Spośród wielu powstań zorganizowanych przez Polaków to było najbardziej niecodzienne. Wybuchło nie na ziemiach zniewolonej Rzeczpospolitej, ale nad brzegiem Bajkału, tysiące kilometrów od ojczyzny, głęboko w syberyjskiej głuszy. Inspirowane romantycznym duchem epoki i nierealistyczną oceną sytuacji skończyło się tak jak większość polskich powstań. Pierwsza bitwa w czerwcu 1866 r. okazała się ostatnią.
"Lepsza nam kula, niźli takie życie!"/ Rzekli, powstali, rozbroili zbirów - pisał później o uczestnikach powstania w wierszu "Lepsza nam kula" Kornel Ujejski. Tworzący w drugiej połowie XIX wieku poeta przedstawił ich zgodnie z duchem epoki, czyli jako męczenników walczących o wolność i niezależność narodu, poświęcających własne życie w imię idei, witających śmierć jako wyzwolenie od opresyjnego reżimu.
Poświęcenie zabajkalskich powstańców poszło jednak w zapomnienie. W skali całego imperium rosyjskiego ich akcja była mało znaczącym wydarzeniem, choć w swoich wizjach powstańcy planowali wstrząsnąć jego posadami. Nawet w polskich szkołach o tym zrywie rzadko się wspomina.
Powstanie styczniowe nad Bajkałem
A to przecież jeden z najbardziej niezwykłych epizodów w XIX-wiecznej historii Polaków. Było ostatnim tchnieniem powstania styczniowego, które według podręczników do historii zakończyło się dwa lata wcześniej, w 1864 r., gdy po spacyfikowaniu powstańców władza carska uruchomiła aparat represji w skali dotychczas niespotykanej. Zlikwidowano resztki autonomii Królestwa Polskiego, które stało się zwyczajną prowincją imperium, a kilkadziesiąt tysięcy uczestników i sympatyków powstania zesłano na Syberię.
Wśród rzeszy Polaków pędzonych na wschodnie krańce imperium rysował się wyraźny podział na "białych" oraz "czerwonych". Ci pierwsi z wielu względów mieli już dość romantycznego bicia się o wolność za wszelką cenę. Woleli możliwie dobrze urządzić się w nowej rzeczywistości i po prostu żyć. Ci drudzy byli niezłomnymi ideowcami, którzy nadal chcieli walczyć. Dla nich życie pod władzą cara było perspektywą nie do zniesienia. To właśnie oni stali się autorami ostatniego na dziesięciolecia powstańczego zrywu Polaków.
Ochrana, czyli carska tajna policja, była świadoma niebezpiecznych dla władzy nastrojów wśród zesłańców. Polacy byli więc poddani szczególnej inwigilacji. Głównie za sprawą donosicieli i prowokatorów policja osiągała dobre rozeznanie w sytuacji. Jeszcze w 1865 r. rozbito pierwszy poważniejszy spisek z udziałem polskich zesłańców, nazwany później "spiskiem krasnojarsko-kańskim".
Według zachowanych dokumentów ochrany jego celem było wspólne powstanie Polaków i Rosjan przeciwko carowi. Organizatorzy liczyli na pozyskanie dla swojej sprawy lokalnej ludności, niechętnej imperium. Co miało być dalej, nie jest jasne. Prawdopodobnie sami organizatorzy tego nie wiedzieli. Do rozważanych opcji miało należeć utworzenie syberyjskiej republiki, ruszenie na europejską część Rosji i obalenie caratu czy też masowa ucieczka do Chin.
Zostaliście zesłani na Syberię za Waszą Ojczyznę, jesteście męczennikami za wolność, zostaliście pozbawieni wszystkiego przez tego samego cara, który gnębi i naród rosyjski. Zostaliście zwyciężeni tylko dlatego, że naród rosyjski nie rozumiał i nie wiedział, o co walczyliście – powstańcie zgodnie jak jeden mąż razem z ludem do walki o ojczyznę i wolność!
Fragment konspiracyjnej odezwy
Gorące głowy spragnione walki
Organizatorzy spisku zostali aresztowani dzięki pracy prowokatora ochrany, niejakiego Józefa Sulińskiego. Nie urządzono jednak pokazowego procesu i nie wymierzono ostrych kar, bo władza zdecydowała się utrzymać sprawę w tajemnicy, aby uniknąć podburzania lokalnej ludności rosyjskiej. Część Polaków zaangażowanych w spisek dalej działała. Nowym centrum konspiracji stał się Irkuck, do którego w latach 1865-66 dotarło kilka tysięcy zesłańców.
Nastroje wśród Polaków były gorące. Wielu z nich nadal niosły patriotyczne emocje wywołane powstaniem styczniowym i nie chcieli pogodzić się z porażką. Ochrana odnotowała, że posłuch zdobywały nawet tak fantastyczne plotki jak ta, że w Imperium Osmańskim powstaje "legion polski" pod dowództwem Ludwika Mierosławskiego, słynnego wówczas generała, który brał udział w powstaniach listopadowym i styczniowym. Miał on rzekomo przybyć na odsiecz zesłańcom na pokładzie "wielkiego balonu sterowanego, mającego kształt ryby z ogromnym gwintem w ogonie".
Takim zaprzysięgłym buntownikiem był między innymi Narcyz Celiński, który przybył do Irkucka wiosną 1866 r. Z miejsca włączył się w szeregi konspiracji i dzięki wielkiej energii szybko stał się jej nieformalnym przywódcą. Pomagał mu między innymi Kazimierz Arcimowicz, którego późniejsze zeznania są głównym źródłem wiedzy o przygotowaniach do powstania.
Konspiratorzy mieli ambicję, aby doprowadzić do wspólnego zrywu Polaków i Rosjan oraz lokalnej ludności. Początkowo myśleli o rebelii w samym Irkucku, jednak szybko doszli do wniosku, że nie miałoby to żadnego sensu, bo w mieście stacjonowało około 4-5 tys. carskich żołnierzy. Rzucenie im wyzwania przez maksymalnie kilka tysięcy powstańców – przy optymistycznym założeniu, że wszyscy zesłańcy i część Rosjan przyłączy się do walki – byłoby samobójstwem. Rezygnacja z tego pomysłu nie było trudna, bo szybko nadarzyła się szansa, z której postanowiono skorzystać.
Szansa i problem w jednym
Na początku czerwca z Irkucka zesłańców zaczęto wysyłać 100 km na południe, na brzeg wielkiego jeziora Bajkał. Polacy mieli tam budować prowadzącą przez tajgę drogę do Wierchnieudińska (obecnie Ułan Ude). Władze liczyły, że w ten sposób rozładują sytuację w Irkucku, gdzie skupionych było za dużo zesłańców. Carska administracja założyła, że na południowym brzegu Bajkału Polaków będzie pilnować głównie przyroda. Okolica była słabo zamieszkana i dzika, a drogę na południe, ku Chinom, blokowało trudno dostępne pasmo górskie.
Wobec wolnych postępów w zdobywaniu poparcia Rosjan i agitacji w innych ośrodkach wygnańców, spiskowcy z Irkucka postanowili wykorzystać nadarzającą się sytuację. Na odludziu, daleko od oddziałów carskiego wojska, łatwo było rozpocząć powstanie. Problem w tym, że oznaczało to rezygnację z ambitnych planów zorganizowania szerszego zrywu z udziałem innych skupisk zesłańców, Rosjan i ludności lokalnej. Wybierając prostszą opcję, spiskowcy skazali się na izolację.
Do 21 czerwca wszyscy Polacy przeznaczeni do budowy dotarli na miejsce. Było ich 721, podzielonych na dziewięć grup pod eskortą łącznie 123 konwojentów. Spiskowcy ustalili datę rozpoczęcia powstania na noc z 24 na 25 czerwca.
Upadek ducha i rozłam
Działanie rozpoczął Arcimowicz, który znajdował się w pierwszym obozie, położonym obok osady Kułtuk. 24 czerwca wieczorem zebrał swoich towarzyszy nad brzegiem Bajkału i odczytał deklarację rozpoczęcia powstania. Przyłączyli się do niego wszyscy Polacy w obozie i dzięki przewadze liczebnej kilku uzbrojonych konwojentów zostało szybko obezwładnionych. Zabrawszy konie, prowiant i co tylko było przydatne, powstańcy ruszyli traktem nad brzegiem Bajkału na wschód, do kolejnych obozów.
Początkowo wszystko szło łatwo. Kolejne obozy były zdobywane i osadzeni w nich Polacy przyłączali się do Arcimowicza. Problemy zaczęły się dopiero w czwartym, gdzie przebywał kolejny ważny konspirator, Gustaw Szaramowicz, który przejął komendę nad rosnącym oddziałem. Większość osadzonych w czwartym obozie nie chciała się do niego przyłączyć, uważając powstanie za bezsens. Dopiero po intensywnych dyskusjach część zmieniła zdanie i liczący już około 200 ludzi oddział ruszył w dalszą drogę.
Z każdym kolejnym obozem niechęć do rebelii rosła. Najgorzej okazało się być w ostatnim i największym, położonym w osadzie Miszycha. Kolumna powstańców dotarła tam 28 czerwca rano. Znajdował się tam między innymi Celiński, który, jak się okazało, kompletnie stracił ducha do powstania. O jego bezsensie przekonali go inni osadzeni tam Polacy, głównie przedstawiciele szlachty, którzy na zesłaniu cieszyli się pewnymi przywilejami i nie mieli zamiaru ryzykować.
Oddział Szaramowicza i Arciszewskiego spotkał się więc z bardzo chłodnym przyjęciem. Przyłączyło się do nich niewielu ochotników. Samego Celińskiego, który przecież był jednym z głównych pomysłodawców powstania, trzeba było długo namawiać. W końcu przystał do rebeliantów, ale odmówił objęcia przywództwa.
Nierówne siły
Sytuacja powstania stała się bardzo trudna. Zamiast spodziewanych 700 ludzi siły liczyły zaledwie około 250. Co więcej, stan ich uzbrojenia był tragiczny. Broń palną miało około 60-70, przy czym były to w większości karabiny oraz muszkiety o wartości muzealnej i z małym zapasem amunicji. Większość powstańców tworzyła oddział "kosynierów" uzbrojonych w kosy, deski z gwoźdźmi czy po prostu pałki. Był też mały oddział "kawalerii" sformowany na zabranych Rosjanom koniach, z którym przywódcy rebelii wiązali wielkie nadzieje, ale który ostatecznie okrył się największą hańbą.
Naprzeciw tych skromnych sił Rosjanie pośpiesznie zgromadzili około 300 żołnierzy przewiezionych z Irkucka parowcem. Mieli rozkaz zagrodzić drogę powstańcom idącym na wschód w kierunku Wierchnieudińska, gdzie znajdował się duży magazyn broni i wyposażenia wojskowego, którego zdobycie bardzo wzmocniłoby rebelię. Rosyjski oddział nie był elitarny, jednak w porównaniu z Polakami i tak świetnie uzbrojony, wyszkolony oraz zdyscyplinowany.
Pierwsza na rosyjskie wojsko natknęła się powstańcza kawaleria prowadząca zwiad na trasie marszu. Polacy szybko się wycofali i zanieśli wiadomość o zagrożeniu dowódcom, którzy byli zaskoczeni tak szybkim pojawieniem się Rosjan. Celiński z miejsca chciał rozproszyć siły i zacząć przedzierać się ku granicy chińskiej, jednak po ostrych sporach przeważyło zdanie Szaramowicza, który miał stwierdzić, że "nie po to żeśmy powstali, by chować się przed wrogami".
Ostatni akord
Do pierwszego i ostatniego boju doszło niedaleko Miszychy. Wszystko działo się w tempie błyskawicznym, bo powstańcy dotarli do położonego tam obozu rano, podczas gdy wieczorem już szli ku rosyjskiemu wojsku. Szaramowicz próbował jeszcze zniwelować przewagę Rosjan, organizując zasadzkę za brodem na rzeczce Bystra, ale nie zdało się to na nic. Gdy tylko doszło do boju, dała o sobie znać przytłaczająca przewaga regularnego wojska, które zasypało powstańców ołowiem. Próba ataku kosynierów załamała się pod ogniem Rosjan i Polacy musieli się cofnąć, zostawiając kilkunastu zabitych.
Trzymana w rezerwie kawaleria, która miała wykonać w dogodnym momencie zaskakującą szarżę, w ogóle nie przystąpiła do walki. Za namową Celińskiego kawalerzyści uciekli z pola boju i ruszyli w kierunku chińskiej granicy, zabierając ze sobą większość zapasów żywności. Reszta powstańczego oddziału szybko poszła w rozsypkę i również uciekła do lasu. W ten sposób, po zaledwie czterech dniach, powstanie zabajkalskie faktycznie się skończyło.
Rozproszeni Polacy podjęli desperacką próbę przebycia pasma gór na granicy z Chinami. Spodziewając się takiego obrotu spraw, Rosjanie zawczasu zaczęli tam wysyłać oddziały kozaków, którzy obsadzili wszystkie przełęcze oraz drogi. Przez miesiąc po bitwie pod Miszychą powstańcy tułali się po lasach, nie mogąc znaleźć przejścia ku granicy i wolności. Rosjanie stopniowo likwidowali grupki niedobitków i 25 lipca poddała się im ostatnia. Tym sposobem zakończyło się ostatnie zbrojne powstanie Polaków przeciw imperium rosyjskiemu.
Spośród 721 Polaków wysłanych na budowę drogi do Irkucka wróciło 668. Pozostali zginęli w walkach lub z głodu i chorób. Czterech pojmanych przywódców, w tym Celińskiego i Szaramowicza, skazano na rozstrzelanie. Arcimowicz otrzymał wyrok dożywotniej katorgi. Karę śmierci wykonano 15 listopada. Skazańcom pozwolono napisać uprzednio listy do rodzin, jednak nigdy ich nie dostarczono. O ich zatrzymaniu miał zadecydować sam car Aleksander II. Listy na następne 100 lat trafiły do przepastnych archiwów ochrany. Odkrył je dopiero w 1963 r. polski historyk Henryk Skok.
Jutro umieram, ale 32 lata żyłem uczciwie. Przyczyną uczciwości mojej Ty; przyczyną śmierci mojej – ja. Posłano nas daleko; nam chciało się iść jeszcze dalej; ja byłem naczelnikiem; broń była w robocie; do starych klęsk dodała się nowa; rząd to nazwał buntem – i jutro będę rozstrzelany.
Biedny mój Ojcze! Pamiętasz, jak nad grobem Ojca Twego sprzeczaliśmy się, kto z nas dłużej żyć będzie? Widzisz, że na moje wyszłoFragment listu Szaramowicza do ojca