Urzędniczkom brakuje mężczyzn, więc jest seksmisja. Jest pani wójt i żagle zwija ostatni sołtys. Panowie zostali wyeliminowani kulturalnie i merytorycznie.
Przewrót nastąpił w styczniu 2017 roku. Umarł Roman Banduch, wójt gminy Herby Śląskie, który rządził tą gminą - z czteroletnią przerwą - od 1991 roku.
Właściwie to inaczej: zmiana dokonywała się powoli, jak ewolucja biologiczna, a po śmierci wójta narodził się nowy rodzaj sprawowania władzy, polegający na rozmowie i słuchaniu, na uczeniu się i współpracy. Objawiła się prawdziwa demokracja, przypadkiem bądź nie, z kobietą u steru.
Ostatni sołtys w Herbach mówi, że nie mogło być inaczej. Że to miejsce było tej kobiecie przeznaczone. I że przejęła je delikatnie, prezentując się krótko i prawdziwie.
W wyborach uzupełniających na wójta wystartowało sześcioro kandydatów. Wszyscy bezpartyjni. Iwona Burek i mężczyźni.
93,27 procent poparcia
Nie było wzajemnego opluwania się, ale to akurat nie nowość w tej gminie, która liczy niespełna siedem tysięcy mieszkańców i muszą oni umieć sobie podać rękę w kościele. Nie było też plakatów, bo są niepotrzebne. W zasadzie nie było kampanii, kandydaci rozdali ulotki, najmłodszy założył stronę internetową i czekali na wyniki.
Aż przyszedł kwiecień 2017 roku. Oddano 2807 głosów.
Technik, lat 56, zdobył 65. Magister technologii w budownictwie, lat 41 - 99. Maturzysta, lat 30 - 116. Znowu technik, lat 58 - 185. Prawnik, lat 58 - 745. Resztę dostała Burek, ekonomistka, lat 45. Zagłosowało na nią 1568 osób.
Przyznać trzeba, że nie wzięła się znikąd. A dokładnie: z sąsiedniego gabinetu. Przez 14 lat, do śmierci Banducha, była jego zastępczynią. Startując z takiego stanowiska, mogła dawać ludziom gwarancję, że będzie, jak było, poczucie bezpieczeństwa, że nic się nie zmieni. Ludzie mogli zagłosować za kontynuacją polityki świętej pamięci wójta. Ale trzech konkurentów Iwony Burek zasiadało w radzie gminnej za Banducha i wszyscy w swoich ulotkach obiecywali to, co on rozpoczął: remonty dróg, place zabaw, latarnie uliczne i ogólnie poprawę estetyki gminy.
Półtora roku później, w tegorocznych wyborach samorządowych, Burek kandydowała ponownie. Ona jedna. Bez kontrkandydatów. Ludzie mieli do wyboru: za albo przeciw Burek.
Przy 51-procentowej frekwencji zdobyła 93,27-procentowe poparcie, jedno z najwyższych w Polsce.
7:1 dla kobiet
W urzędzie gminy witają nas sekretarka i pani sekretarz. Na dwudziestu pracowników jest tu tylko trzech mężczyzn. - Cieszymy się, że mamy chociaż tych trzech - mówią urzędniczki.
Kobiety rządzą biblioteką, wszystkimi trzema szkołami, ośrodkiem pomocy i domem pomocy społecznej. Mężczyźni jeszcze przeważają tam, gdzie praca fizyczna, w oczyszczalni ścieków i w straży pożarnej.
- Nie ma ich w administracji, niestety - mówi nowa wójt Iwona Burek.
- Ja też będę musiał zwinąć żagle w przyszłym roku - Józef Kozielski przewiduje już wynik wyborów na sołtysa w swojej wsi Chwostek. Dzisiaj jest ostatnim sołtysem w gminie Herby. Na ośmioro sołtysów siedem to kobiety, w tym żona zmarłego wójta Małgorzata Banduch.
- Dwie kadencje temu był jeszcze jeden mężczyzna. Ale przede mną sołtysem w Chwostku też była kobieta. Przez 20 lat, dopiero wiek ją zmusił do odejścia, miała 80 lat - dodaje Kozielski, lat 74.
W tym świetle dziwić może fakt, że Kozielski jest przewodniczącym rady gminy, oraz że z piętnastu radnych aż dziewięciu to mężczyźni. Ale wszyscy startowali z komitetu wyborczego Iwony Burek i z jednym wyjątkiem wygrali walkowerem. Pierwszy raz w historii Herb, wójt nie ma w radzie opozycji.
Jedynego kontrkandydata miał właśnie sołtys Kozielski. I tu kolejne zaskoczenie w tej sfeminizowanej gminie: przegrała z nim kobieta, kiedyś radna Herb. - Wystartowałam, bo mnie młodzi namawiali. Mogłabym być córką pana Józefa i chciałam reprezentować nasze pokolenie - tłumaczy Iwona Wysocka-Pawelczyk, lat 45. I zarzeka się: - Absolutnie nie chciałam tworzyć opozycji dla pani wójt. Głosowałam za panią Burek. To ciepła i mądra kobieta.
- Jest różnica między nią a wójtem Banduchem?
- Kolosalna.
On
Roman Banduch umarł nagle. Żona wiedziała, że miał cukrzycę, a każdy widział, że także nadwagę. Ale skończył dopiero 61 lat. Nie umiał odpoczywać, żona opowiada, jak prosto z urzędu, w krawacie wsiadał na traktor robić w gospodarstwie. Nie umiał posiedzieć nawet w niedzielę. Dostał udaru i już się nie podniósł. - Gdyby nie umarł, toby nadal rządził - uważa Iwona Wysocka-Pawelczyk.
W Polsce zasłynął z boiska, na którym nie rozegrał się żaden mecz. Jedyne takie w Herbach, wielofunkcyjne, ze sztuczną nawierzchnią, Banduch wybudował je za unijne 188 tysięcy złotych pod liniami wysokiego napięcia. Boisko trzeba było rozebrać, a dotację oddać.
Ale ludzie w Herbach pamiętają go od innej strony. Że jak się latarnia uliczna przepaliła, to Banduch brał żarówkę i osobiście wkręcał. Wystarczyło, że się ktoś poskarżył na dziurę w drodze, Banduch wysypywał asfalt i udeptywał własnymi nogami. Własnymi rękami wyłapywał wałęsające się po wsi psy. 15 sierpnia 2008 roku wieś rodzinną Banducha - Kalinę - nawiedziła trąba powietrzna. Zabiła jedną osobę, pięcioro raniła i zniszczyła 81 budynków. Banduch chodził po wsi i rozdawał ludziom pieniądze z własnej kieszeni, czyli z kasy gminy. Jak mogli go nie kochać?
- Pomagał realnie, ale rządził w sposób absolutny - przyznaje Wysocka-Pawelczyk.
Nie liczył się ani z głosami sprzeciwu, ani z przepisami. To znaczy pytał, chodził na spotkania, lubił być między ludźmi, a potem się dowiadywali, że zrobił tak, jak sam zamierzył. Wyciął sto drzew obok oczyszczalni ścieków pod staw rekreacyjny. Przekształcił przedszkole w dom pomocy społecznej i zatrudnił rodzinę. Położył asfalt w szczerym polu, bo to było jego pole.
W Herbach nie powiedzą na Banducha złego słowa, tutaj nawet o żywych nie mówi się źle.
Józef Kozielski mówi tak: Pani Iwona widziała przy poprzednim wójcie, co było dobre, a co złe, i teraz potrafi zrobić tylko dobrze.
Ona
- Ona ma potężne doświadczenie i opanowane sprawy środków unijnych. Drogi są nowe, można spacerować z kijami i jeździć rowerem wśród lasu, remizy odnowione od dachu począwszy po bramę, nowe pojazdy bojowe - wymienia Kozielski, sołtys i radny zarazem.
Poprzedni wójt nie słuchał, co mu ktoś podpowiadał. Wszystkiego musiał pilnować i jak powiedział, tak miało być. Ona też dogląda każdej pracy, patrzy, co i jak się robi, ale potrafi przejść do rozmowy, a to jest w tej chwili najważniejsze
Józef Kozielski, ostatni sołtys mężczyzna w gminie
- Ale skąd ludzie wiedzą, że to dzięki niej, skoro ona pracowała wtedy w cieniu wójta?
- Nie da się wszystkiego ukryć. Idzie echo. To tylko na pozór się wydaje, że się te pieniądze otrzymuje. Je trzeba pozyskać, a droga dokumentacyjna to kawał roboty. I ona potrafi to zrobić.
- Ona załatwia sprawy przez rozmowę i do każdego podchodzi indywidualnie, a nie, że tak trzeba i już, jak poprzedni wójt - mówi konkurentka Kozielskiego, Iwona Wysocka-Pawelczyk.
Kozielski: Poprzedni wójt nie słuchał, co mu ktoś podpowiadał. Wszystkiego musiał pilnować i jak powiedział, tak miało być. Ona też dogląda każdej pracy, patrzy, co i jak się robi, ale potrafi przejść do rozmowy, a to jest w tej chwili najważniejsze.
Wysocka-Pawelczyk: Nikt się teraz nie kłóci. Nie ma wzajemnej niechęci, wyrywania sobie władzy. Nasze miejscowości są piękne. Dla niektórych to było super, że wójt sam wkręcał żarówki, a mnie było wstyd. Jak to, wójt, w białej koszuli? Nie od tego jest. Wójt to osoba reprezentacyjna, a on pokazywał roboczą stronę wsi.
- Czas na kobiety - mówi Kozielski o nowej władzy w Herbach. - Powinienem zwinąć żagle, żeby był porządek.
Kobiety sołtyski, mówi Kozielski, to "tradycja Herb". Przyszedł czas na wójtki, tudzież wójcinie.
Żona pana wójta
- W domu mąż też rządził niepodzielnie? - pytam Małgorzatę Banduch, wdowę po wójcie Herb.
- Finansami ja się zajmowałam. On tylko wpadał coś zjeść.
- A kto decydował, gdzie na wakacje?
- My nie jeździliśmy na wakacje. Nigdy. Dla męża była tylko gmina.
- Nie wściekała się pani?
- Przyzwyczaiłam się, jeździłam sama na wycieczki.
- I pozwolił pani zostać sołtysem?
- Ja byłam sołtysem, zanim mąż został wójtem.
Mąż pani wójt
Iwona Burek wyciąga z kąta za szafą swojego gabinetu koszulkę foliową, taką na dokumenty, z pustą małpką i zgniecioną puszką po piwie. Znalazła w miejscu pracy podwładnego i musi z nim o tym porozmawiać.
W tym samym kącie stoi karton, który przyniosła na wypadek, gdyby przegrała wybory i musiała spakować swoje rzeczy.
- Mały ten karton - wtrącam.
- A cóż ja tu mam swojego? Same dokumenty, które nie są moje.
Sterty papierów i gazet leżą na biurku, obok niedopita herbata, z tyłu przy drukarce talerzyk z łyżeczką. Może Burek by posprzątała, ale przyjęła nas z ulicy, przyszliśmy bez zapowiedzi.
Nie ma zdjęć dzieci ani męża. Nie zarządziła przemeblowania. Po objęciu stanowiska w zeszłym roku nie zatrudniła nikogo na zastępcę. Nie chciała nikomu mieszać w życiu na półtora roku. Przecież miała tylko dokończyć kadencję po zmarłym wójcie.
Tak samo w programie: nie obiecywała rzeczy niepewnych, na które wiedziała, że nie zdobędzie pieniędzy. Napisała w ulotce, że wyremontuje ulicę Dworcową w Herbach i Podleśną w Kalinie, a nie że wszystkie od razu. I jak to zrobi po kolei, to pozyska teren od PKP i nadleśnictwa. Uzupełnianie, zwiększanie, utrzymanie tego, co jest, sukcesywne doposażanie, współpraca - takich użyła słów, wskazując, co poprawi i z kim.
- Mam wspaniałych współpracowników i radnych, którzy zaakceptowali mnie w połowie kadencji i pracowali ze mną merytorycznie i kulturalnie - mówi (do nowej rady z komitetu Burek weszli jej kontrkandydaci z zeszłorocznej walki o fotel wójta).
Przez czternaście lat, pisząc unijne projekty, "nabrała ogłady" w sprawach technicznych, wie, że droga ma podbudowę, która składa się z kilku warstw i tak dalej. Ale od tego ma fachowców.
- Ja, jako ja, co bym sama zrobiła? Niewiele. To współpracownicy mnie namawiali, żebym ponownie wystartowała, że dobrze by było, gdyby ktoś z urzędu został wójtem. Ja nigdy o tym nie marzyłam. Ja zawsze chciałam być księgową i nigdy nią nie zostałam. To duże obciążenie - bycie wójtem zmienia życie rodzinne. W niedzielę zawsze spotykaliśmy się na kawie, a teraz ja muszę czasem wyjść. Musieliśmy się z mężem inaczej podzielić obowiązkami domowymi. On jest dla mnie wsparciem, gdyby nie on, nie dałabym rady. Mąż teraz robi zakupy i gotuje. Przejął kuchnię.
Zawsze się mówiło, że na Śląsku to kobieta trzyma wszystko dobrą ręką. Kobieta zarządza domem. A czym jest taka gmina?
Iwona Wysocka-Pawelczyk, była radna gminy Herby Śląskie
- A potem co? Powiat? Sejmik?
Pieniądze
- Zawsze się mówiło, że na Śląsku to kobieta trzyma wszystko dobrą ręką. Kobieta zarządza domem. A czym jest taka gmina? Ja od 25 lat jestem pielęgniarką. Zajmuję się chorymi dziećmi, tak jak zajmowałam się swoimi - mówi Iwona Wysocka-Pawelczyk. I gdyby została sołtysem, zrobiłaby w Chwostku to, o czym marzą koledzy jej dzieci.
- Pani wójt powiedziała mi, że do powiatu startować nie zamierza. Gmina i na tym koniec. W powiecie rządzą mężczyźni. Może zostawili kobietom gminy i wsie, bo to żadna kariera, żadne pieniądze.
- Ale w tej pracy nie można patrzeć na zyski. Nie można być wtedy dobrym społecznikiem. Ja patrzyłam, co mogę zrobić dla moich dzieci, czyli dla przyszłego pokolenia.
- Ale ktoś musi zarobić na ich utrzymanie. Może mężczyźni nie mają czasu na społecznikowanie.
To nie jest tak, że herbowskie radne i sołtyski nie pracują. Ale...
- Mamy w Herbach dużo prywatnych firm - mówi pielęgniarka - i faktycznie szefują w nich mężczyźni.