Do 12 maja Donald Trump ma zdecydować, czy Ameryka nadal będzie stroną umowy nuklearnej z Iranem. Po ostatnich ustaleniach izraelskiego wywiadu, stoi to pod dużym znakiem zapytania. Jeśli Stany Zjednoczone wycofają się z umowy, jedynym sposobem na likwidację atomowych ambicji Iranu może być wojna. A byłaby to naprawdę wielka wojna.
To na pewno jedna z najbardziej brawurowych akcji wywiadowczych na świecie w ostatnich latach. Kilka dni temu premier Izraela Benjamin Netanjahu poinformował, że izraelski wywiad Mossad zdołał przechwycić na wrogim dla siebie terenie – w samej stolicy Iranu, Teheranie – ponad pięćdziesiąt tysięcy dokumentów i prawie dwieście nośników CD. Ten ważący około pół tony niezwykły zbiór zawiera szczegóły irańskiej operacji AMAD z lat 1999-2003. Jej celem było wyprodukowanie bomby atomowej oraz skonstruowanie głowicy jądrowej, która mogłaby być przenoszona przez rakietę balistyczną.
Izrael twierdzi, że wywiezione z Iranu dokumenty stanowią koronny dowód, że władze w Teheranie od lat oszukują świat i są zdeterminowane w końcu uzyskać broń jądrową. Iran odrzuca izraelskie – i nierzadko amerykańskie – oskarżenia i cały czas podkreśla, że broni jądrowej nie chce, że jej posiadania zakazuje religia muzułmańska i że informacje przedstawione przez premiera Netanjahu to kłamstwa.
Atomowe porozumienie z Iranem »
Iran odmawia Izraelowi prawa do istnienia, a z kolei Izraelczycy uznają, że dzisiaj i w przyszłości to Iran zagraża państwu żydowskiemu, a nie arabscy sąsiedzi. Perspektywa posiadania broni atomowej przez kraj, który zapowiada wymazanie Izraela z mapy, jest dla wszystkich Izraelczyków zagrożeniem typu "egzystencjalnego".
Atomowe sekrety w magazynie
O samej niedawnej operacji Mossadu wobec Iranu wiemy stosunkowo niewiele, ale i tak wystarczająco dużo, aby ocenić jej niezwykły rozmiar i przebieg. Izraelski wywiad od kilkunastu miesięcy wiedział, że w pozornie opuszczonym i niszczejącym magazynie na obrzeżach Teheranu znajdują się ściśle strzeżone atomowe sekrety Iranu. W styczniu tego roku Izraelczycy dowiedzieli się, w którym konkretnie sejfie w magazynie znajdują się cenne materiały. Szybko zdecydowano się na ich wykradzenie i przeniesienie w inne miejsce w Iranie.
Jak twierdzi jedna z izraelskich telewizji, przez jakiś czas dokumenty były w rękach izraelskich, ale na terytorium Iranu. Irańczycy zorientowali się, że doszło do kradzieży materiałów i zaczęli tropić Izraelczyków. Mimo pościgu agenci izraelscy zdołali wywieźć dokumenty do Izraela. Już na miejscu rozpoczęli wnikliwą analizę przechwyconych zasobów, tłumaczenie ich z języka perskiego na hebrajski i angielski. Swoim sukcesem i wiedzą podzielili się z Amerykanami, którzy potwierdzili autentyczność dokumentów. Teraz wgląd do nich dostaną Francuzi, Brytyjczycy i Niemcy oraz oenzetowska Agencja Energii Atomowej, która obserwuje, czy Iran wywiązuje się z zobowiązań i nie prowadzi potajemnego programu budowy broni atomowej.
Operacja Mossadu z ostatnich miesięcy jest kolejną w serii izraelskich (i zachodnich) akcji przeciwko Iranowi, których celem jest udaremnienie budowy irańskiej bomby A. Kilka lat temu Mossad we współpracy z CIA wprowadził do systemu komputerowego jednej z irańskich elektrowni jądrowej wirus o nazwie Stuxnet. Wirus dostał się do strzeżonego systemu poprzez zainfekowany pendrive (nie wiemy, czy był wprowadzony celowo, czy też bez wiedzy jego właściciela). Stuxnet zaatakował system komputerowy, sterujący pracą wirówek, wzbogacających uran. Urządzenia, które muszą obracać się z precyzyjnie ustaloną szybkością, były albo znacząco przyspieszane, albo spowalniane. To doprowadziło do poważnych uszkodzeń około tysiąca z nich. A trzeba podkreślić, że znaczące wzbogacenie uranu jest absolutnie niezbędne do budowy bomby atomowej.
Od lat trwa także izraelska operacja likwidacji – najczęściej zabijania lub okaleczania - irańskich naukowców i ekspertów, związanych z programem atomowym. Mówi się o niej w Izraelu "zabić wiedzę", czyli pozbawić Teheran zdolności naukowych i badawczych do prowadzenia zaawansowanego programu atomowego. Izrael prowadzi też akcję zbrojną przeciwko irańskim bazom i obiektom na terytorium Syrii (choć nie przyznaje się do niej). Ocenia się, że przeciwko celom irańskim w Syrii izraelskie lotnictwo prowadziło już ponad sto akcji od początku syryjskiej wojny domowej w 2011 roku. Izraelczycy bombardują bezpośrednio irańskie bazy i magazyny wojskowe i niszczą transporty broni dla proirańskiej organizacji Hezbollah, która uczestniczy w wojnie domowej po stronie syryjskiego reżimu. Głównym miejscem działania Hezbollahu jest Liban, skąd chce on atakować Izrael. Syria właściwie stała się już polem bitwy między Izraelem a Iranem.
Sam premier Netanjahu wielokrotnie powtarzał swoim amerykańskim i europejskim partnerom oraz Rosji, że Izrael nie dopuści do sytuacji, w którym zwycięstwo syryjskiego dyktatora w wojnie domowej będzie oznaczało, że na północy Izrael będzie graniczył faktycznie z Iranem. Jerozolima jest bowiem pewna, że reżim syryjski udostępnia Irańczykom bazy wojskowe w zamian za pomoc w pokonaniu zbrojnej opozycji. Izraelczycy dają do zrozumienia, szczególnie Rosjanom, którzy są aktywni w Syrii, wspierają tamtejszy reżim i współpracują ściśle z Iranem, że odsunięcie irańskich wpływów i obecności u ich granic jest i będzie naczelnym celem działań izraelskich sił zbrojnych.
12 maja, godzina zero
Warto zauważyć, że izraelskie służby, znane z tajności i powściągliwości oraz tego, że właściwie nigdy nie przyznają się do swoich misji, tym razem o wielkiej operacji przeciwko Iranowi poinformowały dosłownie kilkanaście tygodni po jej przeprowadzeniu. O potrzebie pilnej publikacji i ujawnienia posiadanych dokumentów zgodnie zdecydowali premier Netanjahu, minister obrony oraz szefowie służb wywiadowczych i szef sztabu. Szef Mossadu Jossi Cohen już zimą osobiście przekazał te informacje prezydentowi Donaldowi Trumpowi podczas spotkania w Białym Domu.
Przez wielu obserwatorów to właśnie prezydent Trump uważany jest za głównego adresata telewizyjnego wystąpienia premiera Netanjahu, który przed kamerami po angielsku referował, co Izrael wywiózł z Teheranu i co zawiera wielki zbiór dokumentów. Do 12 maja prezydent Stanów Zjednoczonych ma bowiem zdecydować, czy Ameryka nadal będzie stroną międzynarodowej umowy z 2015 r., która przewiduje, że Iran ma zaniechać wzbogacania uranu do celów militarnych, ma także ujawnić wszelkie dane o swoich programach atomowych i ma poddać się bardzo dokładnej kontroli ONZ. Układ z Iranem, podpisany przez Waszyngton, Francję, Wielką Brytanię, Niemcy, Rosję i Chiny, był forsowany przez administrację Obamy, która liczyła, że w pokojowy sposób, bez uciekania się do wojny, uda się pozbawić Iran zdolności do budowy bomby A. W zamian za rezygnację z ambicji nuklearnych Zachód zniósł dotkliwe sankcje gospodarcze na Iran i zwrócił Teheranowi ponad sto miliardów dolarów z zamrożonych kont po rewolucji islamskiej w 1979 r.
W "opozycji totalnej" do umowy z Iranem ustawiły się Izrael i – co kluczowe – Arabia Saudyjska. Obydwa kraje twierdziły i twierdzą, że układ jest słaby, dziurawy i że nie udaremni budowy irańskiej bomby jądrowej, kiedy jego ważność zacznie wygasać za siedem lat, w 2025 roku. Zwolennicy umowy argumentują, że nawet jeśli Iran nie powróci do umowy po jej wygaśnięciu, to zajmie mu co najmniej rok, zanim wejdzie na ścieżkę prowadzącą do posiadania broni atomowej. To jednak Izraelczyków i Saudyjczyków - dawniej zaprzysiężonych wrogów, dziś faktycznych sojuszników przeciw Iranowi - kompletnie nie uspokaja. Jerozolima i Rijad uważają, że oni - jako bliscy geograficznie sąsiedzi Iranu - są narażeni na jego atak i nuklearną presję w stopniu nieporównywalnym ani z Europą, a już na pewno nie ze Stanami Zjednoczonymi.
Benjanim Netanjahu otwarcie mówi, że bomba jądrowa w rękach ajatollahów z Teheranu to nie tylko możliwa wojna z Izraelem, ale realna perspektywa, że broń atomową sprawi sobie bogata Arabia Saudyjska. Wieloletnia i krwawa rywalizacja saudyjsko-perska będzie wtedy prowadzona przez dwa islamskie państwa, uzbrojone w najbardziej śmiercionośny arsenał w historii świata.
Donald Trump nie kryje niechęci do umowy z Iranem, uważając, że Ameryka za czasów Obamy zawarła jedną z najgorszych i najbardziej wadliwych umów międzynarodowych w ostatnich dekadach. Dlatego jego decyzja o ewentualnym wycofaniu się z układu jest nerwowo wyczekiwana właściwie we wszystkich liczących się stolicach świata. Do utrzymania układu z Iranem Trumpa osobiście zachęcali ostatnio w Białym Domu prezydent Francji Macron i kanclerz Niemiec Merkel.
Francuski przywódca próbował go nawet "podejść", mówiąc, że Francja doskonale rozumie, że układ z 2015 roku jest kiepski i że trzeba dążyć do nowej umowy z Iranem, która wypełni luki zgłaszane przez Trumpa. Ale, podkreśla Macron, dążąc do nowego porozumienia, nie wolno likwidować starego. W specjalnym przemówieniu w Kongresie amerykańskim, wygłoszonym po angielsku, Emmanuel Macron zapewniał, że celem Francji jest i będzie to, aby nigdy Iran nie posiadał broni atomowej. Jednak zaraz po rozmowach z Donaldem Trumpem Macron przyznał, że amerykański prezydent już podjął decyzję ze względów wewnętrznych. Czytaj: Macron wie, że Trump wypowie umowę za kilka dni.
Trump już podjął decyzję?
Podobnym wnioskiem podzielił się w CNN izraelski dziennikarz Ronen Bergman, znany w Polsce z pytania zadanego w Monachium premierowi Morawieckiemu o nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Bergman jest autorem głośnej książki o operacjach likwidacji wrogów Izraela przez służby państwa żydowskiego i uchodzi za bardzo dobrze poinformowanego. W CNN powiedział, że Trump decyzję już podjął, a telewizyjna prezentacja przez izraelskiego premiera zdobytych irańskich archiwów ma nie tyle wywrzeć nacisk na prezydenta Stanów Zjednoczonych, ile stanowić pewnego rodzaju uzasadnienie decyzji o odejściu od układu przez Waszyngton. Ronen Bergman twierdzi też, że Izrael nie spodziewa się kompletnego załamania układu, ponieważ nawet po odejściu Amerykanów, Iran nie będzie miał wyboru i będzie musiał przestrzegać umów zawartych z pięcioma innymi mocarstwami.
Irańczycy oczywiście takich argumentów nie przyjmują do wiadomości. Ich werbalne odpowiedzi na plany Trumpa są jednoznaczne: jeśli Ameryka wycofa się z układu z 2015 roku, Iran nie będzie czuł się zobowiązany żadnymi ograniczeniami i szybko wznowi program jądrowy. Tego najbardziej obawiają się Europejczycy – że w miejsce dziurawego, ale jedynego układu z Iranem, nie zostanie wprowadzony żaden inny system kontroli jego atomowych ambicji.
Wydaje się, że i zwolennicy, i przeciwnicy umowy z Teheranem mają sporo racji, stąd sprawa wygląda na kwadraturę koła. Przeciwnicy układu utrzymują, że irańskie władze, mając na karku obostrzenia umowy, tak czy siak szukają sposobu, żeby kiedyś ich kraj stał się państwem atomowym i dominował na Bliskim Wschodzie. Zwolennicy układu obawiają się, że wyjście Amerykanów z umowy spowoduje, że jedynym sposobem na likwidację atomowych ambicji Iranu będzie wojna.
Byłaby to naprawdę wielka wojna. Biorąc pod uwagę siłę Iranu - potęgę irańskich sił zbrojnych i rozlokowanie obiektów atomowych w całym kraju, w górzystych i niedostępnych terenach - można sądzić, że konflikt zbrojny z tym państwem byłby prawdopodobnie dużo większy niż wszystkie dotychczasowe wojny w Zatoce Perskiej.