Wróciła do domu, zaparkowała samochód i zniknęła. Lubianą przez wszystkich dyrektorkę podstawówki szukało całe miasto. W tym czasie jej ciało leżało na dnie rzeki. Morderca przywiązał jej głowę do betonowego bloczka. Kto nim był? – To mój ojciec. Wiem, bo wszystko widziałem we śnie – mówi syn zabitej.
- Mama podjechała pod dom, zaparkowała tam, gdzie zawsze. Wysiadła z samochodu. On był z tyłu, miał łom. Mama nawet nie wiedziała, że zaatakował. Od razu straciła przytomność. Nic już nie czuła – opowiada Maciek, syn zabitej.
Szybko się reflektuje.
- Wiem przecież, że to tylko sen. Nie jestem dzieckiem. Ale on był taki niesamowity, jakbym stał obok - tłumaczy.
Rano obudził go telefon. Przyjaciel powiedział mu, że rybacy znaleźli ciało w rzece. "To może być twoja mama. Ale podobno zwłoki są mocno uszkodzone, więc na razie nic ci nie mówią" – miał usłyszeć w słuchawce.
Danuta W. wypłynęła na powierzchnię po czterech miesiącach. Najpierw rozpoznano ją po ubraniu, potem tożsamość potwierdziły testy DNA.
Dotychczasowe ustalenia prokuratury pasują do snu. 53-letnia Danuta W. zginęła 11 grudnia 2016 roku. Dostała potężne cios tępym narzędziem w tył głowy. Jej czaszka była roztrzaskana. Potem zwłoki zostały przewiezione kilkanaście kilometrów dalej. Sprawca przywiązał linami betonowy bloczek do głowy nauczycielki i wrzucił do Pilicy.
Ona i on
Marcin jest jednym z kryminalnych, którzy pracowali przy tej sprawie.
- Lubiana, pewna siebie kobieta znika bez śladu. Od początku źle to wyglądało - zapala papierosa.
W grudniu zeszłego roku wiedział tyle: Danuta W. przed zniknięciem była u córki w szpitalu. Wyjechała około 17. Zaparkowała samochód przed domem. Zniknęła przed godziną 21, bo wtedy w domu pojawił się syn.
- Myślałem wtedy, że może zasiedziała się u koleżanki. Ale rano już wiedziałem, że coś jest nie tak. Poszedłem z przyszłym szwagrem na policję, ale powiedziano nam, że musimy odczekać 48 godzin i dopiero wtedy możemy zgłosić zaginięcie - opowiada Maciek.
Radom zalały plakaty z wizerunkiem zaginionej. Po ulicach chodziły grupy mieszkańców, którzy szukali śladów. W poszukiwaniach nie brał udziału mąż Danuty W. To dziwiło, mimo że Maciek przyznaje, iż między małżonkami od dawna było bardzo źle.
- Od ośmiu lat nie rozmawiał z mamą. Ze mną też rzadko. Zapytałem, czemu tak się zachowuje. A on odburknął, żebym zajął się czymś innym – opowiada.
Piotr W. miał na dniach zostać byłym mężem Danuty W. O rozwód zawnioskowała ona; miał odbyć się bez rozstrzygania o winie.
To on w śnie Maćka był mordercą. Kilka dni później mężczyzna usłyszał w prokuraturze zarzut zabójstwa żony.
Wariograf
- Od razu zacząłem go podejrzewać - mówi funkcjonariusz Marcin.
W policyjnym systemie wyczytał, że w dniu zaginięcia Piotr M. został ukarany mandatem za zbyt szybką jazdę pod Radomiem.
- Zapytałem, co tam robił. Odpowiedział, że był u klienta, któremu wykonywał meble. Nie było po nim widać żadnych emocji – opowiada Marcin.
I dodaje: Piotr W. pogubił się w zeznaniach. Nie pamiętał, jak nazywał się wspomniany klient. Nie miał ani adresu, ani numeru telefonu. "Zapomniałem już, mam sporo klientów" - przekonywał.
Wszystko zaczęło się układać śledczym w jedną całość kilka dni później, kiedy przypadkowa osoba znalazła w lesie klucze Danuty W. Leżały niedaleko miejsca, w którym Piotr W. dostał mandat za szybką jazdę. Policjanci zatrzymali go na 48 godzin. Dwukrotnie przeprowadzili badanie z użyciem wykrywacza kłamstw.
- Dwa różne zespoły stwierdziły, że ten facet kłamał, kiedy pytaliśmy go o to, czy wie, co stało się z jego żoną - mówi kryminalny.
Święta
W tym samym czasie, gdy Piotr W. został zatrzymany, niedaleko domu zaginionej znaleziono jej rzeczy: portfel, torebkę i telefon, z którego ktoś wyciągnął kartę SIM i połamał.
- Wszystko to było bardzo dziwne, bo w tym miejscu teren był już przeczesywany - mówi Maciek.
Policjanci nie mieli nic na Piotra W., z wyjątkiem swoich podejrzeń. Mężczyznę wypuszczono do domu. Było Boże Narodzenie. Maciek opowiada, że wtedy był już pewien, iż ojciec zna rozwiązanie zagadki.
- Nie chciał się podzielić ze mną opłatkiem. Zacząłem pytać, gdzie jest mama. On powiedział, że nie wie i żebyśmy dali mu spokój. Wiedziałem, że kłamie, ale nie chciało mi się wierzyć, że zrobił jej krzywdę. Nigdy na nikogo ręki nie podniósł - wspomina.
Od tego momentu Maciek nie rozmawiał już z ojcem w ogóle. Tak mówi.
Rzeka
Policjanci dwukrotnie zlecali badanie dna rzeki niedaleko miejsca, gdzie znaleziono klucze Danuty W.
- Dziś już wiemy, że nurkowie przepływali obok ciała zabitej. Problem w tym, że trzymający ją bloczek betonowy wpadł pomiędzy śmieci znajdujące się na dnie rzeki - mówi Marcin z kryminalnych.
Po 112 dniach w wodzie ciało 53-latki oderwało się od trzymających je łańcuchów i wypłynęło na powierzchnię.
- Po potwierdzeniu, że to poszukiwana radomianka doszło do zatrzymania Piotra W. Ze względu na dobro śledztwa nie mogę ujawnić, czy przyznał się do stawianych mu zarzutów - mówi Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Dodaje, że prokuratorzy ciągle zbierają materiał dowodowy. W najbliższych miesiącach okaże się, czy jest na tyle solidny, żeby Piotr W. stanął przed sądem.
Papier
Dla mieszkańców wyrok już zapadł.
- Zabił z miłości. Nie wiadomo, czy bardziej ją kochał, czy nienawidził. Ale nie mógł pogodzić się z tym, że ona nie będzie już nawet na papierze jego żoną - mówi Stanisław, znajomy rodziny, który przyszedł na pogrzeb kobiety.
Oprócz niego pożegnać powszechnie lubianą dyrektorkę podstawówki pod Radomiem przyszło kilka tysięcy osób.
- Oni byli jak dwa światy. Ona była radosna i otwarta, on skryty i gburowaty. Nigdy do siebie nie pasowali - ocenia nauczycielka ze szkoły, w której Danuta W. uczyła przyrody.
Kiedy składano urnę z prochami do grobu, zerwał się gwałtowny wiatr, zaczęło padać. Dla niektórych to symbol.
- Tak nam opowiedziała, przez co przeszła. Teraz już świeci słońce. Czyli wszystko jest już dobrze – mówi przyjaciółka zmarłej.
Maciek, jego siostra i starszy brat zaprosili najbliższą rodzinę na stypę. Byli spokojni. Matkę opłakiwali przez ostatnie miesiące.
- Straciliśmy w jednej chwili rodziców. Mama została zabita. A on? On już dla nas nie istnieje. Zniknął na zawsze - kończy.
Piotr W. usłyszał w zeszłym tygodniu zarzut zabójstwa żony. Radomski sąd aresztował go na trzy miesiące. Śledczy przyznają, że jeszcze gromadzą materiał dowodowy obciążający podejrzanego. Grozi mu dożywocie.