Czy to się komuś podoba, czy nie, jest polską nadzieją na mistrzostwo świata w królewskiej kategorii. Czy ktoś go lubi, czy wręcz przeciwnie, powinien mu kibicować. Jak można inaczej, skoro w ostatniej walce było widać, że w ringu ryzykuje życiem? – Sporo z niej nie pamiętam do dzisiaj, więc bomba musiała być konkretna – mówi nam Artur Szpilka, wspominając porażkę przez nokaut z Deontayem Wilderem.
Najlepszy chciał być zawsze. Najpierw na ulicy, więc to tam toczył pierwsze pojedynki. Myśl o mistrzostwie świata w boksie, w królewskiej kategorii, naszła go w więzieniu, gdzie wolnego czasu miał w nadmiarze. Po tytuł – ten najbardziej prestiżowy z prestiżowych, federacji WBC – chciał sięgnąć 16 stycznia, jednak Wilder w dziewiątej rundzie powalił go potężnym prawym sierpowym, po którym Polak długo leżał na deskach ringu. Jak to pamięta? Jak wspomina początki kariery? Co ma do powiedzenia o czasie spędzonym za kratami? Kto daje mu spokój, dzięki któremu może trenować?
Oto Artur Szpilka.
RAFAŁ KAZIMIERCZAK, SPORT.TVN24.PL: Trochę się boję, ale zapytam. Potrafisz kontrolować swoją agresję?
ARTUR SZPILKA: Jasne. Chociaż bywa, że aż mnie nosi, tak jestem nakręcony. Lepiej nie przekraczać granicy.
A gdybym cię teraz obraził albo zdenerwował, to mi przyłożysz?
Nieee. Jak cię uderzę, coś ci złamię, ty zadzwonisz po policję. Bez sensu. Nie odmawiam ci umiejętności, ale pewnie tak by było. Nie pamiętam już, kiedy po raz ostatni biłem się poza ringiem.
Pięściarze bywają prowokowani przez różnych ulicznych mistrzów. Umiałbyś ustąpić?
Jestem pewien, że tak. Gorzej by było, gdybym został uderzony. Nie będę przecież stał i czekał na kolejny cios. Na szczęście nikt mnie nie prowokuje.
Przegrałeś z Wilderem, na dodatek po ciężkim nokaucie. Co bardziej boli po takiej porażce – ciało czy dusza?
Chyba jednak dusza. Za bardzo nie jestem tym załamany, w boksie takie historie się zdarzają. Wyszedł mu jeden cios, trafił – i tyle.
To wszystko tylko wyglądało dramatycznie, nie było ze mną tak źle. Pozbierałem się, wiadomo, po 40 sekundach, czyli dosyć długo. Chciałem wstać, ale mi nie pozwolili, bo takie są przepisy. Kazali leżeć na noszach i zawieźli do szpitala. To akurat bardzo profesjonalne podejście. Zrobili mi badania głowy i wiem, że wszystko jest OK. Jest git. Boli mnie tylko lewa ręka. Stary uraz się odnowił, jest w niej odprysk kości.
A co z tą duszą? O tym, że boli, mówił kiedyś Andrzej Gołota.
Pewnie, że źle się czuję z tą porażką. Ale co mogę zrobić? Każdy widział, że wyszedłem na bitwę, a nie żeby się bać czy coś. Czy ja wiem, mam 26 lat, wszystko przede mną. Cieszę się, że taka walka się odbyła. Takie doświadczenie z wiekiem będzie procentować.
Gołota uciekał z ringu czy miał jakieś inne przygody. Nie mówię o nim źle, te walki z Riddickiem Bowe'em były bardzo fajne. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Tak jak trener kazał, miałem plan. Jeden błąd zrobiłem, to wszystko. Dusza mnie boli po prostu dlatego, że przegrałem.
Jak szybko zapomina się w boksie o porażce? Agnieszka Radwańska mówi, że ona nie ma czasu na rozpamiętywanie słabych meczów, bo już za chwilę gra kolejny. Ty na walkę musisz teraz czekać kilka miesięcy. Siedzisz i oglądasz, analizujesz?
No co ty. Pewnie, że zastanawiam się czasami, dlaczego skończyło się tak, a nie inaczej. Ale wolę myśleć o tym, co zrobić, żeby było lepiej. Żeby się po tym wszystkim podnieść i pokazać, że ja niczego nie skończyłem, a dopiero zaczynam.
Po nokautach, zwłaszcza tych ciężkich, pięściarze miewają urazy psychiczne, boją się potem powtórki, nie są już tak odważni. Nie obawiasz się, że ciebie też to spotka?
Na razie nie mam nic z tych objawów. I wątpię, bym coś takiego miał. Trudno mi powiedzieć. Zawsze wiedziałem, co mam robić i co chcę osiągnąć. Nic się nie zmieniło.
Coś człowiekowi przebiega przez myśl, kiedy pada w ringu, czy adrenalina tak buzuje, że instynktownie chcesz wstać i przyłożyć temu drugiemu? Wielki Rocky Marciano opowiadał, że kiedy znalazł się na deskach, powiedział sobie w mocnych słowach, że nigdy więcej.
Ja nic wtedy nie czuję. Pamiętam na przykład z walki z Mike'iem Mollo, że wstałem i dalej walczyłem, jakby nic się nie wydarzyło. Nic specjalnego. Wstajesz, jeżeli możesz, i chcesz wygrać walkę.
Sporo z tej walki nie pamiętam do tej pory, więc bomba musiała być konkretna. Oglądałem powtórkę tej akcji i dopiero wtedy zobaczyłem, że chciałem go złapać lewy sierpowym, a on chwilę wcześniej złapał mnie swoim prawy sierpowym
Artur Szpilka
Młody jesteś, nie za wcześnie było na ten pojedynek z Wilderem, na takie wyzwanie? Dlaczego tak bardzo chciałeś walczyć o ten pas WBC?
Jasne, że nie nie za wcześnie. Przecież stawką było mistrzostwo świata, wszystko działo się w Ameryce. Taki był mój cel. Nie wiem, może będzie jakiś rewanż?
Widziałeś ten cios, pamiętasz końcówkę tej walki?
Sporo nie pamiętam do tej pory, więc bomba musiała być konkretna. Oglądałem powtórkę tej akcji i dopiero wtedy zobaczyłem, że chciałem go złapać lewy sierpowym, a on chwilę wcześniej złapał mnie swoim prawy sierpowym.
Jest taki moment, kiedy twoja dziewczyna podbiega do ringu, a ty wciąż leżysz na deskach. Coś do ciebie krzyczy. Pamiętasz to, czy nadal była ściana?
Nie pamiętam. To znaczy, na pewno usłyszałem jej głos. Chociaż nie, teraz pamiętam, że była przy mnie, ale to było już po ciosie. Powiedziała: "Artur", a ja otworzyłem oczy, taki zaślepiony, taki skołowany. W każdym razie już ją widziałem.
Charakterny chłopak jesteś, bardzo pewny siebie. Skąd aż taka pewność siebie?
Nie wiem, zawsze tak było. Pewnie jakaś suma doświadczeń życiowych, różne rzeczy na to się składają. Mnie się wydaje, że człowiek zawsze jest taki sam, może zmienić wygląd, ale nie charakter.
Twój tata zmarł, jak miałeś trzy lata. Pamiętasz go?
Nie pamiętam. Mama nad nami czuwała, opiekowała się mną i rodzeństwem. Pomagałem jej, ale to jednak ona miała wszystko na głowie. Jakoś daliśmy radę.
Dlaczego walczyłeś w kibolskich ustawkach?
Dzieciakiem wtedy byłem. Zawsze lubiłem się bić, więc w tym kierunku poszedłem. Gdybym lubił grać na komputerze, poszedłbym w stronę gier.
Ty biłeś czy ciebie bili?
I tak, i tak bywało. Swoje dostałem, nie ukrywam.
Trener cię wypatrzył podczas takiej akcji?
Chciałem się bić z jednym takim. Bokserzy grali w piłkę nożną. Trener Władysław Ćwierz powiedział, że skoro jesteśmy tacy odważni, to proszę, tu są kaski, są rękawice i stoczmy prawdziwy pojedynek. No i co, wyleciałem, skopałem mu dupę i tyle. A trener powiedział, że mam talent.
Pierwszy raz miałeś wtedy rękawice na rękach?
Nie, już kiedyś chciałem trenować, ze dwa tygodnie chodziłem na salę, ale mama mi nie pozwoliła.
Może bała się o ciebie, boks to niebezpieczny sport.
Nie podobało jej się to, że ja ciągle wszystkich biłem.
A dlaczego tak wszystkich biłeś?
Chciałem być najlepszy w szkole, potem w Małopolsce.
W boksie?
Nie, na ulicy po prostu.
Tak popatrzyłem, jak twoja narzeczona przeżywa te walki. Zastanawiam się, czy ty, twardziel, potrafisz być romantyczny.
No pewnie, że tak. Dużo romantycznych rzeczy robię. Wrażliwy jestem, naprawdę.
Na przykład?
A przestań, nie będę opowiadał. Wszyscy bokserzy są delikatni, takie duże dzieci. Ja bardzo kocham zwierzęta. Wrażliwość poszła mi w tę stronę.
Kiedy zmarła Wisława Szymborska, wielka kibicka Gołoty, on napisał dla niej wiersz. Podobał ci się?
Nie znam sprawy. Naprawdę napisał wiersz?
Zaczyna się od słów "Braknie mi Ciebie w moim narożniku". Tobie zdarza się zabrnąć w poezję?
Nieee.
A książki czytasz?
Teraz już nie. Trenuję, nie mam czasu. Muzyki też nie słucham. Jak siedziałem, to czytałem bardzo dużo.
Zgarnęli cię w 2009 r., przed walką z Wojciechem Bartnikiem, za pobicie. Dziwnie patrzysz, pewnie nie lubisz wspomnień na ten temat?
Nie mam z tym problemów, dawaj.
Czy w takim miejscu można się czegoś nauczyć?
Pewnie, że można.
Wyszedłeś stamtąd mądrzejszy?
Jasne, chyba to widać. Jestem spokojnym człowiekiem. Błędy młodości zostały za mną. Zacząłem doceniać każdy dzień. Ale to nie jest tak, że każdy wychodzi stamtąd mądrzejszy. Tego trzeba chcieć. Więzienie to nie jest miejsce do resocjalizacji, to jedna wielka degeneracja. Nie mam szacunku dla służby więziennej, zdarzają się pobicia osadzonych, wykorzystują swoją pozycję, bezkarni są. Nie dostajesz żadnej szansy, jak w Stanach, że wychodzisz i istnieje jakiś program, który pomaga byłym więźniom.
Obiecałeś sobie, że tam nie wrócisz?
Tak, tak, tak. Ja wyszedłem i miałem cel. Chciałem zostać supersportowcem.
Naprawdę to tam właśnie postawiłeś na sport?
Tak. To znaczy, zawsze chciałem być najlepszy, ale to tam sobie powiedziałem, że zostanę mistrzem świata. Siedziałem i na karteczce ćwiczyłem podpis, żeby później rozdawać autografy. Miałem dużo czasu na przemyślenia.
Co tam czytałeś?
Całą bibliotekę, wszystko. Trylogię, Dana Browna. Taka książka "Amok" bardzo mi się spodobała. Japoński gościu zakopał się w dżungli, żarł wszystko, co tam znalazł. Dużo czytałem.
Dla twojej mamy to więzienie musiało być dramatem.
Jasne, że tak. Przyjeżdżała, przeżywała. Jak każda mama w takiej sytuacji.
Gołota cię wtedy odwiedził. Podobno miło to wspominasz?
No, powiedzmy. Już nie pamiętam, o czym gadaliśmy, przecież to było pięć, sześć lat temu. Czy nawet siedem.
Znaliście się wcześniej?
Nie. To znaczy, bywało, że przyjeżdżał na obóz, więc jakieś "cześć – cześć" było. Bardziej chodzi o to, że miał pretensje o grypsowanie. I tyle.
Z więzienia wyszedłem mądrzejszy, chyba to widać. Jestem spokojnym człowiekiem, błędy młodości zostały za mną. Zacząłem doceniać każdy dzień. To tam postanowiłem, że zostanę sportowcem
Artur Szpilka
Z czego, jako młody człowiek, jesteś dumny w swoim życiu?
Z tego, że to życie zmieniłem. Że potrafiłem wiele pokus dzisiejszego świata odłożyć na bok i zostać sportowcem. Że poradziłem sobie z hazardem. Wiesz, ile dzieci do mnie pisze, ilu ojców? Są zadowoleni z tego, co robię jako pięściarz, oglądają walki całymi rodzinami. Z tego jestem dumny, że modzi ludzie widzą, jak można się zmienić, jeśli się tego bardzo chce, jeśli się do tego dąży.
Czego żałujesz?
Niczego. No, może jednego – że kiedyś rozwaliłem tę lewą rękę, jak uderzyłem kogoś na ulicy.
To znaczy, żałujesz, że uderzyłeś tego kogoś?
E tam, jemu akurat się należało. Żałuję, że nie zadbałem wtedy o rękę i do dziś mam z nią problemy.
Dlaczego przeniosłeś się do USA?
Podoba mi się amerykański sport. Chciałem potrenować z Ronniem Shieldsem. Tutaj rozmawiałem na ten temat z trenerem Fiodorem Łapinem. Różnie między nami bywało, ale ja Fiodorowi ufałem i ufam. Był za tym, żebym spróbował. Tam są lepsi sparingpartnerzy, lepsze pieniądze, cały czas odbywają się jakieś gale, telewizje rozdają karty, dużo się dzieje. Wszystko na plus. To nie jest tak, że w Polsce mi się nie podobało. Chciałem czegoś nowego.
Jak wyglądały te początki? Z narzeczoną i z psem wylądowaliście w Houston i co dalej?
Mieszkaliśmy w hotelu, szukaliśmy swojego miejsca. Wynajęliśmy je pod Houston.
W ringu jesteś sam, ale boks to sport zespołowy. Bardzo ważna jest rodzina, spokojne życie. Masz ten spokój?
Życie z każdym sportowcem może być męczarnią. Ludziom się wydaje, że to bajka, bo sportowiec jeździ sobie po świecie i wszyscy się nim interesują, nieustający bal. Mało kto myśli o tym, że to jest raz na jakiś czas – a dzień w dzień trzeba harować. Ja trafiłem na superkobietę. Podporządkowała swoje życie mojemu.
Kamila jest na każdej twojej walce.
Walce? Jest na każdym moim sparingu! Bardzo to przeżywa. Czasami mnie wnerwia, bo nie zna się, a krzyczy: "podnieść ręce, wyżej!"
Kamila jest na każdym moim sparingu! Bardzo to przeżywa. Czasami mnie wnerwia, bo nie zna się, a krzyczy: "podnieść ręce, wyżej!"
Artur Szpilka
Z życzliwości.
Ja wiem, że z życzliwości. Cieszę się, że jesteśmy razem. Tak, to bardzo ważne.
Dobrze, że Władymir Kliczko przegrał z Tysonem Furym? Łatwiej teraz o pasy mistrzowskie?
Trudno powiedzieć, naprawdę nie wiem. Władymir to mistrz, ale nudziarz.
Wyszedłbyś na niego?
Pewnie, na każdego bym wyszedł. Niby wszystkich bił, szacunek mu się należy, wiadomo. Ale czy wstawałbyś w nocy na pojedynki któregoś z Kliczków? Ja może jedną walkę Władymira chciałem zobaczyć, tę z Davidem Haye'em, bo myślałem, że Haye wygra. A na Gołotę wstawałem.
A na walki z Bowe'em? Czy za młody byłeś?
Za młody. Pamiętam tę z Tysonem. To było coś ważnego, były te emocje. No i walczył Polak, a dla mnie to bardzo ważne.
Gołota to idol?
Aż tak to nie. Przede wszystkim Polak. Ja zawsze na to patrzę, na biało-czerwone barwy.
Nie odpuszczasz mistrzostwa, już zapowiedziałeś, że celujesz w pas IBF, należący do Charlesa Martina.
Na razie muszę odpocząć, trener powiedział, że nie chce mnie widzieć w sali przez trzy miesiące. A wiadomo, że ja mogę walczyć nawet jutro. Wsiadam w samolot i lecę.