Albert Park, Melbourne, 17 marca 2019. Na polach startowych ustawi się 20 bolidów, by ruszyć do inaugurującego sezon wyścigu o Grand Prix Australii. Wśród nich ten z numerem 88, z Robertem Kubicą za kierownicą. - Powrót do F1 to jedno z największych osiągnięć w moim życiu - oświadczył Polak w listopadzie, kiedy było już jasne, że znowu - po długich, wydających się wiecznością ośmiu latach - stanie do walki o punkty mistrzostw świata.
Tę krótką wypowiedź media cytowały pod każdą szerokością geograficzną. Cytowały i komentowały, bo historia należy do tych, które nie miały prawa się wydarzyć. Wraca, choć ma 34 lata i niesprawną rękę. Choć w długiej kolejce do tego zaszczytu ustawiła się ambitna i pewna swego młodzież.
Wybrano Kubicę, który mówi o powrocie do F1 jako sukcesie, nie precyzując jednak przy okazji, które ze swoich dotychczasowych osiągnięć w tej serii stawia najwyżej. Albo na równi z obecnym.
CZYTAJ: UZALEŻNIONY. ON NAPISAŁ SCENARIUSZ TEJ BAJKI
Gdzie tak niedawno czyhała śmierć
Może największym osiągnięciem jest to, że do F1 dostał się jako pierwszy Polak, u progu sezonu 2006, mając lat 21 i talent rozmiarów gigantycznych. Szansę dał mu szef BMW Sauber F1 Team Mario Theissen, zatrudniając jako kierowcę rezerwowego. - Robert pokazał ścigającym się gokartami chłopcom, że na szczyt można dotrzeć z każdego miejsca świata. Warunek jest jeden, trzeba być naprawdę dobrym – komentował to wydarzenie opisujący karierę Polaka Roberto Chinchero, włoski dziennikarz motoryzacyjny.
Być może Kubica stawia wyżej to, że po 12 wyścigach tamtego sezonu Herr Theissen wyrzucił z zespołu - bo tak nazwać to trzeba, co oficjalnie przedstawiono jako grzeczne pożegnanie - Jacquesa Villeneuve’a, mistrza świata 1997, jego miejsce dając jemu, debiutantowi.
A może to, że w zaledwie trzecim starcie - Grand Prix Włoch na Monzy - stanął na podium, w co nie wierzył nikt, z Theissenem na czele.
Kubica ma też w dorobku wygrany wyścig, zwycięstwo zgarnięte w okolicznościach absolutnie wyjątkowych. W roku 2007 roztrzaskał bolid w Grand Prix Kanady w Montrealu. Widok był przerażający. - Gdyby ten wypadek wydarzył się 10 lat wcześniej, Robert by zginął – przyznał Theissen,
W roku następnym, na tym samym torze, Kubica triumfował. Wyścig liczył 305 kilometrów 270 metrów. 70 okrążeń. Okrążenie za okrążeniem Polak przejeżdżał obok miejsca, gdzie tak niedawno czyhała na niego śmierć.
Jaka trauma? Jaki stres? Zrobił to, co do niego należało. I już.
"Kawał kierowcy"
Szmat czasu minął od tamtych wydarzeń. W życiu Kubicy dużo się wydarzyło. Do dramatu doszło 6 lutego 2011 roku na trasie lokalnego rajdu Ronde di Andora. Prowadzone przez niego auto wbiło się w przydrożną bandę. Lekarze walczyli o niego godzinami. Przeżył.
W sezonie 2019 wróci do ścigania na dobre, co oficjalnie ogłoszono 22 listopada 2018 roku. Stawia na niego Williams, zespół rodzinny, który lata świetności - czyli dziewięć tytułów mistrza świata konstruktorów i siedem kierowców - dawno ma za sobą. Jeden z tych tytułów zdobył Keke Rosberg, zwany "Latającym Finem". Jego syn Nico właśnie w Williamsie spędził pierwsze cztery sezony w F1.
Kubica jest bliski rodzinie Rosbergów. Opowiedział o tym pan Keke: - Zrobię wyjątek, bo będzie pan pytał o Roberta. Poznałem tego młodzieńca, kiedy miał sześć lat, mniej więcej. Na zawody kartingowe jeździł ze swoim ojcem. Taki dzieciak jak mój Nico, z którym wtedy się ścigali. Wspaniały chłopak, bardzo pozytywna postać. Mam do niego wręcz emocjonalny stosunek. Teraz to kawał kierowcy, jest wojownikiem, właśnie to podoba mi się u niego najbardziej.
Kiedy Kubica robił wszystko, by w F1 dostać drugą szansę, o pomoc poprosił Nico. I ten we wrześniu 2017 na krótko został menedżerem kumpla z dzieciństwa. Współpraca zakończyła się szybko, w kwietniu 2018. Sukcesem, skoro Polak wrócił do padoku - jako tester, ale wrócił. Tak - w Williamsie.
"Siła, której potrzebujemy"
Pytania, jak to możliwe, że po ośmiu latach przerwy za kierownicą tej potwornej maszyny zasiądzie kierowca z niesprawną ręką, padają z każdej strony. W połowie grudnia głos w tej sprawie zabrał sam Kubica. - Jako szef zespołu też miałbym wątpliwości - przyznał na łamach autosport.com.
Przypomniał pierwsze w roku 2018 spotkanie z władzami Williamsa. - Powiedziałem, że jeżeli ktoś ma obawy, to nie powinniśmy tego kontynuować, bo w trudnych chwilach łatwo będzie wskazać na moją rękę. A ja chciałem mieć pewność, że we mnie wierzą - opowiadał.
Wierzą. Dali mu pracę, chociaż teraz swój talent, swoją wiedzę i swoje doświadczenie poprzeć musiał pieniędzmi. PKN Orlen oficjalnie potwierdził, że został partnerem zespołu z Grove. Szczegółów nie podano, 10 mln euro potrzebnych do współpracy to tylko spekulacje.
Dowodzenie w ekipie po Franku Williamsie przejęła jego córka Claire. W rozmowie ze skysports.com zapewniła, że to nie pieniądze były decydujące przy zatrudnieniu Polaka. - Liczyły się wola walki i ogrom pracy, którą Robert dla nas wykonał. Jego zaangażowanie, jego wytrwałość i wpływ na wszystkich… Byłam pod wrażeniem. To jest siła, której potrzebujemy – tłumaczyła.
Rafał Kazimierczak