przyznał się do dwóch zarzutów
Do jego domu rano zapukała policja i aresztowała piłkarza. Postawiono mu cztery zarzuty dotyczące intymnych kontaktów z nieletnią. Rok później, a dokładnie 10 lutego, czyli pierwszego dnia procesu, oskarżony przyznał się do dwóch z zarzucanych mu czynów – uwodzenia nieletniej przez internet w celu wykorzystania seksualnego oraz do tzw. innej czynności seksualnej, którą w tym przypadku miało być całowanie 15-latki. Już tylko za to groziło mu 2,5 roku więzienia.
Po 16 dniach procesu Johnson został co prawda oczyszczony z zarzutu uprawiania seksu z nieletnią, ale jednocześnie stosunkiem głosów 10 do 2 ława przysięgłych uznała go winnym dotykania jej w miejscach intymnych. Nie dano wiary jego tłumaczeniom, że był przekonany, iż dziewczyna ma ukończone 16 lat (to w Wielkiej Brytanii, granica tzw. wieku zgody, w Polsce wynosi ona lat 15). Ona z kolei zapewniała, że pokazała mu nawet dokument z datą urodzenia. Pewne jest, że zawodnik w domu sprawdzał w internecie, od jakiego wieku dozwolone są kontakty intymne.
W jego komputerze znaleziono zresztą więcej podejrzanych treści, jak choćby zoofilską pornografię, o której posiadanie nie został jednak w ogóle oskarżony. Obecność na dysku zdjęć własnego przyrodzenia tłumaczył z kolei tym, że chciał je pokazać lekarzowi. Sąd nie dał wiary tym pokrętnym wyjaśnieniom, podobnie jak i głównej linii obrony, która opierała się na tym, że wszystko miało się dziać za aprobatą pokrzywdzonej. Ta z Johnsonem widywała się kilkukrotnie i na policję poszła dopiero wtedy, gdy po opowiedzeniu w szkole o wszystkim koleżankom została przez nie wyśmiana. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że gdy dochodziło do spotkań, partnerka Adama, Stacey Flounders była w zaawansowanej ciąży.
Argumentację obrony uznano za nieprzekonującą. Sąd wskazał, że właśnie na tym polega różnica między osobą dorosłą a niepełnoletnią, iż ta pierwsza musi być świadoma konsekwencji własnych czynów, a ta druga nie. – Sława, pozycja i status społeczny nie dają prawa, by robić wszystko to, na co ma się ochotę – uzasadniał prowadzący sprawę sędzia Jonathan Rose. Za molestowanie nieletniej Johnson mógł zostać skazany nawet na 10 lat więzienia. Ostatecznie dostał sześć.
Koniec lukratywnych kontraktów
Sława, pozycja i status społeczny nie dają prawa, by robić wszystko to, na co ma się ochotę
sędzia Jonathan Rose
Nie wiadomo, co dalej z jego życiem rodzinnym. Flounders towarzyszyła mu w sądzie na rozprawach, ale w kilku wywiadach przyznała, że nie są już razem. Z drugiej strony zapewniła, że będzie go regularnie odwiedzać, również z córką, która teraz kończy roczek. Wiadomo natomiast, że zawodnik w konsekwencji swoich czynów poniesie poważne straty finansowe. Gdy tylko przyznał się do dwóch zarzutów, Sunderland rozwiązał z nim kontrakt. Z dostarczania mu sprzętu wycofał się również Adidas.
Johnsonowi w kwestii finansów i tak się upiekło. Czarne Koty zgodnie z przepisami FIFA miały prawo ubiegać się od niego odszkodowania za poniesione przez klub straty wizerunkowe. Zapewniają jednak, że nie chcą być już więcej wiązane z jego nazwiskiem i nie będą dochodziły swoich praw. A mowa mogłaby być o niemal ośmiocyfrowej kwocie. Johnson kosztował Sunderland o 5,8 mln funtów mniej niż Chelsea zapłaciła w 2003 r. Parmie za Adriana Mutu. Rok później Rumuna przyłapano na zażywaniu kokainy i kontrakt rozwiązano z winy zawodnika, który po przegranym procesie sądowym musiał zapłacić klubowi 14,5 mln funtów.
Sunderland niekoniecznie jednak musiałby wygrać z Johnsonem, bo zachowanie klubu w całej tej sprawie nie jest zbyt przejrzyste. Z zawodnika zrezygnowano, gdy przyznał się do winy, ale wcześniej regularnie wychodził w pierwszym składzie zespołu, mimo że postawiono mu zarzuty. Menedżer Sam Allardyce zapewniał później, że był przekonany, iż skrzydłowy będzie bronił swojej niewinności, więc traktował go jak osobę niewinną.
Klub o wszystkim wiedział?
Ale Johnson w trakcie procesu zeznał, że już w maju 2015 r. opowiedział o wszystkim dyrektor wykonawczej klubu Margaret Byrne. Kobieta w trakcie procesu miała wystąpić w jego obronie, ale się nie stawiła w sądzie. Na skutek nacisku kibiców, którzy domagali się od niej wyjaśnień, na początku marca zrezygnowała ze stanowiska, przyznając, że "popełniła poważny błąd". Zapewniła jednak, że nie poinformowała nikogo w klubie o rozmowie z zawodnikiem.
Trenerzy i zarząd prosili mnie, bym wrócił do klubu i normalnie funkcjonował. Od samego początku wiedzieli, co się tu wydarzy i co będę mówił
Adam Johnson
Na ile to prawda, trudno jednoznacznie orzec. Już teraz na Wyspach mówi się, że Sunderland na sprawę przymknął oko, bo skrzydłowy był zbyt ważnym ogniwem zespołu. Od rozmowy z Byrne do zwolnienia Johnson rozegrał w lidze 23 mecze, a byłoby ich więcej, gdyby na początku tego sezonu nie pauzował z powodu kontuzji. Czarne Koty mogły więc poświęcić zasady dla wyników sportowych, a co za tym idzie, oczywiście i finansowych, i liczyć, że wszystko rozejdzie się po kościach.
– Trenerzy i zarząd prosili mnie, bym wrócił do klubu i normalnie funkcjonował, a i ja sam chciałem kontynuować wykonywanie mojej pracy. Od samego początku wiedzieli, co się tu wydarzy i co będę mówił – zeznawał pod koniec procesu Johnson. Na ile wiarygodne są jego słowa, każdy musi ocenić sam. Sąd drugiej instancji – bo zawodnik chce się odwoływać – zajmie się bowiem tylko tym, co dotyczy bezpośrednio sprawy.
Atakują go "napalmem"
Na wynik apelacji 28-latek poczeka za kratkami. Nie ma tam lekko. Armley to więzienie o zaostrzonym rygorze, kategorii B, a więc niemal najwyższej w czterostopniowej skali. Johnson ze względu na charakter popełnionego przestępstwa oraz przynależność klubową od początku jest w opałach. – Od momentu, gdy tylko tu trafił, jest naznaczony. Nie przebywa w normalnej celi, bo zbyt wielu ludzi chce go dopaść. Siedzi tu sporo kibiców Leeds i Bradford – zdradził anonimowo w rozmowie z BBC jeden z pracowników zakładu.
Zawodnik miał być już nawet celem ataków tzw. "napalmem", które polegają na rzucaniu w twarz ofiary wrzątkiem z rozpuszczoną solą. Zagrożenie dla jego zdrowia jest tak poważne, że ma zostać przeniesiony do innego więzienia. Tam łatwiej też będzie o spotkania, bo charakter czynów, za które został skazany, nie przeszkadza przedstawicielkom płci pięknej i lista chętnych do odwiedzenia go jest długa. Oprócz Flounders znajduje się na niej tłum fanek chcących spotkać się z idolem.
Osadzony otrzymał już od nich mnóstwo listów, które strażnicy muszą sprawdzać pod kątem zamieszczenia w nich ewentualnej trucizny. Oprócz wyznań miłości i zapewnień poparcia w wielu znalazły się intymne zdjęcia nadawczyń. Zarówno w bieliźnie, jak i bez.