W najnowszej historii Polski nie było bardziej szokującego zabójstwa. Najważniejszy policjant w kraju został zastrzelony przed własnym domem niczym w gangsterskich porachunkach. Dwadzieścia lat po tej zbrodni wciąż nie ma pewności, kto zabił generała Marka Papałę.
W przerwie meczu Nguyen otworzył okno. Wyciągnął papierosa, zapalił.
Dochodziła 22.
Jeszcze nie wiedział, że za chwilę stanie się najważniejszym świadkiem w najważniejszym śledztwie w kraju.
Tymczasem bardziej interesowała go sytuacja w grupie F. Na stadionie w Nantes Stany Zjednoczone przegrywały od 4. minuty z Jugosławią po golu Slobodana Komljenovicia. W Montpellier Niemcy bezbramkowo remisowały z Iranem. Szans na awans do fazy pucharowej rozgrywanego we Francji mundialu nie mieli już tylko Amerykanie.
Nguyen zerknął na plac przed blokiem. Zobaczył parkujące bordowe daewoo espero. Odwrócił wzrok. Za chwilę jego uwagę przyciągnął odgłos. - Jakby wybuch petardy - opisywał później.
Nie słyszał kobiety zwracającej się do kierowcy bordowego espero: - Marek, jesteś tam? Przyjechałeś sam?
Usłyszał dopiero jej rozdzierający krzyk.
To, co Wietnamczyk wziął za wybuch petardy, było pojedynczym wystrzałem z pistoletu. Ołowiana kula, pokryta miedzianą powłoką, miała kaliber 7,62. Trafiła nadinspektora Marka Papałę - byłego komendanta głównego policji, niedoszłego oficera łącznikowego tej służby w Brukseli - niemal w sam środek czoła. Wyszła z tyłu, przebijając kość potyliczną i upadła na gumowy dywanik przed fotelem pasażera.
***
Nie było w najnowszej historii Polski bardziej szokującej zbrodni. Nie dość, że zginął policjant, to jeszcze do niedawna najważniejszy w kraju.
Kolejni ministrowie spraw wewnętrznych, kolejni ministrowie sprawiedliwości, kolejni komendanci główni i szefowie prokuratur zapewniali, że wykrycie sprawcy tego zabójstwa jest dla nich priorytetem.
W poniedziałek 25 czerwca 2018 roku od zabójstwa nadinspektora Marka Papały mija dokładnie 20 lat.
W sądzie wciąż trwa drugi proces w tej sprawie. O udział w nieudanym napadzie na generała i w konsekwencji jego zabójstwo, a także kilkanaście kradzieży samochodów prokuratura oskarża łącznie siedem osób: Igora M. (dawniej Ł.) ps. "Patyk", Mariusza M. ps. "Majek", braci Roberta i Dariusza J., Tomasza W., Jacka W. oraz Rafała R. Główny wątek dotyczy jedynie czterech z nich.
Ale najważniejszym oskarżonym jest ten pierwszy - Igor M. (dawniej Ł.) ps. "Patyk".
Czy tym razem prokuratura posadziła na ławie oskarżonych właściwe osoby? Nie ma pewności.
***
Pierwszy proces w tej sprawie skończył się kompromitacją organów ścigania.
Latem 2013 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił od zarzutu udziału w spisku na życie generała Papały znanych gangsterów: Ryszarda Boguckiego i Andrzeja Z. ps. "Słowik". Obaj, jak twierdziła warszawska prokuratura, mieli szukać zabójców na zlecenie polonijnego biznesmena Edwarda Mazura, a Bogucki miał nawet być na miejscu zabójstwa, stojąc na czatach.
- "Jest zbrodnia, musi być i kara". Te słowa pani Małgorzaty Papały są dla sądu ciężarem. Celem tego procesu było również to, by przywrócić bliskim poczucie sprawiedliwości. Nie jest jednak tak, że rolą sądu jest wyłącznie wydawanie wyroków skazujących. To byłaby fasada wymiaru sprawiedliwości. Takim wyrokiem sąd zwodziłby panią Małgorzatę Papałę pozorami prawdy - powiedział po odczytaniu sentencji wyroku sędzia Paweł Dobosz. - Sąd, po tych 15 latach od zabójstwa Marka Papały, może stwierdzić tylko to, że nie wie, dlaczego zabito generała. Dowody są kruchymi, rozrzuconymi ogniwami, które tylko w swoim przekonaniu prokurator zestawił w mocny łańcuch - podkreślał.
Przez blisko trzy godziny sędzia Dobosz tłumaczył, dlaczego skład sędziowski nie uwierzył w winę oskarżonych. Wskazywał też na błędy popełnione przez policję i prokuraturę.
Wersji śledczych i "podwersji" sprawdzanych przez organy ścigania było kilkanaście. Badano kontakty zawodowe Marka Papały i jego więzy z ludźmi biznesu. Sprawdzano m.in. sytuację rodzinną i osobistą. Rozważano hipotezę zawiedzionego brakiem awansu policjanta, spisek zawiązany przez grupy przestępcze. Rozważano, czy nie zginął z ręki osoby chorej psychicznie. Albo w wyniku rabunku, którego ubocznym skutkiem było zabójstwo.
Nie wszystkim wersjom poświęcono wystarczająco dużo uwagi. A już najmniej tej, którą dziś prokuratura uznaje za jedyną prawdziwą.
***
W kwietniu 2012 roku, jeszcze w trakcie trwania procesu Boguckiego i "Słowika", Prokuratura Apelacyjna w Łodzi ogłosiła, że w sprawie zabójstwa generała Papały ma nowych podejrzanych. Głównym z nich jest Igor M. (dawniej Ł.) ps. "Patyk", w latach 90. ubiegłego wieku aktywny złodziej samochodowy. Od 25 stycznia 2001 roku - objęty ochroną świadek koronny.
Zdaniem prokuratury było tak: Igor M. (dawniej Ł.) oraz jego przyjaciel i wspólnik w rabowaniu aut Mariusz M. ps. "Majek" chcieli ukraść samochód. Przyjechali w okolice ulicy Rzymowskiego niedaleko warszawskiego toru wyścigów konnych na Służewcu. Ubezpieczali ich Robert J., Tomasz W. i Robert P. ps. "Biker".
"Patyk" podszedł do espero, z którego właśnie wysiadał Papała. Generał zdążył już wystawić lewą nogę poza samochód. Padł strzał. Nie do końca jest jasne dlaczego. Być może "Patyk" spanikował, bo generał chciał odeprzeć próbę rabunku. Potem ktoś - "Patyk" albo "Majek" nie wiadomo - krzyknął: "Spierdalamy, przypał!".
I uciekli.
***
Co ma prokuratura na potwierdzenie tej wersji? Przede wszystkim zeznania świadka koronnego Roberta P. ps. "Biker". To członek grupy złodziei samochodów, do której należał też "Patyk".
"Biker" - jak wyjaśniał jeden z oskarżonych - bo lubił się bikiniarzyć, czyli zwracać na siebie uwagę rzucającym się w oczy ubraniem czy samochodem.
Jego dawni koledzy mówią, że nie palił się do pracy, czyli do kradzieży samochodów. Wolał grać w piłkę (trenował kiedyś w warszawskim Hutniku) albo oglądać mecze.
6 sierpnia 2011 roku Sąd Okręgowy w Łodzi ustanowił go świadkiem koronnym do sprawy zabójstwa Marka Papały. "Biker" był już wtedy na wolności, po wyroku. Siedział ponad sześć lat za kradzieże samochodów. Obciążył go Igor M. (dawniej Ł.), czyli "Patyk", też - jak już wspomnieliśmy - świadek koronny.
Gdy policjanci po raz pierwszy przyszli do "Bikera", nie było go w domu. Zostawili kartkę z prośbą o kontakt. Zadzwonił. W słuchawce usłyszał, że jest stara sprawa do wyjaśnienia. Przyszedł do komendy. Od policjantów dowiedział się, że jest podejrzany o udział w zabójstwie generała Papały.
- Jezu... - wydusił tylko.
Dostał 15 minut na decyzję, czy chce być świadkiem koronnym. Tak przynajmniej twierdzi.
Opowieść Roberta P. prokuratura weryfikowała przez ponad rok. W aktach jest 79 protokołów jego przesłuchań.
Śledczy wsparli je zeznaniami siedmiu innych świadków koronnych i kilku tzw. sześćdziesiątek, zwanych też małymi świadkami koronnymi. I zeznaniami innych świadków. W większości to ludzie, których wcześniej skazano na podstawie zeznań "Patyka".
***
Oprócz zdeformowanego wystrzałem pocisku policjanci nie znaleźli wiele. Marek Papała miał przy sobie policyjną legitymację, przepustkę do MSWiA, grzebień, wieczne pióro i telefon komórkowy. Z kieszeni koszuli wyciągnęli kartkę z numerem telefonu. Udało się odczytać trzy cyfry: 620. Reszta była zalana krwią. Dopiero później ustalono, że był to ówczesny numer informacji kolejowej. Tego wieczoru Papała miał odebrać matkę z dworca, ale pociąg się spóźniał.
Znaleziono też cztery włosy. Dwa z nich okazały się sierścią zwierzęcą. Z jednego nie udało się wyodrębnić DNA. Ostatni należał do mężczyzny, bruneta. Ale do żadnego z obecnych oskarżonych.
Najważniejsze, że nie znaleziono łuski po wystrzelonym pocisku kaliber 7,62 milimetrów. Gdyby była, można by określić typ broni, z jakiej padł strzał. A tak wiadomo jedynie, że najprawdopodobniej był to pistolet TT-33, ewentualnie CZ-52. Biegły balistyk, analizując kulę, od której zginął Papała, doszedł do wniosku, że broń była kiepsko konserwowana i nieco zużyta.
***
Nikt nie widział momentu oddania strzału. Nguyen, Wietnamczyk, który w przerwie meczu wyszedł na papierosa, zobaczył tylko uciekającego mężczyznę. Dostrzegł go w zapadającym zmroku. Zapamiętał, że był szczupły i wysoki. W ręku trzymał coś, co przypominało gaśnicę.
Uciekającego mężczyznę widziała też Małgorzata Papała. Zanim znalazła zastrzelonego męża, spacerowała z psem. Minął ją. Był wysoki, szczupły. Czyli taki jak Igor M. (dawniej Ł.), który pseudonim zawdzięcza właśnie posturze. Ale w trakcie procesu, gdy "Patyk" wyszedł na środek sali, by można mu się było dobrze przyjrzeć, wdowa po generale stwierdziła: - Pierwszy raz tego człowieka widziałam w sądzie.
Co więcej, zapamiętała, że mężczyzna, który uciekał, był w długich spodniach i w bluzie. "Biker" z kolei twierdził, że "Patyk" był w szortach.
Ale nawet on nie widział strzału. Dlaczego zatem sądzi, że to "Patyk" pociągnął za spust?
Następnego dnia po śmierci Papały Robert P. jechał z Igorem M. (dawniej Ł.) do "pracy", czyli na trasę katowicką, gdzie najczęściej kradli samochody. "Patyk" - tak zeznał P. - był podenerwowany. Prowadził nerwowo, gwałtownie hamował, klął na innych kierowców. Zapytany, co się stało, odpowiedział: "Chuj cię to obchodzi, nie wpierdalaj się". Gdy P. znów zapytał, usłyszał: "Kurwa, chyba wczoraj zabiłem człowieka". P. twierdzi, że dobrze zapamiętał te słowa.
Przy trasie katowickiej spotkali się z "Majkiem" i braćmi J. (jeden z nich też miał być dzień wcześniej pod blokiem generała Papały). Robert P. przysłuchiwał się ich rozmowie z boku. - I coś ty, kurwa, zrobił. Udupiłeś nas - usłyszał. Wtedy jeszcze nie skojarzył.
Połączył fakty dopiero wieczorem, gdy z telewizji dowiedział się o zabójstwie generała Papały. Na zdjęciach rozpoznał blok, pod którym byli dzień wcześniej.
***
W trwającym od blisko trzech lat procesie wciąż wracają te same pytania.
Dlaczego "Patyk", złodziej specjalizujący się w luksusowych samochodach, połasił się akurat na daewoo espero?
Czy to możliwe, że miał przy sobie broń, choć nigdy nie kradł, strasząc kierowców pistoletem?
Dlaczego miałby strzelać, choć wcześniej wielokrotnie po prostu uciekał, gdy coś poszło nie tak?
W tamtym czasie był niemal sąsiadem Papały. Czy kradłby samochód 500 metrów od swojego domu?
Dlaczego świadkowie (Wietnamczyk Nguyen, Małgorzata Papała) widzieli tylko jedną uciekającą osobę, skoro espero "Patyk" miał kraść razem z "Majkiem"?
"Patyk", podczas jednej z rozpraw, do świadka koronnego: - W piątek, 26 czerwca, pojechaliśmy do pracy. 30 czerwca ukradliśmy kolejny samochód. Dlaczego po zwykłych kradzieżach podejmowaliśmy takie działania, jak zmiana miejsca zamieszkania i telefonów, a tutaj nic takiego się nie stało? Czy nie widzi pan, że coś jest nie tak? Po raz pierwszy w Polsce zginął najważniejszy policjant, a my normalnie wyjeżdżamy do pracy?
I jeszcze jedno pytanie: Dlaczego Robert P. milczał przez tyle lat i potulnie odsiedział wyrok, który dostał dzięki zeznaniom "Patyka"?
***
Prokuratura jest świadoma, że na te pytania potrzebne są odpowiedzi.
Chęć kradzieży espero tłumaczy tym, że "Patyk" chciał się przerzucić z kradzieży samochodów na rabowanie tirów. W tamtych latach to bardzo dochodowy biznes. Przestępcy przebierali się za policjantów i zatrzymywali ciężarówki na trasach. Do tego potrzebny był samochód takiej marki, który mógł przypominać policyjny. Espero, zdaniem śledczych, spełniał kryteria.
Prokuratura zwraca uwagę, że policja w całym kraju miała 168 takich aut (151 oznakowanych i 17 nieoznakowanych), z czego 12 w komendzie stołecznej. Nie dodaje, że w tamtym czasie najwięcej było polonezów i volkswagenów.
O tym, że od pewnego czasu "Patyk" nosił broń, mówił w swoich zeznaniach Robert P. Igor M. (dawniej Ł.) miał się bać konkurencji. "Biker" widział dwa albo trzy razy, że "Patyk" wkładał sobie broń za pasek u spodni. Nie wie jednak, jaki to był pistolet. Nie wie, czy z magazynkiem (pistolet) czy z bębenkiem (rewolwer). Gdzie widział, kiedy? Tego już nie pamięta. Choć jednocześnie przyznał, że nie korzystali z broni podczas kradzieży samochodów.
Dodawał za to, że "Patyk" nadużywał narkotyków, po których nie zachowywał się racjonalnie.
"Biker" tłumaczył, że po wyjściu z więzienia chciał zacząć normalnie żyć. Podjął pracę, utrzymywał rodzinę. - Zależało mi tylko na tym, żeby wyjść z aresztu. Nie myślałem o tym, żeby zrobić użytek ze swojej wiedzy - mówił. Zmienił zdanie, gdy policjanci powiedzieli mu, że jest podejrzany o udział w zabójstwie Papały.
***
Mariusz P., dziś "sześćdziesiątka", z wieloletnim doświadczeniem w napadach na tiry, wcześniej złodziej i znajomy "Patyka" opowieść "Bikera" skomentował tak: - Igor Ł. na espero to by nawet splunąć nie chciał. Taki samochód nie był mu do niczego potrzebny. Policja dysponowała espero, ale może w Rawie Mazowieckiej. Taki samochód nas nie interesował. Jeśli już to vento czy passat - najlepiej z dużym silnikiem. Nie widziałem nigdy, żeby espero jeździło na tiry. Pojazd musiał być ubrany, inaczej tir by się nie zatrzymał. Ubrany, czyli oznakowany jak radiowóz. A na espero to nawet ruski by nie stanął.
O zabójstwie Papały mówił tak: - Ja "Patyka" znałem, on się nie nadawał do takich rzeczy. Nie nadawał się nawet do awantur, bo pierwszy uciekał. Nie wierzę, że wziął broń i strzelał za taki samochód.
P., choć sam jest tzw. małym świadkiem koronnym, o "Bikerze" miał jak najgorsze zdanie. - To jest dramat, to jest ograniczony człowiek. Wiele rzeczy można o nim usłyszeć, ale nic się nie potwierdzało. Wszyscy są w wielkim szoku, że ten człowiek dostał koronnego. W piłkę umie zagrać, przystojny był, do dyskoteki skołować dziewczynę się nadawał. I do niczego więcej.
***
Jednym z siedmiu świadków koronnych, którzy zeznawali w tej sprawie, jest Mirosław K. ps. "Miron". Na łamach Magazynu TVN24 pisaliśmy o nim niespełna dwa miesiące temu przy okazji innej głośnej sprawy - zabójstwa gangstera o pseudonimie "Kikir". "Miron" był jednym z kluczowych świadków, na których prokuratura oparła akt oskarżenia w tamtej sprawie. Ale sąd mu nie uwierzył. Proces, o czym też informowaliśmy, zakończył się uniewinnieniem.
W sprawie zabójstwa Marka Papały zeznania "Mirona" dotyczą tylko jednego drobnego wątku. Opowiada on, że siedział w celi z Mariuszem M. ps. "Majek". Miał od niego usłyszeć, że espero generała było im potrzebne do innej roboty. Że nie chcieli generała zastrzelić, ale Papała zrobił jakiś ruch, z którego wynikało, że chce się bronić. To dlatego miał paść strzał. I że wtedy nie wiedzieli, że mają do czynienia z policjantem.
Ale "Majek" twierdzi, że nigdy nie przebywał w tej samej celi, co "Miron". Policjantom powiedział kiedyś o nim: "znam tę osobę, siedział kiedyś z nami". Mówiąc to, miał wtedy na myśli swoich znajomych, którzy dzielili celę z "Mironem". Resztę, jego zdaniem, wymyśliła policja. - Zrozumiałem, że maszyna ruszyła i K. będzie wykorzystany przeciwko mnie. Tyle czasu czekałem, aby powiedzieć, że nigdy z K. nie siedziałem w jednej celi - mówił przed sądem, szczegółowo relacjonując z kim, kiedy i gdzie siedział.
***
W drugim procesie o zabójstwo generała Papały jest jeszcze jedna ciekawa postać: Dariusz K. ps. "Kramar", kiedyś znany złodziej samochodowy, dziś inwalida poruszający się o kulach - po tym, jak podczas zatrzymania został postrzelony przez policjanta.
Jego też "Patyk" obciążył przed laty swoimi zeznaniami, które złożył jako świadek koronny.
"Kramar" jako pierwszy twierdził, że "Patyk" jest kłamcą. Kilkukrotnie informował prokuraturę, że Igor M. (dawniej Ł.) nie powinien być koronnym, bo zeznaje nieprawdę i może być zamieszany w zabójstwo.
Pisze zresztą nadal. W aktach sprawy jest kilkadziesiąt jego listów.
"Kramar" był w śledztwie przesłuchiwany kilkanaście razy. Mówił m.in., że jeszcze przed śmiercią generała "Patyk" namawiał go do wspólnej kradzieży daewoo espero. A już po śmierci chwalił się publicznie: "Odjebałem Papałę. Pies zdechł. I chuj mu w dupę".
Dariusz K. jest świadkiem specyficznym. Z każdym swoim zeznaniem coś zmienia, dodaje szczegóły albo twierdzi, że nie pamięta tego, co mówił wcześniej. Opowiada kompulsywnie, podnosi głos.
Policjanci mają bogatą kartotekę z jego złodziejskim dossier, ale mimo prawomocnego skazania "Kramar" konsekwentnie twierdzi, że nigdy nie kradł samochodów. Zeznania, którymi obciążył go "Patyk", uważa za zemstę. Pytany przez sąd, dlaczego M. (dawniej Ł). miałby się mścić, odparł: - Może dlatego, że dostał ode mnie w zęby? A może był zazdrosny o swoją dziewczynę, co się wtedy do mnie śliniła.
Cała rozprawa z jego udziałem ocierała się momentami o absurd.
- Czy to prawda, że smarował się pan w celi kałem i moczem? - pytał go "Patyk".
- To wymysł służby więziennej - odparował.
- Ale wszyscy wiedzieli, że z pańskiej celi buchał smród.
- A tobie śmierdzi z buzi.
Czy opowieści takiego świadka nie powinno się włożyć między bajki? Pewnie tak, gdyby nie jeden istotny szczegół. "Kramar" twierdzi bowiem, że ostrzegał generała Papałę, że jest planowany na niego zamach. Został jednak zlekceważony. Prokuratura dysponuje dowodem, który potwierdza, że mogli rozmawiać.
Z bilingu wynika, że 9 marca 1998 roku, czyli ponad trzy miesiące przed śmiercią Marka Papały, z jego domowego telefonu zostało wykonane połączenie na numer komórkowy Dariusza K. ps. "Kramar". Rozmowa rozpoczęła się o 9.36. Trwała minutę i 34 sekundy.
Po co generał policji dzwonił do zawodowego złodzieja samochodów? Na to pytanie prokuratura ma tylko odpowiedzi od "Kramara". Trudno ocenić, czy wiarygodne.
***
Igor M. (dawniej Ł.) na współpracę z prokuraturą zdecydował się już po zatrzymaniu w 2000 roku w Katowicach. Kradł samochody na Śląsku, bo w Warszawie był już za bardzo rozpoznawalny. Nie wiedział wtedy, że policjanci od dawna jeździli za nim i za jego kolegami. Ich telefony były na podsłuchu.
Po Nowym Roku przyznano mu status koronnego. Śledczy nie mogli się go nachwalić. Mówili, że ma fotograficzną pamięć. Opowiedział o kilkuset skradzionych samochodach. Wymieniał marki i kolory karoserii. Dzięki jego zeznaniom zarzuty postawiono kilkudziesięciu osobom.
Mimo że - jak twierdzą "Kramar" i kilka innych osób - publicznie chwalił się "odjebaniem Papały", żaden z podejrzanych nie próbował zainteresować śledczych tym, że "Patyk" mógł zastrzelić byłego komendanta głównego.
"Patyk" obciążał też policjantów, o których mówił, że przyjmowali od niego łapówki.
Jeden z nich, Marcin W., twierdzi, że w wieczór, kiedy zginął Papała, spotkał "Patyka" w okolicy miejsca zbrodni. Papała już nie żył, w policji zarządzono alarm, trwała obława. Kazał Igorowi M. (dawniej Ł.) "spierdalać". Oczywiście nie wpisał tego do służbowego notatnika, a prokuratorom opowiedział długo po tym, jak został skazany za przyjmowanie łapówek.
***
Do 2003 roku "Patyk" był tylko świadkiem koronnym, dawnym złodziejem, który sypie innych złodziei i skorumpowanych policjantów.
Po 2003 roku stał się kimś więcej - cennym świadkiem zeznającym w sprawie zabójstwa generała Papały. Wtedy jeszcze wiodącą wersją przyczyny śmierci generała był spisek gangsterów i biznesmenów z PRL-owskim rodowodem.
W 2003 roku prowadzącym śledztwo "Patyk" powiedział, że był pod blokiem Papały na godzinę przed jego śmiercią. Chciał tam ukraść samochód. W jednym z aut, którymi się interesował, rozpoznał ludzi z półświatka.
Tych zeznań nie ma w toczącym się obecnie procesie. Nie może ich być, bo zasada procedury karnej zakazuje wykorzystywać zeznania oskarżonego, które złożył, kiedy jeszcze był świadkiem.
Ale te zeznania nie zniknęły zupełnie. "Patyk" składał je jako koronny. A każdy koronny ma obowiązek mówić prawdę i jest ze swoich opowieści rozliczany.
W procesie o zabójstwo Papały walczy o niewinność. Jeśli zdoła udowodnić, że nie było go na Rzymowskiego w momencie śmierci generała, może się okazać, że za to, co powiedział w 2003 roku, straci status koronnego.
Być może dlatego na wszelki wypadek na razie mówi niewiele. Na razie wciąż jest koronnym. Prokuratura nie zdecydowała się na odebranie mu statusu.
"Majek": - Od zawsze twierdziłem, zgodnie z prawdą, że Ł. jako koronny kłamał, mówiąc, że był na miejscu zabójstwa. Wszystko, co dzieje się dalej z tą sprawą jest konsekwencją jego kłamstw.