Prezydencki dekret o utworzeniu Gwardii Narodowej i największe od ponad dekady zmiany w aparacie bezpieczeństwa Rosji to dowód, że Władimir Putin poważnie obawia się wstrząsów związanych z kryzysem w kraju. Ćwierć miliona świetnie uzbrojonych i wyszkolonych żołnierzy – bezpośrednio podległych prezydentowi – to zabezpieczenie gospodarza Kremla na wypadek rewolucji lub próby puczu, ale też ważna zmiana w politycznym układzie sił w Moskwie.
Piąty kwietnia 2016 r. zapisze się jako jedna z najważniejszych dat w historii struktur siłowych współczesnej Rosji. Tego dnia Putin wydał dekret, na mocy którego wojska wewnętrzne MSW de facto przekształcone zostają w Gwardię Narodową.
Troje przegrywa, jeden wygrywa
Swoją decyzję prezydent ogłosił po trwającym niezbyt długo, raczej formalnym spotkaniu z ministrem spraw wewnętrznych Władimirem Kołokolcewem, szefem Federalnej Służby Kontroli Obrotu Narkotykami (FSKN) Wiktorem Iwanowem, 1. zastępcą szefa Federalnej Służby Migracyjnej (FMS) Jekateriną Jegorową oraz 1. zastępcą szefa MSW, dowódcą wojsk wewnętrznych Wiktorem Zołotowem. To właśnie ten ostatni okazał się zwycięzcą tego rozdania.
– Podjęte zostały decyzje: tworzymy nowy federalny organ na bazie wojsk wewnętrznych, tworzymy Gwardię Narodową, która będzie się zajmowała walką z terroryzmem, walką ze zorganizowaną przestępczością, oraz w bliskiej współpracy z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych będzie pełniła te funkcje, które obecnie pełnią OMON, SOBR itd. – oznajmił Putin po spotkaniu.
Warto już w tym miejscu zwrócić uwagę na pewien szczegół. Prezydent wymienił trzy podstawowe zadania nowej formacji. Jednak tak naprawdę chodzi przede wszystkim o to ostatnie, czyli tłumienie ulicznych rozruchów. W walce z przestępczością gwardia będzie odgrywała tylko symboliczną rolę. Prawodawca nie przewidział dla niej ani operacyjnych, ani śledczych struktur. Analizując treść dekretu, można zakładać, że udział nowej formacji w walce z terroryzmem będzie się ograniczał do tego, co robiły dotychczas wojska wewnętrzne i specnaz MSW: siłowego wspierania FSB w operacjach antyterrorystycznych.
Generalnie Putin osłabia więc policyjne (w sensie zwalczania przestępczości kryminalnej) funkcje państwa, a wzmacnia porządkowe, polityczne. Odebranie resortowi spraw wewnętrznych jednostek OMON i SOBR oznacza, że Gwardia Narodowa będzie jeszcze lepiej przygotowana do zwalczania ulicznych demonstracji – i to jest główny cel powołania nowej formacji: tłumić zamieszki i walczyć z rewolucją.
Co jeszcze ważniejsze, Putin nadaje nowej formacji status organu federalnego (pełna nazwa: Federalna Służba Gwardii Narodowej), co oznacza bezpośrednie podporządkowanie prezydentowi. Dotychczas wojska wewnętrzne podlegały szefowi MSW.
Służba ta, jak wynika z dekretu, będzie miała na celu "wypracowywanie i realizację polityki państwowej oraz normatywno-prawnych regulacji w sferze działalności" przede wszystkim wojsk Gwardii Narodowej, ale też m.in. w sferze obrotu bronią oraz na polu działalności prywatnych firm ochroniarskich.
Supersłużba Kremla
Gwardia Narodowa nie jest jedynie nowym wcieleniem wojsk wewnętrznych, tyle że z inną nazwą i innym podporządkowaniem. Będzie jeszcze potężniejsza choćby z racji przejęcia OMON i SOBR. OMON, czyli Oddziały Mobilne Specjalnego Przeznaczenia ("czarne berety") to jednostki policyjne wyspecjalizowane w tłumieniu zamieszek ulicznych i pacyfikowaniu demonstracji. SOBR to policyjne Specjalne Oddziały Szybkiego Reagowania ("czerwone berety"), rodzaj rosyjskiego SWAT. Do tego dochodzi liczna międzyresortowa rządowa służba ochrony. W sumie to nawet ok. 400 tys. ludzi: ok. 200 tys. z wojsk wewnętrznych, ok. 20 tys. z OMON, ok. 5 tys. z SOBR oraz ok. 170 tys. funkcjonariuszy międzyresortowej służby ochrony (MO).
Jednak nowa armia Putina to nie tylko ten trzon uderzeniowy. Jak pisze rządowa "Rossijskaja Gazeta", "można przypuszczać, że rosyjska Gwardia Narodowa (GN) otrzyma możliwość szerszego prowadzenia działalności kontrwywiadowczej i współpracy w tej sferze z innymi służbami specjalnymi". To oznacza rozbudowę funkcji typowych dla służb specjalnych, zresztą wojska wewnętrzne już dysponowały własnym wywiadem.
– ochrona porządku publicznego razem z MSW
– walka z ekstremizmem i terroryzmem
– udział w przerywaniu masowych zgromadzeń odbywających się bez zezwolenia
– pomoc w ochronie granicy państwowej i ochronie ważnych obiektówFUNKCJE FEDERALNEJ SŁUŻBY GWARDII NARODOWEJ
Dyrektor nowej Federalnej Służby Gwardii Narodowej (FSGN) jest zarazem naczelnym dowódcą Gwardii Narodowej, trzonu nowej instytucji, czyli dawnych wojsk wewnętrznych. Podobnie jak szefowie FSB czy SWR (wywiad) dyrektor FSGN zyskuje status równy ministrowi i odpowiada bezpośrednio przed prezydentem. Jest też stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.
Gwardia staje się bezpośrednio podległą prezydentowi hybrydą – połączeniem instytucji ochrony porządku publicznego, specnazu oraz służby specjalnej. Skąd więc przekazanie FSGN kontroli nad prywatnymi agencjami ochrony i kontroli obrotu bronią? Jeśli wziąć pod uwagę liczbę pracowników ochrony i posiadaczy broni myśliwskiej chociażby, to już mamy do czynienia z kolejną ogromną armią uzbrojonych ludzi. Ten ruch należy tłumaczyć jako podarowanie nowej, w założeniu najbardziej wiernej z wiernych, formacji źródła dodatkowych, nieoficjalnych dochodów. Sam gigantyczny rynek agencji ochrony (licencje, szkolenia itd.) to od lat wielkie źródło zysków dla przedstawicieli państwa.
O powołaniu Gwardii Narodowej mówiono w Rosji już dawno, niedługo po powrocie Putina na Kreml. Sygnałem zamiarów prezydenta było przejście do wojsk wewnętrznych wieloletniego szefa prezydenckiej ochrony, jednego z jego najbardziej zaufanych ludzi, gen. Wiktora Zołotowa. Kryzys na Ukrainie i jego wojenne konsekwencje spowodowały jednak odsunięcie decyzji na później – o przeszło dwa lata.
Rewolucja w bezpiece
Decyzje związane z powołaniem Gwardii Narodowej oznaczają największe od wielu lat trzęsienie ziemi w rosyjskim aparacie bezpieczeństwa. Tak dużych zmian nie było tam od przeszło dekady. Dotychczas Putin starał się utrzymywać równowagę sił między różnymi służbami i organami bezpieczeństwa. Zyskiwał, rozgrywając je między sobą.
Jednak zdawał sobie sprawę, że w razie wewnętrznych zawirowań, rewolucji czy pałacowego przewrotu pewne instytucje nie muszą się okazać w pełni lojalne wobec niego – choćby FSB, która nigdy nie stała się "prywatną" agencją prezydenta. Nie mówiąc już o GRU, którego nie udało się obsadzić lojalnym człowiekiem w styczniu, po niespodziewanej śmierci dotychczasowego szefa.
PUTIN CZYŚCI SŁUŻBY. NIE UFA FSB
"NIETYKALNI" I ZAUFANY GENERAŁ PUTINA
Dlatego dziś Putin podejmuje ryzyko, stawiając tak naprawdę na jedną, choćby i potężną instytucję bezpieczeństwa. Wiąże swój los z Gwardią Narodową, powierza jej swoje bezpieczeństwo i przyszłość rządów. Świadczy to niewątpliwie o rosnących u rosyjskiego przywódcy obawach utraty władzy. W czasach stabilnych mógł sobie pozwolić na grę z kilkoma ośrodkami decyzyjnymi w aparacie bezpieczeństwa, teraz musi mieć stuprocentową pewność, że ci pretorianie nie wbiją mu noża w plecy, że wykonają każdy rozkaz.
Decyzją Putina Gwardia Narodowa zyskuje bardzo dużą przewagę siłową nad innymi organami bezpieczeństwa. FSB, MSW i Komitet Śledczy tracą swoje "kły", pozostaje im praca operacyjna, wszczynanie śledztw itp. W przypadku FSB można jeszcze ewentualnie mówić o rozbudowanych i działających na wzór wojskowy wojskach pogranicznych. Ale z pewnością Łubianka dostała w postaci Gwardii Narodowej potężnego rywala. Putin wykorzystuje tutaj tradycyjną niechęć między "czekistami" a "milicjantami". Od paru lat pozwalał na przechodzenie z FSB do MSW coraz większej liczby funkcjonariuszy. Efekt jest dziś taki, że ma nową formację, z kadrą dowódczą obsadzoną przez lojalnych byłych kagiebistów (co zniwelowało dominację starych milicyjnych kadr) doświadczonych w walce z politycznymi wrogami, a nie kryminalistami, zarazem niezależną od "korporacji z Łubianki". Powołując Gwardię, Putin jeszcze bardziej uniezależnia się od potężnej kasty "czekistów", której zawdzięczał swoje polityczne awanse.
GRY W ROSYJSKICH SŁUŻBACH SPECJALNYCH
Jeśli FSB może czuć się "jedynie" zagrożona, to co dopiero mówić o MSW. To ten resort został zdziesiątkowany decyzjami prezydenta. Jako nagrodę pocieszenia dla niego można uznać podporządkowanie MSW agencji antynarkotykowej FSKN i Federalnej Służby Migracyjnej (FMS), które i tak mają zachować autonomię. Przy czym w samej FMS ma być zwolnionych ok. 30 proc. składu osobowego. Formalne zwierzchnictwo nad służbami antynarkotykową i imigracyjną nijak nie rekompensuje utraty wojsk wewnętrznych – OMON i SOBR. Kołokolcew przestał się liczyć – jego wysiłki sprzed roku, by zachować stanowisko, okazały się więc nadaremne.
Przegrany i zagrożony
Jeszcze większym przegranym jest Wiktor Iwanow, szef likwidowanej właśnie agencji antynarkotykowej, kiedyś uważany za jednego z liderów potężnego klanu siłowików. Przez dwie pierwsze kadencje Putina Iwanow był wiceszefem administracji prezydenckiej i doradcą prezydenta, nadzorującym najważniejsze obszary: kadr, odznaczeń, nominacji sędziowskich. Kiedy Putin na cztery lata opuścił Kreml, Iwanow też przeszedł na inny odcinek, stając na czele FSKN (2008). Jako szef tej służby miał m.in. zadanie zbierania haków na prezydenta Dmitrija Miedwiediewa i jego liberalnych współpracowników. FSKN była też w pewnym stopniu przeciwwagą dla FSB. Po powrocie Putina na Kreml Wiktor Iwanow był jednak już coraz mniej potrzebny. Od dwóch lat o likwidacji FSKN mówiono głośno.
Utworzenie Gwardii Narodowej osłabia też politycznie innego ważnego gracza w Moskwie. Minister obrony Siergiej Szojgu był bez wątpienia głównym, obok samego Putina oczywiście, wygranym wojen na Ukrainie i w Syrii. Stał się w ciągu ostatnich dwóch lat, obok Siergieja Ławrowa, jednym z najbardziej znanych ministrów, czyli ministrów popularnych. Na dodatek stoi na czele potężnego resortu, w dobie konfliktów prowadzonych przez Moskwę – najważniejszego. Nie należy do żadnego z kremlowskich klanów, ale to go wzmacnia, a nie osłabia. Na dodatek ma silną pozycję jako minister obrony – konstytucja jest tak skonstruowana, że wbrew jego woli trudno mu coś narzucić. Jest dalece samodzielny w kwestiach kadrowych, a jego samego też nie jest łatwo usunąć ze stanowiska.
Jak silna jest pozycja Szojgu, świadczyć może rozgrywka o stanowisko szefa GRU (wywiad wojskowy). Pod koniec ub.r. Kreml wymógł na ministrze, by wziął na zastępcę Aleksieja Diumina, byłego wysokiego oficera służby ochrony prezydenta. Funkcja ta miała być prawdopodobnie tylko odskocznią do zajęcia przez człowieka Putina stanowiska szefa GRU. Tymczasem Szojgu nie dość, że w zamian za przyjęcie Diumina wziął sobie drugiego zastępcę, wieloletniego współpracownika z resortu ds. sytuacji nadzwyczajnych, to jeszcze po zaledwie dwóch miesiącach pozbył się protegowanego Putina. Diumin nie tylko nie przejął GRU (wziął je typowy wojskowy), ale musiał pójść na "cywilne" zesłanie – na stanowisko gubernatora Tuły.
Bicz na rewolucję
Nieznana jest dokładna liczebność wojsk wewnętrznych, które stają się teraz Gwardią Narodową. To tajemnica państwowa, ale szacuje się ją na 170-200 tys. To prawdziwa armia, z uzbrojeniem typowym dla regularnego wojska i z wojskową strukturą, posiadająca własne siły powietrzne, artylerię, siły pancerne, a nawet morskie. Stara-nowa formacja jest podzielona terytorialnie na siedem dowództw regionalnych: Północno-Zachodnie, Centralne, Północnokaukaskie, Nadwołżańskie, Uralskie, Syberyjskie i Wschodnie. To z sił wojsk wewnętrznych sformowano na czas igrzysk olimpijskich w Soczi specjalne 20-tysięczne zgrupowanie, w skład którego wchodziły m.in. brygady górskie i okręty na Morzu Czarnym.
Gwardia dysponuje nowoczesnymi centrami dowodzenia, których systemy telekomunikacyjne są zintegrowane z programem monitoringu Bezpieczne Miasto – pozwala on na żywo śledzić obraz na placach i ulicach miast w 53 regionach Rosji. Kolejnym plusem, z punktu widzenia polityków chcących wykorzystać tę formację do walki z protestami społecznymi, jest jej mobilność. Szybki przerzut w dowolny punkt Rosji zapewnią posiadane śmigłowce Mi-8 i Mi-24 oraz samoloty transportowe, m.in. An-72 i Ił-76. Najbardziej elitarną jednostką jest dywizja im. Feliksa Dzierżyńskiego (ODON), która stacjonuje w podmoskiewskiej miejscowości Bałaszycha. Liczy ok. 10 tys. żołnierzy (w tym oddziały specnazu Ruś i Witeź). Od kilku lat ODON ćwiczy się w pacyfikowaniu demonstracji.
Wojskami wewnętrznymi zazwyczaj dowodzili ludzie z doświadczeniem w milicji lub wojsku. Ale w maju 2014 r. stanowisko to objął Zołotow, były szef Służby Bezpieczeństwa Prezydenta. Zadbał o to, by jak najwięcej podległych mu żołnierzy służyło na kontrakcie. Efekty przeszły oczekiwania – dziś tylko co dziesiąty żołnierz Gwardii służy w niej, odbywając powszechny obowiązek służby wojskowej. Reszta to zawodowcy. Jest to bardzo ważne w kontekście ewentualnego wykorzystania Gwardii. Historia nie raz już pokazała, że zwykły poborowy na ogół odmawia wykonania rozkazu, gdy każą mu strzelać do rodaków, np. demonstrantów. Co innego żołnierz zawodowy. Zwłaszcza dobrze opłacany, a trzeba pamiętać, że przeciętny żołnierz Gwardii ma lepsze uposażenie niż żołnierz regularnego wojska. Jeszcze lepsze zarobki mają ci służący w OMON i SOBR.
Do tej pory władze używały przeciwko demonstracjom właśnie specnazu MSW. To OMON spacyfikował najbardziej gwałtowną demonstrację antyrządową czasów Putina: na Placu Bołotnym 6 maja 2012 r. Od 2006 r. działa specjalna jednostka przeznaczona do walki z "masowymi zamieszkami" w Moskwie – oddział Pierieswiet złożony głównie z weteranów 55. Dywizji wojsk wewnętrznych. Uzbrojeni w broń strzelecką, kamizelki kuloodporne, plastikowe tarcze, gazy policyjne i transportery opancerzone, są w ciągłej gotowości bojowej, stacjonując w samej Moskwie. Łącznie w ok. 140 oddziałach OMON rozrzuconych po całym kraju służy ok. 20 tys. ludzi.
Ok. 5 tys. komandosów z SOBR teoretycznie ma za zadanie walczyć z przestępczością zorganizowaną, a nie pacyfikować demonstracje. Tyle że oddziały te wchodzą wraz z oddziałami OMON w skład Centrów Specjalnego Przeznaczenia Sił Operacyjnego Reagowania (CSN). W kryzysowych sytuacjach władza może więc skorzystać z SOBR równie dobrze jak z OMON. Od 2005 r. działało Centrum Operacyjnego Dowodzenia Działaniami Jednostek Specjalnych (CRD SP) MSW. Podlegały mu wszystkie pododdziały specnazu MSW. Nie jest wykluczone, że Centrum to po prostu zostanie włączone w skład Federalnej Służby Gwardii Narodowej.
"Cień Putina"
Blisko ćwierć miliona żołnierzy wyposażonych w czołgi i samoloty, szkolonych w rozbijaniu demonstracji, to wystarczająca siła, żeby zmiażdżyć społeczne protesty. Pod warunkiem jednak, że będą lojalni i wykonają nawet najbardziej krwawe rozkazy Putina. O to zadbać ma gen. Wiktor Zołotow.
Nazywany "cieniem Putina" Zołotow to niemal rówieśnik prezydenta (rocznik 1954). W pierwszej połowie lat 90. był osobistym ochroniarzem mera Petersburga Anatolija Sobczaka. Wtedy poznał jednego z najważniejszych urzędników w mieście – Władimira Putina. Gdy ten został prezydentem, uczynił Zołotowa szefem Służby Bezpieczeństwa Prezydenta, zastępcą Federalnej Służby Ochrony.
Zołotow kierował SBP nawet za prezydentury Dmitrija Miedwiediewa. Jednak niewiele ponad rok po powrocie na Kreml Putina, w lipcu 2013 r. nieoczekiwanie odszedł. Pojawiły się plotki, że popadł w niełaskę. Tymczasem było wręcz przeciwnie. We wrześniu 2013 r. Zołotow wypłynął w MSW, zostając zastępcą dowódcy wojsk wewnętrznych. W maju 2014 r. awansował na dowódcę wojsk i zastępcę ministra spraw wewnętrznych, choć dotychczas tradycją było, że wojskami wewnętrznymi dowodzą ludzie z doświadczeniem w milicji lub wojsku. Zołotow awansował na stopień generała armii.
Nie jest przypadkiem, że u Putina awansują właśnie byli ochroniarze (Zołotow, Diumin), choć przecież wśród wojskowych, czekistów i policjantów też nie brakuje kompetentnych i lojalnych ludzi. Ale tych uczy się służyć władzy i państwu, natomiast ochroniarzy – konkretnej osobie. Mając szefa Federalnej Służby Gwardii Narodowej w osobie Zołotowa, Putin może dziś pewien całkowitej lojalności już dwóch służb (tą drugą jest FSO).
Strach przed rewoltą
Gwardia Narodowa to osobista armia Putina. Może jej używać, nie oglądając się na pośredników w rodzaju ministra obrony ani na konstytucyjne ograniczenia użycia regularnej armii. W przypadku regularnych sił zbrojnych, nawet w czasie wojny bezpośrednio wojskiem zarządza minister obrony, a prezydent tylko nadzoruje i zajmuje się ogólnie stanem wojennym. W przypadku Gwardii to prezydent ma możliwość ręcznego sterowania formacją. Jest jeszcze jedna kwestia. W sytuacji wprowadzenia stanu nadzwyczajnego wojsko ma pełną swobodę działania przez maksymalnie 48 godzin – później potrzebna jest już akceptacja Rady Federacji (wyższa izba parlamentu). W przypadku Gwardii Narodowej ten okres pełnej bezkarności zostaje wydłużony do 72 godzin. Krótko mówiąc, pretorianie Putina w swoich działaniach w warunkach nadzwyczajnych będą zupełnie bezkarni przez trzy doby.
Od kiedy w 2014 r. Siergiej Ławrow oświadczył, że "głównym celem zachodnich sankcji jest zmiana władzy w Rosji", to, co wcześniej było plotką i nieoficjalną spekulacją, stało się oficjalnym stanowiskiem Kremla. Zresztą widmo rewolucji nie jest tylko propagandową antyamerykańską zagrywką. Prezydent Rosji – po tym, co spotkało Wiktora Janukowycza – naprawdę obawia się społecznego buntu. I od dawna się na taką ewentualność przygotowuje.
Ale Gwardia Narodowa to nie tylko recepta na społeczne niepokoje, to także straszak na elity, zwłaszcza ich część niezadowoloną z powodu wojen z Ukrainą i w Syrii, konfliktu z Zachodem oraz sankcji. Historia Rosji i ZSRR pokazuje, że w takich okolicznościach łatwo o próbę wymiany gospodarza Kremla. Mając FSO i specnaz Gwardii Narodowej, Putin może czuć się bezpieczniej. Choć gdy przyjdzie czas próby i tak najważniejsze będą lojalność podległych sił i pewność, że bez szemrania – jeśli zajdzie potrzeba – rozleją krew rodaków.