Mieszkańcy nie wierzyli własnym oczom. Z dnia na dzień komunistyczna władza pozmieniała nazwy wsi, w których mieszkali. Stuposiany przechrzciła im na Łukasiewicze, Uherce Mineralne na Nową Wieś, Smereczne zostały Świerkową, Jahońka - Jasienią, a Prełuki - Przełęczą. Wszystko po to, by nadać im czysto polskie brzmienie.
Jest 12 marca 1974 roku. Radziecka sonda kosmiczna ląduje na Marsie i traci kontakt z Ziemią. W Polsce tego dnia na biurku szefa gabinetu w MSW ląduje pismo, z którego wynika, że grupa partyjnych towarzyszy straciła kontakt z rzeczywistością.
Co towarzyszowi "wydawało się być"
W okrytym ponurą sławą gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przy ulicy Rakowieckiej pułkownik magister Jerzy Zaremba dyktuje maszynistce pismo do szefa gabinetu ministra Stanisława Kowalczyka.
"(...) w sprawie propozycji zmian nazw niektórych miejscowości w woj. lubelskim, Departament Społeczno-Administracyjny wyraża pogląd, że dokonanie tych zmian jest celowe. W szczególności zasady, którym podporządkowane zostały propozycje zmian, wydają się być trafne i uzasadnione".
Przekroczyć granicę w Grzebiennem
Władze PRL chciały zmienić nazwy ponad tysiąca miejscowości na ścianie wschodniej. Uzasadnienie? Brzmiały za mało po polsku.
Jakimi tropami szły wówczas myśli partyjnych dygnitarzy, do dziś jest przedmiotem rozpraw naukowych i publicystycznych spekulacji. Każdą z ówczesnych propozycji nazw rozbiera się w nich na czynniki pierwsze. Znane wszystkim Hrebenne miało nosić nazwę Grzebienne, Kościuszkowską Dubienkę chciano przemianować na Dębinkę, a Horodło (unia polsko-litewska z 1413 roku) miało być Grodłem.
Niepolskie naleciałości - rzeczywiste i urojone - miało wyplenić MSW, którego szefem był Stanisław Kowalczyk, milicjant, z zawodu metalurg.
W 1974 roku zablokowali go jednak językoznawcy. Przy premierze działała bowiem ekspercka Komisja Ustalania Nazw Miejscowości i Obiektów Fizjograficznych. Bez jej zgody żadna urzędowa nazwa geograficzna w Polsce nie mogła być nadana ani zmieniona.
"Podczas posiedzenia wywiązała się dyskusja pełna protestów, przede wszystkim ze strony językoznawców. Pomimo sugestii sekretarza komisji, że projekt wypłynął od najwyższych czynników państwowych, uznano, iż zmiany doprowadzą do zamieszania w nauce i administracji" - relacjonuje badacz tego zagadnienia Jacek Wysocki z Instytutu Pamięci Narodowej.
W końcu eksperci nie mogli bruździć
Drugie podejście było już skuteczne. Zaplanowano je tak, żeby znawcy języka polskiego nie przeszkadzali. Kompetencje ustalania nazw geograficznych przeniesiono z MSW do Ministerstwa Administracji, Gospodarki Terenowej i Ochrony Środowiska.
Przy okazji zlikwidowano Komisję Ustalania Nazw Miejscowości. Zrobiono to w tak głębokiej tajemnicy, że o rozwiązaniu jej nie poinformowano nawet zasiadających w niej członków. Gdy w 1977 roku przeforsowano nazewniczą rewolucję na Podkarpaciu, na fali protestów pojawiło się pytanie, jak komisja mogła do tego dopuścić. Dopiero wtedy wyszło na jaw, że komisji już nie ma.
Zmiana nazw 120 miejscowości w Bieszczadach i na Zamojszczyźnie dokonała się niemal równo 41 lat temu, w środku wakacji. W tamtych czasach, poza miejscowymi, były tam tysiące turystów.
Nie sposób przytoczyć wszystkich zmian, ale kilka warto odnotować. Berezka stała się Brzózką, Bereźnica Wyżna - Brzeziną, Chrewt - Przystanią, Czerteż- Przedmieściem, Hłudno - Chłodnikiem, Hroszówka - Groszówką, Jahońka - Jasienią, Prełuki - Przełęczą, Smereczne - Świerkową, Wańkowa - Jankową, Gruszowa - Jodłową, Mołodycz - Mołodzicami, a Załuże - Załężem. Dąbrówka Ruska i Świerżowa Ruska straciły drugi człon swych nazw, a Krowica Hołodowska została Krowicą Lubaczowską. Uherce Mineralne stały się... Nową Wsią. W ten sposób zamiast dotychczasowej, jedynej w swoim rodzaju, otrzymała nazwę identycznie brzmiącą z nazwami kilkuset innych wsi w Polsce.
Duch generała zawisł nad trzema wsiami
Zmienione zostały też nazwy miejscowości, znanych dziś turystom z Polski i z zagranicy. Stuposiany zostały przemianowane na Łukasiewicze. Dołżyca kojarzona obecnie z wakacyjnym festiwalem Bieszczadzkie Anioły stała się wtedy Długopolem. Lubiane przez turystów Muczne przemianowano na Kazimierzowo - jak wieść gminna niesie - na cześć oficera Ludowego Wojska Polskiego, który organizował w okolicy polowania dla partyjnych prominentów i ich gości z państw RWPG.
Aż trzy wioski miały odtąd sławić generała, który się kulom nie kłaniał (Karola Świerczewskiego, ps. Walter). Młodowice stały się Walterowem, Rabe zyskało nazwę Karolów, a Hłomczę zastąpiono Świerczewem. Ów kult generała o pseudonimie z wojny domowej w Hiszpanii budził zdziwienie, otwarcie wyrażane nawet w czasopismach, a pamiętajmy, że były to czasy cenzury.
"Na marginesie tych trzech ostatnich nazw rodzi się refleksja: czyżby Polsce brakowało bohaterów? Dla uczczenia jednej osoby utworzono aż trzy nazwy i to określające miejscowości blisko siebie leżące. Żaden z polskich bohaterów narodowych, a mamy ich sporą liczbę, takiego zaszczytu się nie doczekał" - konstatował w 1981 roku wybitny polski onomasta prof. Kazimierz Rymut.
Listonosz jak stara mapa
Mieszkańcy byli zaskoczeni. Z dnia na dzień dowiedzieli się, że mieszkają w innych miejscowościach, niż żyli do tej pory: oni, ich dzieci, rodzice, dziadkowie, sąsiedzi.
Można wyobrazić sobie to zamieszanie! Ktoś na przykład chciał odwiedzić ciotkę w Stuposianach i, idąc kilka kilometrów do przystanku, zapomniał, jak Stuposiany nazywają się po nowemu. Nie miał przecież smartfona z internetem, żeby to sprawdzić ani nawet prostej komórki, żeby zadzwonić do przyjaciela.
Albo wyobraźmy sobie turystę ze środkowej Polski, który wybierał się w Bieszczady zafascynowany opowieściami znajomych o pięknej, położonej nad potokiem, wiosce Muczne, a z najnowszego przewodnika dowiadywał się, że jej nie ma. Jest potok Muczne i nic niemówiące Kazimierzowo.
- Z czasem pojawiły się nowe tablice z nazwami wsi, drogowskazy, tablice informacyjne na urzędach. Nie nastąpiło to w ciągu jednej nocy, bo władza nie miała takich sił i środków, a operacja objęła przecież 120 rozrzuconych w terenie miejscowości. Mieszkańcy musieli powymieniać dokumenty. Czasami wymagało to wyjazdów do stolic województw, do Przemyśla czy do Krosna. Bywało, że ponad sto kilometrów w jedną stronę - opowiada Krzysztof Potaczała, autor serii książek "Bieszczady w PRL-u".
Niedogodności było więcej. Rolnicy musieli "przemeldować" swe grunty w zasobach geodezyjnych, błądzili dostawcy towarów do wiejskich sklepów, dzieciom trzeba było powyrabiać nowe legitymacje szkolne. Na wiejskich domach, na koszt właścicieli, musiały zawisnąć nowe tabliczki z numerami i nazwami miejscowości.
Mieszkańcy regionu w kontaktach między sobą wciąż posługiwali się starymi nazwami. Kierowcy czy konduktorzy państwowych autobusów na ogół wiedzieli, jaki sprzedać bilet, gdy ktoś użył starej nazwy. Przesyłki adresowane po staremu państwowa poczta niezawodnie dostarczała do odbiorców.
- Całą gminę obsługiwał wówczas jeden listonosz, mieszkający w Lutowiskach. On przecież znał tych ludzi, oni znali jego. Listy, nawet niedokładnie czy nieaktualnie zaadresowane, docierały więc do adresatów, a nie do urzędu przesyłek niedoręczonych w Koluszkach - śmieje się Potaczała.
Protestowali przewodnicy, językoznawcy i Iwaszkiewicz
Opór przed nowymi nazwami nie opuszczał środowisk inteligenckich. Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich (zmiany nazewnictwa objęły również miejscowości Beskidu Niskiego) otwarcie informowało turystów o gwałcie na historycznym nazewnictwie, którego dopuściła się władza.
Jeden z ówczesnych liderów Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich Andrzej Wielocha pisał w "Zeszycie Przewodnickim" (nr 2/1980):
"Jest to zbrodnia dokonana na historii i kulturze narodu. (...) Nagle, jednym pociągnięciem pióra, jedną niedoważoną decyzją, bez pytania, bez wyjaśnienia zostaje to zmienione jak znoszone rękawiczki. (..) Przecież to tak, jak byśmy palili książki tylko dlatego, że nazwiska ich autorów brzmią za mało swojsko".
Na łamach "Twórczości" zabrał głos w tej sprawie pisarz Jarosław Iwaszkiewicz:
"Rozumiem dokładnie, że zmieniono nazwę wsi Mordownia na wieś Spokojna, nawet zastanowiwszy się, pojmuję dlaczego wieś Przychojna zmieniono na nazwę Jodłówka... Ale dlaczego nazwę Czystohorb zmieniono na nazwę Górna Wieś, jaka jest różnica między nazwą Jahorika a nazwą Jasień? Chrzestni rodzice wyraźnie prześladują literę 'h'. Dlaczego? Dlaczego zmienia się przepiękne Liskowate na banalne Lisówek? W ogóle osoby, które dość długo obmyślały (kto?) te odmiany, nie lękały się największych banałów i pospolitości prawdziwie gigantycznych rozmiarów. Przy czym fantazja ich była dość uboga. (...) Ile osób trudziło się nad tymi przemianowaniami? Chciałbym wiedzieć, ile papieru na to poszło. Ile zebrań zarządzono? Ile pieczątek przerobiono (a pieczątki można przerabiać tylko w stolicy) i co z tego wynikło?".
Fachowcy od nazw własnych w polszczyźnie bezlitośnie zaś wytykali władzy, że na fali spolszczania niepolskich naleciałości, obróbce poddano również nazwy rdzennie polskie.
"W trakcie przeprowadzania zmian usunięto nie tylko nazwy o ukraińskich cechach językowych, ale na wskroś polskich. Takimi czysto polskimi nazwami są np. (...) Niemstów, dalej Gorajec, Gruszowa czy przepiękna dolina Koniusza" - wyliczał Kazimierz Rymut.
Wolne skojarzenia władzy
Rymut w publikacji, wydanej podczas karnawału wolności w 1981 roku, bezlitośnie zdemaskował fałszywe, oparte na ignorancji, skojarzenia dygnitarzy, którzy w swoim przekonaniu spolszczyli nazwy bieszczadzkich miejscowości. Oto jeden z przykładów:
"Przetworzono nazwę Sianki na Sanniki kojarzące obie nazwy z wyrazem sanki. Tymczasem nazwa Sianki pochodzi od nazwy rzeki San, po ukraińsku brzmiącej Sian, nie mającej nic wspólnego z sankami" - ubolewał Kazimierz Rymut.
Dlaczego władzom San kojarzył się z sankami? Można się tylko domyślać. Niedostatki w wykształceniu politycznych dostojników były w tamtych czasach tajemnicą poliszynela. Dworowano sobie z nich w dowcipach i w kabaretach. Wystarczy odwołać się do pamiętnego skeczu Piotra Fronczewskiego o gubernatorze cyrków, który myślał, że cyrk to fabryka cyrkli, czy do dowcipu o partyjnym dostojniku, który dowiedziawszy się, że Karol Wojtyła został papieżem, miał powiedzieć: "a spodziewałem się, że wybiorą Babiucha" [działacz PZPR, premier, wiceprzewodniczący Rady Państwa - przyp. red].
Początek odwrotu
W pewnym momencie władza zorientowała się, że coś w tej operacji przemianowywania nie zagrało. Problematyczne okazało się wprowadzenie zmian bez jakichkolwiek konsultacji z ekspertami. W 1978 roku pospiesznie więc przywrócono rządową Komisję Ustalania Nazw Miejscowości, a na jej czele stanął wybitny językoznawca, uczeń Witolda J. Doroszewskiego, prof. Mieczysław Szymczak.
Odwrót nastąpił pod wpływem nacisku intelektualistów i naukowców oraz pod presją mediów, które w 1980 po poluzowaniu cugli cenzury, zaczęły coraz śmielej krytykować zmianę nazw z 1977 roku. Publikacje na ten temat pojawiały się w "Polityce", "Kulturze" (warszawskiej), "Politechniku" (tygodniku studenckim) i "Słowie Powszechnym" (oficjalnym organie stowarzyszenia katolików uznawanego przez komunistów).
Mimo to nowe nazwy obowiązywały w obiegu urzędowym jeszcze przez trzy lata. Władza ugięła się dopiero pod otwartym protestem. Postulat przywrócenia starych nazw był jednym z żądań wysuwanych w czasie strajku chłopskiego w Ustrzykach Dolnych na przełomie lat 1980/81. Porozumienia rzeszowsko-ustrzyckie władza podpisała z protestującymi w lutym 1981 roku.
Nieliczni obrońcy nowego
W teorii zarządzania uznaje się, że każda zmiana rodzi niechęć części ludzi, których dotyczy. A gdy tę zmianę się wycofa, jakaś część niezadowolonej wcześniej grupy znowu jest niezadowolona. Tak było i tym razem.
Mieszkańcy wsi Poździacz, przemianowanej w 1977 roku na Leszno, za nic nie chcieli wrócić do starej nazwy. I nie jest to anegdota, a ustalenie naukowe! W tym regionie część ludności ścieśniała samogłoskę "o" w kierunku samogłoski "i", co w przypadku Poździacza mogło rzeczywiście budzić nieuprawnione skojarzenia.
Problem ten opisała wybitna językoznawczyni prof. Barbara Czopek-Kopciuch.
"Nazwa Poździacz, pochodząca od imienia lub przezwiska Poździak (późny), znana jest od XV wieku i do 1977 roku nikomu nie przeszkadzała. W 1977 wraz z całą grupą nazw bieszczadzkich zmieniono ją na Leszno, a w 1981 przywrócono nazwę historyczną. I wtedy ludność uznała, że to nazwa obraźliwa, kojarzy się z wulgarnym wyrazem (w miejscowym ukr. dialekcie o > i). Bezskutecznie Komisja starała się przekonać mieszkańców do zachowania nazwy historycznej".
Drugim wyjątkiem była wieś Haźlach. Po 1981 roku pozostała nowa nazwa Hażlach. Mieszkańcom Haźlach kojarzył się z gwarowym określeniem "haziel" oznaczającym wychodek. W tym przypadku również Komisja Ustalania Nazw Miejscowości przychyliła się do wniosku mieszkańców.
Operacja i odwrót od niej przebiegały więc - jak widać - różnymi drogami. To, co jednym pociągnięciem pióra przekreślili ludzie partii, musieli potem mozolnie przywracać eksperci.
Kazimierz Rymut: "Jeden zasadniczy wniosek warto z całej tej sprawy wyciągnąć. Wszelkie administracyjne zmiany w nazewnictwie trzeba przeprowadzać bardzo ostrożnie. I muszą być brane pod uwagę opinie ludzi, którzy się na tych sprawach znają".
Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że zasada wywiedziona przez profesora, dotyczy wszelkich reformatorskich zapędów, nie tylko w zakresie przemalowywania drogowskazów.
Źródła:
Kazimierz Rymut, "Nad sprawą nazw w Bieszczadach (refleksje językoznawcy)", w: "Językoznawstwo" nr 2/1981.
Barbara Czopek-Kopciuch, "Prace komisji nazw miejscowości i obiektów fizjograficznych przy MSWiA" w: "Archiwum Fotogrametrii, Kartografii i Teledetekcji", vol. 23, 2012. s. 71-80.
Jacek Wysocki, "Próby zmian nazw miejscowości na Lubelszczyźnie w latach siedemdziesiątych XX w.", w: "Przegląd Archiwalny Instytutu Pamięci Narodowej" 3/2010, s. 285-318.
Krzysztof Potaczała, "Bieszczady w PRL-u", wyd. Bosz, 2014.