Jego życie mogłoby być materiałem na film. Problem w tym, że taki film już powstał. Tyson Fury przypomina nieco boksera, którego zagrał Brad Pitt w "Przekręcie". Uroda nieco inna, ale życiorys i maniery podobne. Władimira Kliczkę, z którym w sobotę skrzyżuje rękawice, porównywał do własnych majtek. W walce o mistrzowskie pasy jednak przestaną liczyć się słowa, a przemawiać będą pięści.
Można powiedzieć, że Fury walkę ma we krwi. Pierwszy pojedynek, chyba najtrudniejszy, stoczył tuż po przyjściu na świat. Urodził się trzy miesiące przed planowanym terminem, a jego życie było zagrożone.
– Lekarze dawali mu małe szanse. Niewiele ważył, mogłem go trzymać w jednej dłoni. Spojrzałem jednak na niego i powiedziałem: będzie żył! – wspomina na łamach brytyjskiej prasy John Fury, ojciec pięściarza. To właśnie on zdecydował, że syn będzie nosił imię Tyson – niezwykle związane z boksem, bo nadane na cześć Mike'a Tysona, którego Fury senior był wielkim fanem.
W następnych latach mały Tyson toczył kolejne niekoniecznie bokserskie walki. – Chorował, jego stan nie był najlepszy, a on nie rozwijał się jak inne dzieci. Dopiero w szóstym roku życia wszystko zaczęło się układać – wspomina ojciec.
Dzieciak, który stał się olbrzymem
O tym, że syn wyrasta na dużego mężczyznę, przekonał się, gdy kilkuletni Tyson tak niefortunnie upadł na deskorolce, że złamał rękę. – Kiedy go podniosłem i zabrałem do szpitala, pomyślałem: "Boże, ten dzieciak dużo waży!" – opowiada Fury senior. Nie mylił się. Chłopiec rósł i rósł, a dziś, ze swoimi 206 cm wzrostu, jest gigantem nawet wśród bokserów wagi ciężkiej.
Fury mówi o sobie "Cygański Król" (z ang. "Gypsy King"). Wszystko ze względu na jego pochodzenie. Bokser urodził się w Anglii, ale jego rodzina wywodzi się z irlandzkich Travellersów. To grupa społeczna uważana w Irlandii za odrębny naród, mieszkająca w przyczepach i wozach oraz często się przemieszczająca. Travellersi mają swoją kulturę i własne obyczaje, a nawet język. To dlatego w Irlandii nazywa się ich Cyganami (z ang. Gypsies).
Pięści ważniejsze niż słowa
– Nie wychowywałem się w przyczepie czy wozie jak niektórzy moi kuzyni. Mieszkaliśmy w domu, który zapewnił nam ojciec. Często jednak słyszałem mocne i dyskryminujące słowa – opowiada 27-letni pretendent. Od małego musiał być twardy, bo w jego społeczności liczyła się siła pięści. – Boks jest kluczowym elementem kultury podróżniczej. Jako dziecko najpierw uczysz się bić, a potem zajmujesz się innymi rzeczami. Kiedy inne dzieciaki kopały piłkę, ja uczyłem się pięściarstwa – opowiada. Fury mówi wprost, że gdy dochodzi do sporu, jest gotów ściągnąć koszulkę, zacisnąć pięści i rozwiązać problem "po męsku". – To sprawiedliwe rozwiązanie. Dziś jednak trzeba uważać, bo dzieciaki noszą przy sobie broń i zgrywają prawdziwych facetów – kwituje.
Kiedy inne dzieciaki kopały piłkę, ja uczyłem się boksować
Tyson Fury
– Od dziewiątego roku życia wierzyłem, że będę mistrzem świata wagi ciężkiej. Oglądałem nagrania z walk Alego i innych czempionów, powtarzałem sobie, że też tego dokonam – wspomina. Na pierwszy trening zabrał go ojciec. Tyson trafił do typowej obskurnej sali. Wszystko było brudne, mokre i szare. – Wszedłem tam i sparowałem z chłopakami, naprawdę na poważnie. Po treningu czułem się chory i wymiotowałem – wspomina swoje pierwsze zajęcia Fury.
Mistrz z Warszawy
Tego dnia nie zapomni też jego ojciec. – Tyson został i poobijał paru chłopaków. Naprawdę poszedł na całość, a potem zwymiotował na podłogę. Pamiętam, że po drodze na trening zjadł śniadanie, więc nigdy tego nie zapomnę... - opowiada John Fury i dodaje, że już wtedy jego syn nie potrafił walczyć na 50 proc. swoich możliwości i zawsze szedł na całość.
Dla 10-letniego chłopca, który już pracował, boks był jednak nagrodą, a w kolejnych latach stał się jego życiem. W końcu zaczęły przychodzić też pierwsze sukcesy. W 2006 r. Fury wywalczył mistrzostwo świata juniorów w Maroku, a rok później zdobył złoty medal juniorów Unii Europejskiej na ringach w Warszawie. Nie dostał się jednak do wymarzonej kadry na igrzyska olimpijskie w Pekinie i stało się jasne, że drogą dla niego jest boks zawodowy.
Zadebiutował w grudniu 2008 r. Tak naprawdę na zawodowym ringu Fury dotychczas nie zachwycił, ale też z nikim nie przegrał. 27-latek wygrał wszystkie 24 pojedynki, z czego 18 przed czasem. Na uwagę zasługują dwie wygrane z Derreckiem Chisorą i pokonanie Steve'a Cunninghama. Żaden z jego dotychczasowych rywali nie mógł równać się z Kliczką, ale "Gypsy Kingowi" to nie przeszkadza.
– Chisora nie trafił mnie ani razu, a Kliczko uciekał przed walką z nim dwa razy. Władimir nie boi się mniejszych od siebie. Tylko że ja jestem od niego młodszy, większy i szybszy – kwituje Tyson. Pewny jego umiejętności jest jego wujek i trener Peter Fury. – Mamy opracowany plan na walkę z Kliczką i wiemy, że możemy odebrać mu pasy. Tyson nie będzie walczył jak reszta pięściarzy, którzy wycofywali się przed Ukraińcem – zapewnia.
Wielu ekspertów uważa, że zachowanie Fury'ego to zwykła błazenada i próba zwrócenia na siebie uwagi. Trzeba przyznać, że "Gypsy King" daje swoim przeciwnikom kolejne powody do tego, by go zwyczajnie nie lubić. Na konferencję prasową przychodzi przebrany za Batmana, obraża swojego znakomitego rywala, a na portalach społecznościowych przechwala się, że nie odmawia sobie alkoholu i "śmieciowego żarcia".
"Ja kontra reszta świata"
– Czasami po prostu gram osobę, którą chcieliby we mnie widzieć wszyscy dookoła. Na Twitterze moje słowa to żarty i gra. Mówię te głupie rzeczy, by zobaczyć, jak ludzie zareagują – mówi Fury i zapewnia, że słowne utarczki to swego rodzaju wojna "on kontra reszta świata". Brytyjczyk wiele zarzuca też mediom, które najpierw chcą, by zachowywał się jak błazen, a potem zarzucają mu, że to robi. – Każdy chce przedstawić mnie jako banitę, złego faceta i czarny charakter. Nawet jak mnie nagrywają, to chcą, żebym robił głupie rzeczy. Próbują mnie przedstawić jako głupka – podkreśla, choć nie wygląda na to, by ta rola mu przeszkadzała.
"Just a normal day in the life of @Tyson_Fury" gotta love the guy #jokerpic.twitter.com/2WUDtBsDd9
— Rob Smart (@rsmart88) listopad 19, 2015
Fury przekonuje, że tak naprawdę jest spokojnym człowiekiem, który walczy dla rodziny. A ma dla kogo się bić, bo żona Paris i dwójka dzieci liczą na to, że dojdzie na szczyt. – Poznaliśmy się na weselu. Byliśmy nastolatkami. Nasza relacja od początku była niewinna, Tyson nawet nie chciał zostawać u mnie na noc. Nawet po zaręczynach spał w przyczepie kempingowej pod domem moich rodziców, a ja grzecznie zostawałam w domu – opowiada Paris. Fury w domu nie przebiera się za Batmana i nikomu nie grozi. W prywatnym życiu najlepiej czuje się bowiem w roli ojca.
– Kiedy jestem w domu, to zmieniam się w rodzinnego faceta, zajmującego się postaciami z Disneya, bajkami i baśniami. Chcę, żeby to trwało i trwało, bo mam świadomość, że tak nie będzie wiecznie – opowiada. Wie, że droga od małego chorowitego chłopca do zawodowego ringu nie była łatwa, dlatego nie chce, by jego dzieci musiały przechodzić podobną ścieżkę. – Chcę, by mój syn zdobył wykształcenie i nie zarabiał, walcząc – podkreśla.
Ojciec na gołe pięści, Tyson zawodowo
Jeżeli uda się zdobyć mistrzostwo, to Tyson na pewno zadedykuje je również swemu ojcu Johnowi. On też boksował, ale na zawodowych ringach stoczył tylko kilkanaście walk. – Częściej biłem się na gołe pięści. Tak zarobiłem na swój dom – opowiada Fury senior.
W 2010 r. ojciec Tysona wdał się w bójkę i "wydłubał" przeciwnikowi oko. W lutym 2011 r. został skazany na 11 lat więzienia, ale w 2014 r. wyszedł na wolność. – Dobrze mieć go znów na sali i blisko siebie. To mój ojciec, mamy dobre relacje – zapewnia "Gypsy King".
Pierwotnie do pojedynku Kliczki z Furym miało dojść miesiąc temu, ale broniący pasów WBA, WBO i IBF mistrz nabawił się kontuzji łydki. W sobotni wieczór Brytyjczyk w końcu zostanie w ringu sam z niepokonanym od ponad dekady Ukraińcem i nie pomoże mu ani ojciec, ani wspierająca go żona. Co na to olbrzym? – Wiem, że nie mogę mocniej trenować i lepiej się odżywiać. Robię wszystko, jak potrafię. Jeżeli okaże się, że to za mało, to widocznie nie jest wolą Boga, bym został mistrzem świata – mówi z nietypową dla siebie pokorą, by na koniec rzucić już w swoim stylu, że Kliczko to tylko "podstarzały mistrz, którego on może pokonać w pierwszej rundzie".