Jakub i Paweł zginęli na miejscu. Dawid przeniósł ciało Jakuba na miejsce kierowcy, a potem popełnił samobójstwo. Bartek nie zadzwonił po pomoc. Uciekł.
Bartek nie pamięta, jak miał na imię ten piąty chłopak, który z nimi jechał. A ten chłopak nie pamięta, gdzie siedział w srebrnym chevrolecie. Na pewno z tyłu z Jakubem i Pawłem. Nie pamięta, czy ktoś zapinał pasy. Wysiadł na rondzie w pobliżu domu i jeszcze dwie godziny chodził dookoła budynku, żeby trochę wytrzeźwieć. Żeby rodzice się nie zorientowali, że wypił.
Ten piąty wysiadł pierwszy, kilometr od miejsca wypadku i jako jedyny ocalał.
Jakub i Paweł zginęli na miejscu.
Dawid - tej samej nocy w lesie.
A Bartek właśnie został skazany za zacieranie śladów przestępstwa.
Osiemnaście lat
To była pierwsza osiemnastka w technikum. Ostatnia niedziela stycznia 2018, a oni wszyscy rocznik 2000. Dwoje jubilatów - chłopak i dziewczyna. On zaprosił Jakuba i Pawła, ona - Bartka i Dawida, w sumie było sześćdziesięcioro gości. W wynajętym lokalu w Czerwionce-Leszczynach na Śląsku były szampan, piwo, wódka, narkotyki.
Rodzice wiedzieli, gdzie chłopcy się bawią. Podwozili ich do tego lokalu na siedemnastą. Umawiali się na odebranie późną nocą. I do końca czuwali przy telefonie. - Jak nie zadzwonię - uprzedził mamę Bartek - to znaczy, że śpię u kolegi.
Nie zadzwonił.
Paweł z góry zaznaczył, że powrót ma zapewniony. Siedział przy stole z Jakubem, który przed dziewiętnastą wysłał mamie SMS-a: nie wrócę na noc, będę spać u kolegi.
Prawie wszyscy byli już wtedy wypici.
Bartek siedział z Dawidem, który z tego lokalu miał do domu parę kroków.
Po drugiej w nocy mamę Dawida zbudziło przekręcanie klucza w drzwiach.
- Już wróciłeś?
- Przyszedłem tylko zmienić kurtkę.
Poszperał w swoim pokoju, potem w szafie w korytarzu.
- Znalazłem. Wychodzę.
O szóstej rano w poniedziałek, szykując się do pracy, kobieta stwierdzi, że syna jeszcze nie ma. Potem, że z kieszeni jej kożucha zniknęły klucze od samochodu, a za blokiem - tam, gdzie wczoraj zaparkowała, nie ma chevroleta. Od razu się domyśli, że Dawid zabrał auto. Będzie wydzwaniać do syna, ale on już nie odbierze.
Pięć sekund
Godzina 2.45: w górnym rogu kadru rozbłyskają światła. Kamera monitoringu rejestruje samochód jadący ulicą w dół. Po środku kadru auto nagle obraca się o 90 stopni. Następne pięć sekund nagrania rozjaśni dopiero śledztwo. To dzieje się za szybko, w ciemności migają tylko oślepiające reflektory.
Z oględzin miejsca wypadku i srebrnego chevroleta, z zeznań Bartka i opinii biegłych wynika, że auto wpadło w poślizg i odbiło się przodem od krawężnika, następnie zaczęło obracać się wokół własnej osi, uderzyło tyłem w drzewo i w betonowy słup.
Po trzech sekundach chevrolet stoi do kamery prawym bokiem - tym od strony pasażera - w poprzek chodnika, tak że widać jeszcze, co się dzieje przed nim.
Na chodniku wzdłuż samochodu leży Jakub - ze śledztwa wiadomo, że to on siedział obok Pawła, za Bartkiem, a kierował Dawid. Leży bez ruchu, na plecach, wyprostowany, ręce na boki. Było widać, jak wypada na chodnik przez tylne prawe drzwi. W przednim bocznym oknie Bartek - rusza głową.
Mija pół minuty i gasną reflektory. Dawid wysiada przez te same drzwi, którymi wypadł Jakub. Być może wszystkie inne zostały zablokowane, bo Bartek wysiada zaraz po Dawidzie przez okno, ale nie jest to wyjaśnione w aktach sprawy.
- Kuba! - krzyczy Dawid. Podnosi Jakuba za barki i sadza opartego o samochód, ale głowa przechyla mu się na lewe ramię. Kuca przy nim przez chwilę tyłem do kamery, która nie rejestruje dźwięku, ewentualnych słów. Mimo późnej pory nagrywania na twarzy Jakuba i na chodniku widać krew.
- Paweł! - krzyczą i kręcą się wokół samochodu z latarkami. Bartek wyjaśni śledczym, że myśleli, że on też wypadł i szukali go. Z początku nie zauważyli go w aucie, wbił się cały między tylne a przednie siedzenia.
Dawid wraca do Jakuba. Pochyla się nad nim blisko, chwyta głowę. Odchodzi, wraca.
Bartka nie ma. Wyszedł z kadru. Na nagraniu trzyma się z daleka od Jakuba. Śledczy potwierdzą, że go nie dotknął. Gdy pojawia się znów przed kamerą, Dawid rozkłada szeroko ramiona i padają sobie w objęcia.
***
Koledzy od gimnazjum, chociaż trochę inne życiorysy. Dawid ma kuratora za rozbój i kradzież sadzonek marihuany. Wagaruje. O Bartku najgorsze co mogą powiedzieć nauczyciele to to, że czasem ma problem z koncentracją. Poza tym miły, lubiany, a na wycieczkach zachowuje się przyzwoicie. Uznaje autorytet i łatwo podporządkowuje się regulaminowi.
Razem na dobre i na złe. Gdy rodzice jubilatów ogłosili o drugiej w nocy koniec imprezy i zaoferowali gościom podwózkę do domu albo nocleg, Dawid wyskoczył znienacka, że może kogoś podrzucić. Bartek zezna: - Wszystkim było wiadome, że nie ma prawa jazdy, że zabrał auto matce bez jej zgody i że był pijany. Chociaż nie wyglądał, ale nie wierzę, żeby on nie wypił na takiej imprezie.
Inni zeznają, że Dawid słaniał się na nogach.
Bartek: Nie chciałem wsiąść. Ale nie chciałem też, żeby jechał sam.
Siedem minut
Jest 2.48. Na pierwszym planie pojawia się biały mercedes. To zupełnie nieznany im P. M., lat 24, który lubi zabierać na nocne przejażdżki po mieście swoją dziewczynę. Zatrzymują się, wysiadają i zabierają siedemnastolatkom dwie minuty.
- Wezwaliśmy już pomoc. Odjedźcie. Nie róbcie sztucznego tłumu - P. M. i jego dziewczyna są dzisiaj przekonani, że to Dawid powtarzał im te słowa. Rozpoznali jego twarz następnego dnia na zdjęciu poszukiwanego przez policję. Bartek milczał. Dopiero w prokuraturze będzie mówić, że Dawid kłamał, że nigdzie nie dzwonili.
Karetka przyjedzie dopiero, jak ich już nie będzie, o trzeciej dwie, siedem minut od wypadku.
P. M. dzień później zgłosi się na policję i powie, że Jakub żył - wtedy, zaraz po wypadku, siedząc na chodniku oparty o samochód. Powtórzy to przed sądem. Ale jego zeznania nie zostaną potraktowane poważnie, bo nie zmierzył Jakubowi pulsu i wedle prokuratora stał za daleko.
P. M. oszacuje tę odległość na pół metra. Na nagraniu stoi przy stopach Jakuba, pochylając się w stronę jego głowy. Jak zezna, widział jego rozerwane prawe ucho, a w twarzy poranionej od szkła ruszające się powieki i gałki oczne. Opowie śledczym: - Oddychał, widać było, jak porusza klatką piersiową, jak mu gardło chodzi. Nie wył. Lekko charczał. Lekko poruszał głową.
Dziewczyna P. M. stała dalej i tak samo jak jej chłopak zezna, że przed odjazdem ostrzegli nieznajomych, by pilnowali kolegi, żeby nie stracił przytomności i nie zachłysnął się wymiotami i żeby go nie ruszali, bo może mieć coś z kręgosłupem.
Noc
Zaraz po odjeździe mercedesa koledzy stoją chwilę przed Jakubem, po czym Dawid łapie go pod ramiona i ciągnie na drugą stronę samochodu - tę od kierowcy - upadając po drodze na plecy.
Bartek uprzedza go i szybciej obchodzi auto. Na nagraniu widać, jak otwiera drzwi od strony kierowcy, a potem stoi w oddaleniu. Chevrolet zasłania teraz to, co robi Dawid. Do akt sprawy dołączone jest zdjęcie, wykonane z drugiej strony: Jakub leży na fotelu kierowcy z nogami na zewnątrz, ma potargane ubranie. Prawdopodobnie od przenoszenia.
Bartek wraca jeszcze tam, gdzie Jakub wypadł, podnosi coś z chodnika i robi zamach w stronę zarośli.
I uciekają.
Trzy minuty później do chevroleta podjeżdża radiowóz, wezwany przez ochroniarza pobliskiej firmy, który z daleka słyszał huk i widział roztrzaskane auto. Po telefonie znalezionym w zaroślach, po krwi na chodniku i nietypowym ułożeniu ciał w samochodzie policjanci domyślają się, że tym chevroletem jechało więcej ludzi. Ale nie zdążą wytropić Dawida i Bartka.
***
- Ja to pierdolę. I tak idę siedzieć. Już po mnie - mówi do Bartka Dawid. – Zabiję się - powtarza trzy razy w czasie tej ucieczki.
Zrobi to jeszcze tej nocy, znajdą go następnego dnia, ale najpierw będą poszukiwać, publikując zdjęcie i nazwisko, które ustalą natychmiast na podstawie rejestracji chevroleta.
- Nie czekaj na mnie - mówi do niego Bartek i zostaje w tyle, bo - jak zezna - przewrócił się i z bólu w nodze zaczął kuleć.
Dawid już nigdzie nie zadzwoni. Bartek wydzwania do znajomych z osiemnastki.
Najpierw jest u jubilatki - on i jeszcze jej kuzynka. Widzą, że jest skaleczony w głowę. Piorą mu koszulę. Bordowa plama nie chce zejść, więc wrzucają koszulę do kosza na pranie. Ale Bartek ją wyciąga. - Mówił, że musi się jej pozbyć. Opowiadał, że mieli wypadek, że Jakub na pewno nie żyje, a Paweł może przeżyje - zeznają dziewczyny. Bartek się tego wyprze. Nie mogli przeżyć. Przecież Kuba miał zmasakrowaną połowę twarzy, a Paweł był w takiej pozycji, że nie było to niemożliwe.
Dzień
Po ósmej rano w sobotę Bartek spotyka się z kolegą - tym, u którego miał spać i który wyszedł z osiemnastki zaraz po północy. Opowiada mu wszystko.
To ten kolega namawia Bartka, żeby zgłosił się na policję. - Sam by się nie zgłosił - zezna. - Był przerażony, miotał się.
- I tak cię znajdą prędzej czy później, a to tylko gorzej dla ciebie, jak będziesz się ukrywał - pisze do Bartka znajoma na messengerze. - Wiem, że to jest dla ciebie trudne i nie mogę sobie wyobrazić, co teraz czujesz, ale to dla twojego dobra. Jedź do domu, powiedz o tym mamie i jedź z nią na komisariat.
I dodaje: Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć, jak będziesz potrzebował pomocy czy pogadać.
Bartek dzwoni po tatę. Przyjeżdża mama i widzi, że syn jest podenerwowany, ale nie dopytuje dlaczego. Pyta, skąd ta bluza. Nie zna jej. Pamięta, że Bartek wyszedł w białej koszuli w granatowe ciapki. - Pożyczyłem od kolegi, bo było zimno.
W domu bierze kąpiel i mama odwozi go na pierwszy wykład kursu prawa jazdy.
W tym czasie policjanci udają się do rodziców Jakuba powiadomić, że syn nie żyje. Potem do rodziców Pawła. Potem do rodziców Dawida, ale jeszcze nie znają prawdy. Zabierają matkę z pracy, przeszukują dom, wypytują, gdzie syn mógłby się ukrywać. Matka mówi, że Dawid nigdy nie jeździł samochodem, że nie pozwoliłaby mu.
Na koniec idą do rodziców Bartka, bo o 10.26 zadzwonił na 997. W przebadanej krwi nie ma śladu alkoholu ani narkotyków.
Matka akurat jest u fryzjera. Nie wierzy. Jak to, jej syn zamieszany w ten wypadek? Przecież nigdy przy niej nie pił i nie zdarzyło się, żeby wrócił z imprezy pijany.
Wyrok
Ze względu na śmierć Dawida, podejrzanego o spowodowanie śmiertelnego wypadku, prokuratura w Rybniku umarza śledztwo w tej sprawie. Ale w osobnym postępowaniu oskarża Bartka o to, że zacierał ślady przestępstwa. Zarzuca mu, że otworzył drzwi od strony kierowcy w czasie, gdy Dawid przenosił ciało Jakuba na siedzenie kierowcy i że odrzucił od samochodu telefon Jakuba. Zamiar: ukrycie rzeczywistego przebiegu wypadku i tego, kto był kierowcą chevroleta.
Badany był też wątek nieudzielenia pomocy. Biegli jednak nie byli w stanie ustalić precyzyjnie, kiedy Jakub i Paweł zmarli, od razu czy po paru minutach. W protokole zapisano, że zgon nastąpił na miejscu zdarzenia. Doznali ciężkich urazów głowy, klatki piersiowej, brzucha, uszkodzeń mózgu, płuc, serca, wątroby. Mogli zginąć po pierwszym uderzeniu w drzewo. Według Kodeksu karnego obowiązek udzielenia pomocy kończy się z chwilą śmierci osoby potrzebującej, dlatego Bartek nie usłyszał zarzutu z tego paragrafu.
Na początku śledztwa nic nie pamięta. Mówi, że ocknął się po wypadku, że był w szoku, że uciekł, bo był przerażony. Faktycznie doznał wstrząśnienia mózgu. Śledczy pokazują mu nagranie z monitoringu. W sądzie wyjaśnia, czytając z kartki, że to Dawid sam i bez jego zgody zdecydował o przeniesieniu Jakuba, a on, Bartek otwierał drzwi, żeby wyłączyć stacyjkę i zapobiec samozapłonowi silnika. Odnośnie telefonu Jakuba pyta sąd: W jaki sposób telefon miałby pozwolić na ustalenie przebiegu zdarzenia?
Sam na pytania sędziego i prokuratora nie zgadza się odpowiadać.
Oskarżyciel żąda roku pozbawienia wolności w zawieszeniu. Obrońca - uniewinnienia.
6 listopada, po dwóch rozprawach, w sądzie w Rybniku zapada wyrok. Bartek zostaje skazany na dziesięć miesięcy w zawieszeniu na trzy lata i grzywnę w wysokości 50 dziennych stawek po 20 zł jedna. Musi też ponieść koszty i opłaty sądowe. W sumie wychodzi niecałe dwa tysiące.
***
Małgorzata Goślińska: Pięciu pijanych siedemnastolatków wsiada do samochodu i nikt z 55 pozostałych ich nie powstrzymuje. Też są pijani. Co to za świat?
Marta Majorczyk, pedagog z Uniwersytetu SWPS, nauczyciel akademicki z WSB w Poznaniu: - Takie sytuacje mogą się zdarzyć niezależnie od tego, z jakiego domu jest młody człowiek i jak dobre relacje ma z rodzicami. Wsiądzie do auta z pijanym kierowcą, będzie pijany przechodzić nocą przez ulicę w niedozwolonych miejscach.
Taki wiek. Kończy się dojrzewanie biologiczne, ale nadal trwa rozwój społeczny, moralny, emocjonalny. Nie próbuję czegokolwiek usprawiedliwiać wiekiem, ale młodzi ludzie podejmują zachowania ryzykowne, kiedy odczuwają wyższy poziom stresu. Z czystej ciekawości albo żeby zaimponować rówieśnikom albo dlatego, że mnie namówili. Testują, eksperymentują.
I oszukują rodziców.
- Bo boją się kary, że mama nakrzyczy, odbierze kieszonkowe, komputer. Dlatego żaden rodzic nie powinien zakładać, że jego dziecko nie pije, nie pali, nie bierze narkotyków. My to robiliśmy i w takiej żyjemy kulturze, że jak się bawimy, to pijemy. A teraz nie chcemy słyszeć, że nasze dzieci też to robią.
To co robić jako rodzic?
- Ja, gdy miałam mniej więcej 17 lat, powiedziałam mamie, że mam ochotę spróbować piwa. Kupiła mi jedno i wypiłam przy niej. Dzięki temu miała nad tym kontrolę i okazję, aby ze mną na ten temat porozmawiać. Oczywiście nie chodzi o to, żeby namawiać dziecko do picia. Ale zakazywanie też nic nie da.
Lepiej poradzić, jak się zachować po wypiciu, żeby być bezpiecznym. Uważaj, żeby nie wrzucili ci do piwa pigułki gwałtu. Nie siadaj za kierownicą, nie pozwól, żeby inni wsiadali, zabierz im kluczyki. Ja po ciebie przyjadę, a rano podam ci wodę z cytryną na kaca. Bo będzie cię bolała głowa. Potem można o tym porozmawiać. Dlaczego piłeś, ile wypiłeś, czy było ci po tym lepiej, czy się fajnie bawiłeś, czy warto to robić, co ci to dało, co się wydarzyło, co zapamiętałeś z tej imprezy. Bez awantur. Opowiedzieć, jak to było, kiedy my piliśmy.
Nawet jak zrobiliśmy po pijanemu coś głupiego?
- Oczywiście. Postawić się w sytuacji dziecka. Przyznać się: ja też popełniałam błędy. Wstydzę się tego i poniosłam konsekwencje. Popatrz, jak to się źle dla mnie skończyło. Taka opowieść jest bardziej przekonująca niż zgrywanie autorytetu, kiedy dla dziecka i tak ważniejsza jest grupa rówieśnicza. Ile dzieci miało szansę uczyć się na błędach rodziców?
Nie udało się, doszło do wypadku. Co dalej?
- Jeśli jesteśmy świadkami, nie powinniśmy zostawiać uczestników wypadku samych, tylko poczekać z nimi na policję, pogotowie. Osoba postronna może coś odmienić, zmniejszyć tragedię. Nie powinniśmy wierzyć uczestnikom, że nad wszystkim panują, że dadzą sobie radę, bo po takim zdarzeniu każdy przeżywa silny stres, a tym bardziej jak jest upojony alkoholem, nie myśli racjonalnie, podejmuje decyzje w afekcie.
Ucieka zamiast pomóc rannym?
- Powinien wezwać pomoc i każdy chciałby myśleć o sobie, że tak właśnie zachowa się w podobnej sytuacji. Ale to normalne, że włącza się mechanizm obronny. Działają emocje, a nie chłodna kalkulacja. Boimy się kary, tuszujemy, ukrywamy, wybielamy siebie. Co powiedzą znajomi, jak spojrzeć rodzicom w twarz, na pewno pójdę do więzienia, nikt mi tego nie wybaczy. Tak się zachowują nawet dorośli.
Alkohol, wypadek, śmierć kumpli, wyrok. Koniec?
- Zostaje poczucie winy, przypominanie z każdą rocznicą, piętno na całe życie. Najgorsze, jeśli zacznie się ocenianie i gnębienie przez rówieśników. Człowiek w takiej sytuacji potrzebuje wsparcia. Nie może mieć poczucia, że został sam.