Na jednej z raf położonych na środku Morza Południowochińskiego od lat tkwi stary amerykański okręt desantowy. Pordzewiała jednostka nie jest jednak tylko pamiątką po wojnie na Pacyfiku, ale i wysuniętym posterunkiem, na którym, otoczona przez chińską armię, desperacko utrzymuje się garstka filipińskich żołnierzy.
Wyspy Spratly są zbiorem małych wysepek, atoli i raf położonych na środku Morza Południowochińskiego. Te niepozorne skałki i łachy nie są jednak bez znaczenia - wokół nich przebiegają strategiczne morskie szlaki handlowe, a także znajdują się bogate łowiska i, prawdopodobnie, złoża surowców naturalnych.
Z tego powodu Spratly są przedmiotem coraz ostrzejszego sporu terytorialnego pomiędzy Chinami, Tajwanem, Malezją, Wietnamem i Filipinami. Zwłaszcza rosnące w potęgę Chiny w ostatnich latach zaczęły intensywnie zwiększać swoją obecność wojskową wokół wysp, co doprowadziło do zaostrzenia sporu. Mniejsze państwa regionu nie są w stanie temu się przeciwstawić, za wszelką cenę nie chcą jednak porzucić swoich roszczeń.
Stary okręt desantowy
Jednym z desperacko broniących swoich roszczeń państw są Filipiny. Wśród wysp Spratly jest rafa zwana przez Filipińczyków Ayungin, znana też pod chińską nazwą Ren'ai Jiao, wietnamską Bãi Cỏ Mây oraz angielską Second Thomas Shoal. Znajdująca się 200 kilometrów od filipińskich wybrzeży, nie wyróżniałaby się niczym szczególnym, gdyby nie unieruchomiony na niej, dziurawy jak sito i całkiem pordzewiały, stary amerykański okręt.
Wygląda jak zapomniana przez świat pozostałość po zażartych walkach z okresu II wojny światowej, gdy Stany Zjednoczone wyzwalały Azję Wschodnią spod japońskiej okupacji. Stoczono wówczas na filipińskich wodach m.in. największą bitwę morską w dziejach świata, bitwę w Zatoce Leyte, w której Amerykanie zadali druzgocący cios potędze japońskiego imperium.
W rzeczywistości zniszczony okręt nie utknął jednak na rafie przypadkowo. Został celowo na niej umieszczony w 1999 roku przez armię Filipin. Była to reakcja na budowanie przez Chiny infrastruktury wojskowej na nieodległej rafie Mischief. W ten sposób rok 1999 stanowił jeden z pierwszych rozdziałów coraz gorętszego dziś konfliktu o wyspy Spratly.
Weteran dwóch wojen
Droga, jaką przebyła ta zniszczona, porzucona na środku morza jednostka, była jednak bardzo długa. Okręt desantowy USS LST-821 został zwodowany jesienią 1944 roku w amerykańskiej stoczni i od razu wysłany na Pacyfik, gdzie toczono wtedy zacięte bitwy przeciwko fanatycznie broniącym się Japończykom. Wziął udział w ostatniej dużej operacji tej wojny, bitwie o Okinawę, po czym w 1946 roku został przeniesiony do rezerwy.
Do służby, jako USS Harnett County, wrócił nieoczekiwanie dwadzieścia lat później, gdy jednostki desantowe były znów potrzebne w związku z trwającą wojną w Wietnamie. W latach 1966-1970 uczestniczył we wszystkich największych amerykańskich operacjach tej wojny, transportując na i z pola walki żołnierzy, czołgi i śmigłowce.
W 1970 roku wysłużona jednostka została przekazana, w ramach sojuszniczej pomocy, marynarce Wietnamu Południowego. Jej pięcioletnia służba została jednak zakończona klęską Wietnamu Południowego w walce z komunistycznymi Wietnamem Północnym. W 1975 roku okręt ratował się ucieczką do amerykańskiej bazy wojskowej na Filipinach, aby rok później oficjalnie wejść na służbę filipińską jako BRP Sierra Madre.
Tak rozpoczęła się jego historia jako symbolu filipińskiej obecności na wodach Morza Południowochińskiego. W 1999 roku okręt, weteran dwóch zaciętych wojen, był już w tragicznym stanie technicznym. Rozpadająca się jednostka nie mogła pełnić aktywnej służby, nie było też pieniędzy na jej remont. W związku z tym pojawił się pomysł unieruchomienia jej na spornych wodach jako stałego posterunku wojskowego.
Desperacki posterunek
Na sprawiającym postapokaliptyczne wrażenie okręcie, a właściwie dziurawym wraku, stale stacjonuje od tamtej pory około dziesięciu filipińskich żołnierzy. Bronią oni filipińskich roszczeń terytorialnych do spornych wód, na których Chiny, poprzez rosnącą obecność własnych jednostek, prowadzą politykę faktów dokonanych. Pekin buduje bazy wojskowe, wysyła patrole morskie i coraz dobitniej podkreśla, że są to jego wewnętrzne, chińskie wody – mimo że od najbliższego bezspornie chińskiego lądu Spratly dzieli grubo ponad 1000 kilometrów.
Służba garstki filipińskich żołnierzy jest jednak nie tyle bardzo trudna, ile wręcz desperacka.
Liczący już ponad 70 lat okręt jest całkiem dziurawy. Przez otwory w jego burtach przelewa się morska woda. Pogłębia to korozję, która wżera się w każdy fragment wraku. Na pogrążonych w półmroku pokładach w kadłubie jednostki jest tyle dziur, że farbą musiały zostać wyznaczone ścieżki, tak by stacjonujący żołnierze byli w stanie je omijać.
Dostęp do wody pitnej, żywności i elektryczności jest bardzo ograniczony, a w każdym zakamarku niszczejącej jednostki powoli gromadzą się śmieci. Konstrukcja nie zapewnia przy tym niemal żadnego schronienia załodze. W porze suchej stalowy wrak rozgrzewany jest przez palące słońce niemal do czerwoności, zaś w porze deszczowej przetaczają się przez niego tropikalne tajfuny.
Bezsilność w starciu z Chinami
Co więcej, żołnierzom brakuje nie tylko podstawowych wygód, ale też zajęcia - poza obserwacją morza ich jedynym zajęciem jest trwanie na rozpadającej się jednostce oraz łączenie się co cztery godziny z dowództwem wojskowym w Manili. Łączenie, w czasie którego informują centralę, że posterunek wciąż trwa.
Mogłoby wydawać się dziwne, że tak ważny strategicznie obiekt znajduje się w dramatycznym stanie technicznym, gdyby nie ogólna słabość filipińskich sił zbrojnych. Są niedofinansowane i przestarzałe, a w tym roku uznano je wręcz za jedne z najsłabszych sił zbrojnych świata. Kondycja BRP Sierra Madre jest więc symbolicznym odzwierciedleniem możliwości Filipin w rywalizacji z potężnymi Chinami.
Okręt odcięty od świata
Zwłaszcza że filipiński okręt jest szczelnie otoczony przez jednostki chińskiej marynarki oraz straży przybrzeżnej. Chińczycy starają się blokować wszelkie statki płynące z zaopatrzeniem dla załogi unieruchomionego okrętu, chcąc w ten sposób zmusić Filipińczyków do opuszczenia posterunku. A jak bez ogródek przyznał dwa lata temu chiński generał Zhang Zhaozhong, gdy ci go opuszczą, "już nigdy nie będą mogli wrócić".
W rezultacie przynajmniej od półtora roku jednostka jest praktycznie odcięta od świata, a jakiekolwiek zaopatrzenie jest z trudem dostarczane drogą lotniczą. Załoga BRP Sierra Madre została zmuszona do codziennego łowienia ryb, by zwyczajnie przeżyć. Służba na okręcie stała się nie tylko trudna i niebezpieczna, ale dodatkowo grozi niedożywieniem.
Jakby tego było mało, niedaleko na zachód od unieruchomionego okrętu inna rafa zamieniana jest przez Pekin w sztuczną wyspę. Powstaje tam dużo silniejszy posterunek chińskiej armii, a filipińscy żołnierze mogą jedynie z zazdrością patrzeć na potężne okręty z czerwoną gwiazdą strzegące intensywnie rozbudowywanej infrastruktury. Już niedługo układ sił w tym regionie zmieni się jeszcze bardziej na niekorzyść Filipin.
"Zimny" konflikt
Pytani dwa lata temu przez "New York Times" stacjonujący na BRP Sierra Madre żołnierze przyznali, że nie da się lubić trwania na zapomnianym przez świat okręcie, o którego istnieniu nie wie nawet wielu Filipińczyków. Jednocześnie jednak podkreślali, że rozumieją, dlaczego to takie ważne. - To nasza praca, byśmy bronili naszej suwerenności - mówili amerykańskim dziennikarzom. Jedyną otuchę przynoszą im amerykańskie samoloty rozpoznawcze, które od czasu do czasu monitorują sytuację w okolicy okrętu i chwilowo osłabiają w ten sposób wojowniczość chińskich jednostek.
Jak informowano latem tego roku, Filipińczycy potajemnie rozpoczęli prace remontowe na rozpadającym siię BRP Sierra Madre. Nocami, by łatwiej było pokonać chińską blokadę, zwożone są na wrak cement, stal i inne surowce, by wzmocnić podziurawioną konstrukcję i choćby trochę poprawić warunki przebywających na niej żołnierzy. Działania te zostały bardzo szybko wykryte i oprotestowane przez Pekin. Nie ma to jednak znaczenia, ponieważ spór terytorialny na Morzu Południowochińskim pozostaje w fazie "zimnej" – państwa utrudniają sobie tam nawzajem obecność, ale póki co nie dochodzi do otwartej konfrontacji.
Losy posterunku przesądzone?
Jak długo jeszcze będzie się udawać Filipińczykom utrzymywać posterunek na BRP Sierra Madre? Mimo wszelkich starań, ich dni mogą już być policzone. Niepowstrzymana rozbudowa chińskiej infrastruktury na okolicznych rafach, a zwłaszcza asertywność chińskiej marynarki, sprawiają, że desperackie utrzymywanie otoczonej załogi jest coraz bardziej problematyczne.
Jednocześnie zniszczony okręt, mimo trwających prób poprawy jego stanu technicznego, nie będzie wieczny i w końcu może całkiem się rozpaść. Wtedy Filipińczycy będą mogli jedynie bezskutecznie dociekać swych roszczeń przed międzynarodowymi trybunałami, a ogromny trud stacjonujących obecnie żołnierzy pójdzie na marne. Jednak nim to się stanie, załoga BRP Sierra Madre trwa i broni filipińskiej dumy narodowej.