Siłą ujawnionych nagrań jest przemawiający do wyobraźni obraz: Morawiecki siedzi przy TYM stole. Jest tam z TYMI elitami i też je TE ośmiorniczki. Nie walczy z wielką finansjerą, tylko załatwia robotę kolegom kolegów w kamiennym kręgu znajomości. Jak na dłoni widać, że dzisiejszy premier żyje w rzeczywistości równoległej wobec codzienności ludowych wyborców PiS. Siedzisz przy odpowiednim stoliku - masz szansę na "stówkę", a nie na marne 500 plus. "Taśma Morawieckiego" może stworzyć masę krytyczną i zachwiać rządem Zjednoczonej Prawicy. Dla Magazynu TVN24 pisze Agata Szczęśniak z OKO.press.
Gdy dziennikarz zapytał brytyjskiego premiera Harolda Macmillana, czego się obawia najbardziej, szef rządu odpowiedział: "Wydarzeń, drogi chłopcze". Słowa te przypominał kilka miesięcy temu politolog Rafał Matyja zapytany przez "Krytykę Polityczną", co może zagrozić władzy PiS.
"My możemy [przegrać], chociaż to będzie przegrana przede wszystkim nas samych ze sobą" — mówił z kolei w kwietniu tego roku sam Jarosław Kaczyński.
W poniedziałek 1 października Onet opublikował nagranie z restauracji Sowa i Przyjaciele z 2013 roku, które jest takim właśnie "wydarzeniem", mogącym doprowadzić do przegranej "samych ze sobą". Rozmawiali: prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło (przyjaciel Morawieckiego), prezes PGE Krzysztof Kilian (wieloletni przyjaciel Tuska) oraz jego zastępczyni Bogusława Matuszewska i Mateusz Morawiecki, od pięciu lat prezes banku BZ WBK.
Przy stole w restauracji Sowa i Przyjaciele Morawiecki mówi bez grama lukru o historii Polski ("bawiliśmy się w jakieś tam liberum veto") i światowej gospodarce ("Kurwa siedzą ci bogaci Amerykanie, Żydzi, Niemcy, Angole, Szwajcarzy, nie?"). Onet ujawnił też zeznania kelnerów, Łukasza N. i Konrada Lasoty, którzy twierdzą, że u Roberta Sowy Morawiecki umawiał się na kupowanie nieruchomości lub branie kredytów (tu zeznania są niespójne) na tzw. słupy. Jednak takiej nagranej wypowiedzi byłego prezesa BZ WBK nie ma.
Jeszcze w czwartek rano wydawało się, że nagrania ujawnione przez Onet to ślepak. Wielu żądnych newsów dziennikarzy i polityków obozu rządzącego grało tę samą piosenkę: "nic się nie stało", "to odgrzewany kotlet".
Jednak potem pojawiły się kolejne nagrania, które odsłuchali i spisali dziennikarze portalu tvn24.pl. Na nich Morawiecki deklaruje, że załatwi pracę Aleksandrowi Gradowi z PO. "Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś" - mówi.
Grad to wieloletni działacz Platformy Obywatelskiej, poseł czterech kadencji, minister skarbu w pierwszym rządzie Donalda Tuska. Do drugiego gabinetu nie został powołany, a ponieważ ma czwórkę dzieci - jak mówią rozmówcy z Sowy - "nie daje [już] rady" i trzeba dać mu zarobić. Rozmówcy narzekają, że "dyszka brutto" to "trochę słabo jest". Istna głodowa pensja! Morawiecki proponuje więc więcej "dyszek". Nie liczą się kompetencje, nie ma mowy o żadnych otwartych konkursach, o żadnej weryfikacji.
Taśmy Morawieckiego to najpoważniejszy kryzys Zjednoczonej Prawicy od początku rządów. Nawet jeśli obóz PiS bardzo próbuje ten kryzys ukryć i robi dobrą minę do złej gry. Skąd wiemy, że to kryzys? Właśnie stąd, że sam Jarosław Kaczyński zaangażował się w uspokajanie sytuacji. A dlaczego największy? Bo kolejny, po przegranej w Radzie Europejskiej 27:1 (marzec 2017) i dużych nagrodach dla ministrów ujawnionych przez posła Krzysztofa Brejzę (marzec 2018). W połączeniu z potrąceniem dziecka na pasach przez samochód z prezydenckiej kolumny i emocjami wokół filmu "Kler" Smarzowskiego "taśma Morawieckiego" może stworzyć masę krytyczną i zachwiać rządem Zjednoczonej Prawicy.
"No, i jak ja się wytłumaczę z tego ludziom?"
Te taśmy wiele zmieniają, a jeszcze więcej zmienia wspomniany występ Jarosława Kaczyńskiego w TVP w czwartek 4 października.
- Nie ruszajcie Morawieckiego — taki przekaz popłynął z ust Jarosława Kaczyńskiego w rozmowie z Danutą Holecką w czwartek 4 października. Prezes PiS zabiera głos zazwyczaj wtedy, gdy rośnie ryzyko, że Zjednoczona Prawica "przegra sama ze sobą". W TVP na wiele sposobów i odwołując się do różnych rejestrów podtrzymał swoje zaufanie do premiera: Morawiecki to człowiek wybitny (argument merytoryczny), to człowiek dobry (argument emocjonalny), bardzo pomógł Polakom (odwołanie do emocji i interesu zarazem), to nie jest jego prawdziwa twarz (argument dla zwolenników teorii spiskowych), uderzył w kasę, więc się mszczą (argument pozornie dla wszystkich).
Kaczyński dopisał nawet Morawieckiemu PiS-owski życiorys - rozciągnął historię współpracy z premierem do czasów pierwszego rządu PiS. Morawiecki rzekomo po konsultacji z Kaczyńskim odmówił Tuskowi dołączenia do jego rządu. To argument dla PiS-owskich "prawdziwków", odwiecznych żołnierzy, których kłuje w oczy szybki awans człowieka bez wspólnej z nimi przeszłości. Kaczyński wydaje się mówić, iż Morawiecki sroce spod ogona nie wyskoczył.
Prezes wysłał sygnał do własnego obozu: nie bierzcie udziału w tej grze przeciwko Morawieckiemu. Nie jest tajemnicą, że z powodu braku własnych partyjnych szabel pozycja premiera nie jest mocna. Być może Kaczyński powstrzyma niechętnego mu Zbigniewa Ziobrę. Czy jednak jego słowa są również przekonujące dla lokalnych polityków PiS? W każdej małej miejscowości, do której Morawiecki pojedzie po powrocie z wizyty w USA, będzie musiał się mierzyć ze spojrzeniami partyjnych działaczy i niewypowiedzianymi pytaniami o "stówkę". Portal wp.pl cytuje anonimowe wypowiedzi działaczy PiS: "No, i jak ja się wytłumaczę z tego ludziom w moim okręgu?"
Taki sam jak tamci
Morawiecki odmawiający Tuskowi na prośbę Kaczyńskiego, a jednocześnie załatwiający posady byłemu politykowi PO i synowi polityka PiS to wymarzona ilustracja hasła pozaparlamentarnej opozycji i Kukiz’15: "PiS i PO - jedno zło".
Siłą nagrania z czwartku jest przemawiający do wyobraźni obraz: Morawiecki siedział przy TYM stole. On tam z nimi był i też te ośmiorniczki jadł. Nie walczył z wielką finansjerą, tylko ubijał interesiki. Dawał robotę kolegom kolegów w kamiennym kręgu znajomości.
Morawiecki, który jeszcze niedawno sprzeciwiał się podniesieniu płacy minimalnej do 2250 złotych brutto, o 100 tysiącach złotych jednorazowej wypłaty dla byłego polityka mówi pieszczotliwie "stówka". Jak na dłoni widać tutaj, że dzisiejszy premier żyje w rzeczywistości równoległej wobec codzienności ludowych wyborców PiS. Siedzisz przy odpowiednim stoliku - masz szansę na "stówkę", a nie na 500 plus.
Obóz Zjednoczonej Prawicy, jak wiele podobnych mu ruchów na świecie, budował swoje poparcie na ostrej krytyce dotychczasowych elit. Według stałego przekazu polityków i prorządowych mediów oszuści z PO i PSL kradli miliardy z VAT, a kryli ich sędziowie z komunistycznym rodowodem. Opozycja jest pazerna. Nie chciała obniżenia pensji posłów, szastała pieniędzmi, rozdawała swoim, kupowała luksusowe zegarki.
Jarosław Kaczyński mówił o "polskich kompradorskich elitach", które uzależniły Polskę od Zachodu, są uprzywilejowane i zepsute, żyją kosztem ciężko pracujących rodzin. Sam Morawiecki zapowiadał podczas konwencji PiS w kwietniu tego roku, że Polska, jakiej chce, będzie "zwalczała cynizm i draństwo" (to cytat z Lecha Kaczyńskiego). Czymże innym jak popisem cynizmu jest rozmowa z Sowy?
Nie ma wątpliwości - Mateusz Morawiecki jest częścią tamtych elit. Nie jest to nic nowego, ale dotąd była to wiedza "zimna". Dziś jest nasycona emocjami. Głos premiera ma szansę rozpocząć nowy proces polityczny, może bowiem uruchomić wyobraźnię ludzi. To oni będą pisać ciąg dalszy tej historii.
Jedni dostają 500 plus, inni "stówkę"
Wypowiedzi Morawieckiego spełniają wszelkie przesłanki, by trafić do popkultury. Słowa premiera mogą być powtarzane, reprodukowane w memach, w mediach społecznościowych, w codziennych rozmowach, przy stole, w taksówce. "Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś", "ludzie mają zapierdalać za miskę ryżu", "trzysta lat temu daliśmy dupy i zamiast mieć porządnie Oświecenie [?] (...) to się bawiliśmy w jakieś tam liberum veto, demokracje szlacheckie i tak dalej", "Najlepszym sposobem zawsze była wojna. Wojna zmienia perspektywę w pięć minut", "Kurwa siedzą ci bogaci Amerykanie, Żydzi, Niemcy, Angole, Szwajcarzy, nie? Siedzą w swoich głębokich, wiesz, fotelach", "Będziemy strzelać [do uchodźców], będziemy odpychać ich, wiesz". To słowa porównywalne z ""za 6 tysięcy pracuje złodziej albo idiota” Elżbiety Bieńkowskiej albo "trzeba się ubezpieczać" Włodzimierza Cimoszewicza.
Być może te wypowiedzi trafią szeroko do opinii publicznej, która zrobi z nich użytek. "Pięć dych czy siedem, czy stówkę" już jest na językach. Była "piątka Morawieckiego", jest "stówka Morawieckiego".
Dar od losu
Opozycja dostała dar od losu. Taśmy otwierają pole do uderzania w hipokryzję premiera i całej Zjednoczonej Prawicy. Jak opozycja mogłaby z tego skorzystać? Wysłać w krótkim okresie w Polskę "stówkę Morawieckiego" i "miskę ryżu" - billboardy, posty w mediach społecznościowych - wszędzie tam, gdzie TVP jest głównym źródłem informacji, a zatem widzowie mogli nie usłyszeć kluczowych słów z taśm. Bo media publiczne ich nie cytują.
W dłuższej perspektywie powinna pokazać swoje kadry, które nie są umoczone w załatwiactwo i kolesiostwo. Przewietrzyć szeregi, wyszukać osoby "młode, ale doświadczone". Odnowić się. Pokazać: my jesteśmy inni. To zwłaszcza szansa dla opozycji nienależącej do Koalicji Obywatelskiej. W konkurencji "nowe życiorysy" większe szanse niż PO mają bowiem ruch Roberta Biedronia, Razem, Kukiz, a nawet SLD. Warto wyciągnąć tu lekcję z porażki amerykańskich Demokratów: Donald Trump był co prawda hipokrytą, kiedy krytykował bogate elity, ale jako przeciwniczkę miał Hillary Clinton, równie mocno związaną z establishmentem, jak on.
3,5 tysiąca godzin?
Są tu też złe nowiny. Jedna z pewnością dotyczy niebezpiecznej gry taśmami. Taśma, na której nagrano, jak Morawiecki kupował ziemię lub nieruchomości na słupy, nie jest jawna. Wiemy o niej tylko z zeznań kelnerów. Może jej nie ma, a może pojawi się przed wyborami parlamentarnymi. Jednak nie jest to problem tylko Mateusza Morawieckiego. Kiedy po mediach latają taśmy z niewiadomego źródła, nikt, kto bierze aktywny udział w życiu publicznym, nie może się czuć bezpieczny. Dziennikarz Onetu Mateusz Baczyński twierdzi, że nagranych może być nawet 3,5 tysiąca godzin. "Pojawiają się nieoficjalne informacje od służb, że Falenta straszy polityków PiS, że jeśli pójdzie siedzieć, to ujawni nagrania. Pytania, komu mógł takie nagrania przekazać wcześniej, gdzie ci ludzie teraz są i z kim są związani" - zastanawiał się w TOK FM Baczyński.
Nie wiadomo, kogo spuści ze smyczy Zbigniew Ziobro ani co komu podrzuci Mariusz Kamiński. Robi się nerwowo i nie tylko politycy PiS mogą oberwać. Ci, którzy mają za sobą długie kariery polityczne, są wyjątkowo łatwym celem do tego rodzaju ataków. Pierwszoplanowi politycy i polityczki żyją w cieniu szantażu.
Dlatego cała klasa polityczna powinna solidarnie powołać komisję śledczą i wyjaśnić, kto szantażuje polskich polityków. We własnym interesie, a przede wszystkim w interesie nas wszystkich. To wart zauważenia moment, kiedy interesy państwa, obywateli i klasy politycznej są zbieżne.