logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Lista tematów

  • 1
    Katarzyna Świerczyńska Anioł z Maszewa i 200 pań. "Chłop ma tyle roboty, a obcymi kobietami się zajmuje"
  • 2
    Katarzyna Zdanowicz Zniszczone marzenia, poraniona psychika. "To będzie jeden z najgłośniejszych procesów od lat"
  • 3
    Tomasz-Marcin Wrona Xawery Żuławski: ojciec szedł odważnie ku śmierci, po męsku i artystycznie
  • 4
    Wanda Woźniak "Anioły i demony". Prali dzieciom mózgi, odcinali od rodziców
  • 5
    Monika Winiarska Zamachy, katastrofy, samobójstwa. Klątwa Kennedych trwa?
  • 6
    Sylwia Majcher Anja Rubik: kupowanie nowych ciuchów nie jest modne
  • 7
    Tomasz Wiśniowski Geniusz został bankrutem. Sprzedał nawet trampki i skarpetki
  • 8
    Filip Czekała Bóbr i żubr na talerzu? Kiedyś jedliśmy wronę, minoga, szczeżuję
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Katarzyna Świerczyńska

Anioł z Maszewa i 200 pań. "Chłop ma tyle roboty, a obcymi kobietami się zajmuje"

Zobacz

Tytuł: Piotr Kamiński z pomieszczenia na miotły zrobił gabinet Źródło: Robert Stachnik

Katarzyna Zdanowicz

ZobaczZniszczone marzenia, poraniona psychika. "To będzie jeden z najgłośniejszych procesów od lat"

Czytaj artykuł

Tomasz-Marcin Wrona

ZobaczXawery Żuławski: ojciec szedł odważnie ku śmierci, po męsku i artystycznie

Czytaj artykuł

Podziel się

Stałem i stoję w jego cieniu. Nie mam złudzeń, że uda mi się być lepszym twórcą niż mój ojciec - mówi w rozmowie z Magazynem TVN24 reżyser Xawery Żuławski.

Xawery Żuławski zasłynął przed 10 laty "Wojną polsko-ruską", doskonałą adaptacją filmową powieści Doroty Masłowskiej. Debiutował "Chaosem" w 2005 roku. Zawodowo po raz pierwszy na plan filmowy wszedł w 1989 roku, gdy jego ojciec - Andrzej Żuławski - kręcił "Błękitną nutę".

Żuławscy należą do jednego z najważniejszych polskich rodów artystycznych. Na kartach historii zapisali się już Jerzy Żuławski (brat dziadka Andrzeja Żuławskiego, jeden z prekursorów polskiej literatury fantastycznonaukowej), Marek Żuławski (syn Jerzego, malarz, rysownik, grafik), Juliusz Żuławski (syn Jerzego, poeta, prozaik, eseista dramaturg), Wawrzyniec (syn Jerzego, kompozytor, muzykolog, krytyk muzyczny; wraz z matką Kazimierą odznaczeni medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata), Mirosław (brat Jerzego, ojciec Andrzeja, reportażysta, publicysta, felietonista, dyplomata) i w końcu Andrzej Żuławski, jeden z najważniejszych powojennych polskich reżyserów, scenarzystów, a także uznany pisarz. Andrzej Żuławski zmarł w 2016 roku. Przed śmiercią zostawił swojemu najstarszemu synowi - Xaweremu - scenariusz "Mowy ptaków".

Film przez krytyków opisywany jest przede wszystkim jako radykalny eksperyment artystyczny, w którym piętnowane są pogarda dla wiedzy i postawy faszystowskie. Tytułowa "Mowa ptaków" odnosi się do języka, którym posługują się wykluczeni bohaterowie - głównie artyści - z agresywnej, hałaśliwej większości zdominowanej przez chamstwo i głupotę. Xawery Żuławski, realizując tekst ojca, oddał hołd jego twórczości - z jednej strony odwołuje się do filmów Andrzeja Żuławskiego poprzez język, rekwizyty, kostiumy, postaci, tematy. Przy realizacji "Mowy ptaków" pracowali byli współpracownicy i przyjaciele wybitnego reżysera.

Światowa premiera "Mowy ptaków" odbyła się podczas festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu (1 sierpnia) i tytuł już wywołał wiele zamieszania, choć jeszcze nawet nie trafił do kin.

12 lipca komitet organizacyjny 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni poinformował, że do konkursu głównego przyjętych zostało 16 spośród 40 zgłoszonych filmów. Decyzja ta wywołała oburzenie środowiska filmowego, gdyż na liście brakowało czterech tytułów, które rekomendował zespół selekcyjny (wśród ośmiu, które do konkursu powinny wejść na pewno), w tym "Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego. W skład komitetu organizacyjnego wchodzą między innymi: dyrektor festiwalu Leszek Kopeć, przewodniczący rady programowej Wojciech Marczewski, wiceminister kultury Paweł Lewandowski, Jacek Bromski (prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich), Radosław Śmigulski (dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej), Jacek Kurski (prezes TVP), Krzysztof Olendzki (dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza), Rafał Wiśniewski (dyrektor Narodowego Centrum Kultury), Artur Adamski (wicedyrektor Departamentu Edukacji i Wydawnictw NBP), Agnieszka Odorowicz (Cyfrowy Polsat) oraz przedstawiciele pomorskiego samorządu i miasta Gdyni. Po licznych głosach oburzenia - głównie środowiska filmowego - wstępnie odrzucone filmy zakwalifikowano ponownie. 

"Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego do kin trafi 27 września.

"Mowa ptaków" w reżyserii Xawerego Żuławskiego / Wideo: Velvet Spoon

 

Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: Pana film wywołał duże zamieszanie przy okazji konkursu głównego festiwalu w Gdyni.

Xawery Żuławski: Zdaję sobie sprawę z tego, jaki film zrobiłem. Miałem przeczucie, że może mieć problem z dostaniem się do Gdyni ze względu na swoją anarchistyczną formę i dzikość. Z jednej strony - oczywiście - nie było dla mnie zaskoczeniem, gdy padła ta pierwsza informacja, że film nie dostał się do konkursu. Raczej mówiłem: "a nie mówiłem?". Z drugiej strony - po kilku godzinach od tej informacji zaczęły do mnie docierać głosy, że to nie selekcja, tylko komitet organizacyjny uznał "Mowę ptaków" za niegodną bycia w konkursie głównym. Wtedy pojawił się u mnie duży znak zapytania. Byłem ciekaw, skąd taka decyzja, dlaczego "Mowę ptaków" wykreślono w towarzystwie innych filmów, które - z tego, co wiem - też nie są jakoś polityczne, ale po prostu inne. Muszę powiedzieć, że gdy pojawił się silny głos środowiska filmowego, solidarność i ta ogromna promocja, jaką zyskał film, powiedziałem sobie: "nie no, fajnie, fajnie, że nas nie przyjęli do konkursu głównego". (śmiech) Ale chyba 48 godzin później przyjęli nas z powrotem. Cała ta aferka zrobiła filmowi dobrze i wszyscy nim się zainteresowali. Teraz o filmie się mówi. Myślę, że w gdyńskich kuluarach będzie się w tym roku działo.

"Zdaję sobie sprawę z tego, jaki film zrobiłem" / Wideo: tvn24

Dlaczego pana zdaniem komitet organizacyjny podjął tę pierwszą decyzję?

Powiem panu szczerze, że nie wiem. Nie chcę plotkować. Nikt nie chciał skonfrontować się z zespołem selekcyjnym ani z twórcami i powiedzieć, dlaczego nie przyjęto mojego i innych filmów. Odpowiedzi były okrągłe. Najważniejsze jest jednak to, że ostatecznie zmieniono decyzję. Obrazuje to w pewien sposób mentalność, w jaką powoli wszyscy się pakujemy. Chodzi mi o to, że jest coś takiego jak pojęcie władzy, która uzurpuje sobie prawo do rozsądzania tego, co jest dobre dla widza czy obywatela, a co jest niewskazane. Była to próba zdecydowania, w jakim kierunku festiwal powinien podążyć. Okazało się, że tak się nie da, że trzeba różnorodności, która jest konieczna w kulturze i sztuce.

Nieżyjący od ponad trzech lat Andrzej Żuławski jest współtwórcą "Mowy ptaków". Jak pan myśli, w jaki sposób zareagowałby na tę sytuację?

Mój ojciec był osobnikiem zero-jedynkowym. Mam wrażenie, że pewnie obraziłby się i nie dał już tego filmu do Gdyni. Dla mnie ważniejsze jest budowanie mostów i to, żeby się nie zamykać na drugich. Dobrze się stało, że ten film będzie do obejrzenia właśnie na tym festiwalu, właśnie na tej edycji, właśnie w tym momencie, w jakim się znajdujemy w Polsce, i z tymi problemami, z jakimi społeczeństwo się boryka.

"Mój ociec był osobnikiem zero-jedynkowym" / Wideo: tvn24

Jednak film sam w sobie nie jest polityczny. Nie odnosi się wprost, nie komentuje polityki. Podobnie jak poprzednie pańskie fabuły nie jest też moralitetem, ale stawia pytania. Stąd zastanawiające jest, dlaczego ewentualnie decydenci mogliby się na ten film obrazić?

Film - po raz kolejny w mojej minitwórczości - ukazuje nasz kraj, społeczeństwo, może miasto w krzywym zwierciadle, uwypukla niektóre zjawiska, a o niektórych nie mówi, ale to nazywanie go politycznym jest dla mnie zabawne. On w ogóle nie jest o polityce, choć polityka jako taka ma przecież wpływ na nas wszystkich. Nie jestem politykiem, ale żyję tutaj i polityka jest jakąś częścią dnia, świata, częścią naszych emocji. Tak samo w "Mowie ptaków".

Przeczytałem w jednym z artykułów o premierze "antypisowskiego filmu". Tam nie pada ani razu słowo PiS. Jednak jeśli jest to w czyimś odczuciu antypisowski film, to rozumiem, że PiS równa się nacjonalizm, faszyzm, ONR i tak dalej. "Mowa ptaków" pokazuje to, co zaczyna się dziać wśród nas, na ulicy. Nic nie inscenizowaliśmy, robiąc godzinę "W". ONR w zeszłym roku przejęło marsz. Nie było tak? Byłem tam i widziałem tych ludzi, którzy wyglądają jak wyjęci z Niemiec z 1939 roku. Przepraszam, ale to nie ja stoję z tymi opaskami i flagami na baczność, nie deklaruję haseł, które ewidentnie są rasistowskie, ksenofobiczne i tak dalej. "Mowa ptaków" pokazuje co jakiś czas to, że u nas na ulicach i w naszej psychice coś takiego zaczyna się dziać. Jeżeli ktoś mówi, że to jest anty-PiS, to trzeba się głęboko zastanowić, czym jest PiS.

Żuławski: "Mowa ptaków" w ogóle nie jest o polityce / Wideo: tvn24

Mówi pan, że film ukazuje zjawiska, które pojawiają się w naszej przestrzeni publicznej, ale przecież scenariusz powstał kilka lat temu.

To nie dzieje się od wczoraj. Ta sprawa nie jest tak naprawdę związana z PiS-em, a z naszą mentalnością, kulturą i tym, że przez ostatnie 50 czy 60 lat w ogóle myśl narodowa jako taka była tłumiona. Dzisiaj otworzono drzwi, dano przyzwolenie, bez żadnej kontroli ludzie mogą mówić, co im się żywnie podoba, co z domów powynosili i co usłyszeli od rodziców. To wszystko dzisiaj eksploduje, ale to nie znaczy, że nie tliło się od lat. Kiedy byłem nastolatkiem, byli nacjonaliści, skinheadzi, faszyści. Było to bardziej uliczno-podziemne. Dzisiaj to ląduje na pierwszych stronach gazet i staje się częścią polityki. Przyzwolenie na nacjonalizm, jakie w naszym kraju ma miejsce, jest bardzo niebezpieczne.

Mój ojciec był Polakiem - czego też mu się próbuje odmawiać - i całe jego życie toczyło się wokół Polski. Nawet gdy przebywał na emigracji, to odbijał się w tym kraju. Widział i czuł, co się dzieje. Scena otwierająca, gdy uczniowie zakładają nauczycielowi na głowę kosz na śmieci, jest sceną sprzed 16 lat, która wydarzyła się w Toruniu.

O jakim odbieraniu polskości pan mówi? Przecież jesteście przedstawicielami rodziny, która mocno wpisała się w historię polskiej kultury.

Zapraszam do przejrzenia recenzji "Mowy ptaków" pana Krzysztofa Kłopotowskiego, gdzie pojawia się próba odebrania nam głosu twierdzeniem, że za długo przebywaliśmy na emigracji. Jeśli o mnie chodzi, to na emigracji byłem cztery lata, więc nie wiem, czy to jest okres, który powoduje, że nie mogę się wypowiadać o Polsce. Urodziłem się na warszawskim Solcu, maturę zdawałem w Reytanie (VI Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Reytana w Warszawie – red.), a reżyserię skończyłem w Łodzi.

Żuławski: próbuje się nam odebrać prawo do mówienia o Polsce / Wideo: tvn24

A może przez to, że pana mama Małgorzata Braunek była buddystką?

O mamie na szczęście nie wspominają. (śmiech) Tak, mama była buddystką. Ciekawe jest to, że nie możemy spojrzeć na otaczający nas świat w sposób kategoryczny czy też sfokusowany, mocny, bo wtedy zaczynamy być - podobno - "be", "fe". Nie wolno udawać, że nic się nie dzieje. Na szczęście odbieram też wiele supergłosów. Z racji tego, że mój ojciec był całkiem sprawnym - nie chcę powiedzieć wielkim - literatem, to scenariusz "Mowy ptaków" w warstwie dialogowej odnosi się do naszej wewnętrznej kultury i rozumienia kultury w sposób polski. Przemawia przede wszystkim do nas, do Polaków. Jest dosyć hermetyczny i będzie trudny do rozczytania oraz przeżycia dla publiczności niezwiązanej z Polską. Widzę jednak, że jest widownia, która jest głodna sztuki, odniesień, cytatów.

À propos cytatów, pojawia ich się bardzo dużo i odnoszą się do bardzo ważnych utworów polskiej kultury. Poprzednie pana filmy przyciągnęły przede wszystkim młodą i bardzo młodą widownię. Zastanawiał się pan, czy "Mowa ptaków" będzie dla nich tak samo czytelna?

Myślę o tym często i wydaje mi się, że to nadal jest dla młodych ludzi. Na ogół to oni są ludźmi o najbardziej otwartych umysłach. Są w stanie przyjąć nowe i inne treści. Są też najbliżej liceum czy studiów, przez co są ciągle w cytatach. W jednej z ostatnich rozmów usłyszałem, że trzeba mieć przynajmniej zdaną maturę ze zrozumieniem, żeby ten film naprawdę jakoś odebrać. Inscenizując ten film, w ogóle nie zastanawiałem się, czy coś jest cytatem, czy nie. Starałem się użyć dialogów w energii, którą scenariusz ma w sobie i którą wyzwala. W pewnym sensie jest to próba dotknięcia energii Andrzeja Żuławskiego poprzez tekst. Bardziej interesowało mnie to, jak to się mówi i jak to się słyszy niż to, czy jest to jakiś bardzo ważny cytat. Gdy czytało się sam scenariusz, pojawiały się pewne pytania o to, jak te dialogi będą brzmieć. Jednak gdy aktorzy zaczynali tymi dialogami mówić, okazywało się, na jakim poziomie są zrozumiałe. W czasach telefonów komórkowych i ekranów dialog jest ostatnią rzeczą, którą potrafimy napisać, a tu było 170 stron dialogu.

Słowa "inscenizować" używa pan, gdy mówi, że Andrzej Żuławski inscenizował życie członków swojej rodziny.

Tak, robił to na poziomie mentalnym. Był facetem, który kontrolował przede wszystkim swoje życie i otoczenie. Nie działo się to na zasadzie, że dzwonił i pytał o to, gdzie jestem i co robię. Działo się to w jego umyśle. To był jego trik, że czerpał z rzeczywistości w sposób twórczy. Rzeczywistość odbija się w jego twórczości, jednak ukazane realia nie były dosłownym odzwierciedleniem faktów. On je w pewien sposób transgresował na potrzeby sztuki. Poruszał się po tematach i ukazywał postaci, które znał. Oczywiście w jego dorobku było kilka filmów, które powstały na podstawie cudzych scenariuszy, więc transponował też cudzą rzeczywistość.

Kiedy umarł, wszystkie relacje w rodzinie uległy zmianie, ten status quo nagle się zmienił i okazało się, że cała rodzina może się ze sobą spokojnie komunikować.

Może zainscenizował też i to, że w czasie jego pogrzebu cała rodzina się połączyła.

Długo się nad tym zastanawiałem. Śmierć dla artysty jest tematem bardzo ważnym. Myślę, że wokół niej miał dużo przemyśleń i dużo do powiedzenia, ale nie lubił o tym mówić. Być może też się tego bał. Ale gdy przyszła diagnoza jego choroby, postępował tak, jakby wszystko miał przemyślane. Nie był w szoku, o pewnych rzeczach mówił otwarcie, odmówił leczenia. Były rzeczy, które miał ze sobą ustalone. W moim poczuciu szedł bardzo odważnie ku śmierci, po męsku i artystycznie.

Jednym słowem: wyreżyserował to. Zresztą, jeśli dobrze pamiętam, Tadeusz Sobolewski pisał w swoim pożegnaniu, że Andrzej Żuławski sam zdecydował, kiedy odejść.

Tutaj jest ten paradoks, że chciałoby się móc zadecydować o własnej śmierci, ale jednak to ona decyduje za nas. Gdyby tato mógł zdecydować, pewnie jeszcze by pożył. Przyszła jednak choroba i tyle. W pewnym momencie jest to walka z nieprzewidzianym.

Gdy zdecydował się pan na reżyserię, ojciec przestrzegł pana, że najważniejszy w tym zawodzie jest talent.

Uwaga o tym, że trzeba mieć talent była chyba najfajniejszą, jaką otrzymałem od ojca przed pójściem na studia do szkoły filmowej. Później przez wiele lat mi towarzyszyła. Zastanawiałem się, czy czasem nie przeginam i czy to jest dla mnie zawód. Tak też mnie ojciec poinstruował, że wszystko sprowadza się w tym ambarasie do tego, czy masz talent, czy nie. Bardzo ciężko to ustalić, można się samemu wiele lat oszukiwać, tracić czas i nabawić wrzodów, bo nikt tego nikomu na głos nie powie.

Nie bał się pan nigdy cienia Andrzeja Żuławskiego?

Gdybym bał się cienia ojca, to nie stałbym w nim. Przecież stałem i stoję w cieniu ojca. Może dzisiaj tworzymy dwa cienie, ale stojące obok siebie. W jakimś sensie cień ojca był mi przyjemny i fajnie jest w nim stać. Zawsze mocno zdawałem sobie sprawę z tego, kim jestem, z kogo się urodziłem, w jakim kraju mieszkam lub - gdy jestem na emigracji - z sytuacji, jaka jest w moim kraju. Nie mam złudzeń, że uda mi się być lepszym twórcą niż mój ojciec. Jestem po prostu innym twórcą, jest dużo miejsca w filmie i w sztuce. To nie jest problem, że ojciec, praktykując pewną formę sztuki i czyniąc z tego zawód, przekazuje to dalej. Weźmy na przykład szycie butów, nikogo nie dziwi, że syn przejmuje zakład po ojcu. Może sztuka jest nieco bardziej ulotna, ale ciągle jest to profesja. Zawód reżysera jest profesją.

"Gdybym bał się cienia ojca, to nie stałbym w nim" / Wideo: tvn24

Jak zareagowała pana mama na wybór reżyserii? Miał pan doświadczenia aktorskie, nie chciał pan podążyć jej drogą?

Ojciec twierdził, że powinienem był zostać aktorem, często mi to powtarzał. Moje epizody aktorskie polegały na tym, że chciałem sprawdzić swoje możliwości. Wychodziło mi to po prostu gorzej niż reżyserowanie. Granie sprawiło mi wiele problemów i czułem się niekomfortowo, mimo że w życiu prywatnym potrafię wiele zagrać. Potrafię zagrać z aktorem bez włączania kamery, gdy coś próbujemy albo gdy chcę mu pokazać, jak powinien grać i o co mi chodzi. Jednak, gdy pada komenda: "kamera, akcja!", to trochę wymiękam.

Moja mama była osobą empatyczną, kochającą, dobrą, wyrozumiałą, więc życzyła mi zawsze dobrze. Jak prawdziwa mama mówiła: "jak wspaniale, że się dostał do szkoły filmowej". (śmiech) Starała się patrzeć pod tym jasnym, dobrym kątem. Jednak tak naprawdę nigdy nie powiedziała mi nic na temat wyboru reżyserii. Nie miałem z nią takiej poważnej rozmowy, jak z ojcem. Mama tylko powiedziała: "aha, to fajnie, próbuj".

"Ojciec twierdził, że powinienem był zostać aktorem" / Wideo: tvn24

Jak komentowała "Chaos" czy "Wojnę polsko-ruską"?

Podobały się jej bardzo. Szczególnie przy "Chaosie", który powstawał przez wiele lat wbrew opiniom i niechęci wielu. Zrobiliśmy go w taki podziemny, młodzieżowy sposób - mama była bardzo pomocna. Otwierała dom dla wszystkich, mogli się tam przekimać. Gdy byliśmy nad morzem, przyniosła całej ekipie obiad. Bardzo mocno nas wspierała. Ale trzeba pamiętać, że mama pracowała bardzo intensywnie duchowo, tworząc społeczność zen, buddyjską. Miała przy tym bardzo wiele obowiązków, spotkań, praktyk, medytacji. Ja robiłem swoje, a ona robiła swoje.

Jacek Borcuch, który - oprócz Jana Komasy i Piotra Kielara - miał współpracować z panem przy "Mowie ptaków", namówił ją kilka lat przed jej śmiercią do powrotu do kina, dając rolę w "Tulipanie".

Myślę, że cały czas chciała wrócić do grania, ale nie do końca wiedziała jak, czy takiemu nauczycielowi zen wypada wracać do aktorstwa. Na tyle, na ile pamiętam, zawsze w niej było coś, co sprawiało, że jeszcze chciałaby grać. To było super, że Jacek ją wyciągnął, bo otworzyło ją to na jeszcze kilka rzeczy związanych z aktorstwem. To ją dopełniło.

Między "Wojną polsko-ruską" a "Mową ptaków" minęło dziesięć lat. W tym czasie pracował pan głównie przy serialach. Nie tęsknił pan za fabułą?

No właśnie, był to czas nieustanej próby zrobienia filmu kinowego. Jednak koleje losu tak mnie doświadczyły, że nie dawało się zrobić projektu, nad którym w danym czasie pracowałem. Po czterech latach ciężkiej pracy, tuż przed pierwszym klapsem, usunięto mnie z filmu "Zły". To kompletnie wyrzuciło mnie z torów "kariery" fabularnej... i nauczyło, żeby mieć trzy, cztery rzeczy, nad którymi pracuję bądź które mam opracowane. Na wypadek, gdyby jedna z nich nie wypaliła.

Która najszybciej dojdzie do skutku: film historyczny czy o zombie?

Nie chcę zapeszać, bo z filmem jest tak, że można nie dojechać na plan. Czasem zdarza się, że na kilka godzin przed pierwszym klapsem dzwoni telefon i okazuje się, że nie ma możliwości wystartowania. Jednak wydaje mi się, że najbliżej jestem filmu o zombie.

"Mowa ptaków" Xawerego Żuławskiego / Źródło: Velvet Spoon

Podziel się
-
Zwiń

Wanda Woźniak

Zobacz"Anioły i demony". Prali dzieciom mózgi, odcinali od rodziców

Czytaj artykuł

Tytuł: Zorganizowana grupa dla zarobku rozdzielała dzieci z rodzicami Źródło: Shutterstock

Monika Winiarska

ZobaczZamachy, katastrofy, samobójstwa. Klątwa Kennedych trwa?

Czytaj artykuł

Tytuł: Rodzina Kennedych. Wydaje się, że śmierć ich sobie upodobała Źródło: Paul Schutzer/The LIFE Picture Collection/ Getty Images

Sylwia Majcher

ZobaczAnja Rubik: kupowanie nowych ciuchów nie jest modne

Czytaj artykuł

Tomasz Wiśniowski

ZobaczGeniusz został bankrutem. Sprzedał nawet trampki i skarpetki

Czytaj artykuł

Tytuł: Boris Becker roztrwonił niemałą fortunę Źródło: Alexander Hassenstein/Bongarts/Getty Images

Filip Czekała

ZobaczBóbr i żubr na talerzu? Kiedyś jedliśmy wronę, minoga, szczeżuję

Czytaj artykuł

Tytuł: Drop, minóg, szczeżuja i cietrzew Źródło: Shutterstock

Redaktor prowadząca

Aleksandra Majda

 

Autorzy

Filip Czekała, Katarzyna Świerczyńska, Tomasz-Marcin, Wrona, Katarzyna Zdanowicz, Monika Winiarska, Sylwia Majcher, Tomasz Wiśniowski, Wanda Woźniak

 

Redakcja

Aleksandra Majda, Iga Piotrowska, Mateusz Sosnowski

 

Realizacja

Anna Karolkowska, Joanna Smolińska, Klara Styczyńska

 

Fotoedycja

Mateusz Gołąb, Daria Ołdak, Michał Sadowski, Jacek Barczyński, Wiktoria Diduch

Poprzedni weekend 10-11.08.2019
2 tygodnie temu 03-04.08.2019
3 tygodnie temu 27-28.07.2019
4 tygodnie temu 20-21.07.2019
5 tygodni temu 13-14.07.2019
Zobacz wszystkie