Rosyjskie władze bardzo lubią chwalić się nowym uzbrojeniem. Najlepiej, jeśli jest ono rewolucyjne i na Zachodzie takiego nie mają. Kreml nie lubi się natomiast przyznawać do modernizacji starego sprzętu, choć to w ten sposób najczęściej zwiększa się siłę rosyjskiego wojska. Tak jest z czołgiem T-72B3, który dzięki Francuzom może być poważnym wyzwaniem dla polskich czołgistów.
Doniesienia o tej maszynie rzadko można jednak spotkać w państwowych komunikatach czy nawet kontrolowanych przez Kreml mediach. Jeśli już tam się znajdują, to raczej przy okazji innych wydarzeń, takich jak np. czołgowy biathlon (zawody załóg czołgów w jeździe, strzelaniu itp., podniesienie ćwiczeń wojskowych do poziomu niby-sportu). Nie cieszą się jednak taką promocją jak na przykład nowy czołg T-14 Armata czy nowy myśliwiec T-50.
Rosyjska władza po prostu nie lubi eksponować T-72B3. Powodów jest wiele, ale w dużym uproszczeniu ten stary-nowy czołg jest soczewką ogniskującą i dobrze pokazującą szereg problemów trapiących Rosję oraz jej siły zbrojne zmuszone ambicją Kremla do odgrywania roli potęgi.
Duża skala produkcji
Choć nieczęsto o nim słychać, to T-72B3 jest obecnie najliczniej produkowanym czołgiem w Rosji. Skala produkcji jest jednak trudna do dokładnego ustalenia, bo przedstawiciele rosyjskiego wojska posługują się do jej opisania tak mało precyzyjnymi określeniami jak "kilkaset" maszyn rocznie. W 2013 r. miało zostać dostarczone około 260 maszyn, w 2014 r. około 290. W roku 2015 miało być ich ponad 300. Ogólnie liczba T-72B3 w rosyjskim wojsku ma już oscylować w okolicy tysiąca.
Oznacza to, że ten czołg stał się podstawą siły rosyjskiej pancernej pięści i na co najmniej najbliższą dekadę nią pozostanie. Prawdopodobnie jednak będzie tak jeszcze dłużej i T-72B3 będą dominować w rosyjskim wojsku nawet do lat 30. Produkcja nowocześniejszych T-90A została wstrzymana po dostarczeniu "około 400 maszyn", jak powiedział niedawno wiceminister obrony Jurij Borysow. Kolejnych postanowiono nie kupować i w zamian skupić się na radykalnie nowszym czołgu T-14 Armata, który po raz pierwszy zaprezentowano na tegorocznej paradzie zwycięstwa w Moskwie.
Problem w tym, że na Placu Czerwonym pokazano maszyny zbudowane wstępnie do prób. Produkcja seryjna T-14 rozpocznie się może za kilka lat i ze względu na wysoką cenę na pewno nie będzie duża (nowy czołg ma być kilka razy droższy od T-90A, około 30 mln dolarów za sztukę). Nowe maszyny trafią najpewniej do wybranych "elitarnych" oddziałów.
Czołg na miarę rosyjskich możliwości
Szarą rzeczywistością normalnych rosyjskich brygad będą T-72B3, które jednak na Plac Czerwony zapewne nigdy nie wyjadą, bo nie są "rewolucyjne" i "lepsze od zagranicznych odpowiedników". Prawda o T-72B3 jest jednak taka, że to są czołgi, na które Rosję realnie stać. To nie żadne wymyślne i przełomowe maszyny, lecz odświeżona konstrukcja radziecka z lat 80. Dla Kremla, roztaczającego wizję odrodzenia jego mocarstwowej potęgi, to dość wstydliwa prawda. Na dodatek nie byłoby tych czołgów bez kluczowej technologii sprzedanej przez Francuzów, o czym jednak w oficjalnych doniesieniach nie sposób przeczytać.
T-72B3 to gruntownie wyremontowane i w ograniczonym stopniu zmodernizowane T-72B produkowane w latach 80. jeszcze dla Armii Czerwonej jako ulepszona wersja zaprojektowanego na przełomie lat 60. i 70. podstawowego T-72. Od początku swojego istnienia te maszyny nie miały być rewolucyjne czy przełomowe, ale możliwie tanie, łatwe do masowego produkowania i obsługi. To one, a nie bardziej zaawansowane T-64 i późniejsze T-80, miały stanowić podstawę pancernego walca Armii Czerwonej.
Swoje zadanie spełniły znakomicie. Uznawane są za najbardziej udany zimnowojenny radziecki czołg. Wyprodukowano ich około 20 tys., co czyni je drugim najliczniej produkowanym czołgiem po II wojnie światowej. Nadal stanowią najliczniejszy czołg w wojsku rosyjskim czy polskim. Wersje T-72 produkowane jeszcze w ZSRR czy PRL są jednak już przestarzałe i na współczesnym polu walki mają mały potencjał.
Z magazynów do Niżnego Tagiłu
Decyzja o modernizacji T-72B zapadła stosunkowo niedawno, około 2010 r., kiedy postanowiono zrezygnować z T-90A na rzecz T-14. Pojawił się bowiem wówczas problem, czym uzupełnić szeregi jednostek do czasu, gdy pojawi się więcej zupełnie nowych czołgów. Postanowiono oprzeć się na tysiącach posiadanych T-72B wyprodukowanych jeszcze w ZSRR i poprawić ich największą słabość, czyli zupełnie przestarzałą elektronikę oraz system celowniczy.
Stare maszyny są wyciągane najczęściej z tak zwanych zapasów wojennych. To maszyny, które prosto z linii produkcyjnej trafiły do magazynów i zostały zakonserwowane w oczekiwaniu na wojnę. Dopiero wobec jej wybuchu miały trafiać do żołnierzy w miejsce czołgów, na których na co dzień jeżdżono i ćwiczono w czasie pokoju, istotnie je zużywając. Pozostałe są po prostu zabierane z jednostek. Wszystkie trafiają do jedynej rosyjskiej fabryki czołgów w Niżnym Tagile, Uralwagonzawodu. Na filmie dokumentalnym rosyjskiej telewizji RT, przedstawiającym pracę w zakładach przy modernizacji T-72B do standardu B3, pracownicy zakładów mówią, że niektóre maszyny miały nawet okazję brać udział w wojnie w Czeczenii.
Po trafieniu do Niżnego Tagiłu stare maszyny są rozkładane na części pierwsze i gruntownie remontowane. Zdecydowana większość czołgu pozostaje jednak taka sama. Największą nowością jest nowy celownik działonowego (czołgista odpowiadający za obsługę działa) Sosna-U. Nazwa jest pozornie swojska, słowiańska, ale serce tego kluczowego nowego elementu wyposażenia T-72B3 stanowi kamera termowizyjna francuskiego koncernu Thales o już mniej słowiańskiej nazwie Catherine-FC.
Francuska pomocna dłoń
Francuskie urządzenie to bardzo nowoczesny sprzęt pozwalający widzieć cele z dużej odległości (maksymalnie około 4 km) niezależnie od pogody czy pory dnia, bo wykrywa ich promieniowanie cieplne. Ma większy zasięg i dokładność niż noktowizory. Rosjanie długo próbowali wyprodukować własne kamery termowizyjne, ale bez powodzenia. Dlatego od przełomu wieków kupują je od Francuzów i montują w szeregu pojazdów pancernych oraz samolotów. Francuska myśl techniczna pozwoliła na znaczny skok w potencjale rosyjskiego wojska.
Thales prawdopodobnie nie zerwał całej współpracy z Rosjanami, choć zapewnia, że przestrzega wymogów sankcji. W Rosji funkcjonuje już jednak zakład licencyjnej produkcji Catherine-FC w Wołgodzie, oraz specjalne centrum serwisowe odpowiadające za codzienne naprawy kamer w jednostkach. Rosjanie muszą w jakiś sposób radzić sobie pomimo sankcji, bo produkcja T-72B3 idzie pełną parą. Bez kluczowego elementu nie byłoby to możliwe.
Poza dodaniem francuskiego "pierwiastka" Rosjanie ulepszają też system stabilizacji armaty, zwiększając jej celność oraz modyfikują automat ładujący, dzięki czemu można z niej strzelać najnowszymi typami pocisków (co jest bardzo ważne, bo amunicja to jeden z filarów siły czołgu). Wymieniane są też systemy łączności, a na kadłubie czołgu w kluczowych miejscach jest montowany nowy pancerz reaktywny Kontakt-5 (eksploduje, gdy uderza w niego wrogi pocisk, uszkadzając go i znacznie utrudniając przebicie się przez główny pancerz do środka czołgu).
Stare, ale nie bezbronne
Całość prac przy modernizacji do standardu T-72B3 ma kosztować około 50 mln rubli (niecałe 800 tys. dolarów) z czego ponad połowa jest przeznaczana na remont czołgu, a nie dodanie nowych elementów. Realnie rzecz biorąc, modernizacja jest więc dość skromna. Wojskowi narzekali, że w czołgach pozostawiono ich stare silniki, nie wymieniając ich na niewiele droższe, ale znacznie silniejsze nowe modele. Utyskiwano też na brak systemu nawigacji satelitarnej GLONASS. Tym problemom prawdopodobnie częściowo zaradzono, bo według doniesień z tego roku kolejne partie T-72B3 mają mieć nowsze silniki i dodatkowo dodany nowy system obserwacyjny dla dowódcy czołgu.
W ostatecznym rozrachunku Rosjanie dostają czołg, który jak na ich realne możliwości jest bardzo dobrą inwestycją. Odstaje potencjałem w konfrontacji z najnowszymi konstrukcjami zachodnimi, ale te stanowią niewielką część sił krajów NATO. W starciu ze starszymi czołgami rodem z lat 80. są już jednak groźnym przeciwnikiem. Deklasują stanowiące większość polskich sił pancernych T-72M i przewyższają, choć nie już tak drastycznie, nowsze PT-91 Twardy czy Leopard 2A4. Główna przewaga Rosjan to system celowniczy (dzięki Francuzom) oraz możliwość strzelania najnowszą amunicją przeciwpancerną, której bardzo brakuje polskim czołgistom.
Niechęć Rosjan do chwalenia się T-72B3 jest więc wyraźnym przykładem na to, jak wielkie znacznie dla Kremla i rosyjskiego wojska mają pozory. Nieważne, że ten program jest najbardziej racjonalnym i najefektywniej zwiększającym siłę wojsk pancernych. Ważne jest to, że nie można go opisać przymiotnikami "najlepszy", "najnowocześniejszy" i "nie mający odpowiedników". Wobec tego nacisk jest kładziony na rewolucyjny czołg T-14, który jednak realnie zwiększy siłę rosyjskich wojsk pancernych za jakieś 5-10 lat. Tymczasem zmartwieniem dla polskich czołgistów będzie T-72B3.