Wielu mężczyzn sceptycznie zapatrywało się na obecność kobiet w polityce. Pojawiał się argument, że z natury są zbyt delikatne i uduchowione, by poradzić sobie w świecie brudnej i brutalnej walki. Inni z kolei twierdzili, że są amoralne i niezdolne do samodzielnego myślenia…Mija właśnie sto lat od uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce.
W kalendarzu świąt narodowych rok 1918 zajmuje szczególne miejsce. Klęska trzech imperiów - Rosji, Niemiec i Austro-Węgier - odmieniła oblicze Europy. Wśród nielicznych zwycięzców czteroletniej krwawej rzeźni znalazła się odrodzona Polska i… kobiety-obywatelki, które mogły nareszcie na równi z mężczyznami decydować o losach kraju, jego mieszkańców, swoich własnych.
Droga do niepodległości jest powszechnie znana i tradycyjnie świętowana 11 listopada. Walka kobiet o prawa polityczne znana jest nielicznym, badacz(k)om historii kobiet, feministkom zainteresowanym przeszłością, historyczkom poszukującym własnych korzeni i tradycji. Stulecie uzyskania praw politycznych stało się punktem zwrotnym, bo okazało się, że coraz więcej kobiet (i nie tylko kobiet) chce dowiedzieć się, kim były polskie sufrażystki i jak to z równouprawnieniem w Polsce było.
Wojna i przymusowa emancypacja
To doprawdy fascynująca historia manifestacji, zjazdów, marszów i rozmów z politykami, nie zawsze przekonanych do dziwacznej idei przyznania kobietom prawa głosu. To ostatnie zadanie wydawało się kluczowe, musieli znaleźć się mężczyźni, którzy poprą pomysły sufrażystek, i którym nie zadrży ręka, gdy dojdzie do głosowania nad przyznaniem prawa głosu kobietom. Nie było to zadanie łatwe, bo wielu sceptycznie zapatrywało się na obecność kobiet w polityce, stanowiącej jedynie bardziej cywilizowaną niż wojna, formę rozstrzygania konfliktów i zwyciężania. Niejednokrotnie pojawiał się argument, że kobiety z natury są zbyt delikatne i uduchowione, by poradzić sobie w świecie brudnej i brutalnej walki politycznej. Nie brakowało i takich, którzy z kolei twierdzili, że kobiety są amoralne, niezdolne do samodzielnego myślenia…
W całej Europie toczyły się dyskusje na temat idei sufrażystek, ale wydarzenia potoczyły się inaczej. W 1914 roku wybucha wojna, a wraz z nią wielka zmiana w życiu kobiet, które pod nieobecność mężczyzn przejmują ich zadania i emancypują się przymusowo.
W ciągu czterech lat zaszły radykalne i nieodwracalne zmiany, których efektem była nie tylko nowa mapa polityczna świata, ale także nowe zasady społeczne i normy obyczajowe wywołane wejściem przez kobiety w role i przestrzenie opuszczone przez mężczyzn wysłanych na front. Na starych fotografiach widać brygady pracujących kobiet w fabrykach zbrojeniowych, robotnice obsługujące maszyny, policjantki i strażaczki, których mundury budzić musiały początkowo niezdrową fascynację, by z czasem stać się jednak elementem krajobrazu codzienności.
W ofertach pracy z tego czasu znajdziemy praktyczną realizację równouprawnienia, bo płeć nie miała już w wielu wypadkach znaczenia. Nawet na wsi, bardziej konserwatywnej i stojącej na straży zasad obyczajowych, żony chłopskich rekrutów muszą często samodzielnie zarządzać gospodarstwem. Przymusowa to była emancypacja, która w obliczu głodu, niepewności losu i niebezpieczeństw wojennych, okazała się dla wielu z kobiet doświadczeniem niechcianym i gorzkim, ale też wyzwalającym z gorsetu starych norm i procesem nieodwracalnym.
Zofia Daszyńska-Golińska, wybitna ekonomistka i działaczka polityczna odnotowała w trzecim roku wojny: „Gdziekolwiek ubyła siła męska powołana pod broń, zastępuje ją kobieta i życie się nie przerywa, a nawet państwo poodejmuje wznowione obowiązki, które nigdy doń nie należały. Udział kobiet jest tak wydatnym w pracy fizycznej, na roli, czy w przemyśle i w świadczeniach wszelkiego rodzaju, że nie można pominąć milczeniem tych tłumów pracownic, które podtrzymują normalny bieg życia, ratują od zguby przyszłe pokolenie, wypełniają szczerby czynione przez wojnę, słowem, umożliwiają istnienie cywilizowanych społeczeństw”.
Do polityki
W momencie ogłoszenia przez Tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego dekretu o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego, bez względu na płeć, dyskusja nad pytaniem czy kobiety powinny mieć prawa polityczne, nie miała już sensu, bo ich obecność w życiu publicznym stała się oczywistością w nowym, powojennym świecie. Nawet w zaborze pruskim, gdzie nieodmiennie połączone były polskość, katolicyzm i konserwatyzm, gdy zapadła decyzja o zwołaniu Sejmu Dzielnicowego, prawo Polek do udziału w wyborach nie podlegało dyskusji. Kobiety głosowały i kandydowały do tego pierwszego polskiego parlamentu, zdobywając 10 procent mandatów, a w niektórych okręgach nawet jedną trzecią! Takiego pułapu nie udało się osiągnąć później przez długie lata.
Skoro kobiety weszły do polityki, pojawiło się pytanie o to, co to właściwie znaczy. W okresie dwudziestolecia międzywojennego obowiązywało przekonanie, że choć równe mężczyznom kobiety są od nich różne. Odmienność wywodzona była z biologicznej funkcji macierzyńskich, która stała u podstaw charakterystycznych, jakoby kobiecych cech, takich jak zdolność do poświęcenia i altruizmu, cierpliwość, emocjonalność, ale i zmysł etyczny.
To właśnie te cechy miały stać się kapitałem, wartością wniesioną przez kobiety do życia politycznego i społecznego. Dobra obywatelka traktować miała swoją naturę i doświadczenia macierzyńskie jako rezerwuar praktyk i norm, wyznacznik celów. Do niej należało zatem wprowadzanie do życia publicznego kwestii dotyczącej każdej kobiety — obrony interesów rodziny, rozwój sytemu opiekuńczo-wychowawczego nad dziećmi, walka z chorobami społecznymi, do których zaliczano alkoholizm, choroby weneryczne, prostytucję. Wstręt do przemocy, przypisywane kobietom, czynił z nich „naturalne” strażniczki pokoju. Wreszcie kobiety niezamężne powinny spożytkować macierzyński instynkt w działalności społecznej na rzecz słabych, zwłaszcza osieroconych dzieci, biednych, skrzywdzonych przez los. Macierzyństwo miało być nawet drogowskazem w aktywności parlamentarnej. Krótko, bo krótko, ale część polityczek łudziła się, że ich obecność na salach sejmowych powstrzyma agresywną kłótliwość i prawdziwie nieparlamentarne zachowania posłów, że będą one w stanie wychować niesfornych polityków i nauczyć ich dobrych manier. Wiele spośród działaczek było przekonanych , że mogą wnieść wiele nowego i dobrego do wymarzonej Polski. Miały bowiem w tej kwestii wiele do zaoferowania, bo już zdążyły się sprawdzić jako wychowawczynie, nauczycielki i strażniczki polskości. Dbały, jako matki o dzieci, o ich kulturę i zachowanie i te standardy chciały wprowadzić do polskiego parlamentu. Tak się jednak nie stało, bo ów program wychowawczy była rzecz jasna utopią. Trzeba przyznać, utopią piękną…
Podobnie, nie ziściła się idea siostrzeństwa, wspólnego frontu wszystkich kobiet. Przekonała się o tym boleśnie Iza Moszczeńska, która stanęła na czele Komitetu Wyborczego Kobiet Postępowych, będącego zapomnianym prawzorem Partii Kobiet. Komitet, który miał zjednoczyć wszystkie obywatelki połączone wspólnotą doświadczenia płci zdobył jedynie 51 głosów. Wyborczynie - w znakomitej większości mieszkanki wsi — głosowały gremialnie na polityków partii konserwatywnych, przede wszystkim endecji i ludowców. Ziścił się koszmar prokobiecych polityków lewicy, że przyznanie praw politycznych kobietom oznaczać będzie zwycięstwo prawicy.
Ostatecznie tylko 8 kobiet znalazło się w Sejmie Ustawodawczym: Jadwiga Dziubińska, Irena Kosmowska, Zofia Moraczewska, Gabriela Balicka, Zofia Sokolnicka, Anna Anastazja Piasecka, Franciszka Wilczkowiakowa, oraz najmłodsza z nich Maria Moczydłowska. Pierwsze posłanki, choć debiutowały w sejmie, były doświadczonymi, znanymi i poważanymi działaczkami. Dość powiedzieć, że dwie pierwsze startowały z powodzeniem jako kandydatki najbardziej męskich, bo chłopskich, partii. Kosmowska wcześniej zdążyła zostać pierwszą (i jedyną w okresie międzywojennym) członkinią rządu Daszyńskiego, dr Balicka kandydująca z listy endeckiej miała najwyższe, z możliwych miejsc, bo tuż za Dmowskim i Paderewskim. Pod każdym względem — wykształcenia, doświadczenia i przygotowania do pracy — przewyższały znakomitą większość posłów.
Szklany sufit
Polska po odzyskaniu niepodległości jest też przykładem, jak działa zasada odwróconej piramidy (brak dostępu kobiet do wyższych stanowisk) i szklanego sufitu, zawieszonego wyjątkowo nisko. Kobiety mogły studiować prawo, ale jednocześnie nie miały prawa pełnić funkcji ławnika. Cóż z tego, że mogły aspirować do zawodów prawniczych, skoro w praktyce mogły w kancelariach adwokackich zostać wykwalifikowaną sekretarką. Dopiero w 1928 roku pierwsza kobieta zostaję sędzią w sądzie dla nieletnich - dalej, więc istnieje myślenie o roli kobiet w wymiarze macierzyńskim, wychowawczym i opiekuńczym, co przekłada się na ich pozycję zawodowe.
Nauczycielki, lekarki, urzędniczki — liczne na niższych, gorzej opłacanych stanowiskach, nieobecne tam, gdzie pojawiał się prestiż, pieniądze i władza. W społeczeństwie dwudziestolecia międzywojennego było powszechnie przyjęte, że praca kobiet jest traktowana jako dodatkowa, wobec pracy mężczyzn. Funkcjonujący wzorzec rodziny był tradycyjny i prosty: mężczyzna pozostaje głównym żywicielem rodziny i osobą pracującą, natomiast kobieta winna zajmować się domem i dziećmi.
Przykładów konsekwencji takiego myślenia również można znaleźć wiele. Podczas kryzysu gospodarczego, jednym z pomysłów w walce z bezrobociem jest zwolnienie kobiet i przeznaczenie ich pracy dla bezrobotnych mężczyzn. Niemcy wprowadzili przepisy zabraniające zatrudnianie w tym samym miejscu męża i żony, aby nie dopuścić do ich podwójnego finansowania. W cieszącym się autonomią województwie śląskim wprowadzono ustawę celibatową. Zakładała ona, że nauczycielka pracująca w szkole finansowanej przez państwo, w momencie wyjścia za mąż, automatycznie traci prawo do pracy. Istniały głosy, aby rozszerzyć ten przepis na teren całej Polski, do czego szczęśliwie nie doszło.
Dyskryminacja dotyczyła nie tylko ambitnych profesjonalistek, ale wszystkich także mężatek. Ich zarobek według starych kodeksów był częścią majątku pod zarządem męża. Szybko na szczęście zniesiono przepis mówiący, że żona musi otrzymać pisemną zgodę męża, jeśli chce pracować zawodowo. W Konstytucji Marcowej zawarta była zasada równości płci, ale znacznie łatwiej zadeklarować ją w tym najważniejszym akcie prawnym, niż dostosować do niej szczegółowe przepisy kodeksów cywilnych i karnych, odziedziczonych po państwach zaborczych i ujednolicanych mozolnie przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego. Wśród starych zasad prawnych wiele wydaje się dziś niedorzecznych i rażąco niesprawiedliwych.
Kobiety przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego walczą z szeregiem przepisów utrudniających im życie. Wśród przykładów, można znaleźć przepis wymagający, aby żona mieszkała z mężem lub, jeśli kobieta wyjdzie za mąż za obcokrajowca, to automatycznie traci obywatelstwo polskie, a zyskuje obywatelstwo kraju pochodzenia męża. Jeszcze w gorszej sytuacji były samotne matki, bo dochodzenie ojcostwa i roszczenia finansowe na rzecz dzieci były po prostu nielegalne. Z wyjątkiem terenów wchodzących przed 1918 w skład Rzeszy, nie ma cywilnych ślubów, a co za tym idzie, możliwości uzyskania rozwodu i ta sytuacja nie zmienia się aż do końca trwania Drugiej Rzeczypospolitej. Do prawnych dyskryminacji dochodziły praktyki i obyczaje, które trwały wbrew idei równości wobec prawa. Działaczki kobiece w dwudziestoleciu międzywojennym jeszcze wierzyły, że wystarczy zmienić prawo, by urzeczywistnić równość bez względu na płeć. Musi upłynąć jeszcze kilka dekad, musi nadejść feminizm drugiej fali, by zrozumiały, że same przepisy nie wystarczą. Że równość wykluwa się w mozolnie i długo, że trzeba nieustannie walczyć z dyskryminacją.
Optymizm niepodległości
Odzyskanie niepodległości dla wielu, nie tylko działaczek ruchu kobiecego, było momentem doniosłym i z dawna oczekiwanym – oto nadszedł czas, gdy nadzieje i marzenia na lepszy świat, sprawiedliwość społeczną, emancypację uciśnionych i zwalczenie wszelkiego zła miały się ziścić. Przyczyn optymizmu (wystarczy Polski niepodległej, "własnego domu", by zacząć czas zmiany i wychodzenia z wszelkich kryzysów) było wiele, ale jeden był szczególnie istotny - były obywatelkami i jako obywatelki mogły działać na rzecz kobiet, społeczeństwa, przyszłych pokoleń. W ciągu kolejnych lat musiały także zmagać się z dyskryminacją, problemami ekonomicznymi, konfliktami społecznymi i narodowymi. Mimo problemów i barier z nadzieją patrzyły na przedstawicielki młodej generacji kobiet, urodzonych i wychowanych w wolnej Polsce, którym przyjdzie zdać egzamin obywatelski w czasie kolejnej wojny. Ale ta historia zasługuje na oddzielną opowieść.