Ameryka będzie chciała obronić swoją pozycję pierwszego mocarstwa świata pod względem politycznym, wojskowym, gospodarczym, finansowym i technologicznym. Ale Chiny aspirują coraz wyraźniej do tego, aby to one stały się gigantem numer jeden globalnej sceny. Inne regiony świata, w tym Europa, będą musiały zająć stanowisko w tej najważniejszej konfrontacji XXI wieku. Dla Magazynu TVN24 pisze redaktor naczelny TVN24 BiS Jacek Stawiski.
Pandemia koronawirusa może szybko i głęboko zmienić światową dyplomację, tworząc nowe zagrożenia i nowe znaki zapytania na skalę globalną. Najważniejszą osią, wokół której będzie rozgrywać się międzynarodowa polityka, będzie rosnąca rywalizacja Stanów Zjednoczonych i Chin.
Nowa choroba, która doprowadziła do zawieszenia światowej cywilizacji, pochodzi z Chin. Co do tego nikt nie ma wątpliwości, ale wątpliwości są, kiedy pojawiają się pytania o zachowanie chińskich władz w momencie wybuchu pandemii. W Białym Domu prezydent Donald Trump zarzuca Chinom, że swoimi zaniechaniami i kłamstwami doprowadziły do niekontrolowanego rozszerzenia się epidemii. Trumpowi wtóruje między innymi francuski prezydent Emmanuel Macron, który wątpi w prawdziwość tłumaczeń Pekinu na temat początków, przebiegu i sposobu walki z epidemią w Wuhanie i innych regionach Chin.
Równolegle Chiny uruchomiły kampanię dezinformacji, która ma stopniowo przekonać ludzi na całej planecie, że to Stany Zjednoczone są producentem wirusa, zaś Pekinowi udało się go stosunkowo szybko zdławić. Skala pandemii, skala ludzkich nieszczęść i tragedii oraz rozmiary szkód ekonomicznych w USA, Europie, Chinach i w innych częściach świata są tak ogromne, że do tych oskarżeń trzeba podchodzić poważnie. Wzajemna niechęć i nieufność nie zniknie szybko, będzie się tylko pogłębiać. Zachód i Pekin mogą pod wpływem pandemii zrewidować wzajemne relacje i odejść od współpracy politycznej i gospodarczej, nierzadko trudnej, ale trwającej już całe dekady. Na naszych oczach może rodzić się ostra rywalizacja, przepoczwarzająca się w otwartą konfrontację. W stosunkach państw Zachodu z Chinami otworzony zostanie nowy, niebezpieczny rozdział.
Od komunizmu do światowego mocarstwa
Historia zatoczyła koło. Przed prawie 50 laty Stany Zjednoczone, a za nimi cały ówczesny Zachód, otworzył się na komunistyczne Chiny, na dodatek z wzajemnością. W Pekinie i Waszyngtonie uznano, że oba odmienne światy mają wspólnego wroga, jakim był Związek Sowiecki. Chiny widziały w Moskwie uzurpatora do miana ideologicznego przywódcy komunizmu i w celu wygrania rywalizacji z sowieckimi towarzyszami zdecydowały się na sojusz z kapitalistami. Z kolei kapitaliści przymknęli oko na szaleństwa ideologiczne chińskiego wodza Mao, który zagłodził miliony własnych obywateli i unicestwił dużą część starej chińskiej kultury i tradycji po to, by "chińską kartą" szachować Breżniewa i jego następców.
P o śmierci Mao Zedonga Chiny otworzyły się nie tylko na sojusz polityczny z Ameryką i Europą, ale wyniszczone dekadami wojen domowych, inwazji japońskiej i ideologią maoizmu porzuciły komunistyczną wersję rozwoju, chętnie przyjmując zachodnie wzorce, technologie i inwestycje. Stopniowo, po zniknięciu Związku Sowieckiego ze światowej sceny, Chiny, już bez rywala ideologicznego, poświęciły się wielkiej transformacji gospodarczej. Po czterech dekadach od otwarcia na globalny kapitalizm chińska potęga jest na tyle znacząca, że Pekin zapragnął być zrównany z Ameryką i Zachodem. Pierwszym sposobem na zagospodarowanie rosnących chińskich aspiracji była polityka Clintona, Busha i Obamy, która zakładała wciągnięcie chińskiego giganta do szeroko rozumianej współpracy globalnej. Chiny skorzystały na tym, rozbudowując swoją gospodarkę, unowocześniając kraj, odkładając potężne zasoby finansowe i wreszcie przechodząc do nowego etapu rozwoju technologicznego, właściwie równego temu na Zachodzie.
W dobie kryzysu finansowego w 2008 roku Chiny jawiły się jako kraj wolny od kłopotów i skłonny do ratowania innych państw wielkimi pieniędzmi. Ten postzimnowojenny marsz Chin do globalnego przywództwa symbolizują dwa wydarzenia: odzyskanie Hongkongu w 1997 roku i Igrzyska Olimpijskie w Pekinie w roku 2008.
Po zamachach z 11 września 2001 roku Ameryka na długie lata uwikłała się w wojny w świecie muzułmańskim, a Europa pogrążyła się w kryzysie zadłużeniowym i migracyjnym. Chiny rosły w siłę, bez oglądania się na sąsiadów zaczęły rościć sobie pretensje do przewodzenia państwom Dalekiego Wschodu. Na Morzu Południowochińskim pojawiły się sztuczne wyspy i chińskie obiekty wojskowe. Amerykańskim sojusznikom i samej Ameryce Pekin coraz pewniej dawał do zrozumienia, że wokół Chin istnieje strefa specjalnego chińskiego wpływu. Ambicje nowego chińskiego mocarstwa sięgnęły dalej, poza Daleki Wschód i Azję – państwom afrykańskim Chiny zaoferowały nieograniczone pieniądze na rozwój w zamian za dostęp do surowców. Podobnie działo się w Ameryce Południowej. Zachód zorientował się, że w dawnym tak zwanym Trzecim Świecie za chińskim portfelem idą silne chińskie wpływy polityczne.
Po aneksji Krymu i wojnie na Ukrainie w orbitę zależności od chińskiego sąsiada weszła Moskwa, zmuszona opierać swoją gospodarkę na dostawach surowców do południowego giganta. Wreszcie Pekin postawił na wciągnięcie do swojej orbity Unii Europejskiej, proponując ambitne plany handlowe i komunikacyjne. I nagle, w 2016 roku, dotychczasowe rozdanie Zachód–Chiny zmienia się, gdy do władzy w Stanach Zjednoczonych dochodzi Donald Trump i jego ekipa.
Era Trumpa
Niechęć do więzów gospodarczych z Chinami jest u Trumpa instynktowna. Chce zresetować relacje handlowe z Pekinem, odrzucając dotychczasową strategię "wciągania" Chin w sieć współzależności ze światem. Sam prezydent USA i większość jego doradców odwraca "kartę chińską" i ogłasza, że Chiny właściwie pasożytują na Stanach Zjednoczonych. Trump wyczuwa, że jego baza wyborcza w Ameryce ma dosyć zamykania fabryk i przenoszenia ich gdziekolwiek, zwłaszcza do azjatyckiego kolosa. Podobnie niechętne Chinom stanowisko prezentują liczni przeciwnicy Donalda Trumpa, na przykład lewicowy senator Bernie Sanders, opierający swoją politykę i idee na poparciu amerykańskich robotników i pracowników sektora przemysłowego, zmienionego nie do poznania w ostatnich dekadach, także na skutek chińskiego wielkiego skoku ku globalnej potędze gospodarczej.
Rozpoczyna się pełzająca amerykańsko-chińska wojna handlowa. Amerykańsko-chińska rywalizacja nabiera tempa na polach: politycznym, wojskowym, wywiadowczym i technologicznym. Nikogo już nie dziwią raporty renomowanych ośrodków analitycznych za oceanem, przewidujące, że kolejne dekady światowej polityki będą naznaczone współzawodnictwem Waszyngtonu z Pekinem.
Era koronawirusa
Na takim gruncie pojawia się obecna pandemia koronawirusa. Chińskie zaniechania, uniki, ukrywanie prawdy, zatajanie danych, spóźnione działania, przyczyniają się do tego, że epidemia groźnej choroby opanowuje kolejne kraje. Jeszcze w styczniu i w lutym na Zachodzie, szczególnie w Ameryce, nie było silnego poczucia zagrożenia. Wszystkim wydawało się, że tak jak pierwsza epidemia choroby SARS na początku XXI wieku problem stosunkowo szybko i małym kosztem wygaśnie. Gdyby tak się stało, działania Chin na początku pandemii nie stałyby się jednym z głównych tematów dyskusji w polityce międzynarodowej.
Ale skutki pandemii, zarówno w sensie strat ludzkich, jak i gospodarczych, wyostrzyły napięcia między Ameryką i Europą z jednej strony, a Chinami z drugiej strony. Gdy liczba ofiar śmiertelnych i ciężko chorych na Zachodzie dramatycznie rośnie, gdy zatrzymała się zachodnia gospodarka, a koszty pandemii mogą przekroczyć najśmielsze wyobrażenia, chińska propaganda, pokazująca swoje osiągnięcia w pokonaniu choroby oraz nachalna chęć eksportowania własnego upiększonego modelu społeczno-gospodarczego, jako panaceum na wielki kryzys zdrowotny, sprawiły, że na Zachodzie obudziła się duża niechęć i dystans do kolosa z Dalekiego Wschodu.
Dzisiaj już nie tylko Donald Trump, ale francuski prezydent Macron, Komisja Europejska, rząd brytyjski i inne mówią o potrzebie reorientacji relacji ekonomicznych z Chinami. W Europie padają wręcz głosy, że Chiny są zagrożeniem dla tych sektorów gospodarki europejskiej, które będą osłabione kryzysem i które mogą stać się łatwym łupem chińskich inwestorów. Dlatego Bruksela wezwała rządy państw UE do ochrony strategicznych branż przed Chinami. Zachód nagle zorientował się, że Chiny są o krok dalej w rozwoju technologicznym, w tym sieci 5G i sztucznej inteligencji. Nastrojów na Zachodzie nie poprawiła sytuacja, jaka powstała na początku roku – okazało się, że istotne branże, w tym medyczna i farmaceutyczna, nie mogą normalnie funkcjonować bez chińskiego partnera. To było dla wielu otrzeźwienie.
Szok spowodowany pandemią może być wielkim sygnałem do odwrotu na wielu polach w relacjach Waszyngtonu, Paryża, Berlina czy Londynu z Pekinem. Słuchając wypowiedzi prezydenta Donald Trumpa czy sekretarza stanu Mike'a Pompeo, którzy wypowiadają się bardzo negatywnie o Chinach, trudno wyobrazić sobie powrót do normalności w relacjach obu stron. Wszystko zależy od przebiegu pandemii. Jeśli Zachód, szczególnie Stany Zjednoczone, upora się w miarę szybko z nową chorobą i kryzysem ekonomicznym, konfrontacja amerykańsko-chińska nie musi być gwałtowna.
Ale każdy tydzień zatrzymania społecznego i gospodarczego tętna amerykańskiej gospodarki, wielkie bezrobocie, bankructwa, niepokoje społeczne w USA, będą obciążać relacje z Chinami jako krajem, za sprawą którego na Stany Zjednoczone spadło nieszczęście. To wyostrzy konfrontację i rywalizację.
Dotychczasowi sojusznicy Ameryki - Europa, Kanada, Japonia, Korea Południowa czy Australia - nie unikną trudnych wyborów. Choć ich gospodarki są często silnie powiązane z chińską, będą musieli opowiedzieć się jeszcze raz i stanowczo, bo tego domaga się prezydent Trump, czy jest im bliżej do Waszyngtonu, czy do Pekinu. Ten wybór czeka także Polskę. Nie powinien być trudny, ponieważ opieramy nasze bezpieczeństwo na amerykańskiej potędze wojskowej. Ale i nad Wisłą pojawią się pokusy, aby skorzystać z szybkich, łatwych i wielkich pieniędzy, jakie Chiny będą oferować krajom i przedsiębiorstwom osłabionym zapaścią gospodarczą, spowodowaną pandemią COVID-19.