Nie zdążyły jeszcze zwiędnąć kwiaty na grobie dyktatora Karimowa, a w Uzbekistanie zaczęło się przejmowanie interesów po jego rodzinie. Bo tak naprawdę rządzenie krajami Azji Środkowej to jeden wielki biznes. Nie o państwa i nie o narody tu chodzi, a o jak najskuteczniejsze napychanie kieszeni tych, którzy znajdują się akurat na szczytach władzy.
Każda ze środkowoazjatyckich republik – może z wyjątkiem Kirgistanu, w którym system jest bardziej pluralistyczny i choć trochę przypomina demokrację – to taki mały, a raczej wielki rodzinny biznes prezydenta. Islam Karimow rządził Uzbekistanem przez 27 lat. Przez ten czas fortuny, jakie zgromadzili w tym biednym kraju najbliżsi prezydenta, urosły do niebotycznych rozmiarów. Warto się przyjrzeć tej przedsiębiorczej i bezwzględnej, także w swoich wewnętrznych rozgrywkach, rodzinie.
Sam Karimow urodził się już w czasach, gdy władza radziecka zdążyła nie tylko okrzepnąć w Azji Środkowej, ale też na dobre zapomnieć, że komunizm to taki system, w którym każdemu według potrzeb, a rządzący powinni być blisko, także materialnie, rządzonego ludu pracującego miast i wsi. Bolszewicy dawno zniszczyli fortuny przedrewolucyjnej miejscowej arystokracji i burżuazji, która pojawiła się w miastach Azji Środkowej pod koniec XIX wieku. Zaczęli jednak budować własne. Biedna rodzina przyszłego dyktatora, mieszkająca gdzieś w zaułkach starej Samarkandy, mogła tylko marzyć o takich luksusach, w jakie opływali komunistyczni dygnitarze.
Białe plamy w biografii
Islam Karimow urodził się w 1938 r. Plotki mówią, że jego matka była Tadżyczką, co nie dziwi w przypadku miasta, którego większość mieszkańców jest etnicznymi Tadżykami, jednak oficjalne biografie prezydenta milczą na ten temat.
Jeszcze bardziej tajemnicza jest sprawa ojca Islama. Według dokumentów był nim Abdugany Karimow. Jednak złośliwi twierdzą, że w momencie gdy przyszły prezydent się urodził, Abdugany od dwóch lat siedział w więzieniu, a prawdziwym ojcem Islama był jakiś Tadżyk albo, co gorsza, Żyd. Dla wielu Uzbeków plotki o obcym pochodzeniu etnicznym rodziców Karimowa miały być wyjaśnieniem jego nieludzkiego, okrutnego stosunku do własnych rodaków. To częste zjawisko w postsowieckich realiach, w których antysemityzm i szowinizm rozwijają się tym mocniej, im biedniejsze i gorzej wykształcone jest społeczeństwo.
W każdym razie kiedy Abdugany wyszedł na wolność, 3-letni Islam został oddany do domu dziecka, skąd po roku zabrano go z powrotem do domu. Podobno pod naciskiem władz. Był rok 1942, Związek Radziecki był już zaangażowany w drugą wojnę światową i sierocińce pękały w szwach. Starano się za wszelką cenę pozbyć z nich dzieci, których rodzice żyli, żeby zrobić miejsce dla prawdziwych sierot wojennych.
W 1945 r. wojna się skończyła i Islam znów wrócił do domu dziecka, w którym został aż do pełnoletności. O jego dzieciństwie i młodości nie wiadomo nic. Popularna jest jedynie plotka, że kradł melony z samarkandzkiego bazaru. Inni mówią o arbuzach. W sumie i jedno, i drugie może być prawdą, bo sprzedawane są na tych samych stoiskach, a nawet nazwą niewiele się różnią – pierwsze to "tarbuz", drugie – "harbuz".
Mieszkając w domu dziecka chyba nie za bardzo przywiązał się do swojego rodzeństwa, które w odróżnieniu od niego zostało z rodzicami. Być może dlatego, już jako dyktator, bez zmrużenia oka odmówił wsparcia swojemu bratankowi Dżamszidowi Karimowowi. Ten był niezależnym dziennikarzem i krytykował reżim. Spędził za to pięć lat w psychuszce, jak za najlepszych czasów sowieckich, gdzie także uznawano dysydentów za wariatów.
Pierwszą, po roku urodzenia, oficjalną datą z biografii Karimowa jest rok 1960, kiedy to zaczął pracować w Taszsielmaszu, czyli taszkenckim kombinacie maszyn rolniczych. Kilka lat później przyszły przywódca narodu ożenił się i urodziło mu się pierwsze dziecko – syn Piotr. Po rozwodzie, który nastąpił niedługo potem, zerwał kontakty tak z matką, jak i z dzieckiem. Dziś dorosły Piotr Karimow mieszka podobno w Rosji i nawet nie wiadomo, czy kiedykolwiek w życiu był w niepodległym Uzbekistanie. Dla następców Karimowa to dobra wiadomość – przynajmniej nie będzie się starał o schedę po ojcu. Biznesową schedę oczywiście.
Drugi raz w ZAKS-ie, czyli radzieckim urzędzie stanu cywilnego, Islam Karimow pojawił się w roku 1967 u boku Tatiany Akbarownej. Dziewczyna pochodziła z zamożnej, wpływowej rodziny, sama pracowała jako ekonomistka w Uzbeckiej Akademii Nauk. To małżeństwo nie tylko dało Karimowowi dwie córki, ale też wyraźnie przyspieszyło jego karierę. Awansował zarówno w partii komunistycznej, jak i w Gospłanie, gdzie pracę zaczął na rok przed drugim ślubem. Mówiło się o nim, że jest protegowanym potężnego Szarafa Raszidowa, ówczesnego pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii Uzbeckiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Na początku lat 80. Karimow został ministrem finansów Uzbeckiej SRR. Stracił to stanowisko po śmierci Raszidowa, który odszedł z tego świata w tajemniczych okolicznościach jesienią 1983 r. Rozkręcała się już wtedy afera zwana "skandalem bawełnianym". Umoczona w nim była komunistyczna wierchuszka uzbeckiej partii komunistycznej, ale łańcuszek schodził nisko, aż do prowincjonalnych urzędników. Okazało się, że cała republika bierze udział w fałszowaniu dostarczanych do położonych poza republiką fabryk kwot bawełny. Do dziś nie wiadomo, czy Raszidow popełnił samobójstwo, gdy jego partyjni przełożeni natrafili na dowody jego nieuczciwości, czy też został zabity, żeby można było zwalić na niego całą winę. Początkowo oficjalnie mówiło się o zawale, ale w tę wersję dziś już prawie nikt nie wierzy.
W każdym razie Islam Karimow, mimo że kojarzony z Raszidowem, musiał mieć także innych wpływowych protektorów, na przykład nieoficjalnego przywódcę samarkandzkiego klanu Ismaila Dżurabekowa. Obaj przetrwali kierowaną z Moskwy przez nową ambitną ekipę Michaiła Gorbaczowa czystkę w uzbeckiej partii komunistycznej. Dżurabekow został wicepremierem republiki, a Karimow awansował na szefa republikańskiego Gospłanu.
Jak utrzymać się u władzy
Wiosną 1989 r. na wschodzie Uzbekistanu, w Dolinie Fergańskiej wybuchł konflikt pomiędzy Uzbekami a przesiedlonymi tam jeszcze w latach 40. Turkami meschetyńskimi. Poszło o zawyżoną ponoć cenę truskawek na bazarze, lecz stawka było o wiele wyższa. W pogrążonym w kryzysie ZSRR każda grupa etniczna próbowała ugrać coś dla siebie. Partia nie umiała sobie poradzić z opanowaniem zamieszek. Dotychczasowy, skompromitowany pierwszy sekretarz uzbeckiej kompartii został odwołany, a na jego miejsce wskazano rzutkiego i ambitnego Islama Karimowa.
Niecały rok później Karimow został wybrany przez republikański parlament na nowo utworzone stanowisko prezydenta republiki. Sam nawet nie podejrzewał, że rok później będzie rządził już niepodległym krajem.
1 września 1991 r., po przegranym puczu zwolenników zachowania ZSRR w Moskwie, którym Karimow przytomnie odmówił poparcia, ogłoszono niepodległość Uzbekistanu. A pod koniec grudnia tegoż roku wszyscy środkowoazjatyccy prezydenci, do spółki ze swoimi kolegami z europejskich i kaukaskich republik, z prezydentem Rosji Borysem Jelcynem na czele podpisali w Ałmatach akt oficjalnie rozwiązujący ZSRR.
Hulaj dusza – od teraz ukradzionymi narodowi pieniędzmi nie trzeba będzie się dzielić z urzędnikami moskiewskimi. Wszystko prościutką drogą będzie szło do kieszeni lokalnych elit, o ile te będą na tyle sprytne, by utrzymać się u władzy.
Karimow stanął na wysokości zadania. Porzucił komunistyczną retorykę na rzecz opowieści o Wielkim Uzbekistanie i sobie jako ojcu narodu w roli głównej. Wyrzucił z kraju najpierw islamskich fanatyków, a potem wszystkich innych opozycjonistów pod pretekstem, że z tymi pierwszymi współpracują.
Zaczęły się złote czasy dla rodziny Karimowów. Głowę do interesów miał nie tylko sam Islam, nie ustępowały mu także jego przedsiębiorcza żona Tatiana Akbarowna i córki Gulnara oraz Lola. Kiedy tatuś rozgościł się na dobre w fotelu prezydenckim, wygrywając kolejne wybory, one zdążyły na tyle podrosnąć, by same robić interesy.
"Księżniczka" w niełasce
Przez wiele lat prym wiodła starsza z sióstr, Gulnara. Zaczynała jako właścicielka taszkenckich dyskotek i agencji modelek. Szybko jednak przeniosła się na Zachód, gdzie czerpała zyski z załatwiana firmom intratnych kontraktów w Uzbekistanie. Od 2000 r. była oficjalnym przedstawicielem Uzbekistanu przy genewskim biurze ONZ, a potem jeszcze ambasadorką Uzbekistanu w Hiszpanii. Organizowała koncerty – także własne (występowała pod scenicznym pseudonimem Gugusza), a także pokazy mody. Miała powiązania z biznesem telekomunikacyjnym. Obracała się wśród gwiazd światowego show biznesu i dyplomatów. Posiadała luksusowe domy bądź apartamenty od Taszkentu poprzez Moskwę i Europę Zachodnią po amerykańskie New Jersey.
Skandalem zakończyło się jej małżeństwo z Uzbekiem z Afganistanu Mansurem Maksudim. Najpierw mąż przed amerykańskim sądem wygrał z nią proces o prawo do opieki nad dwójką ich dzieci. Jednak na wieść o tym w Uzbekistanie zamknięto wszystkie jego biznesy, a było ich sporo – Maksudi korzystał przecież z przynależności do rodziny panującej. Oskarżono go ponadto o korupcję i wysłano za nim listy gończe – tak, żeby był pewien, że jego noga już nie postanie w Uzbekistanie. To podziałało. Niedługo potem amerykański sąd poszedł po rozum do głowy i na kolejnej rozprawie przyznał prawo do opieki nad dziećmi wyłącznie Gulnarze.
Dobra passa starszej córki skończyła się w 2013 roku. Należące do niej firmy popadły na Zachodzie w kłopoty. Zaczęła je nachodzić prokuratura, zamrożono ich aktywa w bankach. Groziło to międzynarodowym skandalem. I wtedy czuli rodzice – lub ktoś z ich otoczenia – postanowili chronić piękną Gulnarę przed samą sobą. Została zamknięta w areszcie domowym w Taszkencie. Podobno wpuszczane są do niej tylko dzieci i to w ściśle określone dni. Kilka razy świat obiegały dramatyczne, zrobione komórką, zdjęcia Gulnary w dresie, bez makijażu na podwórku taszkenckiej willi, prowadzonej gdzieś brutalnie przez mężczyzn w mundurach. Do żadnego procesu nieuczciwej bizneswoman oczywiście nie doszło. Tym bardziej do wyroku.
Kochająca córka
Gulnary nawet nie było na pogrzebie ojca. Była za to skąpana we łzach jej młodsza siostra Lola. Ta na co dzień, podobnie jak kiedyś siostra, mieszka poza Uzbekistanem. Wraz z mężem Timurem Tiljajewem ma piękną willę nad Jeziorem Lemańskim i dom w Hollywood. Procesowali się kiedyś, że ich nieruchomości wcale nie są takie drogie, na jakie wyglądają. Twierdzili, że kupili je za pieniądze, które uczciwie zarobili – Timur w biznesie, a Lola jako ambasador Uzbekistanu przy UNESCO.
Kiedy Gulnara zniknęła ze światowych salonów, Lola napisała dramatyczny list do BBC, w którym opowiadała, jak bardzo kocha tatę, choć nie interesuje się polityką. Przyznała też, że nie kontaktuje się z siostrą od 10 lat.
Jak twierdzą dziennikarze niezależnego portalu informacyjnego ferghana.ru, Lola i Timur prowadzili w Uzbekistanie interesy z biznesmenem Salimem Abduwalijewem. Ten sam przedsiębiorca uważany jest za prawą rękę żony dyktatora Tatiany Karimowej. Każdy, kto chciał się z nią spotkać, a bywało po co, bo to z nią podobno mąż konsultował wszystkie ważniejsze decyzje, musiał zabiegać o to spotkanie właśnie u Abduwalijewa. Oczywiście za każde takie pośrednictwo trzeba było płacić albo usługami, albo twardą walutą.
Ferghana.ru twierdzi, że to Tatiana i Timur z Lolą czerpali zyski z całego obrotu handlowego Uzbekistanu z zagranicą. Służyła im do tego firma Abu Sachij. W niecały tydzień po śmierci prezydenta na Abu Sachij nasłano z urzędu kontrolę finansową, podobno na skutek doniesień anonimowych obywateli.
Niezależni dziennikarze przewidują, że "kontrola" skończy się przejęciem firmy przez krewnych, najprawdopodobniej zięciów dotychczasowego premiera Szawkata Mirziojewa. Będzie to początek wielkiego przejęcia całego Uzbekistanu.
Krewni Karimowa wiedzą, że ich czas dobiegł końca, nachapali się dość, teraz pora się odsunąć i dopuścić innych. Być może z tego powodu na pogrzebie Karimowa była Lola, ale nie było jej męża Timura. Wykorzystywał ostatni moment, by jakoś "podopinać" swoje uzbeckie interesy i co się da przenieść do bezpiecznej Szwajcarii.
Co dalej?
Od faktycznej śmierci dyktatora do jej oficjalnego ogłoszenia minął prawie tydzień. W tym czasie jedynych informacji o stanie zdrowia Karimowa udzielała na Instagramie i Facebooku właśnie jego córka Lola. O tym, że jego stan jest stabilny, pisała jeszcze w środę. Fiński lekarz, którego wezwano do dyktatora kilka dni wcześniej, w sobotę, udzielił niedawno wywiadu, w którym przyznał, że już wtedy Karimow, choć podłączony do respiratora, miał obumarły mózg.
Ale zapewne najbliżsi współpracownicy dyktatora musieli między sobą ustalić, co dalej. Efekty ich potajemnych rozmów nad stygnącym ciałem Karimowa już widać. Uzbecki parlament zgodził się, żeby pełniącym obowiązki prezydenta został właśnie Szawkat Mirziojew. Nie dziwne więc, że to jego rodzina przejmuje biznesy Karimowów.
Takie rozwiązanie jest niezgodne z konstytucja, według której tymczasowym prezydentem, do wyborów, powinien być przewodniczący wyższej izby parlamentu, czyli Senatu, którym jest obecnie Niegmatullo Jułdaszew. Ten jednak powiedział, że nie ma doświadczenia w zarządzaniu krajem i ustępuje miejsca swojemu bardziej doświadczonemu koledze, Mirziojewowi właśnie.
Premier przez trzy miesiące będzie pełniącym obowiązki prezydenta, a potem wystartuje w wyborach prezydenckich. Być może nawet wystawią mu jakichś malowanych, nikomu nie znanych oponentów. Nikt nie będzie na nich głosował. Wygra wybory z takim samym, sięgającym 100 proc. poparciem, jak robił to Karimow.
Ani dla Uzbeków, ani dla świata nic się nie zmieni, tylko trochę inne córki i inni zięciowie będą się bogacili na krwi i pocie zwykłych obywateli. Nowi władcy będą umiejętnie podsypywać ziarenek wszystkim ze swojego otoczenia, a układ będzie dalej funkcjonował – dopóki prości ludzie nie stracą cierpliwości lub raczej dopóki komuś z zewnątrz nie zacznie zależeć na zdestabilizowaniu Uzbekistanu.
A my nadal będziemy załamywać ręce nad losem więzionych opozycjonistów albo fascynować się losami kolejnej środkowoazjatyckiej księżniczki u boku Stinga czy Alaina Delona.