System budowany przez PiS i ministra Ziobrę działa już sprawnie. W kilkanaście godzin można zniszczyć sędziego, który wydał niewygodne dla władzy orzeczenie. Dla Magazynu TVN24 pisze sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
Jeśli strzelba wisi na ścianie w pierwszym akcie, to w drugim lub trzecim musi wypalić. Dziś, na naszych oczach, rozgrywa się finał spektaklu. Przedstawienie odgrywano przed nami od ponad czterech lat, ale to finał pokaże prawdziwe oblicze wszystkich bohaterów przedstawienia.
Gdy cztery lata temu pod szczytnymi hasłami "przywrócenia sądownictwa społeczeństwu" Prawo i Sprawiedliwość rozpoczynało uchwalanie kolejnych ustaw łamiących niezależność sądów, starano się na wszelkie sposoby zamaskować, co naprawdę zbudowano. Odkrycie wtedy wszystkich kart byłoby nie na rękę politykom. Dlatego właśnie wydano dziesiątki milionów złotych na reklamy, które pokazywały, często wymyślone, przypadki upadku obyczajów wśród sędziów. Wmawiano społeczeństwu, że "odzyskany" Trybunał Konstytucyjny będzie pracował sprawniej i bliżej ludzi. Dziś można już jednak zweryfikować, w jaką broń wyposażyli się politycy i do czego ona będzie użyta.
Sędzia ukarany
Sędzia Paweł Juszczyszyn, w ramach rozpoznawanej przez siebie sprawy, uznał, że trzeba wyjaśnić, czy sędzia niższej instancji został powołany przez prawidłowo wybraną Krajową Radę Sądownictwa. Działając jako sąd, zażądał od szefowej Kancelarii Sejmu przekazania list poparcia, które mieli uzyskać kandydaci do KRS. Bez poparcia 25 sędziów (lub dwóch tysięcy obywateli) nie można było kandydować. Konsekwencje jego decyzji były natychmiastowe. System pokazał, jak sprawnie uzupełniają się poszczególne elementy. W pełnej symbiozie zadziałali minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (odwołał sędziego z delegacji), wybrany przez Zbigniewa Ziobrę rzecznik dyscyplinarny Michał Lasota (rozpoczął postępowanie dyscyplinarne wobec sędziego) i nominowany przez Zbigniewa Ziobrę prezes olsztyńskiego sądu Maciej Nawacki (zarządził odsunięcie sędziego od orzekania).
W kilkanaście godzin pokazano, jak można zniszczyć człowieka, sędziego, który wydał niewygodne dla polityków orzeczenie. Maciej Nawacki przy tym działał w tej sprawie w ochronie własnego interesu, gdyż jest głównym przeciwnikiem ujawniania list poparcia. Zdążył się przyznać, że kilka osób informowało go przed zakończeniem procedury o wycofaniu swojego poparcia i sam sobie poparcia udzielił. Podnosi się, że nie zebrał odpowiedniej liczby podpisów.
System jest – jak widać – w pełni wydolny, może niszczyć poszczególnych sędziów i paraliżować pozostałych, którzy to obserwują. Jego głównymi wykonawcami są osoby obdarzone przywilejami, stanowiskami, dodatkami lub czekające na awans.
Minister Sprawiedliwości, korzystając z przysługujących mu uprawnień, odwołał z delegacji do Sądu Okręgowego w Olsztynie sędziego Sądu Rejonowego w Olsztynie Pana Pawła Juszczyszyna. Sędzia ten rozpoznawał apelację od wyroku w jednej ze spraw cywilnych. W toku postępowania w sposób nieuprawniony podważył on status powołanego przez Prezydenta RP sędziego, który w tej samej sprawie wydał wyrok w pierwszej instancji. W ocenie Ministerstwa Sprawiedliwości takie działanie stanowi niedopuszczalną ingerencję w działania konstytucyjnych organów oraz prowadzić może do chaosu i anarchii. Żaden sędzia nie ma prawa oceniać statusu innego sędziego, wykorzystując do tego celu postępowanie dowodowe w konkretnej sprawie.
Ministerstwo Sprawiedliwości
Prokurator pod presją
To, że wyłączenie niezależności instytucji, które mają patrzeć władzy na ręce, jest kluczowe dla bezkarności polityków, widzimy na przykładzie prokuratury. Niewygodne politycznie śledztwa otrzymują tam najczęściej ci, którzy są na delegacji, z której w każdej chwili mogą być odwołani. Prokuratorzy niewygodni dla władzy są przenoszeni nawet o kilkaset kilometrów od domu.
Na efekty nie trzeba było długo czekać: śledztwa w sprawie Srebrnej, fałszowania podpisów w wyborach w środowisku ministra Andruszkiewicza, wypadku z udziałem premier Szydło czy wreszcie kuriozalne umorzenie i jeszcze bardziej oburzające uzasadnienie umorzenia śledztwa w sprawie wieszania na szubienicach portretów europosłów przez narodowców, toczą się w sposób tak różny od standardowego, że trudno tego nie dostrzegać.
Sędziowie w większości nie dali się skusić obietnicami osobistych korzyści i pozostali strażnikami prawa, nawet jeśli z tego powodu dotykają ich teraz represje. Opublikowany w lipcu 2019 roku raport sędziowskiego stowarzyszenia "Iustitia" wskazywał 22 sędziów, których dotknęły różnego rodzaju represje. Lista ta jest niestety z dnia na dzień coraz dłuższa, a ostatnie wzmożenie działań rzeczników dyscyplinarnych pokazuje, że nie będzie to miękka presja, lecz twarde działania.
Paweł Juszczyszyn, Alina Czubieniak, Wojciech Maczuga, Rafał Lisak, Kazimierz Wilczek, Sławomir Jęksa - to sędziowie, których już dotykają realne konsekwencje. Wcale nie są one związane z kradzionymi spodniami czy wiertarkami, serwowanymi jako zasłona dymna dla mas. Wynikają z tego, że orzekli w sposób niewygodny dla prokuratury czy polityków.
Sędziowie Wojciech Maczuga, Rafał Lisak i Kazimierz Wilczek dostali do rozpatrzenia wyrok wydany w sprawie karnej przez asesora. Postanowili zwrócić się z pytaniem o wyjaśnienie wątpliwości, która KRS dopuściła asesora do wykonywania obowiązków sędziego, gdyż wobec postępowania przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu niezależność obecnej Krajowej Rady Sądownictwa jest kwestionowana. Prezes sądu, prywatnie znajoma Zbigniewa Ziobry, zawiadomiła o tym rzeczników dyscyplinarnych, którzy rozpoczęli postępowanie wobec sędziów.
W sprawie o sprostowanie, którą NBP wytoczył "Gazecie Wyborczej", dwa podobne pozwy zostały oddalone przez dwóch różnych sędziów z takim samym uzasadnieniem, które wskazywało, że żądanie sprostowania było źle napisane. Wydanie orzeczeń niewygodnych dla tak ważnej instytucji, w tak wrażliwej sprawie, kończy się dla sędziów zawiadomieniem do prokuratury i Krajowej Rady Sądownictwa. Sygnał jest bardzo czytelny: jeśli ktokolwiek w przyszłości będzie miał podobną sprawę, musi się pięć razy zastanowić, czy warto podobnie orzekać.
Sędzia Sławomir Jęksa ma być ukarany za to, że uniewinniając działaczkę na rzecz praw kobiet Joannę Jaśkowiak od zarzutu użycia publicznie wulgarnego słowa wskazał, iż uzasadniała to sytuacja w kraju, okoliczności demonstracji, a użycie takich słów nie cechowało się jakąkolwiek szkodliwością. Teraz nad każdym sądem będzie unosić się jak miecz Damoklesa widmo rzecznika dyscyplinarnego Piotra Schaba i każdy sędzia powinien uważać, czy na pewno uzasadnienie, które wygłosi i wyrok, który wyda, będzie się nominowanemu przez Zbigniewa Ziobrę rzecznikowi podobać.
Sędzia Łukasz Biliński, znany z perfekcyjnych uzasadnień, w których stał na straży prawa obywateli do swobodnego demonstrowania, zakończył swoje orzekanie w tego rodzaju sprawach. Nie dlatego, że podjął taką decyzję, lecz dlatego, że został przeniesiony do wydziału rodzinnego. Zadecydował o tym Maciej Mitera, nominowany przez Zbigniewa Ziobrę prezes sądu, powołany do upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa i obdarzony wieloma dodatkowymi, płatnymi funkcjami. Upolityczniona KRS odwołania sędziego nie uwzględniła.
Sędzia Dorota Lutostańska, która oceniła, że założenie przez obywateli koszulek z napisem "Konstytucja" na rzeźby tzw. Bab Pruskich nie było szkodliwe społeczne, również usłyszała zarzuty rzecznika dyscyplinarnego. Uznał on, że skoro pani sędzia sama kiedyś taką koszulkę nosiła, choć w zupełnie innych okolicznościach, to nie powinna w tej sprawie orzekać. Dla rzecznika Michała Lasoty koszulka ta jest symbolem ruchu społecznego i politycznego, choć nie widział nic niestosownego w wychwalaniu zasług Macieja Nawackiego (członka obecnej KRS) jako aktywnego członka Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego.
Sprawy Olimpii Barańskiej-Małuszek i Moniki Frąckowiak to z kolei przykład ścigania osób, które stały się twarzami niezgody na upolitycznienie sądów. W tym wypadku ściganie przypomina osaczanie i polowanie. W sądach, w których orzekają, na kilkudziesięciu sędziów sprawdzane są sprawy tylko tych konkretnych osób. Wyszukiwane są np. opóźnienia w pisaniu uzasadnień, które istniały od wielu lat i nigdy nie były przedmiotem uwag ze strony prezesów, gdyż po prostu niemożliwe było dotrzymanie wszystkich terminów (sędziowie mają po kilkaset spraw).
O rozpoczęciu postępowań dyscyplinarnych rzecznik Piotr Schab, nominowany przez Zbigniewa Ziobrę, informuje na swojej stronie internetowej jeszcze przed doręczeniem zainteresowanym pisemnej korespondencji. Rano, po przyjściu do pracy, sędzia Olimpia Barańska-Małuszek słyszy zaskoczona od kolegów: "Wiesz, że Schab rozpoczął kolejne postępowanie wobec ciebie?". Rzeczywiście na stronie internetowej jest komunikat pasujący do niej, w którym jest nazwana, niczym członek mafii, Olimpią B.-M.
Olimpia Barańska–Małuszek ostatecznie nie została ukarana za oddanie kilku uzasadnień po terminie, może dlatego, że było ich znacznie mniej niż u Leszka Mazura. Znaleziono jednak inny powód, by ją pognębić za wpis na Twitterze, w którym skomentowała "aferę hejterską" w Ministerstwie Sprawiedliwości. Paradoksem jest, że rzecznik Schab bardzo szybko oczyścił z podejrzeń negatywnych "bohaterów" afery hejterskiej, stwierdzając, że czynności procesowe z udziałem m.in. Łukasza Piebiaka nie dostarczyły faktycznych i prawnych podstaw do wszczęcia postępowań dyscyplinarnych. Stwierdził to mimo ujawnienia przez media screenów ze słowami Łukasza Piebiaka "za czynienie dobra nie wsadzamy", a także rozmów Jakuba Iwańca, w których zapewnia, że określona sprawa w sądzie trafi na "szybki termin" czy opublikowanej wymiany wiadomości członka obecnej KRS Rafała Puchalskiego z hejterką Małą Emi, w których uzgadnia treść anonimu mającego uderzać w prezesa "Iustitii".
Doniesienia o zorganizowanym hejcie wobec sędziów »
Strzelba, która wisiała na początku przedstawienia na ścianie, znalazła się już w rękach funkcjonariuszy systemu represji i strzela. Maski opadły. Nie o wiertarki i spodnie chodziło, ale o kontrolę treści orzeczeń. Szykanowani sędziowie, opisani powyżej, podobnie jak jeszcze wielu innych, mogli wybrać święty spokój, szybką karierę i profity finansowe. Gdyby kalkulowali politycznie, tak właśnie by zrobili. Postawili jednak na szali swoją przyszłość zawodową i bezpieczeństwo rodzin. Wybrali wierność zasadom. W przyszłości w każdym pokoju sędziowskim powinny zostać umieszczone na ścianie słowa sędziego Pawła Juszczyszyna, za których wygłoszenie też wszczęto mu postępowanie dyscyplinarne: "Sędzia nie może bać się polityków, nawet jeśli mają wpływ na jego karierę. Apeluję do koleżanek i kolegów sędziów, aby zawsze pamiętali o rocie ślubowania sędziowskiego, orzekali niezawiśle i odważnie".