Żebrak "nikt" nie prosi, tylko siedzi. "Ofiara losu" ma tabliczkę informacyjną z wykazem nieszczęść. Żebrak "kaleka" wystawia na pokaz to, czego nie ma, brak nogi, brak ręki. Stereotypowa figura żebracza ma kościół w tle. Najlepszym rekwizytem żebraka jest dziecko. Na dziecko da każdy. W okresie świątecznym zbierze się nawet 400 zł dziennie.
Żebrak "nikt" nie prosi, tylko siedzi. "Ofiara losu" ma tabliczkę informacyjną z wykazem nieszczęść. Żebrak "kaleka" wystawia na pokaz to, czego nie ma, brak nogi, brak ręki. Stereotypowa figura żebracza ma kościół w tle. Najlepszym rekwizytem żebraka jest dziecko. Na dziecko da każdy. W okresie świątecznym zbierze się nawet 400 zł dziennie.
Kobieta klęczy ze spuszczoną głową, trzyma kubek i zafoliowaną kartkę ze zdjęciem dziecka. Drukowanymi literami: jestem głodna, mam jedno dziecko, pomóżcie mi na jedzenie. Przechodnie wrzucają pieniądze, ktoś pewnie podarował tę reklamówkę z bułkami i mlekiem, leżącą po prawej stronie.
Po chwili kobieta wstaje i wyrzuca reklamówkę do kosza. Wszystko nagrywa kamera monitoringu, a straż miejska publikuje nagranie w grudniu. Ku przestrodze.
"Sezon przedświąteczny to doskonały czas dla oszustów i naciągaczy, którzy grają na naszych uczuciach i wykorzystują naszą dobroduszność. To czas, kiedy nasza chęć pomocy innym niejednokrotnie wystawiona jest na próbę".
Rzecz dzieje się w Rybniku na Rynku pod koniec listopada 2017 roku. "To wyleczy wiele osób z pomagania żebrzącym" - wyrokuje tytuł jednego z artykułów. Filmik o "niewdzięcznej żebraczce" pokazują lokalne portale i sypią się komentarze, że ona nie potrzebowała na jedzenie, tylko na alkohol, że wcale nie wyglądała na potrzebującą, że należało pokazać jej twarz, że "dlatego już dawno nie daję ani grosza" i że powinno się walczyć z żebractwem. Sądzić, karać, resocjalizować, deportować na Syberię, bo to "z pewnością cyganka pochodzenia rumuńskiego". I problem zniknie.
I jeden taki głos: Jałmużna jest obowiązkiem dla chrześcijan. Ale faktycznie może się tak za niedługo zdarzyć, że nauczą nas tego ponownie muzułmanie.
"Żebractwo to wybór, nie konieczność"
Jeden taki głos, natychmiast stłumiony.
"To kpina w żywe oczy z bezmyślnych darczyńców". "Naciąganie". "Uliczne oszustwo". "Pasożytnictwo". "Mają ręce i nogi - to do pracy". A od pomagania jest MOPS.
"Niewdzięczna żebraczka" zostaje pouczona przez strażników, że za żebractwo grozi grzywna. Już w 1971 roku zostało wpisane do Kodeksu wykroczeń.
Art. 58. § 1. Kto, mając środki egzystencji lub będąc zdolny do pracy, żebrze w miejscu publicznym, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany.
§ 2. Kto żebrze w miejscu publicznym w sposób natarczywy lub oszukańczy, podlega karze aresztu albo ograniczenia wolności.Kodeks wykroczeń
Ale wrogość wobec żebractwa wybucha w nieskrępowany sposób w drugiej dekadzie XXI wieku po medialnym odkryciu, że to dobry biznes, że można się z niego utrzymać, nieźle zarobić. "Żebractwo to wybór, nie konieczność" - krzyczą ulotki i plakaty. Miasta przystępują do społecznych kampanii antyżebraczych. Pierwszy Poznań z hasłem: "Nie ma dających, nie będzie biorących". Dalej Szczecin, Katowice, Kraków, Wrocław, Gdańsk, Sopot: "Dając pieniądze, nie pomagasz", "Łatwy pieniądz krzywdzi", "Pomagaj naprawdę", "Pomagaj mądrze", "Nie dawaj pieniędzy na ulicy". Albo krótko: "Nie dawaj". Symbolicznie, żeby dotarło do każdego. W kilku językach. "Your money = your sense". I przekreślone dłonie w geście proszenia i dawania. Jak zakaz jałmużny.
Za Bóg zapłać
W średniowieczu żebractwo tak nie uwierało. Było potrzebne.
Jak pisze historyk Henryk Samsonowicz, żebracy budzili odrazę, dla wzbudzenia litości ubierali się w łachmany, eksponowali kalectwo, wysyłali na ulice starców i kobiety z dziećmi, narzucali się z tą ucharakteryzowaną nędzą w najruchliwszych punktach miasta, ale w zamian oferowali modlitwę.
Podważali normy społeczne, potrzebę własności, etos pracy. Ale też byli zawodowcami. Tworzyli korporacje wedle branży: ślepców, chromych, starych. Działali zgodnie z kalendarzem odpustów i jarmarków. Można powiedzieć, że sprzedawali usługę: realizacja chrześcijańskiego nakazu miłosierdzia.
W tych kwestiach akurat niewiele się zmieniło do dziś. Bóg zapłać - tak też kończy się apel o pomoc "niewdzięcznej żebraczki" z Rybnika. I nadal nie ma nic za darmo. Kto chce iść do nieba, musi łożyć na biednych. Tylko żebraków przybywa, mniej jest religijności, a jałmużna się instytucjonalizuje. Jest Caritas, jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Szlachetna Paczka, mnóstwo organizacji kościelnych, państwowych, pozarządowych i tam odsyłają darczyńców autorzy kampanii antyżebraczych.
Już w późnym średniowieczu próbowano wziąć żebractwo w ryzy. W Krakowie założono pierwsze bractwo żebracze i wydano instrukcje, kto i gdzie może stać, w jakiej odległości od kościoła i jak głośno prosić. Wolno było tylko miejscowym. Przybysze nie mieli prawa. To miał być sposób na eliminowanie oszustów w rosnących, anonimowych miastach.
Rybnik, 130 tysięcy mieszkańców
To streetworker z Rybnika pod filmikiem o "niewdzięcznej żebraczce" przypomniał o jałmużnie. – Ludzie widzą źdźbło w oku innego, a belki u siebie to już nie. Sami tyle jedzenia wyrzucają - mówi.
Zna dobrze rybnickich Romów. - Ta kobieta to przyjezdna z Katowic - sprawdził. - U nas takich sytuacji nie ma, bo my jesteśmy małym miastem, znamy naszych Romów i naszych żebraków.
Katowice, 300 tysięcy mieszkańców
- Ostatnio pani zmieniła miejscówkę, klęczy pod Skarbkiem - czytam na lokalnym forum.
Idę pod Skarbek. To jeden z najstarszych domów handlowych w Katowicach, przy Rynku. I jest żebraczka. Klęczy, głowa spuszczona, jak w Rybniku. Kubek w ręku, kartka w folii, identyczna treść drukowanymi literami. Tylko zdjęcie dziecka inne. Ubrana jak tamta z Rybnika: jeansy, okulary w czarnych rogowych oprawkach, tylko kurtka inna, dłuższa. I tamta miała ciemne włosy. Ta pod Skarbkiem ma ufarbowane na blond, splecione w warkocz. Reklamówka z jedzeniem po prawej ręce.
- Przyjmuje pani jedzenie? - pytam.
- Może być - mówi.
- Była pani w listopadzie w Rybniku?
- Rybnik? A gdzie to jest? Ja jestem z Rumunii.
Mówi łamaną polszczyzną, że przyjechała do Polski dwa miesiące temu i ma czteroletnią córkę.
Gdy odchodzę, otacza mnie grupka ludzi. Pracują na świątecznym kiermaszu na Rynku.
- Właściciel straganu ze skarpetkami chciał dać tej kobiecie pracę na miesiąc. 150 zł dniówka. To więcej niż ja tu dostaję. Praca od dziesiątej do dwudziestej. Ale ona powiedziała, że jej się to nie opłaca.
- Teściowa pracuje tutaj w restauracji. Oni przychodzą do niej zamieniać drobne na banknoty. Dziennie przynoszą po 300 - 400 zł.
- Jacy oni? - pytam.
- Pod Supersamem jest druga taka sama żebraczka.
Idę pod Supersam. To jedno z najnowszych centrów handlowych w Katowicach, kilka minut od Rynku. I jest żebraczka. Klęczy, głowa spuszczona, włosy ufarbowane na blond, w warkoczu, okulary w czarnych rogowych oprawkach. Starsza od tej spod Skarbka o jakieś 10 lat. Znów ta kartka "jestem głodna, mam jedno dziecko" itd., tylko zdjęcie chłopca zamiast dziewczynki. Identyczny kubek, biały, plastikowy z uchem i nadrukiem. Reklamówka z jedzeniem po prawej ręce. Gdy rozmawiamy, przechodzień ofiarowuje drugą reklamówkę.
- Cztery miesiące temu wróciłam do Polski z Włoch. Staram się o zasiłki i 500 plus, powinnam dostać w przyszłym roku. Syn ma 12 lat. Nie wiem, gdzie jest jego ojciec, zostawił nas.
- Wie pani, że pod Skarbkiem żebrze kobieta z taką samą kartką?
- Ona mnie zobaczyła z tą kartką i poprosiła, żebym jej taką napisała, bo ona nie potrafi. Ma trzyletniego syna.
- A nie córkę?
- Mnie mówiła o synu.
- Kubek też jej pani dała?
- Nie wiem nic o kubku, ja kupiłam swój w sklepie.
- Nikt pani do tego nie zmusza?
- Ja jestem samotną matką, mam na to papiery, mieszkam w Zabrzu.
Zabrze, 175 tysięcy mieszkańców
Była streetworkerka z Zabrza: - U nas Romowie w ogóle nie żebrzą. Weszli w handel, sprzedają ciuchy i buty na targu. Jak przyjeżdża ktoś nowy, to też go zaraz wysyłają na targ. Dzieciakom zdarzało się żebrać, ale sporadycznie i na własną rękę. Rodzice się wkurzali, jak ich na tym przyłapali. A jak rodzice nie pilnowali własnych dzieci, to im się obrywało od społeczności. Czasem widzę Romkę żebrzącą na ulicy, ale ona nie mieszka w gettach romskich - tak się u nas mówi na ulice, zamieszkałe głównie przez Romów. Jest poza kontrolą społeczności. Myślę, że może brać przykład z osób żebrzących pochodzenia polskiego.
Dziecko to najlepszy rekwizyt
O siódmej rano do centrum miasta podjeżdża bus, wysiada trzydziestu ludzi. Wyciągają wózki inwalidzkie, kule, łachmany. Przebierają się i idą do pracy. Żebrać.
Socjolog Kazimiera Król zauważyła taką sytuację w Poznaniu, pracując nad książką o żebractwie w Polsce. Bada żebractwo w metropoliach i mniejszych miastach od 1996 roku, od czasów transformacji ustroju i skoku biedy, całymi dniami obserwując żebraków i jałmużników, rozmawia z nimi, śledzi ich losy, wciela się w żebraczkę.
- 75 procent żebraków to oszuści - mówi. Zmyślają nazwiska i adresy, nigdy nie byli w ośrodku pomocy społecznej, nie są chorzy i nie szukają pracy. Sami mówią o sobie: zawodowy żebrak. - Ale trzeba wśród nich rozróżnić sprawców i ofiary - mówi Król.
Bus podjeżdżał codziennie. W środku głównie kobiety. Odbierano im dokumenty. Odbierano dzieci, grożąc: jak nie przyniesiesz pieniędzy, więcej dziecka nie zobaczysz.
Dzieci były przydatne. Następowała wymiana: dziecko jednej żebraczki oddawano drugiej matce, zaś jej dziecko z kolei tej pierwszej i rozwożono w inne miejsca, inne miasta. - Bo dziecko to najlepszy rekwizyt żebraczy, nie trzeba nic więcej. Odurzano je psychotropami - mówi Król.
Widziała dziewczynkę, której krępowano sznurem podkurczone nogi i znieczulano papierosem, przypalając nerwy na podudziu, żeby nie płakała z bólu.
Bus należał do gangu z Rumunii. Połowa żebraków, których spotkała Król, pochodziła z tego kraju.- Dlaczego nie reagujecie? – pytała Król strażników miejskich. – To podlega pod handel ludźmi – mówi.
I bus w końcu zniknął z Poznania. - Polacy uprawiali podobny proceder w Finlandii, werbując tam innych Polaków do pracy - socjolog przypomina historię gangu z Lublina. Przed sądem stanęło już 11 mężczyzn za wykorzystanie 73 ludzi. Praca w Finlandii okazała się chodzeniem po domach i rozdawaniem drewnianych figurek w zamian za datki na leczenie i ukończenie studiów. Żebracy mieli te prośby wypisane na kartkach, bo nie znali języka.
Kolejne dziesięć procent żebraków to bezdomni, "zadomowieni w swojej bezdomności". Za pieniądze, które wyżebrzą, kupują alkohol, a podarowane jedzenie potrafią zwrócić w sklepie i odzyskać pieniądze.
Niektórzy pracują w grupach, wymieniają się, pilnując strategicznego punktu w mieście: pod kościołem, tam, gdzie dużo turystów, na koniec dzielą się zyskiem.
Wszyscy przyjmują jakąś technikę: proszą na książki, na bilet, na karmę dla psa, leki, chore dziecko. Mają jakieś rekwizyty: żywe psy, święte obrazki, instrumenty muzyczne, zafoliowane kartki z apelem i zdjęciem dziecka. Król sklasyfikowała piętnaście figur żebraczych, z roku na rok odkrywa nowe - ostatnia to żebractwo internetowe.
Żebraczki z kartkami w Rybniku i Katowicach to trochę "nikt" i trochę "ofiara losu". "Nikt" siedzi skulony, ze spuszczoną głową, ma tylko kubek na datki i najczęściej należy do gangu. "Ofiara losu" dodatkowo ma tabliczkę informacyjną z wykazem nieszczęść. Unikają kontaktu z przechodniami. Nie proszą, tylko siedzą.
W okresie świątecznym żebracy wyciągają nawet 400 zł dziennie.
Ostatnie piętnaście procent to żebracy, którym los nie sprzyjał, którzy popełnili jakiś błąd i już się nie podnieśli i przy swoim ubóstwie cierpią jeszcze na nieporadność. Nie potrafią zdobyć pieniędzy z opieki społecznej. - Opieka powinna wyjść do nich na ulicę, bo oni do opieki nie pójdą, powinien rozwijać się streetworking - mówi Król. - Za kampanią "Nie dawaj" musi iść jakaś alternatywa, jak w Poznaniu.
Tam fundacja Barka rekrutuje pracowników ulicznych spośród byłych bezdomnych, bo oni najlepiej dogadają się z bezdomnymi, potem oferuje im leczenie z nałogów, naukę zawodu, pracę w spółdzielni socjalnej, pomoc w odzyskaniu rodziny, pomaga im przywrócić wiarę w siebie.
W tych piętnastu procentach są chorzy psychicznie. Są samotni, którzy wychodzą żebrać, żeby pobyć wśród ludzi. Każdy żebrak to inna historia, dlatego z każdym trzeba rozmawiać, żeby to odkryć. Pod rondem Kaponiera w Poznaniu Król spotkała starszego mężczyznę z akordeonem, który sprzedał całe gospodarstwo, żeby kupić dom w Poznaniu dla córki. Miał z nią potem mieszkać, ale jej narzeczonemu się to nie spodobało.
Skrawek chodnika
Na ulicy Staromiejskiej w Katowicach przez kilkanaście lat przechodnie codziennie spotykali wysokiego mężczyznę z gitarą. Grajka ulicznego - w klasyfikacji Kazimiery Król. Ale miejscowi nie myśleli o nim żebrak. Wiedzieli, że to Jacek Pikuła.
- Miałem swoje sprawdzone i odpowiednio przygotowane miejsce – wspomina Pikuła w autobiograficznej książce "Skrawek Nieba". W księgarni trzymał gitarę, stojak, skarbonkę i planszę informacyjną o sobie. - Miałem stanowisko na rogu. Było zadaszone balkonem, a więc mogłem grać niezależnie od padającego deszczu.
Zarejestrował tę działalność w urzędzie: śpiewanie poezji, pomoc osobom bezdomnym w podeszłym wieku i dzieciom z ulicy. I płacił podatek od dochodu, za ten swój skrawek chodnika. W 2004 roku z powodu długów odebrano mu świetlicę dla dzieci, którą sam stworzył, wpadł przez to w depresję, stracił rodzinę i na wiele lat stał się prawdziwym żebrakiem.
Byłby figurą "nikt", ale za dobrze wyglądał. Prał swoje ubrania, nawet jak mieszkał pod mostem. Mógłby być "wędrowcem", podróżował po miastach i górach. Ale nikogo o nic nie prosił.
Wspomina w książce: - Zdarzało mi się kilka dni nie jeść. Mam jednak swoje priorytety. Muszę wyglądać schludnie. Być umyty, ogolony i w zadbanych ubraniach. Dlatego wielu bezdomnych podchodzi do mnie i prosi o pieniądze.
"Jeśli dajemy, patrzmy człowiekowi w oczy"
Profesor Jan Kozłowski, biolog ewolucyjny: Altruizm oparty jest na zasadzie: ja dzisiaj pomogę tobie, bo jak będę w potrzebie, ty pomożesz mi. To wyrachowanie ma przeniesienie na układ nagrody w mózgu, tak jak jedzenie i seks. Nie jemy dlatego, bo wiemy, że inaczej umrzemy z głodu. Nie uprawiamy seksu, kierując się rozprzestrzenianiem genów. Jedzenie po prostu sprawia nam przyjemność, tak jak seks. Podobnie jest z dawaniem. Dajemy, pomagamy dla przyjemności, to jest odruch. Ale ten, kto bierze i nic nie daje w zamian - taki jeździec na gapę - może zachwiać tym mechanizmem.
W grudniu 2017 roku Rzecznik Praw Obywatelskich wystąpił do Ministra Sprawiedliwości o usunięcie z Kodeksu wykroczeń artykułu 58, bo jest sprzeczny z konstytucją. Praca nie jest już obowiązkiem, jak w 1971 roku, gdy spisano kodeks. "Penalizacja żebractwa stanowi nieproporcjonalną do jego ciężaru ingerencję w prawa i wolności jednostki" – napisał rzecznik do ministra. I że jest wątpliwie skuteczna.
rpo.gov.pl
Psycholog Dorota Hołówka, ekspert w dziedzinie budowania relacji: - Nie daję po to, żeby mi ubyło, ale żeby się napełnić. Muszę czerpać jakąś korzyść, inaczej uruchomi się nieprzyjemne doświadczenie: chciałam być dobra, a czuję się wykorzystana. Musi nastąpić wymiana. Jeśli daję i nic nie biorę, osłabiam też osobę, która bierze. Wzmacniam w niej przekonanie, że ją nie stać, że nie potrafi zarobić, że może tylko dostać, że jest nic nie warta. Ale wystarczy przyjąć jej wdzięczność. Dlatego nie dawajmy ludziom, którzy mają spuszczoną głowę. Jeśli dajemy, patrzmy człowiekowi w oczy. Wdzięczność w jego spojrzeniu już da nam poczucie komfortu, że pomogliśmy, że może kogoś uratowaliśmy. Dając sobie nawzajem prezenty, tak naprawdę też wymieniamy się emocjami, a nie rzeczami. Człowiek obdarowany cieszy się, że ktoś o nim myślał, poświęcił czas na szukanie prezentu. Ofiarodawca będzie szczęśliwy, gdy zobaczy jego radość.
Biolog: Altruizm krewniaczy, obserwowany także u zwierząt, poświęcanie się dla rodziny, dziedziczymy w genach. Altruizm odwzajemniony działał dobrze w plemionach. Działa na wsi, w małych grupach, gdzie wszyscy się znają. Chętniej pomagamy naszym.
Socjolog Kazimiera Król: Nasz żebrak nas nie oszuka. Trzeba poznać swoich żebraków.
Oto Bogusław Rychter, lat 65, żebrak z ulicy Stawowej w Katowicach
- Moje, moje, moje! Kuki, Kuki, mniam, mniam, Ecik, Bercik, Kasia, Andżeliczka…
Do stóp pana Bogusława zlatuje pięć wróbli.
Znam z imienia każdego wróbla. Chodźcie, moje, moje. Na początku miałem dwa, dzisiaj mam osiemdziesiąt cztery. Są tam, na dachu kamienicy, gdzie mieszkam. Posiadam jeszcze trzy psy i kotkę. I konkubinę. Każdy chce jeść.
- Już wam sypię ryżu. Moje, moje. A zobaczcie, ile dzisiaj dostaliśmy pieniążków.
W ciągu godziny naszej rozmowy kilkunastu przechodniów wrzuca monetę do miski pana Bogusława, najczęściej po 5 zł, jedna kobieta wręcza mu do ręki 10 zł.
Spotykam na ogół dobrych ludzi. Policjanci pytają, czy mam spokój, a straż miejska jest przekochana. 15 stycznia mam rozprawę w sądzie o oszukańcze żebranie, ale to stara sprawa i sędzia jest wspaniały, wysłał mnie na badania, dał mi obrońcę z urzędu. Pani Ewa, pracownik socjalny, dała mi zasiłek na węgiel i leki. Pięćset złotych. Starczy na zimę, spokojnie. Mam odzież, mam prąd, na chlebek i coś do tego chlebka.
Nie wołam za nikim, nie wyciągam ręki. Mam stałych klientów. Trafiły mi się strzały po pięćset złotych. W tym roku trzy. Kupiłem brojler i mamy ciepłą wodę.
Dzisiaj jest dobrze, czas przedświąteczny. Zwykle uzbieram 45 - 50 zł dziennie. Policzyliśmy z moją konkubiną, że tyle dziennie kosztuje nas życie, z lekami i z prądem. Ona też na wózku, po udarze. Jesteśmy razem 27 lat.
Najważniejsze, żeby było ciepło i światło. I na czym ugotować.
Najgorszy był pierwszy rok. Pogarda. Wyzwiska. "Tu chu.., ty chodzisz. Ja cię widziałem, jak idziesz". Bo ja mogę przejść pięćset metrów i muszę usiąść. Mam epilepsję i dyskopatię.
Dwa razy dostałem grzywnę za oszukańcze żebranie. Za wózek inwalidzki. A ja mam ten wózek przepisany przez lekarza od 11 lat. Poszedłem do więzienia na 30 dni, nie było z czego zapłacić.
Kiedyś to byłem potężny chłop. Metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, sto dwadzieścia sześć kilo wagi. Pracowałem w Biurze Ochrony Rządu. Bo ja mam skończone dwa fakultety, teologię i szkołę wojskową. W grudniu 1981 roku nie wykonałem rozkazu. Wysłali mnie do Wrocławia do oddziałów ZOMO, nie pojechałem i dostałem 15 lat.
Odsiedziałem dwa lata i sześć miesięcy. Ale żona ode mnie odeszła. Straciłem córkę, straciłem mieszkanie, narobiłem długów. Z renty zostaje mi 375 zł, resztę bierze komornik. Raz odcięli nam prąd.
Ja jestem prawdomówny, nikomu nie kłamię. Kradłem. Ale nigdy nie okradłem osoby prywatnej, tylko państwowe, sklepy, niesklepy. W sumie przesiedziałem za to osiem lat. Za ostatnie włamanie dostałem trzy. Sędzia powiedział, że dał mi najniższy wyrok, jaki mógł. Więc mu obiecałem, że nie wrócę do kryminału. Chodziłem na złom. Szyny, blachy miedziane z dachów.
Trzy lata temu postanowiłem więcej nie kraść. Postanowiłem usiąść tutaj. Naprzeciw komisariatu szóstego. To było upokarzające. Ja, złodziej, siedzę naprzeciw komisariatu policji i żebrzę.
Kiedyś byłem w porządku człowiekiem.
Figury żebracze
NIKT – wtapia się w tło. Ubranie stare, zniszczone, w stonowanych kolorach. Siedzi na chodniku bokiem do mijanych go ludzi, z nieruchomą twarzą, spojrzeniem wbitym w odległy punkt. Jedyny rekwizyt to pojemnik na datki. Przekaz: ja nie proszę, ja tylko tu siedzę, ludzie mi wrzucają.
OFIARA LOSU – nie przeszkadza. Rekwizyt: tabliczka z życiorysem, który jest wykazem nieszczęść. Siedzi na jakimś podwyższeniu – schodach, parapecie witryny, skrzynce. Skulony. Stara się nie poruszać, unika kontaktu wzrokowego. Przekaz: trzeba być grzecznym, nie zaczepiać, ludzie i tak pomogą.
KALEKA – prowokuje. Wszystko ma na pokaz, zwłaszcza to, czego nie ma. Eksponuje brak nogi, ręki, oczu. Ubiór, tabliczka informacyjna, pojemnik na datki są drugorzędne. Nie spuszcza oczu, wabi przechodniów wzrokiem.
KWESTARZ – nie przyjmuje proszalnej pozycji. Jest pośrednikiem cudzego tragicznego losu. Tabliczka z wykazem nieszczęść, które spotkały kogoś innego, na przykład niepełnosprawne dziecko. Ubrany przyzwoicie, ale nie razi bogactwem. Stara się wykazać przedsiębiorczością i uwiarygodnić, na przykład wydrukowaną tabliczką w różnych czcionkach. Przekaz: nie mam czego się wstydzić, działam w szlachetnym celu.
WSPÓŁCZESNY TRĘDOWATY – chory na AIDS. Ubranie wskazuje na związek z jakąś subkulturą młodzieżową, brudne, co wskazuje na rezygnację z życia. Twarz w cieniu, na przykład w kapturze, w czapce zsuniętej na oczy, schowana za tabliczką z informacją o chorobie. Przekaz: zostawcie mnie w spokoju, dajcie mi tylko godnie umrzeć.
DZIAD – w pozycji modlitewnej. Klęczy ze spuszczoną głową, odwołując się do pokory i religii. Odzież stara, zniszczona, ta sama niezależnie od pory roku. Rekwizyty: różaniec, książeczka do nabożeństwa, krzyż, święte obrazki. W tle kościół. Przekaz: świat nie sprowadza się do doczesności, apeluję do chrześcijańskiego miłosierdzia.
MENEL – naturalny. Niczego nie ukrywa ani nie eksponuje. Siedzi swobodnie w zaniedbanym stroju, jakby przypadkiem. Przekaz: proszę o wsparcie, bo nie ma nic innego do roboty.
ŻEBRAK OKAZJONALNY - ma chwilowe trudności. Ubrany tak, by nie wyróżniać się z tłumu. Na tabliczce na przykład: zbieram na książki. Przekaz: wypadł z normalnego trybu życia na moment i niewiele potrzeba, by powrócił.
WĘDROWIEC – wchodzi w relacje face to face z jałmużnikami. Chodzi po ulicy miasta albo po pociągu i przemawia do przechodniów czy podróżnych, wykorzystując inne figury żebracze. Mówi krótko, konkretnie: zbieram na obiad, zostałem okradziony, zbieram pieniądze na bilet do domu.
KOMUNIKACYJNA – na skrzyżowaniach ulic. Szczególnie tam, gdzie jest sygnalizacja. Na czerwonym świetle podchodzi do stojących samochodów i jeśli kierowca na niego nie spojrzy, puka w szybę. Ma mało czasu na prośbę – do zmiany światła – dlatego często z tabliczką informacyjną. Często z dzieckiem.
Z REKWIZYTEM – z dzieckiem lub psem. Rekwizyt ma budzić litość, nie trzeba tabliczki informacyjnej. Żebrak nie zbiera dla siebie, tylko dla dziecka lub psa. Inne rekwizyty: wózek inwalidzki, kule, laski, protezy, akcesoria do modlitwy.
GRAJEK ULICZNY - z instrumentem. Schludny, tylko instrument oraz gra i śpiew wyróżniają go z tłumu. Przekaz: ja nie żebrzę, ja pracuję, oferuję usługi muzyczne. Akceptowany społecznie, budzący podziw, że się stara. Społecznie użyteczny.
KOŚCIÓŁ W TLE – najbardziej stereotypowa figura. Na żebranie wybierane są konkretne miejsca – pod kościołem oraz dni i godziny, kiedy odbywają się nabożeństwa. Dobrani są jałmużnicy – podporządkowani nakazowi wspierania biednych, zmuszeni do przejścia testu na wyznawane wartości, posiadający przy sobie pieniądze na tacę.
DZIECKO – najbardziej emocjonalna, autentyczna, przekonująca figura. Przyjmuje inne figury żebracze, grajka, kalekę, wędrowca, dziada, żebraka okazjonalnego.
źródło: Kazimiera Król "Żebractwo we współczesnej Polsce jako problem społeczny"