Dla mnie największym wstrząsem jest historia obu braci: Bartka i Jakuba, którzy byli wykorzystywani seksualnie we własnym domu rodzinnym. Ksiądz przychodził do nich, korzystając z tego, że był dobrym znajomym rodziców, że ich ojciec był organistą kościelnym. Mieli wtedy trzeciego brata, który chorował (dziś już nie żyje). Potrzebne były pieniądze na leczenie i Jakub po prostu bał się, że jeśli komuś powie o tym, co robi ksiądz H., to ojciec straci pracę i wtedy nie będzie pieniędzy na leczenie. To jest coś, co mrozi krew w żyłach. To w jakiej matni ci chłopcy żyli – mówi w rozmowie z Magazynem TVN24 Tomasz Sekielski, współautor filmu "Zabawa w chowanego".
Bracia Tomasz i Marek Sekielscy pokazują historię, którą znali jeszcze przed premierą "Tylko nie mów nikomu". W swoim kolejnym dokumencie - "Zabawa w chowanego" - pokazują pasmo nieszczęść, które mogłoby zostać zatrzymane. Mogłoby, gdyby nie grzech zaniedbania duchownych, szczególnie jednego biskupa. To historia, która pokazuje tragedię konkretnych ludzi, ale i system, który mimo zeszłorocznych zapowiedzi Kościoła i polityków nie przeszedł uzdrowienia i w którym ofiara ciągle nie jest na pierwszym miejscu.
Maciej Kluczka (TVN24): "Zabawa w chowanego" to historia księdza, który molestował, biskupa, który go chował i historia chłopaków, dzisiaj mężczyzn, którzy stali się jego ofiarami? To historia tych ludzi, czy bardziej historia systemu, który na to pozwolił?
Tomasz Sekielski: To jest historia, która moim zdaniem, niestety, wciąż nie jest odosobniona, jeśli chodzi o działania i reakcje Kościoła, duchownych, hierarchów. To jest jedna konkretna historia, ale obawiam się, że nieodosobniona, jeśli chodzi o polski Kościół.
Historię księdza Arkadiusza H. śledzicie ty i twój brat od 2018 roku, czyli jeszcze przed premierą poprzedniego filmu "Tylko nie mów nikomu". Czy rok temu, po premierze, po dyskusji, po zapowiedziach biskupów i polityków liczyłeś na to, że sprawa księdza H. przyspieszy? Że szybciej znajdzie swój finał?
Bylem ciekaw, co będzie się działo w tej sprawie. Tym bardziej że film "Tylko nie mów nikomu" wywołał olbrzymią, gigantyczną społeczną debatę na temat przestępstw seksualnych, których dopuszczają się duchowni. Były wtedy wypowiedzi biskupów, którzy w tamtym filmie odmówili pokazania się, a stwierdzili później, że żałują tej decyzji, że trzeba było odpowiedzieć na pytania, które do nich mieliśmy. Mija parę miesięcy i my się zgłaszamy do biskupa kaliskiego Edwarda Janiaka z prośbą o wywiad w sprawie, która dotyczy księdza pracującego na terenie jego diecezji, w sprawie, o której on dobrze wie. I co? Biskup odmawia. Mniejsza z tym, że odmówił nam, ale on też odmówił spotkania z ofiarami księdza Arkadiusza H. Kompletny brak empatii, kompletny brak wrażliwości!
Czyli to, o czym rok temu mówił prymas Polak, dziękując ci za ten film, że po pierwsze liczą się ofiary i próba pomocy im na różne sposoby - to w przypadku biskupa Janiaka ta obietnica się nie sprawdziła?
Każdy, kto ogląda film "Zabawa w chowanego", widzi dokładnie, co się dzieje, jak osamotnione są ofiary, jak przez wiele miesięcy, krążąc od drzwi do drzwi, próbują po pierwsze zainteresować kogoś tą sprawą, po drugie liczą na sprawiedliwość. Ksiądz Arkadiusz ucieka i nie chce z nimi rozmawiać. Biskup też ucieka, odmawia spotkania. Prokuratura prowadzi śledztwo, ale wystąpiła już o kolejną opinię biegłych dotyczącą zdrowia psychicznego księdza. Mam poczucie złości, gdy obserwuję, jak osamotnione i pozbawione wsparcia, czy to instytucji państwowych, czy kościelnych, są ofiary przestępstw seksualnych.
Rozumiem, że bohaterowie waszego filmu ze strony Kościoła nie otrzymali żadnej pomocy. Czy otrzymali chociaż jakąś deklarację, zapowiedź działania?
Nie, nie otrzymali żadnej pomocy. Tam padają słowa, gdy Bartek spotyka się z delegatem w kurii kaliskiej, delegatem, który zajmuje się właśnie sprawami przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci przez księży. Ksiądz Kempa, tak nazywa się ten delegat, oczywiście bardzo miło i sympatycznie rozmawia z Bartkiem, zapewnia, że wszystkim zależy na tym, by sprawę wyjaśnić, by ksiądz H. przestał być księdzem, ale gdy ta rozmowa dobiega końca i Bartek pyta, czy może spotkać się z biskupem, że bardzo mu na tym zależy, słyszy, że owszem biskup też chce się spotkać, ale dopiero jak będzie wyrok sądu, czyli za kilka lat. Te sprawy tyle się toczą. Powtarzam - prokuratura nie zamknęła postępowania, do sądu nie trafił jeszcze akt oskarżenia, a nawet gdyby trafił w ciągu najbliższych tygodni, to zanim się odbędą rozprawy, zanim zapadnie wyrok, to mówimy o paru latach. Biskup Edward Janiak jest w stanie spotkać się z ofiarami za kilka lat, gdy zapadnie wyrok sądowy. To jest niewytłumaczalne dla mnie zachowanie.
W filmie pokazujecie rozmowę rodziców innej ofiary, którzy zgłaszają się do kurii i tam pada ważne zdanie, że kuria chce, żeby przyszła do nich sama ofiara, żeby to ona zgłosiła sprawę. To jest zapisane w prawie czy w kościelnych rozporządzeniach, czy to jest specjalna strategia?
To jest strategia. Biskup miał pełne prawo i możliwość wszczęcia postępowania kościelnego, przeprowadzenia wewnętrznego śledztwa. To jest wykręt. To, że musi przyjść bezpośrednio ofiara, to jest wykręt, to jest próba niezajmowania się tematem. W prawie kanonicznym jest zapisane, że biskup może wszcząć postępowanie wobec księdza, gdy otrzyma uzasadnioną informację o możliwości popełniania czynu zabronionego. Nie jest tam napisane, że ofiara musi przyjść osobiście. Przecież przyszli rodzice ofiary! To są ludzie, którzy przychodzą do biskupa zrozpaczeni, którzy oczekują wsparcia i pomocy, a są de facto wyrzuceni za drzwi. W filmie prezentujemy tę rozmowę, ponieważ na szczęście rodzice nagrali spotkanie z biskupem. Zachowanie hierarchy jest oburzające. Zero współczucia, zero troski, czy o tych rodziców, czy o ich syna. Są potraktowani jak naprzykrzający się petenci.
Do ilu ofiar księdza Arkadiusza H. dotarliście?
Wiemy, że ofiar było co najmniej kilkanaście. Zaczęło się od maila, który napisał do mnie Bartek, jeden z braci. Spotkałem się z nim w 2018 roku i początkowo myślałem, że ta historia pojawi się w filmie "Tylko nie mów nikomu", ale im dłużej się nią zajmowałem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że ona jest zbyt obszerna, żeby zmieścić ją w filmie, w którym jest i tak dużo wstrząsających historii. Postanowiłem więc, także ze względu na to, że prokuratorskie śledztwo się dopiero rozkręcało, poczekać na to, co się wydarzy. Po premierze "Tylko nie mów…" odezwał się Jakub, brat Bartka, który początkowo nie chciał na ten temat mówić, ale po obejrzeniu pierwszego filmu postanowił ze mną porozmawiać, postanowił wystąpić w naszym nowym filmie. Później jeszcze przekonaliśmy Andrzeja, kolejną ofiarę księdza Arkadiusza, aby także dał swoje świadectwo, aby opowiedział o tym, co przeżył. Jestem im szalenie wdzięczny. To są niezwykle odważni ludzi, którzy pokazują swoją twarz, ujawniają imiona i nazwiska, i naprawdę zasługują na olbrzymi szacunek. Jeśli chodzi o to, ile jest w sumie ofiar, to może po zakończeniu śledztwa prokuratury tego się dowiemy. Niestety większość tych spraw jest przedawniona, natomiast sprawa Bartka, którą zgłosił przed ukończeniem 30. roku życia, nie przedawniła się i myślę, że jeśli nawet prokuratura będzie to śledztwo, to postępowanie, ciągnęła jakiś czas, to tak czy inaczej ta sprawa trafi do sądu i jestem przekonany, że będzie w tej sprawie akt oskarżenia.
Kilka faktów, które miały miejsce od premiery "Tylko nie mów nikomu". Oświadczenie prymasa i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. List pasterski "Wrażliwość i odpowiedzialność". Papież Franciszek wydaje dekret znoszący tajemnicę papieską w sprawach dotyczących nadużyć wobec nieletnich. Ojciec Adam Żak - koordynator do spraw ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski - przygotowuje szkolenia dla księży. Kolejne diecezje wydają szczegółowe wytyczne, co w kontaktach z dziećmi jest dozwolone, a co nie. I co? To wszystko nie dało owoców? A może trzeba na nie jeszcze poczekać?
Jak widzimy w "Zabawie w chowanego", te szkolenia na razie niewiele dały. Też nie chcę generalizować, bo pewnie można wskazać przypadki, gdy jakiś hierarcha czy inny duchowny reaguje prawidłowo, gdy dowiaduje się, że czynny ksiądz wykorzystywał seksualnie dziecko, ale uważam, że te działania są ciągle zbyt mało stanowcze i zbyt zachowawcze. Musi dojść do rozliczeń na najwyższych szczeblach kościelnych władz. Biskupi odpowiedzialni za ukrywanie, tuszowanie, przenoszenie księży powinni co najmniej podać się do dymisji albo zostać odwołani ze swoich biskupstw przez Watykan. To byłby wyraźny sygnał. Jeśli po filmie "Zabawa w chowanego" biskup Edward Janiak poda się do dymisji, w co nie do końca wierzę, ale może zdarzy się cud, to na pewno Watykan powinien zareagować. To byłby jasny, wyraźny, czytelny sygnał i być może wstrząs, który wreszcie zrozumieliby hierarchowie, z których niestety większość (takie odnoszę wrażenie) uważa, że ten problem można bagatelizować. Większość nie zauważa tego problemu, brakuje im empatii, brakuje im wrażliwości wobec ofiar, uważają po prostu, że można grać na czas. Niektórzy traktują to jako atak na Kościół. Chciałbym więc przy okazji powiedzieć, że ten film nie jest atakiem na Kościół. Jeśli coś atakuje i niszczy Kościół, to przestępcy, którzy nosząc sutanny krzywdzą dzieci. Jeśli coś jest atakiem na Kościół, to niewłaściwe, pozbawione empatii działania kościelnych hierarchów, ukrywanie skandali. To niszczy Kościół, a nie fakt, że ofiara domaga się prawdy, domaga się sprawiedliwości, jakiegoś zadośćuczynienia i przeprosin. Niszczeniem Kościoła nie jest pokazywanie patologii, która w szeregach duchownych się zdarza. Niszczeniem czy działaniem na szkodę Kościoła jest ukrywanie tej patologii.
O czym po "Tylko nie mów nikomu" mówił ksiądz Jacek Prusak w kazaniu, kiedy w kościele dostał brawa od wiernych. Mówił wtedy o wilkach w sutannach, których dosięgnie sprawiedliwość, którzy powinni się bać. Po roku widać, że ten strach mógł u sprawców szybko zelżeć.
Znaleźliśmy się w miejscu, w sytuacji, w której trzeba jasno powiedzieć, że jeśli nie będzie presji społecznej, jeśli nie będzie presji wiernych, jeśli nie będzie wreszcie presji instytucji państwowych, to Kościół nie jest w stanie z tym tematem się uporać, rozliczyć i samooczyścić. Potrzeba impulsu z zewnątrz. Potrzebna jest presja, która sprawi, że duchowni zrozumieją, że nadszedł czas sądu, o którym mówił ksiądz Prusak i że przed tym nie uciekną. Odkładanie w czasie tych rozliczeń może sprawić, że polski Kościół znajdzie się w trudnej sytuacji, jak w Kościół w Irlandii czy w Stanach Zjednoczonych. Widać, czym zakończyło się udawanie i ukrywanie tego tematu właśnie w tamtych Kościołach, gdzie nie postanowiono stanąć w prawdzie i dokonać zdecydowanych i jednoznacznych rozliczeń. W Polsce wciąż jest gra na czas, udawanie, że nie ma problemu.
O czym mówi w waszym filmie Tomasz Terlikowski. Mówi, że droga amerykańska powinna być z tyłu głowy polskich duchownych. A Tomasz Terlikowski nie może być uznany za kogoś, kto chce źle dla Kościoła w Polsce.
Wręcz przeciwnie. Jest to osoba, która z troską pochyla się nad problemami wspólnoty, nad problemami Kościoła. Czytałem jego bardzo poruszający wpis na Twitterze, który się kończy słowami, że dziś Jezus ma twarz krzywdzonego dziecka, wykorzystywanego seksualnie przez duchownych. Myślę, że wiele osób zgodzi się z Tomaszem Terlikowskim, wiele osób, które uważają się za osoby wierzące, osób związanych z Kościołem i to one powinny też wywierać presję na kościelnych hierarchów, na proboszczów, na księży, na całe duchowieństwo, aby wreszcie Kościół uczciwie zmierzył się z tym problemem i niekiedy do bólu przeprowadził samooczyszczenie.
Bazując na kazusie amerykańskim, Tomasz Terlikowski mówi, że nie można czekać na wymiar sprawiedliwości państwowy. Oczywiście on powinien funkcjonować sprawnie, ale Kościół we własnym interesie (i nie mówię tego pejoratywnie) powinien z ofiarami dogadywać się (i to też w dobrym tego słowa znaczeniu), wyciągać do nich rękę i wypłacać odszkodowania.
Odszkodowania dla większości ofiar nie są najważniejsze, ale bez wątpienia to byłby istotny gest, tym bardziej, że wiele z tych osób potrzebuje pomocy finansowej. To, że często nie potrafią sobie ułożyć życia, że ich życie bywa kompletnie rozwalone, wynika z tych traumatycznych przeżyć. Mają problemy w relacjach z bliskimi, mają przez to też problemy zawodowe, ich kariery nie toczą się tak, jakby mogły się potoczyć. Zdarza się więc, że potrzebują wsparcia finansowego. Chociażby po to, by sfinansować terapię. Niewątpliwie, gdyby Kościół zdecydował się i uczciwie zaczął wypłacać odszkodowania, to byłby istotny i ważny gest. Niestety obecnie dzieje się to albo po jakichś procesach sądowych, albo pokątnie przyjeżdża prawnik, tajna umowa, i pieniądze wypłacane są przez jakieś fundacje. Wiem o przynajmniej jednym przypadku, kiedy to "odszkodowanie" wypłaciła Caritas. Konkretny biskup podpisał umowę z ofiarą, a pieniądze wypłaciła Caritas. Oczywiście nie o to chodzi, by Caritas wypłacała odszkodowania. Opowiadam to raczej jako ciekawostkę, w jaki sposób próbuje się Kościół z tymi osobami rozliczać. W większości przypadków nie ma chęci kontaktu, zadośćuczynienia czy po prostu wsparcia moralnego, psychicznego.
Drzwi kurii powinny być otwarte szeroko dla ofiar, a w waszym filmie widzimy księdza, który rozmawia z braćmi w klimacie "Czego chcecie?", a nie "A jak wam pomóc?”. To nie jest rozmowa zatroskanego księdza, tylko człowieka, który chce rozwiązać problem swojej instytucji.
To jest dla mnie oburzające zachowanie, bo pada zdanie: "No, bo pan nie zgłosił tego do kurii”, na co Bartek mówi: "Ale przecież mój pełnomocnik przyszedł w związku z żądaniem odszkodowania”. Wydawałoby się, że to jedno z drugim się łączy. Przecież pełnomocnik Bartka, który rozmawiał z przedstawicielem kurii, mówił, że Bartek w związku z wykorzystywaniem seksualnym przez tego i tego księdza będzie domagać się odszkodowania, że jest propozycja ugody i porozumienia się bez konieczności procesu. Po czym Bartek idzie i ksiądz oznajmia: "No, ale pan nie zawiadomił kurii". Słyszy, że to nie jest to samo. Ręce opadają! To jest kompletny brak empatii i logiki!
Oburzająca jest też opisana sieć powiązań, znajomości miedzy biskupami, przenoszenie księdza z diecezji wrocławskiej do bydgoskiej, bo biskupi się znają i księdzu, który się chowa, "okazują łaskę" i znajdują mu bezpiecznie schronienie. Tak, jakby sprawca był ofiarą.
Biskup Edward Janiak, który jest dziś biskupem kaliskim, wcześniej był biskupem pomocniczym wrocławskim. I to biskup Janiak uczestniczy w przeniesieniu innego księdza - księdza Pawła K., dzisiaj już byłego księdza - do Bydgoszczy. W tym czasie we Wrocławiu policja zatrzymała już księdza K. w związku z tym, że próbował zapłacić chłopcom za seks. W jego komputerze znaleziono pornografię dziecięcą. Zostaje przeniesiony do Bydgoszczy, do innej diecezji. Okazuje się, że Edward Janiak był nauczycielem w seminarium, do którego uczęszczał ksiądz K. Tego księdza, w tym seminarium, uczył też biskup bydgoski Jan Tyrawa. I biskup Tyrawa przygarnia księdza K., który przez to, że jest przeniesiony do Bydgoszczy, poznaje kolejne swoje ofiary. Jedna z nich wytoczyła proces cywilny diecezji wrocławskiej i bydgoskiej. Wygrała, sąd pierwszej instancji przyznał jej 300 tysięcy złotych odszkodowania, zgadzając się z pozwem, że to właśnie nieodpowiedzialne działania biskupów wrocławskich i bydgoskich doprowadziły do tego, że ta konkretna osoba została skrzywdzona przez księdza.
I co się dzieje dalej? Mija jakiś czas i ksiądz Edward Janiak przestaje być biskupem pomocniczym Wrocławia, otrzymuje diecezję kaliską i w 2016 roku przychodzą do niego rodzice, aby poinformować go, że na terenie jego diecezji jest ksiądz Arkadiusz H., że ten ksiądz krzywdził ich syna. I biskup Edward Janiak, który powinien mieć z tyłu głowy, że już raz popełnił błąd (zakładając, że nie było to celowe działanie, tylko jakieś niedopatrzenie), naturalnie już powinien być na takie sytuacje wyczulony. Wydawałoby się, że zareaguje, że będzie chciał działać uczciwie i transparentnie. Tymczasem biskup Janiak ukrywa księdza H., po czym ksiądz zaczyna pracę jako kapelan w kaliskim szpitalu, w którym jest też oddział dziecięcy… To jest absolutnie oburzające!
Edward Janiak, który ma swój negatywny udział w przeniesieniu księdza Pawła K. z Wrocławia do Bydgoszczy, gdy dowiaduje się o kolejnej sprawie już jako biskup diecezjalny kaliski, nie robi z nią nic! Dopiero gdy Bartek zgłasza sprawę do prokuratury, gdy prokuratura wszczyna śledztwo, gdy wiadomo już, że tej sprawy nie da się zamieść pod dywan, że może być z tego afera, dopiero wtedy kuria kaliska zawiadamia Watykan. To pokazuje bardzo dobitnie, jak działa ten konkretny hierarcha i jaki olbrzymi grzech zaniechania ma na swoim sumieniu.
To pasmo nieszczęść, które opisałeś, pokazuje, w ilu miejscach można było uciąć tę sprawę i ilu chłopaków można było uchronić.
Tak, absolutnie tak! To jest dla mnie jasne od początku, jak zacząłem zbierać informacje, dokumentować "Tylko nie mów nikomu". Było dla mnie jasne, że księża, którzy krzywdzili dzieci, czuli się bezkarnie. Wiedzieli, że to, co może spotkać ich złego, to w najgorszym przypadku zmiana parafii. Tak też się działo. Byli przenoszeni, krzywdzili kolejne dzieci i nikt nie reagował. Udawano, że się nic nie dzieje. I takich historii, i takich osób zgłasza się do mnie wciąż bardzo wiele. Naprawdę skala tego procederu, przynajmniej z tych maili, jest bardzo duża.
Materiał na kolejny film?
Zrobimy kolejny film na ten temat, ale chcemy wyjść poza granice Polski i przyjrzeć się temu, co wiedział, co robił, czego nie robił w tej kwestii Jan Paweł II. Każda dyskusja na temat pedofilii w polskim Kościele kończy się pytaniem: "No dobrze, ale co podczas trwającego ponad ćwierć wieku pontyfikatu zrobił Jan Paweł II, aby walczyć z przestępcami seksualnymi, którzy są duchownymi?”
Oprócz bram Watykanu zapukacie także do Krakowa i zapytacie o wiedzę i decyzje kardynała Stanisława Dziwisza?
Będziemy próbowali, ale spodziewam się, że kardynał Dziwisz, tak jak inni hierarchowie, nie lubi odpowiadać na trudne pytania. Pewnie się z nami nie spotka, ale oczywiście będziemy próbowali.
Dziennikarze, także katoliccy, w tych dyskusjach mówią, że alternatywa jest prosta: albo papież wiedział, albo mu kardynał Dziwisz nie powiedział.
Niewątpliwie warto spróbować znaleźć odpowiedzi na te pytania, tym bardziej że na świecie przypadków dotyczących tego, że Watykan za czasów Jana Pawła II reagował co najmniej niewłaściwie na informacje, które spływały, a dotyczyły przestępstw seksualnych popełnianych przez duchownych, jest bardzo dużo. Mamy już naprawdę długą listę potencjalnych rozmówców. Będziemy musieli odwiedzić kilka kontynentów, pracując nad tym filmem, więc czekamy, aż znowu ruch lotniczy zostanie przywrócony.
Czy słyszałeś o realnych działaniach Fundacji Świętego Józefa, która powstała po tym filmie i która miała opiekować się ofiarami księży pedofilów?
Nie wiem, na jakim etapie funkcjonowania jest ta fundacja. Dobrze, że powstała. Takie inicjatywy są w Kościele potrzebne. Jest też inicjatywa "Zranieni w Kościele", gdzie ofiary mogą szukać pomocy i wsparcia. To jest ważne, ale to zdecydowanie za mało. To kropla w morzu potrzeb, ale oczywiście trzeba dostrzec, że coś takiego się dzieje. Jednocześnie to nie może być dla Episkopatu alibi, żeby nic więcej nie robić.
Czy w tym temacie mamy do czynienia ze zblatowaniem się Kościoła i państwa?
W "Zabawie w chowanego" pokazujemy, że kuria może liczyć na to, że prokuratura w trakcie toczącego się i niezamkniętego jeszcze postępowania przekazuje jej dokumenty. Kuria poprosiła o dokumenty, które dotyczą śledztwa. Czym to argumentuje? Prowadzonym kościelnym śledztwem. Co robi prokurator? Udostępnia je. Nie twierdzę, że to jest złamanie prawa, bo prokurator ma taką możliwość, ale to są sytuacje absolutnie wyjątkowe. W sytuacji, gdy nie ma jeszcze aktu oskarżenia, udostępnianie dokumentów kurii, gdy biskup Edward Janiak ma składać zeznania jako świadek, musi dziwić. To jest po prostu coś absolutnie niestandardowego i to wszystko pokazuje, że nad Kościołem państwo roztacza parasol ochronny, że prokuratorzy czują presję z góry, więc siłą rzeczy prokuratura nie podchodzi do tych tematów jak do spraw pedofilów, którzy nie są księżmi.
Tu w grę wchodzi nie tylko przygotowanie się do ewentualnego przejścia z roli świadka do oskarżonego, ale w gorszym przypadku daje też możliwość tuszowania dowodów w sprawie.
Ja nie twierdzę, że w tym przypadku do tego doszło, ale potencjalnie takie zagrożenie istnieje, że kuria, która przez trzy lata nie robiła nic w sprawie księdza Arkadiusza H., nagle otrzymuje z prokuratury komplet informacji. Kuria więc wie, co i kto zeznał, jakie są dowody. Kuriozum!
Czego powinniśmy wymagać od polityków? Komisja państwowa do zbadania tych spraw dostała podstawę prawną do działania, ale - jak mówią politycy - ze względu na pandemię nie może pracy rozpocząć. Politycy wiele obiecywali, a praktycznie nic nie udało się zrobić.
Ja mam coraz mniejsze oczekiwania wobec polskiej klasy politycznej. Politycy - ten ostatni rok to pokazuje - w kwestii walki z pedofilią właściwie nie zrobili nic. I lekceważą ten temat mimo deklaracji, które padały, mimo rzucania dziecięcymi bucikami w Sejmie, mimo płomiennych wystąpień i słów o tym, że ręka podniesiona na dziecko to jest ręka podniesiona na Polskę itd. Komisja do spraw pedofilii mogła już powstać we wrześniu, w październiku, do dziś nie powstała, więc ja już niespecjalnie dużo oczekuję.
Może na początek powinni sprawić, by ta komisja powstała, wspólnie znowelizować ustawę w punktach, co do których prawnicy mają wątpliwości, że być może w pewnych miejscach komisja ma zbyt szerokie uprawnienia. Niech zacznie się coś dziać. Ja się domyślam, że teraz, gdy politycy zobaczą "Zabawę w chowanego", będą zwoływać konferencje, będą składać deklaracje, że trzeba się tym tematem zająć, ale zróbmy wszystko, media, dziennikarze, żeby polityków z tych słów rozliczyć, żeby znowu nie skończyło się tak, że minie rok i nic, jeśli chodzi o działania państwa w kwestii walki z pedofilią, się nie wydarzy. Oczekiwałbym, że prokuratura będzie działać stanowczo, nie tylko wobec człowieka, który wykorzystał dziecko, ale żeby dotrzeć do tego, kto ukrywał przestępcze działania danego księdza, kto je tuszował, kto swoimi decyzjami sprawił, że ten ksiądz mógł krzywdzić kolejne dzieci. Niestety nie słyszę o tym, by w tej sprawie toczyły się zakrojone na szeroką skalę śledztwa. Druga sprawa - śledztwa dotyczące przestępstw seksualnych nie powinny być tak rozwlekle i trwać latami. Potencjalny przestępca, który wie o nieuchronności kary, bo widzi, że państwo działa, może się powstrzymać.
Jaki jest stan prawny dwóch księży, których opisaliście w filmie?
Ksiądz Paweł K. po latach został wydalony ze stanu kapłańskiego. Trafił do więzienia. Jeśli chodzi o księdza Arkadiusza H., on jest na razie suspendowany, czyli ma zakaz pełnienia funkcji kapłańskiej, ale na razie nie został wydalony ze stanu kapłańskiego. Sprawa trafiła do Watykanu. Ma zarzuty prokuratorskie.
Co najbardziej uderzyło cię w trakcie robienia zdjęć do filmu? Kiedy twoje emocje sięgnęły zenitu?
Dla mnie największym wstrząsem jest historia obu braci: Bartka i Jakuba, którzy byli wykorzystywani seksualnie we własnym domu rodzinnym. Ksiądz przychodził do nich, korzystając z tego, że był dobrym znajomym rodziców, że ich ojciec był organistą kościelnym. Przychodził i nadużywając zaufania rodziców, często pod ich obecność w domu, wykorzystywał seksualnie braci. Jakub - gdy go zapytałem, czy myślał wówczas o tym, by komuś o tym powiedzieć, żeby poinformować kogoś dorosłego o tym, że ksiądz go wykorzystuje seksualnie, powiedział mi, że się bał. Bał się o to, że ojciec organista straci pracę. A mieli wtedy trzeciego brata, który chorował (dziś już nie żyje). Walczyli o jego życie, były potrzebne pieniądze na leczenie i Jakub po prostu bał się, że jeśli komuś powie o tym, co robi ksiądz H., to ojciec straci pracę i wtedy nie będzie pieniędzy na leczenie. To jest coś, co mrozi krew w żyłach. To, w jakiej matni ci chłopcy żyli.
Myślisz, że ten film jest ostatnią szansą na to, by coś w Polsce w tej sprawie drgnęło? Rok temu, po wielomilionowej widowni, po tamtych zapowiedziach, jeśli teraz to nie będzie przyczynek do zmian, uznacie, że to była porażka?
Nie wiem, co się wydarzy po tym filmie. Oczywiście chciałbym, by wydarzyło się jak najwięcej dobra. Dobra, rozumiem w tym sensie, że rzeczywiście zaczną się rozliczenia, że włączy się w te rozliczenia Kościół, że instytucje państwowe zaczną działać tak, jak powinny. A jeśli to się nie stanie, to nie będę uważać tego filmu za porażkę. Jestem przekonany, że on także będzie miał wielomilionową widownię, że jeszcze bardziej zmieni świadomość społeczną, bo już "Tylko nie mów nikomu" zmieniło tę świadomość i wiele osób, które nie dopuszczały do siebie myśli, że ksiądz może być przestępcą seksualnym, zobaczyło bolesną, ale jednak prawdę. Myślę, że ten film to jest kolejny krok na drodze do rozwiązania tego problemu, rozliczenia winnych, ale jeśli nie wydarzy się nic przełomowego, to nie będę załamywał rąk, tylko zaczniemy planowaną pracę nad trzecim filmem. Działamy i nasze oczekiwania czy zawody nie mają tu znaczenia. Najważniejsze jest, by o tym temacie mówić. To jest ważne przede wszystkim dla ofiar, dla ludzi, którzy wciąż boją się wyjść z tej strefy tajemnicy. Boją się, jak zareagują najbliżsi, jak zareaguje ich lokalna społeczność i żyją w strachu, żyją z ciężarem, z którym sami często nie potrafią sobie poradzić. Mam nadzieję, że ten film pomoże właśnie im, że tak jak Jakub po "Tylko nie mów nikomu" zdecydował się zawalczyć o prawdę i sprawiedliwość, tak "Zabawa w chowanego" pomoże innym ofiarom, aby zgłosić sprawę do prokuratury, poszukać pomocy u terapeuty, porozmawiać z najbliższymi i powiedzieć im o swoich tragicznych przeżyciach. To jest bardzo ważne.
Gdyby komisja państwowa powstała i gdybyś dostał zaproszenie do wzięcia udziału w jej pracach - wszedłbyś w jej skład?
Zdaje się, że nie spełniam kryteriów formalnych do tego, ale nawet gdyby, to nie mam czasu, aby najbliższych latach w stu procentach poświęcić się pracom takiej komisji. Pracuję nad kolejnymi filmami dokumentalnymi, mamy plany i po prostu czasowo nie byłbym w stanie, ale oczywiście jestem do dyspozycji. Jeśli w ogóle ona powstanie i ktoś chciałby się ze mną spotkać, przesłuchać mnie, porozmawiać, to jestem do dyspozycji.