Po 30 latach zamknęła się sprawa, która kładła się cieniem na relacjach Izraela i USA. Z amerykańskiego więzienia wyszedł Jonathan Pollard. Ten były analityk wywiadu US Navy sprzedał Izraelczykom wielkie ilości tajnych dokumentów i pod tym względem najpewniej był największym zdrajcą w historii USA. Jego czyny miały trwale zrazić amerykańskie służby do Izraela, co nie przeszkadza wielu Izraelczykom uważać go za bohatera.
Pollard wyszedł na wolność niemal dokładnie 30 lat po aresztowaniu przez agentów FBI. Przez ten czas stanowił jedną z najpoważniejszych i najtrwalszych zadr w relacjach Izraela i USA. Rząd w Tel Awiwie systematycznie starał się o jego uwolnienie, ale bezskutecznie. W amerykańskim wywiadzie i wojsku to, co zrobił, uważano za akt największej zdrady.
Poróżnił USA z Izraelem
Wielu wpływowych ludzi we władzach USA nadal jest zdania, że Pollard powinien pozostać w więzieniu do końca swojego życia, zgodnie z wyrokiem sądu. W Waszyngtonie przeważyła jednak opinia, iż byłego analityka można już zwolnić w imię poprawy relacji z Izraelem. Gdy w lipcu zapadła stosowna decyzja w Państwowej Komisji ds. Ułaskawień, amerykańska prasa spekulowała, że to gest pojednania po bardzo źle przyjętym przez Izrael podpisaniu porozumienia z Teheranem ws. irańskiego programu atomowego.
Wolność Pollarda nie jest jednak pełna. Wypuszczono go warunkowo. Pozostaje pod dozorem elektronicznym i władze federalne mogą poddać analizie zawartość każdego komputera, z którego będzie korzystał. Ponadto przez pięć lat nie może opuścić USA bez pozwolenia. I to jest najbardziej dotkliwe dla Pollarda obostrzenie, bowiem były analityk US Navy wielokrotnie wyrażał chęć emigracji do Izraela, którego obywatelstwo otrzymał podczas odsiadki.
Silne więzi emocjonalne z Państwem Żydowskim są jednym z głównych wątków historii Pollarda. Jak twierdzi on sam, to właśnie z ich powodu zdecydował się zdradzić i podjąć współpracę z izraelskim wywiadem. Śledczy rozpracowujący jego sprawę są jednak innego zdania. Według nich zdradził głównie dla pieniędzy i zaspokojenia własnej ambicji. I choć w Izraelu jest powszechnie uznawany za bohatera, niektórzy przypominają, że jego wizerunek ma wiele skaz.
Trudny charakter i kłamstwa
Przywiązanie Pollarda do Izraela formowało się od dzieciństwa. Urodził się w 1954 r. w żydowskiej rodzinie w Teksasie. Jego rodzicie wychowywali go w duchu lojalności tak do USA, jak i do swojego narodu. Silne piętno na psychice Pollarda miała odcisnąć historia jego rodziny, której 75 członków zostało zamordowanych przez Niemców podczas II wojny światowej. Od młodości czuł silny związek z Izraelem, zwłaszcza po serii krwawych wojen z państwami arabskimi w latach 60. i 70., podczas których młode państwo stanęło na krawędzi zagłady.
Według śledczych badających jego przeszłość Pollard lubił fantazjować o tym, że jest współpracownikiem Mossadu. Podczas studiów na Uniwersytecie Stanforda miał przechwalać się przed znajomym swoimi rzekomymi zasługami, twierdzić, że jego ojciec jest tajnym agentem (był mikrobiologiem) i ogólnie przejawiać "dziwne" zachowania. Według FBI był to objaw niestabilnej psychiki Pollarda.
Zgodnie ze swoim zainteresowaniem światem wywiadu po ukończeniu studiów zaczął starać się o posadę w CIA. Został jednak odrzucony, bowiem podczas badania na wykrywaczu kłamstw wydało się, że w latach studiów miał intensywną przygodę z narkotykami, co było dyskwalifikujące.
Spróbował więc swoich sił w wywiadzie floty USA, w którym podczas rekrutacji nie przeprowadzano obowiązkowego badania na wykrywaczu kłamstw. Jak ustalono podczas późniejszego śledztwa, zataił swoje problemy z narkotykami i w wielu miejscach podkolorował życiorys i kwalifikacje. Nikt nie odkrył kłamstw, a CIA miała odmówić US Navy wglądu w swoją teczkę osobową kandydata, która szybko zakończyłaby jego starania o posadę w wywiadzie floty. Tym sposobem w 1979 r. został zatrudniony jako analityk.
Niespełniony as wywiadu
Początki kariery były trudne, bowiem Pollard miał problem z uzyskaniem odpowiednich certyfikatów dostępu do tajnych dokumentów. Wyszły też na jaw jego kłamstwa w sprawie rzekomej pracy ojca dla CIA, a na dodatek zaoferował nawiązanie współpracy z wywiadem RPA, co wzbudziło podejrzenia przełożonych. Wniosek o zwolnienie go został jednak odrzucony, przeniesiono go jedynie na inne stanowisko. Później jeszcze raz otarł się o wyrzucenie z pracy, ale ponownie został po prostu przesunięty do mniej ważnych zadań.
Niezależnie od trudnego charakteru i różnych perturbacji Pollard okazał się bardzo dobrym analitykiem. Przez sześć lat swojej pracy dla wywiadu awansował pięć razy. Według odtajnionego w 2012 r. raportu CIA w latach 1979-85 zdobył uznanie większości swoich przełożonych.
Wraz z upływem lat pracy w wywiadzie US Navy w analityku miało jednak narastać niezadowolenie. On sam twierdzi, że raziło go nieprzekazywanie Izraelowi wielu tajnych danych zdobytych przez wywiad USA. Dodatkowo wielu współpracowników Pollarda miało przejawiać wrogość wobec Państwa Żydowskiego, co budziło jego silny sprzeciw i chęć wsparcia pobratymców na Bliskim Wschodzie.
Dostęp do "każdej informacji"
W czerwcu 1984 r. Pollard nawiązał przy pomocy znajomego kontakt z pułkownikiem izraelskiego lotnictwa Aviemem Sellą, który studiował w Nowym Jorku. – Mam dostęp do każdej informacji, jaką możesz sobie wyobrazić. Chcę pomóc Izraelowi. Pomimo tego, że USA i Izrael formalnie współpracują w zakresie wywiadu, nasze władze nie przekazują informacji, które mogłyby ratować życie Izraelczyków. Ja chcę je przekazać – miał powiedzieć pośrednikowi podczas pierwszego spotkania w waszyngtońskiej synagodze.
Izraelczycy postanowili zaryzykować i nawiązali współpracę, choć początkowo bardzo ostrożnie, zanim nie upewnili się, że nowy kontakt nie jest przynętą FBI. Młody analityk szybko okazał się dla Izraelczyków prawdziwą żyłą złota. Zaczął regularnie dostarczać walizki tajnych dokumentów, które wynosił z siedziby wywiadu US Navy co dwa tygodnie w piątek wieczorem, gdy większość pracowników wyszła już z pracy. Jednego razu przyniósł Izraelczykom aż sześć neseserów wypchanych ściśle tajnymi informacjami.
Część przedstawicieli izraelskiego wywiadu miała wyrażać poważne obiekcje w związku z tą współpracą. Uznano go za niestabilnego, wybuchowego, lekkomyślnego i nierzetelnego. Miał przejawiać "niezaspokojony apetyt na tajemnice" i dostarczał Izraelczykom rzeczy, o które nawet nie prosili, jak na przykład szczegółowe informacje o radzieckich bazach rakiet międzykontynentalnych. Obawiano się też potężnej afery, która wybuchnie po nieuchronnej wpadce szpiega. Pomimo tego współpraca została nawiązana i pogłębiona, bo dostarczane informacje były bezcenne.
Zgubiła go panika
Eldorado dla izraelskiego wywiadu trwało niemal półtora roku. Przez ten czas Pollard nie niepokojony wyniósł około miliona tajnych dokumentów, które mogłyby zapełnić mały pokój o wymiarach 2x2 m aż po sufit. Ostatecznie zdrada wyszła na jaw dzięki anonimowej informacji od jednego ze współpracowników analityka, który poinformował przełożonych o podejrzanej aktywności Pollarda w piątkowe wieczory.
Sprawą zajęło się FBI, którego agenci tydzień później przyłapali go na wynoszeniu tajnych dokumentów z biura. Ponieważ jeszcze nie był formalnie podejrzany, dostał zgodę na telefon do żony, którą poinformował o wpadce przy pomocy słowa "kaktus" wplecionego w rozmowę. Anne Pollard zniszczyła lub usunęła z mieszkania większość tajnych dokumentów, zanim na miejsce dotarli agencji FBI w towarzystwie jej męża.
Kilka dni później, kiedy przełożeni Pollarda nakazali mu przejście testu na wykrywaczu kłamstw, przyznał się do nielegalnego wynoszenia i przekazywania tajnych dokumentów. Nie wspomniał o współpracy z Izraelczykami. Został umieszczony pod dozorem FBI, ale nie aresztowany. Wykorzystał to i jeszcze tego samego dnia spotkał się z płk. Sellą, którego poinformował o problemach. Izraelczyk poinstruował Amerykanina, że ma natychmiast uciekać pociągiem do Kanady, a potem do Europy. Sam w ciągu doby wyjechał z USA, tak jak trzech innych agentów pracujących przy sprawie Pollarda.
Sam zdrajca spanikował. Dała o sobie znać jego niestabilna natura. Zamiast uciekać do Kanady, co prawdopodobnie pozwoliłoby mu uniknąć aresztowania, postanowił wraz z żoną otwarcie udać się do ambasady Izraela w Waszyngtonie i poprosić o azyl. Dyplomaci nie mieli jednak pojęcia, kim są Pollardowie i odprawili ich z kwitkiem. Śledzący małżeństwo agenci FBI szybko zorientowali się w sytuacji i już nie byli pobłażliwi. Gdy tylko para opuściła teren ambasady, została otoczona przez funkcjonariuszy i aresztowana. Był 21 listopada 1985 r.
Zaskakująco ostra kara
Skala zdrady Pollarda i jego związków z izraelskim wywiadem nie była początkowo oczywista. Analityk kluczył w zeznaniach i próbował zwodzić przesłuchujących. Sprawa zaczęła go jednak szybko przerastać. Administracja prezydenta Ronalda Reagana zareagowała ostro i choć nie były znane jeszcze wszystkie szczegóły afery, Waszyngton zagroził Izraelowi zerwaniem współpracy wojskowej oraz wywiadowczej, co byłoby potężnym ciosem dla Państwa Żydowskiego uzależnionego od amerykańskiej pomocy.
Izraelczycy poszli więc na współpracę z Amerykanami, ale próbowali kryć swoich ludzi. Gdy śledczy powiedzieli Pollardowi, że Izrael spisał go na straty i wyjawił skalę jego zdrady, ten kompletnie się załamał i sam zaczął pełną współpracę. Wyjawił między innymi to, że Izraelczycy próbowali zwodzić Amerykanów, nie udzielając im pełnych informacji. Mieli też nie oddać im wszystkich tajnych dokumentów.
Podczas procesu Pollard próbował przedstawiać siebie jako żydowskiego patriotę, który chciał pomóc Izraelowi, a nie zaszkodzić USA. – Ja i mój mąż zrobiliśmy, czego od nas oczekiwano zgodnie z naszym moralnym zobowiązaniem jako Żydów i istot ludzkich. Nie mam wyrzutów sumienia – mówiła w wywiadzie żona Pollarda. Sąd nie dał temu jednak wiary, bo zdrajca brał od Izraelczyków pieniądze (łącznie kilkanaście tysięcy dolarów w gotówce i liczne drogie prezenty warte o wiele więcej), a ponadto sprzedawał lub próbował sprzedawać tajemnice innym państwom, do czego miała go nakłonić właśnie żona.
"Prawda niekoniecznie zgodna z mitem"
Ostatecznie Pollard usłyszał wyrok dożywocia. Było to znacznie więcej niż 20 lat więzienia, o które wnioskowali oskarżyciele. Na decyzji sędziego miał zaważyć tajny raport Pentagonu o skali strat wyrządzonych przez zdrajcę, który później okazał się być przynajmniej częściowo zmanipulowany i przesadzony. Całość jego treści pozostaje jednak tajna do dzisiaj. Anne Pollard usłyszała wyrok pięciu lat więzienia, ale wyszła po trzech i pół roku odsiadki z powodu złego stanu zdrowia.
Ostry wyrok wywołał liczne kontrowersje. Nawet szpiedzy pracujący dla ZSRR otrzymywali mniejsze kary, choć przekazywali informacje państwu wrogiemu, a nie zaprzyjaźnionemu. Wraz z upływem lat zapomniano o okolicznościach zdrady Pollarda i w Izraelu stał się kimś w rodzaju bohatera narodowego, cierpiącego za swoją patriotyczną postawę. Najwyżsi przedstawiciele władz Państwa Żydowskiego podczas wizyt w USA regularnie próbowali nakłonić Amerykanów do wypuszczenia go na wolność. Sprawa stała się w Izraelu czymś tak znaczącym jak choćby kwestia wiz do USA w Polsce. Niemal sakramentalnym pytaniem zadawanym oficjelom po powrocie z Waszyngtonu było: "Czy poruszono sprawę Pollarda?".
Amerykanie konsekwentnie przez dekady zbywali Izraelczyków. Przy jednej okazji wiceprezydent USA Dick Chenney powiedział prokuratorowi generalnemu Izraela Elyakiemu Rubinstinowi, po tym jak ten wspomniał Pollada podczas rozmowy, żeby "nie marnował czasu". Gdy Bill Clinton wydawał się przychylać do próśb Izraelczyków, wszyscy szefowie amerykańskich służb zgodnie zagrozili dymisjami, wobec czego prezydent szybko wycofał się z pomysłu uwolnienia zdrajcy.
Teraz, po 30 latach, historia Pollarda się kończy. W Izraelu trwają starania o sprowadzenie go do kraju jako bohatera narodowego. Jednak jak twierdzi doświadczony izraelski dziennikarz Shimon Shiffer, który był na sali sądowej w 1987 r., gdy wydawano wyrok, i przeprowadził z nim trzygodzinny wywiad, mit Pollarda bohatera jest niezasłużony. – Przez ostatnie miesiące rozmawiałem z wieloma osobami zaangażowanymi w tę aferę, tak po stronie amerykańskiej, jak i izraelskiej. Po 30 latach i blisko końca jego osadzenia wielu uważało, że czas powiedzieć prawdę. Tym bardziej że prawda niekoniecznie jest zgodna z mitem, który zbudowano wokół Pollarda – napisał Shiffer w izraelskiej gazecie "Yedioth Ahronoth".