W Austrii skrajna prawica weszła do rządu, w Niemczech znalazła się w parlamencie po raz pierwszy od 50 lat, a w Holandii stała się drugą siłą polityczną. Co prawda marsz Marine Le Pen na Pałac Elizejski został zatrzymany, to jednak takiej fali populizmu w Europie nie było od dawna.
Był to także rok, gdy na scenę wkroczył nowy prezydent USA Donald Trump. I choć "Zachód się nie rozpadł", nie doszło do "demontażu Paktu Północnoatlantyckiego", prezydent "nie podzielił z Władimirem Putinem świata na strefy wpływów" i nie "odsprzedał Moskwie Europy Środkowo-Wschodniej", to jednak bilans pierwszego roku prezydentury trudno jednoznacznie uznać za pozytywny.
Na pewno częścią odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało, będzie rosnąca pozycja przywódcy Chin Xi Jinpinga, "najpotężniejszego człowieka świata", jak nazwał go "The Economist". Relacje USA-Chiny mogą stać się najważniejszym elementem globalnej układanki w nadchodzącym roku.
To był też rok nieustannych napięć, a mimo to ciągle nierozwiązanych spraw między innymi w Korei Północnej, Syrii czy na Filipinach.
I wreszcie był to też rok, w którym – podobnie jak w Polsce - coraz trudniej o dialog. Dobitnym dowodem na to było nieuznawane przez Madryt referendum w sprawie niepodległości Katalonii, co doprowadziło do największego kryzysu w 40-letniej historii hiszpańskiej demokracji.
Mateusz Sosnowski, redaktor naczelny tvn24.pl