Aleksandra szukała informacji o ciążach celebrytek starszych od siebie. Potrzebowała usprawiedliwienia, że jej macierzyństwo może jeszcze poczekać. "Żałuję, że wtedy nikt nie złapał mnie za rękę i nie powiedział: Aleksandra, ale ty wcale nie musisz mieć dziecka! Tak po prostu!" – opowiada.
Nie mają dzieci, bo nie chcą ich mieć. I głośno o tym mówią.
Edyta nie chciała ich nigdy.
Aleksandra zrozumiała to całkiem niedawno.
Joanna ma długą listę korzyści z nieposiadania dziecka.
Dr hab. Monika Mynarska, psycholog i demograf społeczny z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego poświęciła bezdzietności lata pracy naukowej i wskazuje, że:
- szacunkowo można przyjąć, iż co piąta bezdzietna nie jest matką, bo taki jest jej świadomy wybór,
- bezdzietne z wyboru były w społeczeństwie zawsze, ale nigdy o swoim wyborze nie mówiły tak otwarcie jak teraz.
Jestem taka i to dobre dla mnie
Edyta Broda ma 47 lat, mieszka z mężem pod Wrocławiem i jest redaktorką w dużym wydawnictwie. Dla wielu kobiet jest tą, która dała nazwisko i twarz polskiej bezdzietności z wyboru. Od kilku lat prowadzi bloga Bezdzietnik.pl, bo uznała, że to temat, nad którym mało kto się pochyla. A już na pewno nie mówi się o tym wprost, bo wciąż łatwiej powiedzieć, że dzieci się mieć nie może, niż że nie chce.
- Były jakieś teksty, jacyś publicyści o tym pisali. Ale kobiety były anonimowe. Chciałam głośno powiedzieć: jestem taka i to jest dla mnie dobre – mówi.
Nazwała się Chwatką Niematką. I ruszyła lawinę. Zaczęły do niej pisać inne "bezdzietnice" i dzielić się swoimi doświadczeniami. Wynika z nich, że nie da się upchnąć tych kobiet w jedną szufladkę.
- Wredna, samolubna, robi karierę i podróżuje po świecie. Tak stereotypowo postrzega się kobietę, która mówi, że nie chce dzieci – tłumaczy Edyta. - A to tak nie jest. Każda historia jest inna, każda droga do tej decyzji jest inna. Zresztą to nic złego, że kobieta robi karierę i jeździ po świecie, ale nie jest to wcale takie częste wśród bezdzietnych z wyboru.
- Na przykład ja – mówi. - Jestem domatorką, lubię spokój. I od zawsze wiedziałam, że nie chcę mieć dzieci. Jeśli wiązałam się z chłopakiem, od razu mu to komunikowałam. Mój mąż też o tym wiedział od początku i akceptował to. A to wcale nie jest takie oczywiste. Wiele kobiet dojrzewa do takiej decyzji długo, często okupiona jest ona trudnymi przemyśleniami, rozmowami z bliskimi...
Wśród czytelniczek Bezdzietnika są więc i takie, które robią kariery. Są podróżniczki. Są domatorki, które nie lubią zamieszania i chcą spędzać wolny czas w ciszy, na fotelu, z książką w ręce. Są takie, które nie lubią dzieci. Są takie, które kochają dzieci i często pracują w zawodach związanych z dziećmi. Są takie, które mówią, że to bardzo ekologiczne nie mieć dzieci albo że w czasach kryzysu klimatycznego powoływanie nowego życia na świat jest nieodpowiedzialne.
Łączy je nie tylko bezdzietność, ale też fakt, że na różnych etapach życia i w bardzo różnych sytuacjach musiały się z niej tłumaczyć. Przed rodziną, lekarzem, znajomymi, przełożonymi i zupełnie obcymi sobie ludźmi.
- Jedna z kobiet usłyszała ostatnio od swojej ciotki: "obyś wpadła!". Kiedy mówisz, że nie masz dzieci, bo nie chcesz, usłyszysz lawinę argumentów: "będziesz żałowała", "urodzisz, to zmienisz zdanie", no i sztandarowy tekst o tym, że "kto ci na starość szklankę wody poda".
- No właśnie, kto? – dopytuję Edytę. - Nie wiem. Tak samo jak nie wiedzą tego osoby, które mają dzieci. Często zarzuca się bezdzietnym, że są egoistkami. A czy nie jest egoizmem rodzenie dzieci z myślą o tym, że one będą się nami opiekować na starość? Co więcej, nie ma żadnej gwarancji, że tak będzie – odpowiada.
Ale ty wcale nie musisz mieć dziecka!
Aleksandra Makulska ma 39 lat, mieszka z mężem z Warszawie. Wymyśliła i prowadzi warsztaty pisarskie dla kobiet. Ostatnio w mediach społecznościowych napisała: "W tym roku robię dużo nowych rzeczy.
Zakładam maseczkę, gdy wchodzę do sklepu.
Od ponad pół roku nie wystawiłam nosa za polską granicę.
Nie planuję żadnego dłuższego wyjazdu.
(...)
Mówię o bezdzietności z wyboru.
(...)
Coraz wyraźniej czuję, czego chcę od życia..."
Pytam o to, dlaczego zaczęła publicznie mówić o swoim wyborze.
- Gdybym mi ktoś kiedyś powiedział o tym, że tak po prostu można, że wcale nie jest ze mną coś nie tak, oszczędziłoby mi to lat wewnętrznej walki. Wiesz, że był taki moment, że śledziłam portale plotkarskie w poszukiwaniu informacji o rodzących dzieci celebrytkach? Natychmiast sprawdzałam ich wiek i jak się okazywało, że jest starsza, to było takie "uffff, mam jeszcze czas!". Ja po prostu nigdy nie czułam się na to gotowa. A jednocześnie miałam zakodowane, że taka jest kolej rzeczy, że wszyscy tak robią. Zakładają rodziny i rodzą dzieci. Żałuję, że wtedy nikt nie złapał mnie za rękę i nie powiedział: "Aleksandra, ale ty wcale nie musisz mieć dziecka! Tak po prostu!" – odpowiada.
Przełomem był list matki, który przeczytała w jednym z kobiecych portali. Kobiety, która urodziła, która kocha dziecko, ale jednocześnie mówi, że nie chciała tą matką nigdy być, że macierzyństwo ją przygniata, że jest nieszczęśliwa.
- To było jak objawienie! Dotarło do mnie, że jeśli urodzę, to będę miała dokładnie tak samo. I tym samym unieszczęśliwię też dziecko. Natychmiast podzieliłam się tym z Michałem, moim mężem. Długo rozmawialiśmy i nagle okazało się, że właściwie to oboje tak samo uważamy: nie chcemy dziecka. To nie jest nasza droga. I jesteśmy stuprocentowo pewni tej decyzji! – zaznacza.
Aleksandra dziś umie być asertywna.
- Skoro chcesz rozmawiać o tym, czemu nie chcę mieć dzieci, to pogadajmy o tym, co robię w sypialni, jak się zabezpieczam. To tak samo intymne rzeczy. Nie rozumiem, dlaczego tyle osób ma mi na ten temat coś do powiedzenia.
Od ginekologa usłyszała, że ma piękną macicę i żal tego nie wykorzystać. Od znajomej, że ma piękne oczy i w ogóle są z Michałem piękną parą i takie piękne dzieci by mieli.
Ale najgorsze usłyszała od psychologa, do którego zwróciła się po pomoc w kryzysowej sytuacji.
- Straciliśmy nagle naszą Lusię, ukochanego psa. Zupełnie nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Czułam, że potrzebuję pomocy – mówi.
Psychologa szukała długo i starannie. Nie chciała być zlekceważona, wyśmiana. - Pomyślałam, że to musi być ktoś, kto też ma psa – wspomina. - Że taka osoba mnie zrozumie. I znalazłam! Panią, która nawet na zdjęciu profilowym była z psem.
Umówiłam się na konsultację. I kiedy już tej obcej osobie się wypłakałam, wydusiłam z siebie wszystko, to pierwsze pytanie jakie mi zadała brzmiało: "czy ma pani dzieci?". Odpowiedziałam, że nie i nie o tym chcę rozmawiać. Usłyszałam wtedy, że "to wielka szkoda, bo jeśli się ma dziecko, to można je przytulić i ucałować, i od razu lepiej się robi w trudnych sytuacjach".
Nawet kiedy to wspominam, mam gęsią skórkę. Więcej nie poszłam do psychologa.
Kiedy Aleksandra opowiada o psach, wytaczam argument, który bezdzietne kobiety posiadające zwierzęta słyszą często.
- A nie jest tak, że masz psy zamiast dzieci?
- Nie! Takie stwierdzenie to jedna z niewielu rzeczy, które naprawdę budzą we mnie agresję. Mam psy, bo kocham psy. Nie mam dzieci, bo nie chcę ich mieć. To dwie różne rzeczy.
Próbuję dalej: - Instynkt macierzyński musi mieć gdzieś ujście...
- O nie! Nie wierzę w żaden instynkt macierzyński. Instynkt to przymus. Instynkt to kiedy musisz zjeść, bo jesteś głodna, kiedy uciekasz przed niebezpieczeństwem, kiedy cofasz rękę przed gorącym.
- Macierzyństwo lub jego brak to wybór. Są kobiety, które pragną dzieci, są takie, które ich nie chcą – podkreśla Aleksandra. Pytam jeszcze o szklankę wody na starość.
- Będziemy mieszkać w miłym domu spokojnej starości jak na amerykańskich filmach (śmiech). To chyba najbardziej absurdalne pytanie. Czy ktokolwiek da gwarancję, że dziecko ci tę szklankę wody poda? To po to ma się dzieci? – odpowiada.
Lepszy poszarpany dywan niż poszarpane życie
Joanna Kostecka ma 41 lat, mieszka z mężem w Gdyni. Jest polonistką z wykształcenia, od trzech lat nie pracuje. Śmieje się, że jest na etacie u męża. Prosi, żebym dodała, że jest poetką, bo odkąd pamięta, pisze wiersze. Wygadana i pewna siebie. Sama mówi, że mało kto ma odwagę ją pytać o tak osobiste rzeczy, bo potrafi się odciąć. Kiedy po ślubie mama zaczęła w prezencie przywozić jej ubranka niemowlęce, powiedziała, że jak chce małe dziecko, to niech sama sobie urodzi.
Ale ostatnio nie wytrzymała i nawet jej poleciały łzy. - Moja młodsza siostra niedawno urodziła. Moi rodzice zostali dziadkami. I tata powiedział, że "no w końcu chociaż ta młodsza dała mu wnuka". Zrobiło mi się bardzo przykro. Poczułam, że w jego oczach jestem mniej wartościowa tylko dlatego, że nie mam dziecka. A przecież urodzenie dziecka to żaden wyczyn. Miliony to robiły i miliony będą robić. Bardzo nie lubię gadania o poświęceniu, heroizmie matek, tego, że są w czymś lepsze tylko dlatego, że mają dzieci.
O innej sytuacji z ojcem napisała w jednym ze swoich wierszy:
"...Psie sprawy zajmowały ją dużo bardziej, niż ludzkie
Ostatnio ojciec jej to wytknął aż się spłakała znów i od nowa
ta sama śpiewka bezdzietna wariatka
co śpi wtulona w kocie sny (...)"
Joanna jest pewna, że dziecka nie chce.
- Nigdy nie chciałam. Albo może inaczej. Po ślubie czułam, że na pewno nie teraz. Potem był taki moment, że pomyślałam, że może jednak. Ale szybko minął i po wielu rozmowach z mężem to przekonanie, że my nie chcemy mieć dzieci było coraz głębsze. Mój mąż uważa, że nie byłby dobrym ojcem. Poza tym jesteśmy przekonani, że Ziemia za chwilę rozpadnie się z przeludnienia. Nic nie generuje więcej dwutlenku węgla, jak kolejny człowiek – tłumaczy.
Joanna podkreśla, że nie jest żadną karierowiczką albo wielką podróżniczką.
- Lubię mieć czas, żeby przygotować sobie i mężowi jakiś dobry posiłek, lubimy spędzać razem wolne popołudnia, obejrzeć serial, pójść na długi spacer, posiedzieć do nocy na plaży. Lubimy zalec na sofie z książką. Dużo ze sobą rozmawiamy. Nasz związek nie byłby taki, gdyby pojawiło się dziecko. Ja nawet nie umiem sobie siebie wyobrazić w tej roli – przyznaje.
Opowiada też krótką historyjkę o tym, jak spotkała dawną znajomą. I ona spytała o dzieci. - Nie, pani Aniu, nie mam dzieci. Mam psa – odpowiedziałam. Na co ona pokiwała głową i powiedziała: "lepiej mieć poszarpany dywan niż poszarpane życie".
Sama unika towarzystwa z dziećmi. - Odnoszę wrażenie, że te 30 lat temu dzieciaki były lepiej wychowane. My na rodzinnych imprezach mieliśmy swój stolik zawsze i swoje dziecięce sprawy. Pierdnięcie czy beknięcie było czymś niegrzecznym, a nie hitem wieczoru, oklaskiwanym przez wszystkie ciocie. Dziś, odnoszę wrażenie, społeczeństwo jest bardzo dzieciocentryczne. Nie podoba mi się to – opowiada.
Nikt ich nie liczy
Ciężko podać rzetelne dane dotyczące bezdzietnych kobiet. Główny Urząd Statystyczny nie publikuje ich, bo zajmuje się jedynie dzietnością. Według definicji demografów kobieta w wieku reprodukcyjnym to taka do 49 lat. Wyliczenia dotyczące bezdzietności mogą nie być wiarygodne z kilku powodów. Najważniejszy to taki, że większość bezdzietnych kobiet w wieku reprodukcyjnym chce i planuje mieć dzieci. Zresztą same statystyki dzietności mogą być zaniżone chociażby dlatego, że wiele Polek rodzi dzieci za granicą i w danych GUS-u często nie jest to odnotowane. A jeśli chce się rozmawiać o powodach bezdzietności, jest jeszcze trudniej.
Najszersze polskie badanie na ten temat to projekt o nazwie FAMWELL (finansowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju w ramach programu Lider) sprzed prawie dziesięciu lat. Jego koordynatorką była prof. Anna Matysiak z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Z opracowania wynika, że coraz więcej Polek nigdy nie zostaje matkami. Dla porównania – wśród kobiet urodzonych w latach 1945-1955 około 8 procent nigdy nie miało dziecka. Wśród kobiet urodzonych w 1965 roku odsetek bezdzietności wzrósł do 15,5 proc. Autorzy badania FAMWELL rozmawiali z ponad sześciuset bezdzietnymi kobietami w wieku 37-45 lat. Większość z nich zadeklarowała, że chciała lub nadal chce mieć dziecko.
- Jedynie 18 procent bezdzietnych tych dzieci rzeczywiście nie chce – podkreśla prof. Anna Matysiak.
Pozostałe przyczyny bezdzietności często są niezależne od kobiet – to ogólne problemy ze zdrowiem, problemy z płodnością, ale też brak partnera lub brak odpowiedniego ich zdaniem partnera.
- Kiedy rozmawialiśmy z kobietami, wiele z nich mówiło: "nie mam dzieci, bo tak się życie potoczyło". Projekt FAMWELL i badania prowadzone w innych krajach pozwalają nam szacunkowo określić, że tylko co piąta bezdzietna kobieta nie jest matką, bo tak wybrała. Idąc dalej – jeśli około 15 procent kobiet nie ma dzieci, to te, które pozostają bezdzietne z wyboru, stanowią 3 procent kobiet ogółem – wylicza prof. Matysiak.
Albo brak, albo wolność
Przy projekcie FAMWELL pracowała też dr Monika Mynarska. To osoba, która od lat bada bezdzietne kobiety i w polskim środowisku naukowym uchodzi za specjalistkę od tego tematu. - Nie jest łatwo badać bezdzietność, bo to coś, co może się zmienić. Zmienia się też podejście kobiet do tego w ciągu życia, jest wiele czynników, które to determinują – tłumaczy.
Kilka lat temu brała udział w badaniach młodzieży w wieku 18-19 lat.
- Pytaliśmy ich między innymi o postawy wobec rodzicielstwa. Podzieliłam ich na grupy w zależności od tego, jak postrzegają wady i zalety macierzyństwa. I takich osób, które są zdecydowanie na nie, jest około 12 procent. Oczywiście musimy pamiętać, że to są bardzo młode osoby i wiele się może w ich życiu zmienić. Badanie jednak pokazało, że młodzi postrzegają macierzyństwo jako coś istotnego i jednocześnie są świadomi, jakie konsekwencje niesie za sobą decyzja o posiadaniu dziecka – mówi Monika Mynarska.
Badaczka zwraca też uwagę na dwa angielskojęzyczne pojęcia: childless i childfree. - "Less" oznacza jakiś brak, po polsku "childless" to właśnie bezdzietność. Bardziej się z tym utożsamiają kobiety, które chciały mieć dzieci, ale z różnych powodów to się nie udało. "Free" to wolność, czyli wolne od dzieci. Tu kładzie się nacisk na wybór, świadomą decyzję o nieposiadaniu potomstwa. Jest też w amerykańskich badaniach wątek żalu – na ile kobiety żałują swoich decyzji. Te, które nie urodziły dzieci, bo taki był ich świadomy wybór, czują się tak samo szczęśliwe jak matki, które świadomie zdecydowały się na rodzicielstwo. Tylko bezdzietność, która nie wynika z indywidualnych preferencji i wyborów, prowadzi do poczucia straty i żalu.
Kobiety, z którymi rozmawiała dr Mynarska, często odwołują się do braku instynktu macierzyńskiego. - Tak same to nazywają, choć jest to nienaukowe określenie. Nigdy nie czuły chęci posiadania dzieci, nigdy dzieci nie budziły w nich emocji, nigdy nie rozczulał ich widok niemowlaka. Nie postrzegają posiadania dziecka jako czegoś, co przyniesie im radość – tłumaczy psycholog.
- To może "coś z nimi nie tak"? – dopytuję, bo bezdzietne kobiety i takie słowa przytaczają wśród zarzutów, jakie słyszą od innych.
- A czy jeśli coś jest rzadkie, to jest nienormalne? Ja rozumiem, że rolą gatunku jest przetrwać, ale czy jest konieczne, aby każdy miał potomstwo? Nie. Reprodukowanie jest rolą gatunku, ale nie jednostek. Kobiety bezdzietne zawsze były w społeczeństwach, ale nigdy tak bardzo jak teraz nie podkreślało się kwestii związanych z tym, że macierzyństwo lub jego brak mogą być świadomym wyborem kobiety – odpowiada dr Mynarska.
Przywołuję stereotyp starej panny z kotem. I tego, że mówi się bezdzietnym, że mają zwierzęta zamiast dzieci. - Nie. To głęboko zakorzenione myślenie, ale żadne badania nie potwierdzają, że zwierzęta są substytutem dzieci u osób bezdzietnych – podkreśla ekspertka.
Gówniaki, madki, "jak urodzisz, to pogadamy"
Gorącą dyskusję wywołała ostatnio na swoim Instagramie pisarka Blanka Lipińska, która spędzała urlop ze swoim partnerem Baronem i napomknęła o urodzinowej niespodziance. Jej fanki natychmiast zasugerowały, że jest w ciąży. Niektóre nawet zaczęły gratulować. Lipińska szybko odcięła się od spekulacji. "Serio uważacie, że ciąża albo zaręczyny to prezent? Jedno i drugie to deklaracja odpowiedzialności, to decyzja dwóch osób, a nie kwestia podarunku, to wspólnota, o której decyduje dwoje ludzi. Tak bardzo nie rozumiem świata, w którym przyszło mi żyć, gdzie szczęście kobiety sprowadzane jest do ciąży albo małżeństwa" – napisała.
Matki i kobiety bez dzieci często stają na dwóch barykadach. I są dla siebie bezlitosne. Doskonale to widać w dyskusjach w przestrzeni internetowej, gdzie często puszczają hamulce. Jeśli matkę oceni bezdzietna, usłyszy, że się nie zna, że "jak urodzisz, to pogadamy", że jest egoistką. Bezdzietne piszą o dzieciach "gówniaki", "bachory", a matkom zarzucają roszczeniowość wobec świata.
- Jak ja bym chciała wyrugować ze słownika określenie "madka" – przyznaje Edyta Broda. - Widzę ten hejt po obu stronach i uważam, że jest to złe. Smutne, że jako kobiety się nie potrafimy wspierać, niezależnie od naszych wyborów. Przyznam, że zauważyłam te różnice dopiero jak założyłam Bezdzietnik, bo sama nigdy nie postrzegałam w ten sposób matek.
W czerwcu tego roku został opublikowany przez Clue PR raport o trendzie oceniania kobiet w Polsce. Jego współautorką (obok Alicji Wysockiej-Świtały) jest dr Marta Bierca, ekspertka z Uniwersytetu SWPS. - Chciałyśmy pokazać skalę woman shamingu, czyli nieustannego oceniania kobiet. 63 procent badanych zetknęło się ze zjawiskiem krytyki lub oceniania ich samych lub innych kobiet. Większość krytycznych uwag dotyczy wyglądu lub sposobu wychowywania dzieci. Najczęściej oceniają osoby z najbliższego otoczenia, często same kobiety - opowiada.
To złośliwe uwagi, ale też dobre rady. Tylko, jak wynika z raportu, nawet połowa z nich jest wypowiadana w kontekście, że "ja w twoim wieku". - To dotyczy także wyborów związanych z macierzyństwem – zaznacza dr Bierca.
Socjolog podkreśla, że kobiety też są bardziej relacyjne. - To oznacza, że jeśli słyszą pytanie: kim jesteś?, odpowiadają: matką, żoną, córką. Rzadziej, że kobietą czy człowiekiem, co jest powszechne u mężczyzn, którzy mówią właśnie: człowiekiem, mężczyzną – mówi.
Zdaniem badaczki, rosną też różnice w postrzeganiu świata przez kobiety i mężczyzn. - Współczesne kobiety są pewne siebie, chcą się rozwijać, otwarcie mówią o swoich pragnieniach, mają bardziej liberalne poglądy, co pokazują chociażby wybory. Mężczyźni są bardziej konserwatywni i tu zaczyna się niedopasowanie tych dwóch światów – podkreśla Bierca.
***
Statystycznie, jeśli wziąć pod uwagę ich wiek, Edyta, Aleksandra i Joanna rzeczywiście nigdy nie będą mieć dzieci. Mogę więc je zapytać, czy nie żałują swojej decyzji w momencie, kiedy na macierzyństwo jest już raczej za późno. Są tu bardzo zgodne: nie.
- Jestem szczęśliwa i spełniona. Im jestem starsza, tym bardziej wiem, że to była właściwa decyzja – mówi Edyta Broda. - Jeśli dla kogoś szczęściem jest posiadanie dziecka, rozumiem i wierzę, że takie matki są szczęśliwe. Ale musimy głośno mówić, że inny niż macierzyństwo wybór nie jest niczym dziwnym i złym.