Kościół jest winny ofiarom pedofilii i molestowania jawność nazwisk ich oprawców. Wobec obecnych skandali świeccy katolicy na całym świecie postulują jeszcze więcej: by Kościół przestał być nieprzejrzystą, patriarchalną korporacją, w której całą władzę sprawują duchowni. Dla Magazynu TVN24 pisze teolożka Zuzanna Radzik.
Wstydź się! – krzyknął ktoś spośród parafian, gdy podczas liturgii kardynał Donald Wuerl mówił o sprawie pedofilii w Kościele i raporcie na ten temat z Pensylwanii. "Tak, moi bracia i siostry, wstyd" – odniósł się do okrzyku kardynał i tłumaczył, że chciałby móc odwrócić to, co robił i zrobić to dobrze. I prosił o modlitwę za ofiary, za cierpiących i za Kościół.
W tym czasie inna parafianka, Mary Challinor, stała na chórze tyłem do swojego biskupa, w ciszy. - Uważam, że powinien zrezygnować – tłumaczyła potem telewizji CNN. Kardynał Wuerl, dziś arcybiskup Waszyngtonu, a przedtem ordynariusz jednej z diecezji w Pensylwanii, jest kilkakrotnie wymieniany przez raport dotyczący pedofilii księży w tym stanie jako ten, który przenosił oskarżanych, a nawet podnosił im świadczenia i nie pociągał do odpowiedzialności członków gangu księży pedofilów. I choć mówi się o tym od kilku tygodni, Wuerl oświadcza, że nie zamierza podać się do dymisji.
Raport z Pensylwanii, pokazany ostatnio opinii publicznej, ujawnił skalę pedofilii i jej tuszowanie przez Kościół w sześciu znajdujących się w tym stanie diecezjach na przestrzeni ostatnich siedemdziesięciu lat. Wynika z niego, że w tym czasie ponad 1000 osób w Pensylwanii padło ofiarą 301 księży pedofilów.
Nie tylko Pensylwania
Ale raport to nie jedyne, co wstrząsa dziś Kościołem. Rok zaczął się od sprawy Chile, pierwotnie źle ocenionej przez papieża Franciszka, który jeszcze podczas wizyty w tym kraju nazywał zarzuty wobec hierarchów bezpodstawnymi pomówieniami. Sprawa dotyczyła skazanego za pedofilię ojca Karadimy i tuszujących jego czyny biskupów, m.in. mianowanego przez papieża Franciszka biskupem diecezji Osorno, Juana Barrosa. Wierni protestowali w tej sprawie już wcześniej, także podczas wizyty papieża. Kilka miesięcy później, po niezależnym watykańskim śledztwie, cały episkopat został wezwany do Rzymu i podał się do dymisji. Sprawa Chile to nie tylko tuszowana pedofilia, ale też molestowanie seminarzystów przez ich przełożonych, a potem utrudnianie im ujawnienia tej sprawy nawet przez samego nuncjusza.
Podobnie głośna latem sprawa amerykańskiego kardynała Teodora McCarricka dotyczy nie tylko molestowania nieletniego (które ostatecznie doprowadziło do dymisji hierarchy), ale też molestowania kleryków w seminarium w Newark. McCarrick miał zapraszać kleryków do domku na plaży, a jednego do swojego własnego łóżka. "New York Times" ujawnił, że dwóch z kleryków zawarło z diecezją Newark tajną ugodę i tamtejszy Kościół wypłacił im odszkodowania.
Dziś słyszymy, że o zachowaniu kardynała głośno było zarówno w samym seminarium (kiedy miał je odwiedzać mówiono, by chować najprzystojniejszych adeptów), jak i pośród amerykańskich biskupów. Ksiądz Boniface Ramsey, który starał się zaalarmować najpierw nuncjusza, a ostatnio kardynała Seana O’Malleya z Bostonu, nigdy nie dostał satysfakcjonującej odpowiedzi. A w tym czasie McCarrick robił kościelną karierę.
Te wszystkie sytuacje każą pytać o to, jak to w ogóle było możliwe?
Po skandalach pedofilskich w diecezji bostońskiej ujawnionych przez "Boston Globe" w 2002 roku (zekranizowanej w głośnym filmie "Spotlight”) wszyscy myśleli, że stworzone przez amerykańskich biskupów zasady traktowania takich przypadków oraz ochrony dzieci i młodzieży działają i można zatem spać spokojnie. Ale przypadki opisane w raporcie z Pensylwanii, które były tuszowane nawet po 2002 roku, wybudziły amerykańskich katolików ze snu.
Zresztą nie tylko amerykańskich. Właściwie w każdym kraju i diecezji możemy pytać: czy mamy pewność, że zasady nie są tylko na papierze, dzieci są bezpieczne, a sprawcy pociągani do odpowiedzialności? Gdy nieśmiało tego lata zadawaliśmy sobie to pytanie w Polsce, "Newsweek" przypomniał 2 września o księdzu, który po upływie krótkiego i zawieszonego wyroku za gwałt na nastolatku i molestowanie, wrócił do posługi w diecezji, a ta pięć miesięcy temu umieściła go w domu księży emerytów w Otwocku sąsiadującym ze szkołą podstawową. To tylko jeden przyczynek, by pytać, czy polskie diecezje i biskupi wyciągnęli wnioski z kryzysów w innych częściach świata.
Odpowiedzialność karna i moralna
Kolejne pytanie dotyczy odpowiedzialności biskupa zarówno karnej, jak i moralnej. Do tej pory zakładano, że oskarżeni o molestowanie lub tuszowanie molestowania biskupi zgłoszą się do Watykanu sami. Mimo pojawiających się już w 2002 roku uwag o nierealności takiego założenia i braku faktycznej możliwości pociągnięcia biskupa do odpowiedzialności, nic od wtedy nie zrobiono. Tymczasem hierarcha, który nie reaguje na doniesienia, czy przenosi w milczeniu księdza pedofila do innej parafii, sprawia, że ten może znaleźć kolejne ofiary, a w konsekwencji ich liczba rośnie. Tak dokładnie działo się w wielu historiach o przenoszonych duchownych.
Taka postawa biskupa oznacza wręcz współudział w krzywdzie dzieci czy molestowanych dorosłych. To dlatego watykańska komisja zajmująca się ochroną dzieci i młodzieży sugerowała już dawno utworzenie specjalnego trybunału, przed którym stawaliby biskupi z zarzutami molestowania oraz ci, którzy nie dopełnili obowiązku, tuszując przypadki molestowania. Mimo wcześniejszego poparcia dla tego pomysłu przez papieża Franciszka, jego obstrukcji dokonała Kongregacja Nauki Wiary, a teraz papież wracając z Dublina twierdzi, że też nie ma takiej konieczności, bo sprawy są różne i rozpatrywane osobno w Watykanie.
Niektórzy komentatorzy twierdzą jednak, że Watykan unika utworzenia trybunału, bo obawia się, jakie wizerunkowe wrażenie zrobi kolejka oczekujących w nim spraw.
Pełna jawność, poznajmy nazwiska
Ofiary i organizacje je zrzeszające nie chcą przeprosin. Mówią, że mają dosyć słów. "Zawsze słyszymy o ubolewaniu" – komentują. To, co jest dla nich bardzo ważne, to jawność nazwisk sprawców. Znaczenie tej jawności dla poszkodowanych widać było, gdy wielka rada przysięgłych w Pensylwanii ogłaszała raport prezentujący nie tylko same nazwiska, ale i sylwetki sprawców.
Jawność jest ważna z dwóch powodów. Dzięki niej nie można sprawców ukrywać, zatrudniać w innych instytucjach i przenosić. Ale też ofiary, które nigdy nie odważą się mówić, mogą zobaczyć na listach nazwisko kogoś, kto je skrzywdził, co zdejmuje z nich przynajmniej część ciężaru. Takie listy sprawców z wielu miejsc świata publikuje od 16 lat nie Kościół, ale założona przez katolików z Bostonu organizacja BishopsAccountability.org i podkreśla, że to ma kluczowe znaczenie.
Wtóruje im Tim Lennon ze SNAP, amerykańskiej organizacji zrzeszającej ofiary molestowania przez księży. W rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym" Lennon podkreślił, że jeśli papież chce coś zrobić dla ochrony dzieci, mógłby zacząć od ujawnienia listy księży, których sprawy prowadził Watykan. A następnie podobnej jawności zażądać od innych diecezji.
Tymczasem w Polsce ojciec Adam Żak, pełnomocnik Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży, nie może się doprosić z diecezji nawet statystyk o liczbie takich przypadków, o nazwiskach nie wspominając. To rodzi pytanie, czy to tylko biurokratyczna opieszałość lub bałagan, czy też instytucja robi unik, bo skala zjawiska mogłaby nas przytłoczyć? Czy wreszcie katolicy, wiedząc, jakie znaczenie ma jawność, nie powinni oczekiwać jej od swoich biskupów?
W Polsce każdy ma obowiązek zgłoszenia wiarygodnego podejrzenia o popełnieniu przestępstwa. Dotyczy to rzecz jasna również ludzi Kościoła. W każdej diecezji powołano i przeszkolono delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży (numery powinny być dostępne na stronach kurii diecezjalnych), a Kościół planuje dalsze kursy tak, by więcej osób w diecezjach orientowało się w prewencji.
W 2015 roku Watykan zatwierdził ustalone przez Episkopat Polski wytyczne dotyczące przypadków oskarżenia duchownych o nadużycia seksualne wobec nieletnich. Przełożony kościelny ma obowiązek zapewnić osobie pokrzywdzonej pomoc duszpasterską i psychologiczną, a gdyby była potrzebna, również pomoc prawną. W tym sensie zagrożenie pedofilią traktowane jest poważnie, a polski Kościół był pierwszą w kraju instytucją, która opracowała tak szczegółowe zasady postępowania. Jednak same reguły i szkolenia zmieniają mentalność powoli, a wiele zależy od duchownych i ich wrażliwości.
Świecki nadzór nad Kościołem?
Skoro mowa o wiernych Kościoła katolickiego i ich odpowiedzialności, ale też możliwościach wymuszenia zmian, to warto śledzić, co dzieje się i o czym dyskutuje katolicka prasa na całym świecie. Od początku afery kardynała McCarricka, a zwłaszcza po raporcie z Pensylwanii, słychać głosy, że musi nastąpić reforma strukturalna Kościoła. Najwyraźniej bowiem dzisiejsza struktura, z jej brakiem przejrzystości w zarządzaniu i nominacjach na stanowiska, wytwarza takie zależności, które nie sprzyjają rozwiązywaniu podobnych, trudnych spraw. Wręcz przeciwnie, pomagają w zachowaniu sekretów i budowaniu rozmaicie motywowanej lojalności wobec księżowskiej korporacji, a nie ofiar.
Komentatorzy wśród przyczyn patologii i niejawności oraz przyzwolenia na nadużycia wskazują klerykalizm, podobnie jak papież Franciszek w specjalnym liście do wszystkich wiernych. Klerykalizm, czyli postrzeganie duchownych jako odrębnej, duchowo uprzywilejowanej kasty pośredników Bożych spraw. To powoduje, że zarówno księża, jak i świeccy wydają pewną zgodę na niejawność. To sprawia też czasem, że tak trudno jest uwierzyć ofierze, zaś otoczenie staje za sprawcą, który nie tylko jest kolegą czy wychowankiem, ale też lubianym duszpasterzem. Jeśli rozmawiamy teraz o koniecznej zmiany mentalności, to dotyczyć ona musi zarówno samych duchownych, jak i wszystkich świeckich.
Wracając do reformy Kościoła - jedna z propozycji wysuwanych przez amerykańskich biskupów to powołanie komisji złożonych z duchownych i świeckich ekspertów, które zajmowałyby się zgłoszeniami dotyczącymi molestowania przez pracowników diecezji. Taka komisja mogłaby też rozpatrywać zarzuty wobec swojego biskupa, co jednak wymagałoby zmiany prawa kanonicznego. Bo w tym momencie biskup może odpowiadać jedynie przed Rzymem. Inni sięgają jeszcze dalej i twierdzą, że Kościół musi przestać być patriarchalną, hierarchiczną instytucją, w której władzę sprawują wyłącznie duchowni. Skandal pedofilski w polskim Kościele »
Kościół stoi więc przed wielkim pytaniem, jak skutecznie zapobiegać molestowaniu dzieci i innych osób zależnych (zwłaszcza podwładnych, seminarzystów, zakonnic) i jak powinno się zmienić jego wewnętrzne prawo (prawo kanoniczne), by oddawać wagę tych przestępstw. A także, czy jego struktura już nie udowodniła, że pęta ją systemowy grzech, który dotąd sprzyjał tuszowaniu przypadków pedofilii. Wiele zależy od tego, jak odpowiemy, jako Kościół, na te pytania.