Plan A zakładał wysadzenie w powietrze ikonicznych dla Hiszpanów miejsc, w tym katedry Sagrada Familia. Nie wypalił, bo "matka szatana" wybuchła im w willi, a kilku terrorystów zginęło. Ci, którzy przeżyli, zrealizowali plan B. Rozjechali ludzi na głównych deptakach. Ekspert: tym atakom można było zapobiec, gdyby nie arogancja władz Katalonii, które zlekceważyły ostrzeżenia. A najgorsze, że sprawcy tej masakry mogą niebawem znaleźć naśladowców.
- W Katalonii, jednej z 17 wspólnot autonomicznych Hiszpanii, mieszka ponad 515 tys. muzułmanów, czyli ponad 25 proc. wszystkich zamieszkujących ten kraj. Zdecydowana większość pochodzi, jak zamachowcy, z Maroka.
- Katalonia chce odłączyć się od Hiszpanii, za czym będzie głosowała w referendum 1 października. Władze regionu, tocząc walkę o niepodległość, sabotują m.in. współpracę z państwowymi służbami bezpieczeństwa, uchylają się od przekazywania istotnych informacji o dżihadystach Madrytowi.
- Lokalne władze nie wpuściły pirotechników Guardii Civil na miejsce oględzin po wybuchu w willi, do jakiego doszło dzień przed zamachem w Barcelonie. Między eksplozją a masakrą na La Rambla minęło 18 godzin, czas absolutnie wystarczający dla profesjonalnej służby do powiązania wybuchu z przygotowywaniem zamachu i podniesienia alarmu, który mógłby zapobiec tragedii.
- Władze Barcelony odmówiły postawienia przy wjeździe na Ramblę betonowych zapór, mających zapobiec wjechaniu tam samochodu. Zalecenie montażu takich zapór wydało hiszpańskie MSW w grudniu 2016 roku, po zamachu w Berlinie.
- Hiszpanie nie mogą spać spokojnie. Sprawcy niedawnej masakry mogą niebawem znaleźć naśladowców, którzy, widząc istnienie luk w systemie antyterrorystycznym, podejmą kolejną, tym razem bardziej skuteczną próbę uderzenia w symbol zachodniej cywilizacji w Barcelonie lub innym mieście Katalonii.
Przebieg i skutki zamachów w Hiszpanii analizuje dla Magazynu TVN24 pułkownik Grzegorz Małecki, były Szef Agencji Wywiadu, były Pierwszy Radca Ambasady Polskiej w Madrycie, ekspert Fundacji Kazimierza Pułaskiego
Po raz pierwszy od zamachów na madrycką kolejkę podmiejską 11 marca 2004 roku, w której zginęło 192 osób, a ponad 1500 zostało rannych, islamscy terroryści przeprowadzili w Hiszpanii skuteczny zamach. W zeszłym tygodniu w Barcelonie i Cambrils zginęło 15 osób, a rannych jest ponad 120, nie licząc sześciu zamachowców, którzy zostali zastrzeleni przez siły policyjne.
Po 13 latach skutecznej walki z terroryzmem islamskim, podczas której udaremniono dziesiątki zamachów przygotowywanych przez bojowników dżihadu i aresztowano setki uczestniczących w przygotowaniach osób, zamachowcy zorganizowali i przeprowadzili krwawą masakrę. Jak do tego doszło? W oparciu o dostępną wiedzę można już dzisiaj pokusić się o kilka uwag, rzucających nieco światła na tło i kulisy dramatycznych wydarzeń z 17 i 18 sierpnia.
Katalonia - dom islamistów
Przede wszystkim kluczowe znaczenie ma miejsce, w którym doszło do zamachów, a gdzie mieszkali także jego sprawcy. Katalonia jest jedną z 17 wspólnot autonomicznych Hiszpanii, mieszka tu ponad 515 tys. muzułmanów, czyli ponad 25 proc. wszystkich zamieszkujących ten kraj. Zdecydowana większość z nich pochodzi, jak zamachowcy, z Maroka. To na tym terenie skupiła się najliczniejsza rzesza najbardziej radykalnych islamistów salafitów, skupionych wokół swych duchowych przywódców - imamów. Na 109 salafickich meczetów w Hiszpanii, 79 znajduje się na terenie Katalonii. To wszystko w sposób oczywisty, zwłaszcza dla służb antyterrorystycznych, przekłada się na szczególne nasilenie aktywności terrorystycznej na tym terenie. W 2008 roku w Barcelonie udaremniono na bardzo zaawansowanym etapie przygotowania do zamachu na tamtejsze metro. Organizatorami była 10-osobowa komórka talibów. Niemal 30 proc. operacji przeciwko ISIS na terenie Hiszpanii zostało w ostatnich czterech latach przeprowadzonych właśnie w Katalonii, podobnie kształtuje się odsetek zatrzymanych w związku z tą działalnością. W całym kraju od 2012 roku zatrzymano 257 osób, ponad 80 w tej autonomicznej wspólnocie.
Powyższe dane wskazują z jednej strony na fakt, iż Katalonia jest ponad wszelką wątpliwość siedliskiem najbardziej radykalnych środowisk dżihadystowskich w Hiszpanii, a z drugiej strony unaoczniają dotychczasową skuteczność systemu antyterrorystycznego, jaki powstał w Hiszpanii po 2004 roku. Wszystkie dotychczasowe zamachy udało się w porę zneutralizować, często na bardzo początkowych etapach ich powstawania. Dlaczego nie udało się zatem tym razem?
Imam i chłopcy z podwórka
Wiadomo, że organizatorem komórki, odpowiedzialnym za rekrutację jej członków, był radykalny imam marokański Abdelbaki Es Satty z meczetu w Ripoll, katalońskiej miejscowości, w której mieszkali tworzący grupę młodzi Marokańczycy. Wiadomo, że w przeszłości był notowany za przemyt narkotyków i spędził cztery lata w więzieniu w Castellón. Tam również karę 18 lat więzienia odsiaduje jeden z zamachowców odpowiedzialnych za masakrę w Madrycie 11 marca 2004 roku - Rachid Aglif znany jako El Conejo (Królik). Niektóre źródła wskazują, że to on mógł stać za radykalizacją Abdelbakiego i skłonić go do zamachu.
Inne źródła wskazują w tym kontekście na radykalne środowiska salafickie w Belgii, Maroku lub Francji, dokąd często i nierzadko na długi czas wyjeżdżał imam po wyjściu z więzienia. Zwraca uwagę fakt, że hiszpański wywiad CNI dostrzegł już w 2014 roku zagrożenie w osobie Abdelbakiego, żądając jego wydalenia z kraju. Podjęte procedury, mimo wydania nakazu ekspulsji, okazały się bezskuteczne, bo imam złożył odwołanie. W efekcie pozostał w Hiszpanii, dysponując jednocześnie prawem swobodnego opuszczania kraju i poruszania się po UE.
W skład jego komórki terrorystycznej wchodziło 10-11 młodych mężczyzn w wieku od 17 do 25 lat pochodzenia marokańskiego, w większości urodzonych już w Hiszpanii. Wszyscy zamieszkiwali Ripoll i byli znajomymi - kolegami ze szkoły lub sąsiedztwa. Z relacji członków rodzin i mieszkańców miasteczka wynika, że nigdy wcześniej nie wykazywali żadnych oznak radykalizacji, uczestnicząc w życiu lokalnej społeczności w typowy dla swojego wieku sposób.
Z informacji ekspertów od dżihadyzmu wynika, że ludność muzułmańska w Ripoll nigdy nie miała związków z salafizmem. Dopiero pojawienie się w 2015 roku imama Abdelbakiego zmieniło ten stan, jakkolwiek nie obnosił się on ze swym radykalizmem. Nie angażował się w życie wspólnoty religijnej, ograniczając się wyłącznie do prowadzenia rutynowych modłów. Przywódcy gminy muzułmańskiej zapewniają, że nie mieli nawet wiedzy o jego kryminalnej przeszłości. Opisują go jako samotnika, mało towarzyskiego, zajętego własnymi sprawami. Dzisiaj już wiadomo, że tymi sprawami była intensywna indoktrynacja grupy wybranych chłopaków, których przeznaczył do przeprowadzenia zamachu.
Proces radykalizacji przebiegł w bardzo szybkim tempie, prawdopodobnie w ciągu 6-10 miesięcy, ponieważ właśnie od pół roku willa w Alcalar, zamieniona w bazę komórki, zasiedlana była przez imama i jego akolitów. Jak się okazało, przejęli ją nielegalnie, bez wiedzy właściciela, a mimo to żadne władze ani służby nie zainteresowały się tym faktem.
"Matka szatana" i plan B
Przejmując kontrolę nad umysłami grupy młodych ludzi, imam podjął razem z nimi przygotowania do zamachu na wielką skalę, przy użyciu zgromadzonych butli gazowych oraz bardzo silnych ładunków wybuchowych domowej roboty, tzw. matki szatana. Zaplanowali, że ponad 120 butli z butanem, wraz z ładunkami wybuchowymi, zostanie zdetonowanych w kilku emblematycznych miejscach Barcelony, w tym w bazylice Sagrada Familia. W razie niepowodzenia planu głównego, zakładano plan awaryjny. Na jednej z głównych ulic samochód miał staranować jak największą liczbę przechodniów, tak jak to się stało w Nicei w lipcu 2016 roku.
Planowany wielki zamach z użyciem ładunków wybuchowych i butli gazowych na szczęście nie doszedł do skutku, ponieważ w nocy z 16 na 17 sierpnia w trakcie przygotowań w willi w Alcalar doszło do przypadkowej eksplozji zgromadzonych materiałów. Zginęło dwóch terrorystów, w tym sam imam, a willa zamieniła się w stertę gruzów. Wybuch przeżył jeden z członków grupy, który dzisiaj jest źródłem cennej wiedzy na jej temat.
Następnego dnia w pośpiechu zrealizowano plan zapasowy: samochód zmasakrował spacerowiczów na malowniczej i kultowej promenadzie barcelońskiej La Rambla. Ta licząca 1,5 kilometra arteria, łącząca plac Catalunya ze Starym Portem jest ulubionym miejscem barcelończyków i obowiązkowym punktem wizyt turystów z całego świata (w atakach ucierpieli obywatele 34 krajów). Wydzielony szeroki deptak jest wypełniony kawiarniami, kwiaciarniami i niezliczonymi straganami z pamiątkami. Ze względu na niepowtarzalną atmosferę La Rambla jest pełna ludzi w dzień i w nocy. Jest idealnym miejscem do ataku.
Jednocześnie pięciu pozostałych terrorystów podjęło próbę dokonania podobnego zamachu, wybierając również popularną promenadę w oddalonym 130 kilometrów od Barcelony Cambrils. Tylko dzięki przytomności policjanta z patrolu Mossos d'Esquadra, który zastrzelił zamachowców w trakcie ataku, liczbę ofiar ograniczono do kilku rannych.
Spisek pod okiem służb
Podwójny, skoordynowany zamach w Barcelonie i Cambirls wywołał zaskoczenie na całym świecie, ale przede wszystkim w Hiszpanii, przyzwyczajonej do skuteczności swojego aparatu bezpieczeństwa. To przede wszystkim służby muszą odpowiedzieć na szereg pytań dotyczących okoliczności powstania komórki w Ripoll i jej związków ze światem dżihadu. Nie ulega już dzisiaj wątpliwości, że grupa ta będzie uznana za nowe zjawisko, które powinno zostać dokładnie poznane, aby skutecznie zapobiec powstawaniu innych, bazujących na tym samym schemacie.
Najpilniejsza jednak na dzisiaj wydaje się odpowiedź na pytanie o to, co sprawiło, że w ciągu kilku miesięcy jeden imam zorganizował 12-osobową grupę młodych ludzi, którzy poddani radykalizacji, przeprowadzili tak krwawy zamach, nie zwracając na siebie uwagi sił bezpieczeństwa państwa?
Odpowiedź na to pytanie wymaga krótkich wyjaśnień na temat hiszpańskiego systemu bezpieczeństwa oraz – a może przede wszystkim - sytuacji politycznej w Katalonii. Trzon hiszpańskiego systemu zwalczania terroryzmu stanowi Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Madrycie oraz podległe mu tzw. siły bezpieczeństwa państwa (Fuerzas y Cuerpos de Seguridad del Estado), czyli Guardia Civil oraz Policja Narodowa. Obie formacje policyjne mają niemal identyczne kompetencje, a różni je właściwość terytorialna (Policja w dużych miastach, GC na pozostałym terenie kraju). Na poziomie strategicznym za prowadzenie wywiadu, także na terenie kraju, odpowiada CNI – Centro Nacional de Inteligencia (Narodowe Centrum Wywiadu). Uzupełnienie systemu na terenie kilku wspólnot autonomicznych, w tym Katalonii, stanowią tzw. policje autonomiczne, posiadające kompetencje głównie w zakresie porządku publicznego i zwalczania przestępczości pospolitej.
Katalońska policja autonomiczna, podległa regionalnemu rządowi (tzw. Generalitat), to formacja o nazwie Mossos d'Esquadra (licząca niemal 17 tysięcy funkcjonariuszy). Kluczowym narzędziem, zapewniającym koordynację pracy na terenie całego kraju wymienionych formacji, jest podległe MSW Centrum Koordynacji Antyterrorystycznej i Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej – CITCO (Centro de Coordinacion contra Terrorismo y el Crimen Organizado).
Tak zbudowany system obejmuje terytorium całego kraju, a jego skuteczność jest wynikiem współistnienia kilku czynników. Przede wszystkim jest to stabilne wsparcie całej sceny politycznej, niezależnie od często bardzo brutalnej walki między poszczególnymi ugrupowaniami na innych polach. Skutkiem tego jest prowadzona od co najmniej 2004 roku, przez kolejne rządy, konsekwentna polityka antyterrorystyczna. Kolejnym warunkiem jest daleko posunięty profesjonalizm sił bezpieczeństwa, wynikający zarówno z przygotowania kadr, ale także z racjonalnej struktury terytorialnej oraz sprawnej koordynacji pracy poszczególnych struktur. Ważne znaczenie ma także ścisła współpraca z władzami autonomii oraz partnerskim służbami zagranicznymi, zwłaszcza francuskimi i amerykańskimi.
Niepodległa Katalonia, czyli jak do tego doszło
Ten wszechstronny i wielopoziomowy system zapewniał przez ostatnie 13 lat doskonałe rozpoznanie zagrożeń związanych z terroryzmem islamistycznym, dzięki czemu udawało się w porę neutralizować pojawiające się komórki, planujące przeprowadzenie zamachu. Niestety, na terenie Katalonii, najbardziej dotkniętej zagrożeniem islamistycznym, w ostatnich latach systematycznie narastało zjawisko, które skuteczność tego systemu drastycznie ograniczyło. Zjawiskiem tym jest wywodzący się z nacjonalizmu kataloński ruch separatystyczny.
Mająca długą tradycję koncepcja utworzenia niezależnego od Hiszpanii państwa katalońskiego w ostatnich latach nabrała nowego wymiaru, a dążenia do jej wcielenia w życie radykalnego przyspieszenia nabrały po wyborach regionalnych w 2015 roku. Rządząca od tej pory dość egzotyczna koalicja ugrupowań separatystycznych, wspieranych przez środowiska lewackie i anarchistyczne, realizuje konsekwentnie program niepodległościowy (lub separatystyczny, jak twierdzą władze centralne), obliczony na niezwłoczne (nawet w tym roku) utworzenie Republiki Katalonii, bez oglądania się na oczywisty sprzeciw Madrytu.
Przełomowym momentem w tym procesie ma być zapowiedziane przez Generalitat na 1 października tego roku jednostronne referendum niepodległościowe, którego natychmiastowym skutkiem, w razie większościowego poparcia, ma stać się powstanie Republiki Katalonii. Władze w Madrycie zapewniają, że żadne referendum się nie odbędzie, jednak dotychczas nie przedstawiły przekonującej koncepcji mającej zapobiec realizacji scenariusza szykowanego przez rząd Katalonii. Ten z kolei konsekwentnie realizuje przygotowania do referendum i powołania nowego państwa.
Elementem tych przygotowań była przeprowadzona w połowie lipca tego roku, na miesiąc przed zamachami (18 lipca), czystka w kierownictwie katalońskiego MSW i Mossos d’Esquadra. Generalitat, szykując się do konfrontacji z rządem w Madrycie 1 października, usunęło z kierowniczych stanowisk osoby, co do których istniała obawa, że mogą w dniu próby wybrać wierność konstytucji Hiszpanii, zamiast Republice Katalonii. Dowodem ich nielojalności miało być podpisanie dwa tygodnie wcześniej porozumienia z centralnym MSW o zacieśnieniu współpracy antyterrorystycznej, na mocy którego Mossos d'Esquadra miała zostać podporządkowania koordynacji CITCO.
Władze Hiszpanii, niezadowolone z faktycznego zaniku współpracy Mossos d'Esquadra ze służbami bezpieczeństwa państwa, wymusiły na ówczesnym ministrze spraw wewnętrznych Katalonii wprowadzenie zmian gwarantujących realną współpracę struktur antyterrorystycznych, w tym pełną dostępność baz danych i bieżące przekazywanie informacji do CITCO w Madrycie. Dwa tygodnie później minister oraz dowódca Mossos zostali odwołani, a na ich miejsce powołano osoby bezwzględnie oddane idei państwa katalońskiego. Pierwszą ich decyzją było wypowiedzenie podpisanego porozumienia.
Mossos d'Esquadra przypisano w procesie niepodległościowym jedną z kluczowych ról. Przyjęta przez środowiska nacjonalistyczne rządzące Katalonią metoda zakłada budowę państwa poprzez fakty dokonane, w tym powoływanie nowych niezależnych instytucji państwowych lub nadawanie istniejącym narodowego charakteru. Media donosiły np. o powołaniu trzy lata temu, w tajemnicy przed Madrytem, katalońskiej służby wywiadowczej, która podjęła nawet próby nawiązania bezpośrednich relacji partnerskich z wywiadami Niemiec, Francji i Izraela. W związku z odmową nawiązania takiej współpracy Generalitat wydała polecenie wstrzymania przekazywania informacji wywiadowczych służbom tych krajów, a także hiszpańskiemu CNI.
Jedną z tych instytucji jest także Mossos d'Esquadra, celowo i z premedytacją wysunięta przez Generalitat jako pierwszoplanowy aktor podczas wydarzeń następujących po zamachach w Barcelonie i Cambrils. Istniejąca od 1983 roku formacja pełniła przez wiele lat głównie funkcje porządkowe i reprezentacyjne. Zdynamizowany po roku 2000 proces niepodległościowy powierzył jej jednak fundamentalną rolę państwowotwórczą, w efekcie czego systematycznie dodawano jej kompetencje zarezerwowane dotychczas dla narodowych sił bezpieczeństwa.
Zjawisku temu towarzyszyła pasywna postawa władz centralnych, które dążąc do zapewnienia sobie poparcia politycznego partii katalońskich w parlamencie narodowym, przymykały oczy na przejmowanie kontroli Mossos d'Esquadra nad kolejnymi obszarami władzy na terenie wspólnoty i ograniczanie zdolności operacyjnych sił bezpieczeństwa państwa. W efekcie dopływ informacji od policji katalońskiej do CNI, Guardia Civil, Policji i CITCO praktycznie ustał. Madryt został odcięty od wiedzy o sytuacji bezpieczeństwa na terenie Katalonii.
Zamachy w Hiszpanii. Komentarze »
Można było zapobiec zamachom?
W konsekwencji Madryt został pozbawiony możliwości wykrycia i zneutralizowania grupy przygotowującej zamach w willi w Alcalar. Można mu było jeszcze zapobiec, gdyby jednostka pirotechniczna Guardia Civil otrzymała zgodę na oględziny miejsca po wybuchu w willi, do jakiego doszło dzień przed zamachem w Barcelonie. Zgody takiej jednak nie udzielono, ponieważ Mossos d'Esquadra nie nie wiązała tego wybuchu z dżihadyzmem jeszcze kilka godzin po zamachu w Barcelonie. Między eksplozją w Alcanar a masakrą na La Rambla minęło 18 godzin, czas absolutnie wystarczający dla profesjonalnej służby do powiązania wybuchu z przygotowywaniem zamachu i podniesienia alarmu, który mógłby zapobiec późniejszej tragedii.
Innym przykładem sabotowania współpracy z siłami bezpieczeństwa państwa, które bezpośrednio przyczyniło się do zamachów, była odmowa władz Barcelony postawienia przy wjeździe na Ramblę betonowy zapór, mających zapobiec wjechaniu tam samochodu. Zalecenie montażu takich zapór wydało hiszpańskie MSW w grudniu 2016 roku, po zamachu w Berlinie, w którym zginął polski kierowca ciężarówki. W odpowiedzi Katalończycy stwierdzili, że nie zachodzi niebezpieczeństwo takiego zdarzenia i odmówili wykonania zalecenia. Gdyby posłuchali Madrytu, do zamachu w Barcelonie by nie doszło.
Państwowotwórcza rola Mossos była także bardzo widoczna podczas relacji telewizyjnych dokumentujących wydarzenia po zamachach, w których obecni na ekranach byli niemal wyłącznie: minister spraw wewnętrznych Generalitat oraz dowództwo i funkcjonariusze Mossos d'Esquadra, informujący o postępach śledztwa oraz pościgu za ukrywającymi się zamachowcami. Miało to stanowić wiadomy dowód, że Katalonia de facto już istnieje, a jej władze samodzielnie radzą sobie ze skutkami zamachu terrorystycznego.
Hiszpańscy eksperci nazwali to "katalanizacją" tragedii, czyli zawłaszczeniem jej obrazu idącego w świat przez władze katalońskie. W rzeczywistości za główne działania w ramach operacji przeciwko zamachowcom odpowiadały siły bezpieczeństwa państwa, jednak pod naciskiem Generalitat władze w Madrycie, obawiając się zaostrzenia nastrojów w Katalonii przed 1 października, przystały na taki przekaz. To swoiste "wykluczenie" Policji i Guardii Civil wywołało oburzenie w ich szeregach, które zaowocowało publicznymi protestami i wydaniem oficjalnego komunikatu w tej sprawie przez związki zawodowe obu formacji policyjnych.
Z informacji, jakie docierają z Hiszpanii, wynika, że naciski ze strony Generalitat uniemożliwiły także wprowadzenie patroli wojska hiszpańskiego na ulice Barcelony, reakcji oczywistej we wszystkich krajach dotkniętych zamachami, tj. Francji, Włoch czy Anglii. Jednak w Hiszpanii decyzja taka nie została podjęta na żądanie władz Katalonii, które nie życzyły sobie widoku wojska, uznawanego tam za symbol opresji ze strony Hiszpanii. Być może gdyby na ulicach katalońskich miast natychmiast po zamachu w Barcelonie pojawiły się patrole wojska, nie doszłoby do drugiego zamachu w Cambrils.
Opamiętanie po tragedii
Nie ma wątpliwości, że zbudowany po zamachach z 2004 roku system antyterrorystyczny był w stanie zapobiec atakom terrorystów w sierpniu tego roku, gdyby nie jego demontaż na terenie Katalonii w ostatnich latach dokonany przez jej władze, przy braku reakcji rządów w Madrycie. Za nieszczęście ofiar w Barcelonie i Cambrils odpowiadają zatem katalońskie nacjonalistyczne elity polityczne, zaślepione mirażem niepodległego państwa i obsesyjną niechęcią do państwa hiszpańskiego, pospołu z władzami Hiszpanii bezradnymi wobec destrukcyjnych działań Generalitat.
Należy mieć nadzieję, że szybko nadejdzie otrzeźwienie i niezwłocznie zostaną wprowadzone niezbędne zmiany, przywracające system antyterrorystyczny do stanu gwarantującego bezpieczeństwo. Prognozy jednak nie są najlepsze, bowiem zbliżająca się 1 października konfrontacja Katalonii z Madrytem może skutecznie zablokować jakiekolwiek działania naprawcze. W efekcie próżnia w systemie bezpieczeństwa, jaka powstała po wypchnięciu z terytorium wspólnoty sił państwowych, może zostać bardzo szybko zagospodarowana przez dżihadystów.
A to grozi tym, że sprawcy niedawnej masakry mogą niebawem znaleźć naśladowców, którzy uświadomiwszy sobie istnienie luk w systemie antyterrorystycznym, podejmą kolejną, tym razem znacznie bardziej skuteczną próbę uderzenia w symbol zachodniej cywilizacji w Barcelonie lub innym mieście Katalonii.
Przykład katastrofalnych w skutkach zaniedbań i zaniechań w Hiszpanii stanowi jednocześnie przestrogę dla wszystkich rządów i polityków na świecie - przestrogę przed wikłaniem nadrzędnych interesów bezpieczeństwa państwa i obywateli w bieżącą walkę polityczną.