Komediowy serial "Sługa narodu" bije na Ukrainie rekordy popularności. Jego głównym bohaterem jest skromny i uczciwy nauczyciel, który przez przypadek zostaje prezydentem kraju. Rozpoczyna walkę z korupcją i bezdusznymi urzędnikami. Grający rolę prezydenta aktor, Wołodymyr Zełenski, na fali popularności serialu postanowił wystartować w prawdziwych wyborach prezydenckich. I wiele wskazuje na to, że może je wygrać.
Wasyl Piotrowicz Hołoborodko nie wytrzymał nerwowo. Przed swoim kolegą z pracy wygłosił płomienną tyradę na temat ukraińskiej klasy politycznej.
- Ci dranie doszli do władzy, żeby tylko kraść, kraść i kraść. Nasi politycy nie znają historii, ale są genialnymi matematykami. Wiedzą, jak dodawać, dzielić i mnożyć swój majątek. Chciałbym, żeby każdy prezydent żył jak nauczyciel - wykrzyczał.
Jego wystąpienie z ukrycia nagrał uczeń ze szkoły, w której Hołoborodko uczył od lat. Filmik trafił do sieci i zyskał tak ogromną popularność, że skromny nauczyciel, mimo woli, został wybrany na prezydenta. Nowa głowa państwa rozprawia się z korupcją, kraj pod wodzą "zwykłego człowieka" staje się sprawiedliwy i bogaty. Tak w ogromnym uproszczeniu wygląda fabuła "Sługi narodu", serialu komediowego, który pokochały miliony Ukraińców.
Za "Sługą narodu" stoi 41-letni Wołodymyr Zełenski. Jest producentem serialu i jednocześnie gra w nim główną rolę. Zanim powstał film, Zełenski nie był postacią anonimową. Popularność zdobył pod koniec lat 90. jako komik, założyciel popularnej grupy kabaretowej, w której parodiował prezydentów: Wiktora Juszczenkę, Wiktora Janukowycza i obecną głowę państwa Petra Poroszenkę. Dorobił się sporych pieniędzy jako producent telewizyjny, ale dopiero emitowany od 2015 roku "Sługa narodu" przyniósł mu prawdziwą sławę.
- Ukraińcy, którzy chcą zmian, widzą swoje odbicie w postaciach z naszego serialu. Skoro w serialu nauczyciel może zostać prezydentem, to może chirurg ma szansę zostać ministrem zdrowia albo zwykły informatyk może stanąć na czele wydziału bezpieczeństwa informatycznego. Prawdziwe życie oczywiście nie jest takie proste – tak dwa lata temu Zełenski tłumaczył fenomen "Sługi narodu" portalowi filmowemu Cinema Escapist.
Dziś, wbrew dawnym wypowiedziom, Zełenski przekonuje, że życie jest jednak proste. Swoje pięć minut postanowił wykorzystać w polityce. W noc sylwestrową ogłosił, że wystartuje w wyborach na prezydenta Ukrainy, które odbędą się 31 marca. Wielu rodaków uznało to za żart, ale Zełenski mówił jak najbardziej serio. Przedstawił się Ukraińcom jako uczciwy kandydat spoza układów, świeża twarz w polityce, niczym jego alter ego – serialowy prezydent Hołoborodko.
- Wierzę, że mogę coś zmienić na Ukrainie tylko z tobą. Nie stój z boku. Dołącz do mojego zespołu. Nieważna jest twoja płeć, wyznanie, wykształcenie czy język, którym mówisz. Ważne, że nigdy nie zajmowałeś się polityką - zaapelował Zełenski w mediach społecznościowych.
Jeden przeciw wszystkim
Postanowił wykorzystać rozczarowanie rodaków dotychczasową klasą polityczną, zaczął przekonywać, że jest kandydatem apolitycznym i antysystemowym. I strzelił w dziesiątkę. Od razu trafił na trzecie miejsce wyborczego peletonu. Na początku stycznia chciało na niego oddać głos około 8-9 procent wyborców. Prowadzili starzy wyjadacze - Julia Tymoszenko i urzędujący prezydent Petro Poroszenko.
- Popierają mnie ci, którzy są przeciwko wszystkim. Ich liczba rośnie, a to oznacza, że ci ludzie żyją w okrutnym szarym świecie pełnym rozczarowań. Rozczarowani ludzie potrzebują nowej twarzy, a ja jestem naprawdę nowy - przekonywał Zełenski.
Miał rację, liczba popierających go rosła. Sondaże opublikowane w lutym okazały się prawdziwym trzęsieniem ziemi. Badanie przeprowadzone przez centrum analityczne im. Ołeksandra Razumkowa wskazało, że Zełenski ma szansę na zdobycie 19 procent głosów, co przy rekordowych 44 zarejestrowanych kandydatach dało mu pierwsze miejsce (w tym samym sondażu Poroszenko ma 16,8 procent, a Tymoszenko 13,8 procent). W innych sondażach aktor osiągał nawet 23 procent poparcia.
Zełenski wzbudza autentyczną nadzieję w wielu Ukraińcach. Na kijowskiej ulicy nietrudno spotkać jego zwolenników.
- On zarobił sporo pieniędzy na swoich biznesach, nie potrzebuje więcej. Dlatego nie będzie kradł – tłumaczy swoje poparcie dla Zełenskiego Inna Łysak.
- Polityczne dinozaury, takie jak Tymoszenko i Poroszenko, mają złą reputację. Są politykami od czasu, kiedy Ukraina odzyskała niepodległość, i zdążyli się ubrudzić. A Zełenski jeszcze się nie ubrudził - mówi Stanisław Wer.
- Nie zajmuję się tylko polityką i myślę, że to jeden z powodów, dla których ludzie mi ufają. Po pierwsze, ludzie są zmęczeni starą polityczną gwardią. Po drugie, jestem osobą otwartą, to nie jest wyuczona poza. Jestem taki, jakim byłem, zanim zacząłem kandydować na prezydenta. To, że popiera mnie tylu ludzi, pokazuje, że na Ukrainie istnieje prawdziwa demokracja - mówi Zełenski.
Brudna kampania
Skazywany początkowo na rolę outsidera Zełenski stał się czarnym koniem wyścigu o prezydenturę. Największe poparcie ma wśród młodych Ukraińców, w przedziale wiekowym 18-30 lat uzyskuje nawet 30 procent głosów. Kluczowe dla jego sukcesu będzie to, czy młodzi wyborcy stawią się przy urnach.
- Badania to jedno, ale młodzi trzymają się z dala od polityki. Są zmęczeni ciągłymi "pomarańczowymi rewolucjami", które przynoszą tylko obietnicę zmian. Nie wierzą w to, że polityka może coś zmienić w ich życiu. Jednak przeciwnicy Zełenskiego wykazaliby się naiwnością, gdyby nie doceniali jego szans, bo praktycznie każdy sondaż pokazuje, że prowadzi on w wyścigu wyborczym. Dodatkowo badania wskazują, że w drugiej turze wyborów wygra z każdym. Jednak wiele będzie zależeć od tego, czy w ciągu najbliższych kilku tygodni nie zacznie się brudna kampania przeciwko niemu - tłumaczy w rozmowie Magazynem tvn24.pl Fidel Pawlenko, były dziennikarz BBC i były szef ukraińskiej redakcji telewizji Euronews.
Pierwsza skaza na wizerunku pojawiła się dość szybko. Śledztwo dziennikarzy Radia Swoboda wykazało, że Zełenski zarejestrował na Cyprze spółkę, która prowadzi studio filmowe w Rosji i ubiega się o dotacje z kremlowskich pieniędzy publicznych. Kandydat zarzekał się wcześniej, że po aneksji Krymu pozamykał wszelkie biznesy prowadzone w Rosji. Po ujawnieniu rewelacji Zełenski najpierw się wściekł i wszystkiemu zaprzeczył. Potem przeprosił, przyznał się do winy i ostatecznie obiecał, że pozbędzie się obciążającej jego wizerunek cypryjskiej firmy.
Od związków z Rosją musiał się odcinać nie po raz pierwszy. Na co dzień używa tylko języka rosyjskiego, co zwłaszcza w zachodniej Ukrainie nie jest dobrze odbierane. Sam przyznaje, że języka ukraińskiego zaczął uczyć się dopiero na początku 2017 roku. Prawicowi politycy zarzucają mu, że kiedy ukraińskie władze zaproponowały wprowadzenie zakazu występów dla aktorów z Rosji na terenie całego kraju, Zełenski protestował.
Jego zwolennicy przekonują, że jest prawdziwym patriotą, bo w 2014 roku przekazał milion hrywien (około 140 tysięcy złotych, w 2014 roku kurs hrywny był wyższy) na potrzeby walczącej w Donbasie ukraińskiej armii, a jego firmy aktywnie wspierają weteranów wojennych i ich rodziny. Zełenski przed laty miał też mówić, że w każdej chwili może sam stanąć do walki przeciwko rosyjskiemu okupantowi, za co w Rosji spotkał go ostracyzm.
Przeciwnicy w walce o prezydenturę z pewnością będą coraz głośniej zadawać pytanie, kto naprawdę stoi za Zełenskim. W domyśle - którzy oligarchowie. Zełenski twierdzi, że nie stoi za nim jakakolwiek siła polityczna czy grupa biznesowa, oprócz oczywiście jego własnej partii (nazwa, a jakże - Sługa Narodu), którą wiosną 2018 roku założył jego kolega ze studia filmowego.
- Mówi, że kampanię finansują on sam i grupa jego zwolenników. Jednak istnieją silne domniemania, że może mu pomagać kilku oligarchów, szczególnie Ihor Kołomojski, zagorzały przeciwnik prezydenta Poroszenki. Jednym z jego głównych biznesów jest popularny kanał telewizyjny 1+1, który emituje programy Zełenskiego, choć sam kandydat twierdzi, że on i pan Kołomojski są tylko partnerami biznesowymi - mówi Fidel Pawlenko.
- Nie ma o czym mówić. Nie mam z Kołomojskim żadnych związków – mówi Zełenski, ale to telewizja oligarchy emituje "Sługę narodu". To telewizja 1+1 w noc sylwestrową wyemitowała przemówienie Zełenskiego w momencie, kiedy pozostałe stacje nadawały zwyczajowe orędzie prezydenta Poroszenki.
Kołomojski jest jednym z najbogatszych Ukraińców. Od 2015 roku, po ostrym konflikcie z Poroszenką, przebywa na emigracji. Mieszka w Szwajcarii, z obawy przed aresztowaniem za malwersacje finansowe nie przyjeżdża na Ukrainę. Odsunięcie Poroszenki od władzy jest jego głównym celem. Po to 12 lipca 2018 roku miał odbyć tajne spotkanie w Warszawie z Julią Tymoszenko, o którym informowali dziennikarze RMF FM. Potem w grze pojawił się Zełenski. Ale dla kandydata, chcącego uchodzić za antysystemowego, oskarżenie, prawdziwe lub nie, o współpracę z jakimkolwiek oligarchą to wielki problem.
- Osoba bez stabilnego zaplecza politycznego, zależna od silnej grupy oligarchów, nie może zostać prezydentem. Nie może być tak, że ktoś stoi za nim i manipuluje nim. On jest tylko kukiełką – tak Jelena, mieszkanka Kijowa, tłumaczy, dlaczego nie zagłosuje na Zełenskiego.
Zabójcza broń
Zełenski ma w ręku zabójczą broń przeciwko wszelkim zarzutom, zarówno tym starym, jak i tym, które może przynieść końcówka kampanii. To trzeci sezon "Sługi narodu", który zostanie wyemitowany w marcu, w najgorętszym momencie walki wyborczej.
- Zwiastuny nadawane są już teraz i pełne są ostrej krytyki, wymierzonej w prezydenta Poroszenkę i jego otoczenie. Opozycyjne media sugerują, że Poroszenko i lojalni wobec niego posłowie próbują zablokować emisję serialu, zarzucając mu nielegalną agitację wyborczą – ocenia Fidel Pawlenko.
Zełenski zapowiedział także wyemitowanie nowego reality show o nazwie "Prezydent – sługa narodu", które ma na bieżąco relacjonować przebieg jego kampanii. Kontrkandydaci apelują do wyborców, by odróżniali Zełenskiego od serialowej postaci prezydenta Hołoborodki, ale nie jest to takie proste, bo lider sondaży umiejętnie gra stykiem fikcyjnej postaci z realną polityką.
- Większość zwolenników Zełenskiego rozumie, że nie jest on prezydentem Hołoborodką, czyli głównym bohaterem serialu. Ale on obiecuje wprowadzić wiele reform, które w serialu wprowadził w życie grany przez niego bohater, takich jak: zniesienie immunitetu dla prezydenta i posłów, twarda walka z korupcją i nepotyzmem, oddanie większej władzy samorządom. Wielu Ukraińców zdaje się myśleć, że skoro w serialowej rzeczywistości przyniosło to efekty, to dlaczego nie miałoby się to udać w prawdziwej polityce - mówi Pawlenko.
Kandydat przekonuje, tak jak jego serialowe alter ego, że chce tworzyć program razem z wyborcami. Wielkim poklaskiem cieszy się postulat zakończenia wojny na wschodzie Ukrainy. Jak to zrobić? Według Zełenskiego wystarczy rozmowa z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
- Jestem gotów dogadać się choćby z diabłem, byleby tam już nikt nie zginął – przekonuje Zełenski.
Większość jego obietnic jest pełna podobnych ogólników, ale to akurat nic nowego - nie tylko w ukraińskiej polityce.
- On obiecuje negocjowanie końca wojny na wschodzie Ukrainy, wyższe płace i emerytury, poprawę opieki zdrowotnej, zwalczanie korupcji, nowe możliwości dla biznesu, niższe podatki. Jego prezydentura ma wpuścić do polityki świeże twarze, nieubrudzone polityką. Wiele obietnic brzmi jak czysty populizm, ale to samo można zarzucić wielu innym kandydatom - mówi Pawlenko.
Zwolennicy Zełenskiego widzą nadzieję w krótkiej historii wyborów niepodległej Ukrainy. Tylko jeden z pięciu prezydentów - Leonid Kuczma – został ponownie wybrany na drugą kadencję. Ukraińscy wyborcy po prostu uwielbiają raz na jakiś czas wypróbowywać nowe twarze.
Na razie wszystko wskazuje na to, że Zełenski będzie mógł czuć się zwycięzcą wyborów już w momencie wejścia do ich drugiej tury. Czy tak się stanie, dowie się w idealny dla komika dzień - 1 kwietnia.
Autor jest dziennikarzem "Faktów o Świecie" w TVN24 BIS