Ostrzegał przed wyciekiem baz danych, zagrożeniami dla demokracji i wolności jednostek. Mówił o wideokonferencjach, zakupach przed ekranem komputera, swobodnym dostępie do informacji. Paul Baran - jeden z ojców internetu - pół wieku temu, jeszcze przed wysłaniem pierwszego "lo", przewidział naszą rzeczywistość.
Pierwsze połączenie sieci ARPANet, przodka internetu, nawiązano niemal 50 lat temu - 29 października 1969 roku o godzinie 22.30 czasu pacyficznego (6.30 30 października czasu środkowoeuropejskiego). Cel: zalogowanie się z uniwersytetu w Los Angeles na komputer w Palo Alto. Charles Kline, student programowania Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, miał wpisać słowo "login". Przy wpisywaniu "g" system się zawiesił. Oznacza to, że pierwszą wiadomością wysłaną w sieci jest "lo". Po godzinie udało się przesłać cały wyraz. Po miesiącu podłączono kolejny komputer, tym razem w Santa Barbara. Obecnie internet swoim zasięgiem obejmuje cały świat.
Ta historyczna transmisja danych ma wielu ojców, ale trudno wyobrazić sobie jej realizację bez skromnego inżyniera Paula Barana, pochodzącego z Grodna, który już w latach 50. opracowywał sposób "komutacji danych", to znaczy dzielenia strumienia danych na tak zwane pakiety.
50. urodziny internetu stały się pretekstem do powstania pierwszej biografii Paula Barana, urodzonego w żydowskiej rodzinie w 1926 roku w Grodnie, należącym wówczas do Polski. Wojciech Orliński w książce "Człowiek, który wymyślił internet", nie tylko opisuje fascynujące życie inżyniera i jego przodków, ale kreśli szeroki kontekst pomysłów Barana, które zmieniły świat.
- Proces technologicznego rozwoju przypomina budowę katedry. Przez setki lat wciąż przychodzą nowi ludzie, dokładają swoją warstwę na starych fundamentach i każdy z nich mówi: "zbudowałem katedrę". (...) Potem przychodzi historyk i pyta, "no cóż, to kto ją zbudował?". Piotr umieścił tutaj kilka kamieni, a Paweł tutaj dodał swoje. Jeśli nie zachowasz ostrożności, sam sobie możesz wmówić, że to właśnie ty wykonałeś najważniejszą część. Ale w rzeczywistości wszyscy tylko dokładali coś do tego, co zrobiono przed nimi - powiedział w 1990 roku w wywiadzie Paul Baran, który mając świadomość doniosłości swoich dokonań, zawsze pozostał skromny.
Z zaboru za ocean
Rodzina Paula Barana pochodzi z terenów ówczesnego zaboru rosyjskiego. Jak pisze Orliński, w 1915 roku Mowsze Baran, ojciec Paula, mieszkał w Grodnie ze swoją młodą żoną. Miasto w czasie wojny i po niej, do 1920 roku, przechodziło z rąk do rąk: najpierw carskiej Rosji odbiły go wojska niemieckie, później stało się częścią proklamowanej Białoruskiej Republiki Ludowej, w 1919 roku wycofujących się Niemców zastąpili Polacy, a następnie wkroczyli tam bolszewicy, którzy w lipcu 1920 roku przekazali Grodno Litwinom. Miesiąc później, po wygranej przez Polaków bitwie warszawskiej, miasto weszło w skład II Rzeczpospolitej. Tam to w kwietniu 1926 roku na świat przyszło trzecie i ostatnie dziecko Baranów – chłopiec Psachija.
Po dwóch latach pięcioosobowa rodzina wyruszyła w trzytygodniową podróż za ocean. Najpierw trafiła do Bostonu, później do Filadelfii. Od tej pory posługiwała się angielskimi imionami, które wpisano do dokumentów. Mowsze stał się Morrisem, córka Asia - Harriet, syn Chaim - Herbertem, a Psachija - Paulem. Jedynie żona Anna pozostała Anną.
W Filadelfii rodzina Baranów, początkowo przy wsparciu krewnych, którzy kilkanaście lat wcześniej wyemigrowali do Ameryki, układała sobie życie na nowo. Morris otworzył sklep spożywczy, a dzieci poszły do szkoły. Najzdolniejszy z trójki Paul uczył się tak dobrze, że zaczął otrzymywać stypendium. W 1949 roku, właśnie dzięki stypendium, został inżynierem elektrykiem politechniki Drexel.
"Doświadczenie w pracy serwisanta radiowego - podobnie jak wcześniejsze, w konstruowaniu własnych instalacji radiowych – wpłynęło na całą dalszą karierę Paula Barana. Jeszcze zanim skończył studia, doskonale radził sobie z lutownicą, lampami, cewkami, opornikami. (...) Instynktownie odróżniał rozwiązania realne od nierealnych" – pisze w książce Orliński.
W listopadzie 1951 roku, już jako znany inżynier, Baran przeprowadził się do Nowego Jorku. "Kariera Paula Barana potoczyła się tak, że uczestniczył w trzech wielkich powojennych przełomach technologicznych. Pracował przy pierwszym komercyjnym komputerze, pierwszym bezzałogowym pocisku manewrującym, a do tego doszedł przełom w magnetycznej rejestracji dźwięku i obrazu" – sumuje biograf inżyniera. Pracowity i pomysłowy dwudziestoczterolatek opracował praktycznie od zera nową technologię zapisu sygnału FM, która pozwalała na wykorzystanie telemetrii.
"Jeszcze przed trzydziestką Paul Baran zrealizował prawdziwy amerykański sen. Miał pracę swoich marzeń – wymyślał i wdrażał nowe wynalazki, nie miał też nad sobą żadnego szefa. Jedno i drugie będzie dla niego bardzo istotne do końca życia" – pisze Orliński.
Książki, wątróbka drobiowa i dozgonna miłość
Wojciech Orliński wielokrotnie zauważa, że sukcesy Paula Barana były nie tylko efektem jego pomysłowości czy pracowitości, ale też - jak to w życiu - skutkiem szczęśliwego zbiegu okoliczności. Tak też było w przypadku wielkiej miłości młodego wynalazcy. Pewnego dnia, idąc nowojorską ulicą, Paul zauważył bezradną dziewczynę, u stóp której stały wielkie i ciężkie walizki. Paul pomógł jej wnieść ciężki bagaż na piętro. Jego oczy rozbłysły jeszcze bardziej, gdy na pytanie, co ma w tych walizkach, dziewczyna odpowiedziała, że... książki. Evelyn Murphy, bo tak nazywała się przyszła pani Baran, pochodziła z mormońskiej rodziny, właśnie obroniła doktorat na Uniwersytecie Harvarda i przeprowadziła się do Nowego Jorku w poszukiwaniu pracy.
Orliński wspomina jedno z bardziej znaczących wydarzeń początku ich znajomości. Gdy młody Baran pomógł dziewczynie z walizkami, ta, chcąc mu podziękować, zaprosiła go na kolację. Postanowiła zaimponować mu nowoczesną kuchnią i przygotowała danie z przepisu wziętego z "New York Timesa". Padło na wątróbki drobiowe. Gdy Paul zobaczył potrawę na patelni, rzucił: "Czy my to będziemy jeść, czy już to zjedliśmy?". Evelyn, która - jak na mormonkę przystało - ceniła sobie przede wszystkim szczerość, ujęło spostrzeżenie towarzysza. Poczucie humoru nigdy nie opuszczało Paula, nawet w sytuacjach zawodowych.
Paul i Evelyn byli z sobą do śmierci. Mieli jednego syna – Davida.
Strach przed nuklearną apokalipsą
Można powiedzieć, że małżeństwo z Evelyn miało znaczenie dla historii rozwoju internetu. Evelyn bowiem bardzo chciała wrócić na Zachodnie Wybrzeże. Tak więc po ślubie, w 1955 roku, Baranowie przeprowadzili się do Los Angeles, gdzie Paul otrzymał pracę przy systemach radarowych w Hughes Aircraft. Cztery lata później ukończył studia magisterskie na Uniwersytecie Kalifornijskim.
Następnie rozpoczął pracę dla RAND Corporation - strategicznego think thanku technologicznego dla wojska i rządu USA. Z etatu zrezygnował w 1968 roku.
Wydarzenia polityczne z początku lat 60. ubiegłego wieku wywołały lęk przed wybuchem III wojny światowej, która mogła przerodzić się w konflikt nuklearny. W związku z tą katastroficzną wizją Baran poszukiwał rozwiązań, czegoś na kształt późniejszego internetu, co miało zapewnić łączność po ataku jądrowym. Jego zdaniem, świadomość, że nie da się wroga zaskoczyć ani udaremnić odwetu, miałaby powstrzymać obie strony przed odpaleniem rakiet z pociskami nuklearnymi.
Niebywałe jest to, jak bardzo był dalekowzroczny. W swojej kluczowej pracy - dwunastotomowym opracowaniu projektu rozproszonej sieci transmisji danych - opisał nie tylko swój najważniejszy wynalazek, czyli komutację pakietów, ale także przedstawił możliwości jej wdrożenia. Co ciekawe, koncepcja różnych modeli sieci komunikacyjnych nie dotyczyła tylko sieci komputerowej, ale miała bardziej uniwersalny wymiar.
Chociaż niezależnie od amerykańskiego inżyniera nad podobną koncepcją pracował brytyjski naukowiec Donald Davies, to Baranowi udało się pozyskać finansowanie ze środków wojskowych dla swojego pomysłu. Wiedział bowiem, że z wojskiem należy rozmawiać językiem prostym, a nie żargonem naukowym. Swoim zleceniodawcom wyjaśnił swój projekt za pomocą "zasady gorącego ziemniaka".
Otóż Baran zaproponował, żeby stworzyć cyfrową, zdecentralizowaną i rozproszoną sieć łączności, która będzie w stanie przesyłać informacje spakowane w pakiety, obejmujące 1024 bity. Dane z jednego adresu do celu miałyby docierać pierwszymi wolnymi drogami, niekoniecznie w kolejności przesyłu. Propozycja ta powstała kilka lat przed pierwszą siecią łączącą komputery.
W RAND Corporation nie miał możliwości realizacji wszystkich pomysłów. Po odejściu z think thanku założył Institute for the Future. Był to – jak pisał "New York Times" – zespół badawczy specjalizujący się w prognozowaniu przyszłości.
"Żylibyśmy w innym świecie"
Wojciech Orliński zwraca uwagę, że Baran był "prawdopodobnie autorem pierwszej publikacji naukowej na temat wpływu nowych środków łączności na przemianę wartości społecznych". Już w 1965 roku Paul Baran przewidział społeczne, ekonomiczne, kulturowe i polityczne konsekwencje rozwoju internetu. Mało tego, jego prognozy sprzed pół wieku były przerażająco wręcz trafne.
"Gdyby pięćdziesiąt lat temu uwzględniono propozycje Barana, żylibyśmy w innym świecie, z innym internetem. Nie byłoby regularnych skandali z wyciekiem takiej czy innej bazy danych. Edward Snowden nie miałby czego ujawniać. Nie byłoby podejrzeń o ingerencję obcego mocarstwa w proces wyborczy, jak podczas afery dotyczącej domniemanego wykorzystania Facebooka przez Rosjan podczas wyborów prezydenckich w USA czy referendum w sprawie brexitu. W 1965 roku Baran mówił i o takim zagrożeniu" – przekonuje w książce Orliński.
Biograf amerykańskiego wynalazcy przytacza wiele cytatów z jego publicznych wystąpień, w których Baran jasno przedstawiał nie tylko zagrożenia dla demokracji czy wolności osobistych jednostki, jakie mogą wynikać z rozwoju internetu, ale również możliwości uniknięcia tych zagrożeń. Główną punktem koncepcji Barana było rozproszenie sieci. Scentralizowany internet, a przede wszystkim amerykańska sieć, która jest najbardziej rozwinięta, sprawia, że największy ruch przepływa właśnie tamtędy – nawet wiadomość wysyłana pomiędzy dwoma komputerami w warszawskim biurowcu.
Z takiego scentralizowanego modelu korzystają obecnie takie imperia informacyjne, jak Amazon czy Google oraz inne firmy zajmujące się przetwarzaniem w chmurze. Zgodnie z przypuszczeniami Barana za cenę wygody ich klienci rezygnują z części swojej prywatności.
"Paul nie bał się podążać w przeciwnym kierunku do tego, który wszyscy inni uznawali za jedynie właściwy" – mówił w wywiadzie dla "New York Timesa" w 2011 roku Vinton Cerf, jeden z "ojców internetu", wieloletni przyjaciel Barana.
- Przewidywał, że do 2000 roku ludzie będą korzystać z sieci online, żeby robić zakupy i przekazywać informacje. To był absolutnie szalony wariat – wspominał w BBC syn Paula, David.
Milioner i patriota
Jednak Paul Baran był nie tylko pionierem nowoczesnego internetu, ale również przedsiębiorcą, który odniósł sukces. Począwszy od lat 70. założył siedem firm, z których pięć trafiło na giełdę. W latach 80. był już milionerem.
Orliński w swojej książce zwraca uwagę, że Barana "interesowało raczej zapobieganie wojnom niż ich podsycanie". "Był patriotą w takim sensie, że rozumiał, jak wiele zawdzięczał amerykańskiemu społeczeństwu – i chciał się mu zrewanżować. W 1984 roku założyli z Evelyn trust charytatywny, który anonimowo pomagał różnym inicjatywom wspierającym edukację i zainteresowanie naukami ścisłymi wśród młodzieży" – pisze biograf Barana.
Amerykańskie społeczeństwo również doceniło "człowieka, który wynalazł internet". Już od połowy lat 80. zaczął otrzymywać prestiżowe nagrody i wyróżnienia. A w 2007 roku z rąk prezydenta George'a W. Busha przyjął National Medal of Technology (Narodowy Medal Technologii i Innowacji).
Aktywny zawodowo pozostał do końca życia. I chociaż przez ostatnie lata zmagał się z rakiem płuc, to i tak, wraz ze swoimi współpracownikami, przygotowywał kolejny wniosek patentowy. Zmarł 26 marca 2011 roku w wieku 84 lat, cztery lata po śmierci Evelyn.
W tekście wykorzystałem fragmenty książki Wojciecha Orlińskiego "Człowiek, który wynalazł internet"