logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Lista tematów

  • 1
    Jarosław Gwizdak Sędzia: Odszedłem. Miałem dość
  • 2
    Grzegorz Łakomski Pegasus. Narzędzie walki politycznej i nieograniczonej inwigilacji. Nas wszystkich
  • 3
    Katarzyna Świerczyńska Katastrofa czy może nic się nie stało? O co tak naprawdę chodzi z awarią "Czajki"
  • 4
    Maciej Czajkowski Trwa dramatyczny wyścig z czasem. Churchill przewraca się w grobie
  • 5
    Agnieszka Szypielewicz Sześć minut do śmierci, czyli zemsta po kaukasku
  • 6
    Jakub Majmurek Dobra zmiana w złej sytuacji. Czy roszada Schetyny zaszachuje Kaczyńskiego?
  • 7
    Tomasz-Marcin Wrona Bajkowy zamek szalonego króla. Budowa, którą przerwała zagadkowa śmierć
  • 8
    Jakub Bożek Powietrze orzeźwiające. Jedzenie doskonałe. Radzę przyjechać do Afryki
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Jarosław Gwizdak

Sędzia: Odszedłem. Miałem dość

Zobacz

Grzegorz Łakomski

ZobaczPegasus. Narzędzie walki politycznej i nieograniczonej inwigilacji. Nas wszystkich

Czytaj artykuł

Tytuł: "To oprogramowanie które najprawdopodobniej zostało stworzone przez izraelskie służby do walki z terroryzmem" Źródło: Shutterstock

Katarzyna Świerczyńska

ZobaczKatastrofa czy może nic się nie stało? O co tak naprawdę chodzi z awarią "Czajki"

Czytaj artykuł

Tytuł: "Czajka" zajmuje obszar 52,7 ha. Można go porównać do powierzchni, jaką zajmuje 100 boisk do piłki nożnej Źródło: Urząd Miasta Warszawa/R. Motyl

Maciej Czajkowski

ZobaczTrwa dramatyczny wyścig z czasem. Churchill przewraca się w grobie

Czytaj artykuł

Tytuł: Boris Johnson naciska przycisk BREXIT

Agnieszka Szypielewicz

ZobaczSześć minut do śmierci, czyli zemsta po kaukasku

Czytaj artykuł

Podziel się

Po pierwszym ciosie, który zadał nożem szwajcarskim, zabójca włączył timer i odmierzył sześć minut – tyle, ile spadały na ziemię z wysokości 11 kilometrów jego dzieci. Peter Nielsen, kontroler lotów, którego obwiniał o katastrofę lotniczą i śmierć 71 osób, wciąż żył i prosił o litość. Witalij Kałojew chciał jednak, by człowiek, który odebrał mu rodzinę, zapłacił za swój czyn. Dlatego zadawał kolejne ciosy – w sumie dwanaście. Odsiedział dwa lata w szwajcarskim więzieniu. Teraz, po 15 latach od zabójstwa, rozpoczyna właśnie karierę polityczną w partii Jedna Rosja i startuje w niedzielnych wyborach samorządowych jako kandydat do rady miasta Władykaukazu.

Tak na dobrą sprawę w ogóle nie powinno było ich być na pokładzie Tu-154 Bashkirian Airlines, wylatującego lotem czarterowym z moskiewskiego lotniska Domodiedowo do Barcelony. 43-letnia Swietłana Kałojewa i dwójka jej dzieci - 10-letni Kostia i 4-letnia Diana – mieli polecieć do Hiszpanii znacznie wcześniej, okazało się jednak, że trzeba wyrobić nowe dokumenty, dlatego też wylot opóźnił się o kilka dni. Lecieli w odwiedziny do Witalija Kałojewa, męża, ojca, cenionego architekta z szanowanej rodziny z tradycjami, który od dwóch lat pracował na kontrakcie w Barcelonie. Na co dzień rodzina mieszkała we Władykaukazie. Gdy w 1999 roku Witalij podpisał kontrakt na budowę domów dla imigrantów pod Barceloną, planował, że dzięki temu zarobi wystarczająco dużo, by prowadzić wygodne życie i zapewnić dzieciom najlepsze wykształcenie. Dlatego znosił trudy rozłąki, od dziewięciu miesięcy nie widział się z rodziną i tym bardziej niecierpliwie na nią czekał, planując atrakcje dla dzieciaków. – Chciałem, żeby popływali w ciepłym morzu, żeby wypoczęli, opalili się – mówił w jednym z wywiadów Kałojew, wciąż obwiniający się o to, że zorganizował rodzinie wyjazd do Hiszpanii.

Zbiegi okoliczności

Z powodu opóźnienia w przygotowaniu dokumentów Swietłana Kałojewa miała bilety tylko z Władykaukazu do Moskwy. Liczyła, że uda jej się kupić trzy bilety do Barcelony na lotnisku Domodiedowo – i tak też się stało. Okazało się, że są jeszcze miejsca w samolocie, wyczarterowanym specjalnie dla uzdolnionych dzieci z Ufy, które w nagrodę za doskonałe wyniki w nauce i wygrane w olimpiadach przedmiotowych miały, dzięki baszkirskiemu Komitetowi ds. UNESCO, polecieć do Hiszpanii na wakacje. Pięć osób nie dostało jednak wiz, dlatego w samolocie były wolne miejsca.

Pierwotnie dzieci miały lecieć rejsowym samolotem, okazało się jednak, że agencja turystyczna, organizująca pobyt w Hiszpanii, pomyliła lotniska. Zapewne czarteru nie udałoby się zorganizować tak szybko, gdyby nie fakt, że wśród nagrodzonych wyjazdem na wakacje były dzieci wysokich urzędników Baszkirii.

Tu-154, którym leciało 69 osób, w tym 52 dzieci i dziewięciu członków załogi, w ogóle nie miał tego dnia wystartować. Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca w samolocie, okazało się, że do luku bagażowego nie załadowano posiłków, co opóźniło start samolotu o 15 minut. Kolejny zbieg okoliczności sprawił, że tuż przed odprawą mała Diana zniknęła matce z oczu i jej poszukiwania trwały niemal do zamknięcia boardingu.

Gdy Tu-154 w końcu zaczął kołować, pasażerowie odetchnęli z ulgą, a 15-letni Winier Walejew poprosił swojego przyjaciela, by ten zrobił mu zdjęcie. To zdjęcie znaleziono później w nieuszkodzonym aparacie fotograficznym na miejscu katastrofy.

Tymczasem z lotniska Bahrajn w pobliżu miasta Al-Muharrak w powietrze wzbił się już transportowy boeing 757, nr rejsu DHX 611. Leciał do Brukseli z międzylądowaniem we włoskim Bergamo. Na pokładzie samolotu były zaledwie dwie osoby: kapitan Paul Phillips i drugi pilot Brant Campioni.

Dramat nad Jeziorem Bodeńskim

Około godziny 21.30 oba samoloty znajdowały się nad niemieckim miastem Überlingen, malowniczo położonym nad Jeziorem Bodeńskim, tuż przy granicy niemiecko-szwajcarskiej. Tym obszarem lotniczym zajmowała się szwajcarska spółka Skyguide. Peter Nielsen, pochodzący z Danii kontroler lotów, tego wieczoru pełnił dyżur wraz z kolegą, który akurat wyszedł na dłuższą chwilę z pokoju.

Około godz. 21.30 oba samoloty znajdowały się nad niemieckim miastem Überlingen, nad Jeziorem Bodeńskim

Według niektórych źródeł poszedł spotkać się ze swoją dziewczyną, według innych przypuszczeń mógł zasnąć w innym pokoju. Tak czy inaczej, Peter Nielsen był w pokoju kontrolerów lotów sam. W pewnym momencie zauważył, że trasy lotu obu samolotów – Tu-154 i boeinga 757 przecinają się. Nerwowym głosem wydał pilotom Tu-154 polecenie zniżenia się. Jednocześnie w kabinach obu samolotów włączył się system ostrzegania TCAS (Traffic Alert and Collision Avoidance System), który nakazał pilotom samolotu pasażerskiego wznoszenie się, a pilotom transportowego boeinga obniżenie lotu. Z zapisu rozmów w kabinie pilotów wynika, że załoga rosyjskiego samolotu w ostatniej chwili zorientowała się, że system wydaje polecenie INCREASE CLIMB, czyli nakazuje przyspieszyć wznoszenie. Piloci informowali kontrolera lotów o sprzecznych poleceniach systemu TCAS, Nielsen jednak nie zareagował na tę informację, później twierdził, że jej nie usłyszał. Przepisy nie wskazywały jednoznacznie, czyje polecenia – systemu czy kontroli naziemnej – ma preferować załoga, kapitan rosyjskiego samolotu podjął więc decyzję o wykonaniu polecenia kontrolera lotów, a nie systemu.

1 lipca 2002 roku o godz. 21.35 samoloty zderzyły się w powietrzu, 11 km nad ziemią. Pasażerski tupolew rozpadł się na cztery części. Ciała ofiar rozrzucone były na obszarze kilkunastu kilometrów.

1 lipca 2002 roku o godz. 21.35 samoloty zderzyły się w powietrzu. Pasażerski tupolew rozpadł się na cztery części / Źródło: Getty Images

– To był deszcz ciał – wspominał w dokumencie National Geographic jeden z mieszkańców Überlingen.

Wiadomość o katastrofie zastała Witalija Kałojewa na lotnisku w Barcelonie, na którym czekał na swoich bliskich. Mężczyzna od razu wsiadł do samolotu lecącego do Zurychu i z przesiadkami dotarł na miejsce tragedii. Dojechał tam po kilku godzinach i od świtu zaczął żądać, by pozwolono mu uczestniczyć w akcji służb na miejscu tragedii, by mógł poszukiwać żony i dzieci.

Pulsujący wulkan

– Pojawił się tu już nazajutrz, we wtorek. Ten człowiek przypominał pulsujący wulkan, sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie rozumiał, co się wydarzyło – wspominał w rozmowie z rosyjską telewizją publiczną Hans-Peter Walser, naczelnik miejscowej policji okręgu Bodensee.

– Byłem jedną z pierwszych osób, które dojechały na miejsce tragedii, i widziałem ciała, rozrzucone na ogromnym terytorium. Jeszcze nie zdążyli ich przykryć – mówił w grudniu 2018 roku w wywiadzie dla Radia Baltkom sam Witalij Kałojew. – To był straszny widok. Nie ma takich słów, by uspokoić człowieka, by mógł żyć po śmierci swoich bliskich. Z czasem ból słabnie, ale nie mija. Człowiek przyzwyczaja się do tego bólu. Ale leku na to nie ma – stwierdził.

Po katastrofie media pisały, że Witalij Kałojew znalazł na miejscu katastrofy najpierw naszyjnik córki, a później jej ciało. Scena, w której ojciec trzyma w ramionach ciało córeczki, znalazła się w dwóch filmach fabularnych, nakręconych na podstawie historii katastrofy i losów Witalija Kałojewa. W rzeczywistości jednak, jak przekonuje autorka książki "Zderzenie. Szczera historia Witalija Kałojewa" Ksenia Kaspari, mężczyzna nie brał udziału w poszukiwaniach ofiar – niemieckie służby nie pozwoliłyby mu na to. Przebywał tuż obok miejsca katastrofy i obserwował pracę ekspertów, musiał jednak na podstawie zdjęć zidentyfikować ciało córki i to stało się dla niego szokiem – ciało dziewczynki spadło bowiem na drzewa, nie roztrzaskało się o ziemię, więc na fotografiach sprawiała wrażenie, jakby spała.

– Mówiłem do niej "Obudź się, księżniczko, znalazłem cię", ale już nic nie mogłem zrobić – miał powiedzieć rodzinie zrozpaczony Kałojew. Nie mógł uwierzyć, że dziewczynka zginęła w wyniku wypadku – był przekonany, że żyła jeszcze, gdy spadała na ziemię. Obliczył, że spadanie z wysokości 11 km trwa około sześciu minut. Dzięki mieszkańcom miasteczka dotarł do miejsca, w którym znaleziono ciało Diany, i w trawie pod drzewem, które zamortyzowało upadek, znalazł trzy perełki z naszyjnika, który podarował córce rok wcześniej.

Trailer filmu "Bez przebaczenia", reżyseria: Sarik Andreasian / Wideo: Youtube

Przez pierwszy rok od tragedii mężczyzna niemal zamieszkał na cmentarzu we Władykaukazie, gdzie została pochowana jego rodzina. Przebywał tam od rana do nocy, pilnując przy tym, by na grobie, w którym wspólnie spoczęli jego bliscy, stanął marmurowy nagrobek z podobiznami żony i dzieci. Bliscy ofiar dostali po 150 tysięcy euro za śmierć każdego członka rodziny.

Podczas uroczystości upamiętniających pierwszą rocznicę katastrofy podszedł do ówczesnego szefa Skyguide Alaina Rossiera i poprosił o umożliwienie mu spotkania z kontrolerem lotów, którego obwiniał o spowodowanie katastrofy. Według pracowników firmy, również obecnych na uroczystościach, Kałojew był bardzo pobudzony i gorączkowo domagał się ujawnienia miejsca pobytu Petera Nielsena. Później miał nawet pojechać do siedziby firmy i czekać tam na niego, wypytując przy okazji pracowników, czy uważają Nielsena za winnego katastrofy.

Mężczyzna nie mógł się pogodzić z tym, że przez kilkanaście miesięcy, które upłynęły od wypadku, winni nie zostali przykładnie ukarani.

– Nie tylko w Rosji nie została wytoczona sprawa karna, nie stało się to nawet w Szwajcarii, w ogóle nie było żadnego śledztwa – mówił po latach Kałojew w wywiadzie dla Radia Baltika, udzielonym w grudniu 2018 roku.

Odpowiedzialnością za doprowadzenie do katastrofy obarczał przede wszystkim Petera Nielsena. Nie mógł przeboleć, że sprawca jego cierpienia "został przeniesiony do innej pracy, niczym się nie przejmował, o niczym nie rozmyślał, cieszył się życiem, dziećmi, otaczającym go światem" – mówił w jednym z wywiadów.

W końcu wynajął prywatnego detektywa, który zdobył adres kontrolera.

Witalij Kałojew o śledztwie w sprawie katastrofy tupolewa w 2002 roku

Zemsta

36-letni Peter Nielsen mieszkał z żoną i trójką dzieci w domu w Kloten, niedaleko Zurychu.

Kałojew przez kilka dni obserwował, jak Peter Nielsen chodzi z dziećmi na plac zabaw, robi zakupy, rozmawia z sąsiadami. Rozważał, co zrobi były kontroler, gdy w końcu się spotkają. Jeden ze scenariuszy zakładał nawet, że odpłaci Nielsenowi tym samym, co ten zrobił jemu – pozbawi go rodziny i zostawi go przy życiu ze świadomością, że stracił wszystko. Zabójstwo dzieci Nielsena splamiłoby jednak jego honor i zadało cios tym wszystkim, którzy wspierali go po katastrofie.

Wieczorem 24 lutego 2004 roku Witalij Kałojew stanął na posesji Nielsenów. Wcześniej zapytał sąsiada, czy adres na kartce się zgadza. Stał tam tak długo, że Peter Nielsen zauważył intruza w ogrodzie i przez kwadrans przyglądał mu się zza firanki.

W końcu Witalij zapukał do drzwi przeszkolonej werandy. – Zobacz, co narobiłeś!  Spójrz! – powiedział do Nielsena. Pokazał byłemu kontrolerowi zdjęcia swoich dzieci w trumnach.

36-letni Peter Nielsen mieszkał z żoną i trójką dzieci w domu w Kloten, niedaleko Zurychu / Źródło: Twitter/Casefile ‏
- Oczekiwałem, że mnie przeprosi za to, co się stało – tak Kałojew tłumaczył swoją obecność na posesji Nielsena. W kieszeni jednak trzymał składany szwajcarski nóż.

Przemawiał do Duńczyka po hiszpańsku i rosyjsku. Peter Nielsen miał odepchnąć jego rękę i wytrącić mu zdjęcia bliskich. Tego, co działo się później, Kałojew nie pamięta.

A stało się to, że Peter Nielsen zginął od dwunastu ciosów nożem. Pierwsze uderzenie Kałojew zadał w brzuch z taką mocą, że uniósł mężczyznę nad ziemią. Po pierwszym ciosie włączył timer i ustawił go na sześć minut – tyle, ile trwało spadanie ciał jego dzieci z wysokości 11 kilometrów po tym, jak w kadłub Tu-154 wleciał boeing i samolot rozpadł się na cztery części. Peter Nielsen trzymał się za brzuch i błagał, by go nie zabijać. Wtedy Witalij Kałojew zaczął zadawać kolejne ciosy, aż jego ofiara ucichła...

Później wyrzucił nóż w pobliżu domu zamordowanego kontrolera. Nie próbował uciekać. Żona i sąsiedzi zamordowanego zeznali, że napastnik mówił ze wschodnim akcentem, przez co śledczy od razu powiązali zabójstwo z katastrofą sprzed dwóch lat i przypomnieli sobie o człowieku, który podczas uroczystości rocznicowych wypytywał o Petera Nielsena.

25 lutego szwajcarska policja zatrzymała go w pokoju hotelowym. Nie przyznał się do winy. Nie zaprzeczał też, że był u Nielsena. Wspominając zabójstwo w wywiadzie dla Radia Baltika, podkreślał: - Gdybym przyjechał do niego kilka tygodni później, już bym go nie zastał, bo obraził się na firmę, że za mało mu płaci i chciał się przenieść do innego kraju i tam też być kontrolerem lotów.

Proces architekta trwał ponad rok. 26 października 2005 roku Witalij Kałojew został skazany na 8 lat więzienia, choć prokurator domagał się 12 lat.

W międzyczasie trwało śledztwo w sprawie katastrofy lotniczej nad Überlingen, w której zginęło 71 osób. Biegli udowodnili, że doprowadził do niej ciąg przypadków i nieporozumień w komunikacji między wieżą kontroli lotów a pilotami, a także błąd przeciążonego pracą kontrolera. Za decydujący uznano fakt, że kapitan rosyjskiego samolotu podjął decyzję o zignorowaniu alertu systemu TCAS i posłuchał poleceń dyspozytora. Sąd skazał czterech pracowników Skyguide za zaniedbania na kary trzech lat więzienia w zawieszeniu. Okazało się bowiem, że w centrum kontroli ruchu lotniczego wyłączone były niektóre systemy monitorowania przestrzeni powietrznej, normalną praktyką było to, że na nocnej zmianie przez dłuższy czas była tylko jedna osoba, a na dodatek kontrolerzy ruchu z Niemiec nie mogli dodzwonić się do kontrolera w Szwajcarii, by zaalarmować go o potencjalnym niebezpieczeństwie, z powodu konserwacji centralki telefonicznej w siedzibie Skyguide w Zurychu.

Sąd orzekł, że katastrofy udałoby się uniknąć, gdyby na nocnej zmianie byli obecni obaj kontrolerzy.

Tymczasem Witalij Kałojew przebywał w szwajcarskim więzieniu, odpowiedniku rosyjskiej kolonii karnej. Jak sam przyznaje, "to nie było sanatorium". Do wszystkich – współwięźniów i strażników – zwracał się po rosyjsku. Nie sprawiał jednak problemów i zachowywał się na tyle wzorowo, że po dwóch latach sąd postanowił zwolnić go z więzienia. 13 listopada 2007 roku, niemal pięć i pół roku po stracie bliskich, Witalij Kałojew wrócił do domu.

Fragment wywiadu z Witalijem Kałojewem o katastrofie nad Jeziorem Bodeńskim

Kandydat

Na lotnisku we Władykaukazie w Osetii Północnej czekały na niego tłumy mieszkańców i przedstawicieli mediów. Witany był jak bohater.

– Dla nas jesteś jak Jurij Gagarin! – mówił jeden z oficjeli podczas uroczystego powitania na lotnisku.

– Prawdziwy facet! Pomścił swoją rodzinę! – takie opinie przeważały wśród witających.

Na Kaukazie szacunek i godność to najważniejsze wartości. Plamę na honorze zmywa się krwią, a świadomość, że nie pomściło się bliskich, pali bardziej niż strach przed wymiarem sprawiedliwości – nawet jeśli ta zemsta to wyimaginowane przekonanie, które tkwi tylko w głowie "zhańbionego".
W oczach Osetyńców Witalij Kałojew zasługuje na najwyższy szacunek. Dlatego od czasu powrotu cieszy się w swojej społeczności niegasnącym szacunkiem i poważaniem. Władze republiki zaufały mu do tego stopnia, że po dwóch miesiącach od jego powrotu z więzienia przewodniczący rządu Osetii Północnej powierzył mu stanowisko wiceministra ds. budownictwa i architektury republiki.

Teraz Witalij Kałojew postanowił powalczyć o fotel radnego rady miasta Władykaukaz z ramienia partii Jedna Rosja. Wiadomość o jego ambicjach politycznych wywołała poruszenie w Rosjanach.
"Takich ludzi nam trzeba! Zdecydowanych i honorowych!" – można przeczytać w komentarzach pod tekstami o starcie Kałojewa w wyborach. Według przedstawicieli Jednej Rosji we Władykaukazie ich kandydat "ma przed sobą wizję udanej kariery politycznej" i uzyskał "jeden z najwyższych wyników poparcia wśród wyborców podczas zbierania podpisów pod kandydaturą".

Sam Witalij Kałojew nie ukrywa swoich ostrych poglądów i tym zdobywa jeszcze większe poparcie wyborców. Krytykuje "tęczową Europę" i "krzykliwą Polskę", której władze chcą usunąć pomniki żołnierzy radzieckich.

– Trzeba z polskimi grobami w Rosji zrobić to samo, co chce zrobić Polska z grobami naszych żołnierzy, wtedy od razu będzie porządek – podkreśla w rozmowach z mediami.

Witalij Kałojew o kontaktach rosyjsko-polskich

Gdy ktoś usiłuje mu powiedzieć, że kaukaskie tradycje zemsty prowadzą do jeszcze większego rozlewu krwi, ponieważ nakręca niekończącą się spiralę zemsty, Kałojew reaguje zdumieniem: – To żadne średniowiecze. Jeśli ktoś chce się godzić na to, żeby szargano pamięć jego bliskich, niech się na to godzi. Ja nie mogę sobie na to pozwolić.

Inni bliscy ofiar katastrofy na swój sposób przepracowują traumę i tęsknotę. Ktoś wybudował meczet, ktoś adoptował osieroconą dziewczynkę, w wielu rodzinach pojawiły się kolejne dzieci. Na cmentarzu w Ufie mali pasażerowie fatalnego tupolewa zostali pochowani zgodnie z rozplanowaniem ich miejsc w samolocie.

Na miejscu katastrofy w miasteczku nad brzegiem Jeziora Bodeńskiego ustawiono pomnik – ogromne metalowe kule połączone cieniutką siateczką, przypominające rozerwane korale Diany Kałojewej, symbolizują przerwaną nić życia 71 osób, które zginęły tu 1 lipca 2002 roku.

Życie prywatne Witalija Kałojewa powoli się układa. Kilka lat temu związał się z młodszą o 22 lata Iriną, a 24 grudnia 2018 roku urodziły im się bliźnięta, Maksim i Sofia.

Trailer filmu "Aftermath" z Arnoldem Schwarzeneggerem / Wideo: Youtube

Jesienią 2018 roku premierę miał film "Bez przebaczenia" w reżyserii Sarika Andreasiana, opowiadający historię Kałojewa. W roli głównej wystąpił popularny aktor Dmitrij Nagijew. Reżyser zdradził, że scenariusz filmu zaakceptował sam Kałojew. Dwa lata wcześniej Amerykanie nakręcili film z Arnoldem Schwarzeneggerem, który Kałojewowi zupełnie się nie spodobał – jego zdaniem główny bohater usiłował wziąć widzów na litość i wyglądał na mięczaka.

Jego jedynym warunkiem było, by w rosyjskim filmie główny bohater nie wzbudzał litości. – Ma wzbudzać szacunek – powiedział Kałojew.

Podziel się
-
Zwiń

Jakub Majmurek

ZobaczDobra zmiana w złej sytuacji. Czy roszada Schetyny zaszachuje Kaczyńskiego?

Czytaj artykuł

Tomasz-Marcin Wrona

ZobaczBajkowy zamek szalonego króla. Budowa, którą przerwała zagadkowa śmierć

Czytaj artykuł

Tytuł: Zamek Neuschwanstein Źródło: Sean Gallup/Getty Images

Jakub Bożek

ZobaczPowietrze orzeźwiające. Jedzenie doskonałe. Radzę przyjechać do Afryki

Czytaj artykuł

Tytuł: Między 1942 a 1952 rokiem w Afryce Wschodniej znalazło się niemal 20 tysięcy Polaków

Redaktor prowadząca

Aleksandra Majda

 

Autorzy

Katarzyna Świerczyńska, Tomasz Marcin Wrona, Grzegorz Łakomski, Jarosław Gwizdak, Agnieszka Szypielewicz, Jakub Bożek, Jakub Majmurek

 

Redakcja

Mariusz Nowik, Mateusz Sosnowski, Aleksandra Majda

 

Korekta

Jarosław Butkiewicz, Krzysztof Wojciechowski

 

Realizacja

Estera Prugar, Julia Zimińska, Klara Styczyńska, Joanna Smolińska

 

Fotoedycja

Mateusz Gołąb, Daria Ołdak, Michał Sadowski, Jacek Barczyński, Wiktoria Diduch

Poprzedni weekend 31-01.09.2019
2 tygodnie temu 24-25.08.2019
3 tygodnie temu 17-18.08.2019
4 tygodnie temu 10-11.08.2019
5 tygodni temu 03-04.08.2019
Zobacz wszystkie