Taśma z Mateuszem Morawieckim na krótką metę wzmocni premiera, ale doprowadzi do zaostrzenia jego konfliktu ze Zbigniewem Ziobrą i "frakcją toruńską" w PiS – mówią Magazynowi TVN24 politycy tej partii. Według nich, w PiS trwa "śledztwo", które ma wykazać, kto stoi za ujawnieniem taśmy. Podejrzenie pada na ministra sprawiedliwości.
Ujawnienie przez Onet taśmy z rozmową szefa rządu wywołało nerwowe reakcje. Według naszych źródeł, zbliżonych do kierownictwa PiS, jest obawa, że może zmienić bieg kampanii wyborczej, której twarzą jest Morawiecki.
Polityk bliski Nowogrodzkiej: - Na początku był kompletny chaos. Inne pomysły na reakcję pojawiały się w otoczeniu Morawieckiego, inne we władzach partii. Koncepcja na ofensywę z przypomnieniem fragmentów z taśm Platformy ostatecznie nie przeszła. Wygrał przekaz, że to staroć i nic tam właściwie nie ma.
Takiej narracji używała rzeczniczka PiS Beata Mazurek. W ślad za nią poszli inni politycy na czele z szefem kancelarii premiera Michałem Dworczykiem, który w rozmowie z tvn24.pl nazwał taśmy "odgrzewanym kotletem".
Poseł PiS: - Nie wiedzieliśmy, co mówić, do momentu, aż głos zabrała Mazurek.
I dodaje: - Kryzys został powstrzymany.
Kryzys, który paradoksalnie może wzmocnić szefa rządu. Przynajmniej tak słyszymy od współpracowników premiera.
W jego obronę zaangażował się Jarosław Kaczyński, który udzielił specjalnego wywiadu w telewizji rządowej, przekonując, że powołanie Morawieckiego to "strzał w dziesiątkę". "Ci, którzy dopuszczali się nadużyć, mają w Polsce bardzo wielkie wpływy. Ten atak na premiera Morawieckiego w tej chwili to jest właśnie atak na człowieka, który im bardzo zaszkodził, ale za to bardzo pomógł Polakom, bardzo pomógł Polsce" – mówił prezes PiS.
Współpracownik premiera: – Doszło do strat wizerunkowych. Nie da się ukryć. Ale jednoznaczne wsparcie ze strony prezesa jest nie do przecenienia. Dlatego w sumie bilans jest na zero, ale z tendencją zwyżkową.
Inaczej widzi to poseł PiS: - Prezes wsparł Morawieckiego, bo nie miał innego wyjścia. Premier stracił jednak wiarygodność przez to, co opowiadał na nagraniu. Będzie za to płacił w przyszłości. Teraz przeszliśmy w PiS do kolejnego etapu – zaczęła się faza śledztwa i wszyscy stawiają pytania, kto stoi za ujawnieniem taśmy.
Ziobro na celowniku
Zdaniem naszych rozmówców z PiS w tym kontekście najczęściej pada nazwisko Zbigniewa Ziobry, który rywalizuje o wpływy z szefem rządu. Dlatego każda wpadka premiera jest odczytywana jako korzystna dla ministra sprawiedliwości.
- Nie ma wątpliwości, że najbardziej na całej aferze zyskali ziobryści. Są głównymi podejrzanymi. Prezes jest na nich wściekły – mówi poseł PiS.
- Zgodę na wgląd do akt afery taśmowej i publikację nagrania dał dziennikarzom Sąd Najwyższy – zwracam uwagę.
- Ludzie Ziobry z prokuratury znają te materiały świetnie od dawna i oni mogli podpowiedzieć, gdzie i czego szukać. Mogli poczekać, aż akta trafią do SN, by odsunąć podejrzenie, że taśma wyciekła z prokuratury – odpowiada polityk.
Inny zwraca uwagę, że niezależnie od roli ministra sprawiedliwości w tej sprawie może on ponieść konsekwencje, bo padły na niego podejrzenia. - Nie wiem, czy Ziobro miał z tym coś wspólnego, ale odpowiedź Morawieckiego będzie ostra – ocenia.
Według naszych rozmówców w PiS zaczęły krążyć nawet pogłoski, że Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości i prawa ręka Ziobry może zostać przyjęty do Prawa i Sprawiedliwości, a lider Solidarnej Polski dostanie od premiera propozycję nie do odrzucenia i zostanie wysłany do Brukseli.
Między politykami toczy się rywalizacja, między innymi o wpływy w spółkach skarbu państwa. Przeciąganie liny było widać nawet podczas niedawnej wizyty premiera w Nowym Jorku, w której mieli mu towarzyszyć prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło (przyjaciel Morawieckiego) i prezes PZU Paweł Surówka (uważany za związanego z Ziobrą). – Ziobryści mieli kontrolę nad delegacją, bo głównym organizatorem było PZU i decydowali, kogo można zabrać. Jagiełło się wkurzył i nie poleciał – mówi nam informator znający kulisy wizyty premiera.
Tadeusz Cymański, polityk Solidarnej Polski, podkreśla w rozmowie z Magazynem TVN24, że nawet gdyby pogłoski o starcie Ziobry do europarlamentu okazały się prawdziwe, to nie świadczyłoby to konflikcie ministra sprawiedliwości z premierem. Zdaniem posła współpraca "układa się dobrze", a opinie świadczące, że jest inaczej "mają charakter sabotażowy". Powrót afery taśmowej »
- Nasza koalicja jest bezcenna, ale musimy pamiętać, że większość jest bardzo krucha – mówi nam Cymański. Jego zdaniem wskazywanie na Ziobrę jako tego, który mógł stać za ujawnieniem taśmy Morawieckiego, świadczy tylko o "głupocie" każdego, kto snuje takie podejrzenia.
Wtóruje mu inny polityk bliski liderowi Solidarnej Polski. - Zbyszek nie skupia się na walce z Morawieckim, tylko na pracy w resorcie. Nie ma lekko, bo nie wiadomo, jak się skończy zawierucha z trybunałem w Luksemburgu – zaznacza.
W opinii Cymańskiego ujawnienie taśmy może paradoksalnie pomóc szefowi rządu, ocieplając jego wizerunek. – Taśma go urealniła. Idealnych ludzi nie ma, a jak się tacy pojawiają, to się ich nie znosi – tłumaczy poseł.
Sojusz z Brudzińskim
Według naszych źródeł, w PiS pozycja Morawieckiego jest silna jak nigdy dotąd nie tylko dzięki poparciu prezesa PiS, ale też coraz bliższej współpracy z Joachimem Brudzińskim. Szef MSWiA, jako drugi obok Ziobry polityk liczący się w walce o schedę po Jarosławie Kaczyńskim, był dotąd widziany jako rywal premiera.
Poseł PiS: – Sojusz działa, bo się dobrze uzupełniają – Morawiecki jest twarzą, a Brudziński ma w garści struktury. Obserwując ich, można odnieść wrażenie, że Joachim potrafi premierowi narzucać swoje pomysły.
Współdziałanie tandemu Morawiecki - Brudziński było widać w sierpniu, gdy wspólnie zablokowali pomysł szefa MON Mariusza Błaszczaka, który podczas wspólnej wizyty z prezydentem Dudą w Australii miał podpisać kontrakt na zakup dla wojska używanych fregat.
Decyzja postawiłaby w trudnej sytuacji pochodzącego ze Szczecina Brudzińskiego, który musiałby ją tłumaczyć polskim stoczniowcom. - Premier poszedł na rękę Brudzińskiemu i zablokował kontrakt dzień przed wylotem do Australii. Błaszczak był wściekły, chciał zrezygnować z lotu. Poleciał tylko na prośbę prezydenta, by to źle nie wyglądało – relacjonuje nasz rozmówca z Pałacu Prezydenckiego.
Efektem współpracy premiera z szefem MSWiA były też pogłoski o możliwej dymisji ministra obrony. Zdaniem jednego z naszych rozmówców przy tej okazji doszło do spięcia między politykami. – Poszło o to, kto może zastąpić Błaszczaka w MON, gdy jego dymisja była rozważana. Premier chciał postawić na Michała Dworczyka, a Brudziński na Michała Jacha, który jest jego człowiekiem – relacjonuje nasz informator.
Inny zauważa, że obu politykom zależy na wyborach, bo dobry wynik będzie odebrany zarówno jako sukces Morawieckiego jako lidera, jak i Brudzińskiego. Polityk najpierw sam odpowiadał za struktury PiS, a odchodząc do MSWiA, oddał funkcję szefa komitetu wykonawczego PiS swojemu współpracownikowi Krzysztofowi Sobolewskiemu.
Wojna z Toruniem
Według naszych źródeł, w PiS uzyskanie dobrego wyniku w wyborach może być jednak utrudnione przez brak poparcia mediów o. Tadeusza Rydzyka spowodowane konfliktem na linii Nowogrodzka-Toruń. Po ujawnieniu taśmy pokazującej premiera jako "bankstera" o liberalnych poglądach jego akcje w środowisku związanym z Radiem Maryja mogą jeszcze spaść.
Polityk bliski Radia Maryja: – Są środowiska, które takiego języka i biesiadowania w stylu polityków Platformy nie zaakceptują. Morawiecki już wcześniej był traktowany z rezerwą przez Toruń. Teraz mówią: "mieliśmy rację, że broniliśmy Szydło". Ona miała chemię z ojcem Rydzykiem, której premier nie ma.
Relacje pogorszyło zawieszenie przez prezesa PiS w prawach członka związanego z ojcem Rydzykiem byłego posła tej partii Andrzeja Jaworskiego. Decyzja zapadła na początku września i przez trzy tygodnie była utrzymywana w tajemnicy. Nieoficjalnie politycy PIS zarzucają Jaworskiemu, że jest bardziej lojalny wobec dyrektora Radia Maryja, niż wobec prezesa PiS. Zapowiadają też, że decyzja o wyrzuceniu polityka nie zapadnie przed wyborami, bo mogłaby być potraktowana jako wypowiedzenie otwartej wojny redemptoryście.
W czerwcu, gdy premier gościł u duchownego na konferencji w Toruniu, relacje były jeszcze poprawne. Niecałe dwa tygodnie później resort kultury ogłosił przyznanie fundacji redemptorysty 70 mln zł na budowę muzeum. Niedługo potem premier zdymisjonował szefa resortu rolnictwa Krzysztofa Jurgiela.
- Dymisja ta przelała czarę goryczy. Po Macierewiczu i Szyszce to był ostatni minister w rządzie związany z Toruniem. Krzysztof Ardanowski, który go zastąpił, podczas posiedzenia rządu zaatakował ojca dyrektora, mówiąc o nim per "Rydzyk" – denerwuje się polityk z "toruńskiej" frakcji PiS.
Inny przekonuje, że w PiS zmieniło się nastawienie wobec Radia Maryja. – Kiedyś nikt się nie odważył go krytykować. Teraz można sobie pozwolić nawet na drwiny. W otoczeniu mówi się, że wystarczy tylko sypnąć kasą, by ojciec Rydzyk przestał robić problemy – mówi Magazynowi TVN24 poseł PiS.
I dodaje: – To jeszcze nie otwarta wojna, ale konflikt już się tli. Póki trwa kampania, żadna ze stron nie zaatakuje, ale po wyborach może być ostro.
Wtedy też temat nagrania Morawieckiego z restauracji Sowa i Przyjaciele z pewnością wróci. Wizerunek premiera zajadającego się podwójną porcją halibuta z pure z zielonego groszku w towarzystwie bliskich współpracowników Donalda Tuska może być łatwo wykorzystany przeciwko niemu.