logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Lista tematów

  • 1
    Małgorzata Solecka, Katarzyna Świerczyńska Do wybuchu epidemii wystarczy jeden zarażony. Śmiertelna choroba wraca
  • 2
    Justyna Sieklucka Segregacja dzieci we Włoszech. „To zmierza w stronę rasizmu”
  • 3
    Katarzyna Guzik Tropikalny Hitlerzinho. Karmi się strachem, wypluwa nienawiść
  • 4
    Sylwia Majcher Wielorazowe podpaski, wypożyczone jeansy. Nic nie może się zmarnować
  • 5
    Małgorzata Goślińska Nieludzka żałoba. "One myślą, że ten pan gdzieś tam jest"
  • 6
    Tomasz Wiśniowski Fundował pączki, dawał samochody. Ukochany miliarder osierocił całe miasto
  • 7
    Joanna Górnikowska Fotki najidealniejszego ze światów. "Wielka, nadmuchana bańka"
  • 8
    Tomasz-Marcin Wrona "Jestem tylko muzyczną prostytutką"
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Małgorzata Solecka, Katarzyna Świerczyńska

Do wybuchu epidemii wystarczy jeden zarażony. Śmiertelna choroba wraca

Zobacz

Tytuł: Odra jest szczególnie niebezpieczna u dzieci Źródło: Shutterstock

Justyna Sieklucka

ZobaczSegregacja dzieci we Włoszech. „To zmierza w stronę rasizmu”

Czytaj artykuł

Tytuł: Dzieci imigrantów nie mogły jeść w szkolnej stołówce Źródło: Shutterstock

Podziel się

Kilkaset dzieci imigrantów nie mogło jeść obiadów w szkolnych stołówkach z włoskimi dziećmi. Nie dostają się do przedszkoli, nie mają dofinansowania do podręczników. Od kilku tygodni we Włoszech toczy się gorąca debata o dyskryminacji przyjezdnych i o tym, do czego może doprowadzić rosnąca niechęć do imigrantów, podsycana przez rządzących.

Rok szkolny w Lodi rozpoczął się smutnym obrazkiem - dzieci podzielono ze względu na ich pochodzenie. Sprawę nagłośniły media, rozpoczynając tym samym gorącą debatę na temat antyimigranckich nastrojów w kraju.  W reportażu telewizji La7 widać włoskie dzieci, które w radosnych nastrojach jedzą obiad w szkolnej stołówce. Dzieci migrantów są w osobnej sali, piętro niżej, i jedzą kanapki przyniesione z domu. To efekt nowych przepisów wprowadzonych przez burmistrz Lodi.

- Jem na dole, tam, gdzie się jada kanapki. A chciałem jeść z kolegami. Jestem trochę smutny i wydaje mi się to dziwne, że dzieli się dzieci. Włoskie dzieci jedzą w stołówce, a my nie – przyznaje kilkuletni chłopiec w rozmowie z dziennikarką La7. Jego mama opowiada z kolei, że we Włoszech mieszka od kilku lat i nigdy nie czuła się tak dyskryminowana jak teraz.

Podsycanie lęków

W ciągu tych kilku lat nastroje wśród Włochów znacząco się  zmieniły. Wyraźnie pokazały to tegoroczne wybory parlamentarne, po których do władzy doszły antyimigrancka Liga i antysystemowy Ruch 5 Gwiazd. Na czele tej pierwszej stoi Matteo Salvini, oficjalnie wicepremier, który tak naprawdę rządzi krajem z tylnego fotela.

Salvini zbudował swoją popularność na hasłach antyimigranckich. Podczas kampanii wyborczej zapowiadał, że wyrzuci z Włoch pół miliona migrantów. Dwa dni po zaprzysiężeniu rządu poleciał na Sycylię i oświadczył, że mogą się już pakować, a po kolejnych kilku dniach odmówił wpuszczenia do włoskiego portu statku Aquarius z ponad 600 afrykańskimi imigrantami na pokładzie. Kiedy Europa krytykowała taką postawę, we Włoszech słupki poparcia dla Ligi zaczęły rosnąć. W ciągu kolejnych sześciu miesięcy poszybowały z 17 proc. do 30 proc. Hasła Salviniego trafiły na podatny grunt.

Włochy przez wiele lat były jednym z państw, do których najczęściej docierali przybysze z Afryki i Bliskiego Wschodu. Według oficjalnych danych w kraju mieszka teraz nawet 5 milionów imigrantów, z czego 4 miliony to osoby urodzone poza granicami Unii Europejskiej. Poza nimi są oczywiście setki tysięcy osób, które we Włoszech przebywają nielegalnie.

Ta fala, jak twierdzi włoski rząd, została już zatrzymana. W tym roku granicę przekroczyło o 80 proc. mniej imigrantów niż w roku poprzednim. Nie zmienia to jednak faktu, że ci, którzy już tu są, stanowią niemal 7 proc. społeczeństwa. Społeczeństwa, któremu jak pokazały wybory, przestaje się to podobać. Skrajnie prawicowi politycy cały czas tę niechęć podsycają. Podobnie jak w kampanii wyborczej, tak i po wyborach, w swoich przekazach budują niechęć i lęk przez imigrantami, znajdując w tym sposób na utrzymanie poparcia. To jednak prosta droga do dyskryminacji, która - jak uczy historia - może być bardzo niebezpieczna.

Szkolna stołówka nie dla dzieci migrantów

Na razie rządzący takiego niebezpieczeństwa zdają się nie zauważać. Jako że hasła i działania wymierzone w imigrantów działają w skali całego kraju, również lokalni działacze Ligi postanowili zbić na nich swój polityczny kapitał. Niektórzy bardzo dosłownie potraktowali hasło swojego lidera "Po pierwsze Włosi".  Symbolem tych działań stała się sprawa z Lodi, szeroko komentowana w całym kraju.

Rok szkolny dla dzieci migrantów w tym niewielkim mieście na północy Włoch nie zaczął się zbyt dobrze. Nie mogły jeść obiadów w szkole razem ze swoimi włoskimi kolegami. Stało się tak, ponieważ działania lokalnych władz sprawiły, iż nie było ich na to stać.

Cena szkolnego obiadu zależy od zarobków. Pełna stawka, dla najbogatszych, to 5 euro dziennie. Rodziny, których dochód nie przekracza 8 tysięcy euro rocznie, płacą najmniej - 1,70 euro dziennie za jedno dziecko. W przypadku większej liczby dzieci za kolejne płacą jeszcze mniej lub wcale. To ważne dla rodzin pochodzących z krajów muzułmańskich, które najczęściej są wielodzietne.

W poprzednim roku szkolnym, by skorzystać ze zniżki, wystarczyło oświadczenie o wysokości dochodów. W tym roku władze Lodi wymagają dodatkowych dokumentów od osób spoza Unii Europejskiej. Muszą one przedstawić zaświadczenia z kraju pochodzenia, potwierdzające, że nie posiadają tam żadnego majątku. Zaświadczenia muszą być przetłumaczone na język włoski, opatrzone znaczkiem i pieczątką. Pomijając duże koszty uzyskania takich dokumentów, największym problemem jest to, że w krajach, które migranci opuścili, najczęściej takich dokumentów po prostu nie da się uzyskać, chociażby dlatego, że trwa w nich wojna.

Dlatego ponad 200 dzieci w Lodi od tego roku nie je w szkołach obiadów. Większość z nich przynosi kanapki, których jednak zgodnie z regulaminem nie mogą jeść w stołówkach, tylko w oddzielnych pomieszczeniach.

Nowe przepisy dotyczą też zasad korzystania ze szkolnych autobusów. Rodziny, które nie wykażą niskich dochodów, zamiast 90 muszą za nie płacić 210 euro za kwartał, a na to w większości nie mogą sobie pozwolić.

Segregacja czy przestrzeganie zasad

- To oburzające – ocenia w rozmowie z Magazynem TVN24Elisa Benatoz Ruchu 5 Gwiazd, czyli rządowego koalicjanta Ligi.- Oczywiście reguł trzeba przestrzegać, ale nie mogą cierpieć dzieci. Jak można zostawić je bez szkolnych obiadów i segregować? Jak można je włączać w spory, które toczą dorośli? – pyta Benato.

Burmistrz Lodi rozumie to inaczej. - Jeśli nie stać mnie na opłacenie pełnej stawki, a nie mam wymaganych dokumentów, żeby skorzystać ze zniżek, to wożę dziecko do szkoły rowerem, samochodem czy odprowadzam na piechotę. Jeśli nie stać mnie na stołówkę, to na przykład zabieram dzieci na obiad do domu – broni się Sara Casanova z Ligi.  I dodaje, że w poprzednich latach wiele osób oszukiwało władze gminy, zmuszając je do dopłacania za usługi, chociaż im się to nie należało.

Sara Casanova / Źródło: Face Book/Sara Casanova - Sindaco di Lodi

Decyzję Casanovy wsparł Matteo Salvini. – Wszyscy muszą płacić, wszyscy muszą być równo traktowani. Tymczasem są osoby, które mogłyby płacić, a tego nie robią. I to jest obraza dla włoskich rodziców, i dla obcokrajowców, którzy płacą jak należy - oznajmił.

Mieszkańcy Lodi, podobnie jak politycy, są w tej sprawie podzieleni. Część z nich protestowała, domagając się zmiany przepisów. Ponad 2 tysiące osób wzięło udział w zbiórce pieniędzy na rzecz dzieci z rodzin imigrantów. Udało się zebrać 60 tysięcy euro, co wystarczy na opłacenie im szkolnych obiadów do końca 2018 roku. Na razie nie wiadomo, co dalej. Mimo że apele do burmistrz Casanovy nie ustają, ta zapowiada, że w nowych przepisach nie zmieni nawet przecinka. Są osoby, które taką postawę chwalą, tłumacząc, że we Włoszech panuje na tyle zła sytuacja gospodarcza, iż na pomoc migrantom ich po prostu nie stać.

- Musimy być przygotowani na to, że taki przypadek jak w Lodi, smutny i nie do zaakceptowania, może się powtórzyć. Ani Włochy, ani Europa nie poradziły sobie z problemem migracji. A codziennymi problemami wynikającymi ze źle prowadzonej polityki zostały obciążone włoskie rodziny – przekonuje w rozmowie z Magazynem TVN24 włoski dziennikarz Sebastiano Giorgi.

Drogie nie tylko obiady

Obiady w stołówkach to jednak niejedyny problem migrantów uczących się we Włoszech. Są nim też podręczniki. O ile w szkole podstawowej są bezpłatne, na kolejnych etapach nauki płacą za nie rodzice. I to dużo. Według informacji organizacji konsumenckiej Federconsumatori w roku szkolnym 2018/2019 rodzice wydadzą na podręczniki średnio ok. 457 euro na jedno dziecko uczące się w szkole ponadpodstawowej.

W tym przypadku również obowiązują zniżki dla najbiedniejszych, ale tu zaczynają się schody. Od tego roku szkolnego władze regionu Wenecja Euganejska na północnym-wschodzie Włoch zaczęły wymagać, dokładnie jak w przypadku Lodi, dodatkowych dokumentów od osób spoza Unii Europejskiej. Tłumaczyły, że to nie żadna dyskryminacja, tylko przestrzeganie prawa. Innego zdania jest Monica Sambo z opozycyjnej Partii Demokratycznej.  – To jest coś takiego, co wy w Polsce nazywacie "strajkiem włoskim", czyli nadmierna skrupulatność. Wszystko jest kwestią interpretacji. Te przepisy istniały wcześniej, ale były inaczej interpretowane. Kiedyś wystarczyło oświadczenie o dochodach. Teraz wymaga się jeszcze dokumentów z kraju pochodzenia. Jest krótki czas na ich uzyskanie, wiąże się to z ogromnymi wydatkami, a często jest po prostu niemożliwe, bo niektóre kraje w ogóle ich nie wydają. To jest dyskryminacja - mówi Magazynowi TVN24 Sambo.

Podobnego zdania, jak się okazało, było też wielu mieszkańców regionu, którzy zaprotestowali przeciwko tym przepisom. I odnieśli sukces. Władze regionu cofnęły wcześniejszą decyzję. Zdecydowały, że nie będą jednak wymagać trudnych do zdobycia zaświadczeń z kraju pochodzenia. Problem polega na tym, że wymagania złagodzono za późno - po upływie terminu składania wniosków…

- To absurd. W ten sposób wyklucza się dzieci, które chcą się uczyć w naszym kraju, które chcą się integrować. To tylko pogorszy sytuację, stworzy nowe problemy. To zmierza w stronę rasizmu – dodaje Monica Sambo.

Mniej dzieci migrantów w klasach

Nie będzie też integrować się ponad siedemdziesięcioro dzieci migrantów w Monfalcone na północy Włoch. Nie dostały się do przedszkoli. Wszystko przez nowe przepisy, opracowane przez miejscową burmistrz Annę Cisint, aktywistkę Ligi. Od września wprowadziła limit przyjęć dla obcokrajowców – ich liczba nie może przekroczyć 45 procent przedszkolaków w jednej grupie. Są przedszkola, które zinterpretowały to w taki sposób, że w pierwszej kolejności przyjmują włoskie dzieci, a pozostałe tylko wtedy, jeśli zostaną miejsca. Tych najczęściej brakuje.

Zgodnie z włoskim prawem teoretycznie można taki limit przyjąć, ale trzeba zagwarantować dzieciom miejsce w innej placówce, zapewnić transport do niej i odpowiednio wcześnie o wszystkim poinformować rodziców. W Monfalcone zabrakło zwłaszcza tego ostatniego elementu. Rodzice narzekali, że o wszystkim dowiedzieli się w ostatniej chwili.

magazyn-lodi-dzieci-wlochy-szkola-integracja Dzieci podczas zajęć szkolnych w wieloetnicznej szkole Porta Palazzo / Źródło: Shutterstock

Sprawa trafiła do włoskiego parlamentu. Senator Partii Demokratycznej Tatjana Rojc zażądała wyjaśnień od ministra edukacji. Jej zdaniem przepisy z Monfalcone naruszają dwa artykuły włoskiej konstytucji, które gwarantują wszystkim równość i jednakowe prawo do edukacji. Konkretnych efektów interwencji pani senator na razie brak.

Swoje zdanie wyraził już natomiast wicepremier Matteo Salvini i, podobnie jak w przypadku Lodi, wsparł koleżankę z partii. Na facebookowym profilu napisał: “Wspaniała burmistrz Monfalcone (z Ligi), trzeba przestrzegać ograniczeń co do liczby obcokrajowców w klasach”.

Jednych to oburza. Uważają, że to rasizm i dyskryminacja. Inni pomysłowi przyklaskują. Do toczącej się w kraju dyskusji włączył się Toni Capuozzo, powszechnie poważany dziennikarz.

- Droga do rasizmu w Monfalcone jest jeszcze daleka. Ten pomysł raczej sprzyja integracji (...). Wyobrażacie sobie klasę, w której jest dwadzieścioro dzieci z Bangladeszu i trójka Włochów? W takim przypadku też znalazłby się ktoś, kto nazwałby to rasizmem - dowodził.

W kraju, w którym oficjalnie jest wspomnianych już 5 milionów imigrantów, zdarzają się klasy przez nich zdominowane. Nauczyciele narzekają, że trudno prowadzić im lekcje i że nie sprzyja to integracji, a wręcz przeciwnie – tworzą się "klasy-getta". Na razie nie ma jednak dobrego rozwiązania tego problemu.

Ataki na tle rasistowskim

Migranci mieszkający we Włoszech narzekają na nowe przepisy, które uderzają ich po kieszeni. Ale przede wszystkim boją się ataków fizycznych. W ostatnich miesiącach wzrosła liczba napadów na tle rasistowskim. Luigi Mastrodonato, dziennikarz zajmujący się tematami migracji i praw człowieka wyliczył, że w ciągu pierwszych 100 dni od zaprzysiężenia obecnego rządu miało miejsce 56 takich ataków, z czego 14 przy użyciu broni palnej. Dla porównania łącznie w całym 2016 roku odnotowano 28 ataków o podłożu rasowym. Sprawie chce przyjrzeć się Organizacja Narodów Zjednoczonych, która wysyła do Włoch swoich obserwatorów.

Ataków nie można oczywiście wprost łączyć z polityką obecnego rządu, który oficjalnie je potępia, ale wielu ekspertów wskazuje na "atmosferę przyzwolenia" na takie czyny.

Matteo Salvini publicznie poparł zarówno działania burmistrz Monfalcone, jak i Lodi. Chociaż w tym drugim przypadku, po nasilonych protestach i publicznej debacie, nieco złagodził swoje stanowisko, mówiąc, że w zasadzie przy zniżkach na obiady oświadczenie o zarobkach powinno wystarczyć.

Sam zaproponował jednak kolejne zmiany przepisów, które uderzają wprost w imigrantów. Chce, żeby "małe etniczne sklepy", jak je nazwał, zamykać najpóźniej o godzinie 21, bo wieczorami "stają się miejscem spotkań pijanych ludzi i handlarzy narkotyków". Na swoim oficjalnym facebookowym profilu w dość wulgarny sposób opisał, że wspomniane osoby załatwiają też swoje potrzeby fizjologiczne w okolicach sklepów, dlatego dla "dobra wszystkich" wieczorami placówki powinny być po prostu zamknięte. Arena Idei. Debata o uchodźcach »

Arena Idei: część I / Wideo: tvn24
  • Arena Idei: część IArena Idei: część I
    Video: tvn24 Arena Idei: część I6.03 | Basil Kerski, politolog i dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności, prof. Paweł Śpiewak, socjolog UW, Marek Jurek z Prawicy RP i publicysta Grzegorz Lindenberg byli gośćmi programu Arena Idei.zobacz więcej wideo »
  • Arena Idei: część IIArena Idei: część II
    Video: tvn24 Arena Idei: część II6.03 | Basil Kerski, politolog i dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności, prof. Paweł Śpiewak, socjolog UW, Marek Jurek z Prawicy RP i publicysta Grzegorz Lindenberg byli gośćmi programu Arena Idei.zobacz więcej wideo »
  • Arena Idei: część IIIArena Idei: część III
    Video: tvn24 Arena Idei: część III6.03 | Basil Kerski, politolog i dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności, prof. Paweł Śpiewak, socjolog UW, Marek Jurek z Prawicy RP i publicysta Grzegorz Lindenberg byli gośćmi programu Arena Idei.zobacz więcej wideo »
  • Śpiewak: w Polsce jest coraz więcej nietolerancji szczególnie w młodym pokoleniuŚpiewak: w Polsce jest coraz więcej nietolerancji szczególnie...
    Video: tvn24 Śpiewak: w Polsce jest coraz więcej nietolerancji...6.03. | Prof. Paweł Śpiewak w programie Arena Idei.zobacz więcej wideo »
  • Jurek: w sprawie migrantów pytać ludzi, nie rządJurek: w sprawie migrantów pytać ludzi, nie rząd
    Video: tvn24 Jurek: w sprawie migrantów pytać ludzi, nie rząd6.03 | Takiej decyzji jak przyjmowanie uchodźców do kraju nie wolno narzucać - narzucenie jej przez rząd powoduje tak dużą niechęć do migrantów - powiedział w programie "Arena idei" Marek Jurek z Prawicy RP.zobacz więcej wideo »
  • Prof. Śpiewak: nie powinno być argumentów, że nas nie staćProf. Śpiewak: nie powinno być argumentów, że nas nie stać
    Video: tvn24 Prof. Śpiewak: nie powinno być argumentów, że nas nie stać6.03 | - Polska wciąż myśli o sobie jako narodzie, który cierpi. Nie powinno być argumentów takich, że na coś nas nie stać - mówił o podejściu, jakie jego zdaniem prezentuje duża część polskiego społczeństwa, prof. Paweł Śpiewak, socjolog UW w programie "Arena Idei". zobacz więcej wideo »
  • Lindenberg: cztery powody, by zawracać łodzieLindenberg: cztery powody, by zawracać łodzie
    Video: tvn24 Lindenberg: cztery powody, by zawracać łodzie6.03 | Europa powinna pomagać tym grupom uchodźców, którzy tego naprawdę potrzebują, czyli np. samotnym matkom i prześladowanym kobietom, ale zawracać łodzie z migrantami idąc za przykładem Australii - mówił w programie "Arena Idei" publicysta Grzegorz Lindenberg.zobacz więcej wideo »
  • Lindenberg: powinniśmy natychmiast całkowiecie wstrzymać napływ imigrantów do EuropyLindenberg: powinniśmy natychmiast całkowiecie wstrzymać...
    Video: tvn24 Lindenberg: powinniśmy natychmiast całkowiecie wstrzymać...6.03. | Grzegorz Lindenberg w programie Arena Idei.zobacz więcej wideo »
  • Śpiewak: Polska jest najbardziej homogenicznym krajem w EuropieŚpiewak: Polska jest najbardziej homogenicznym krajem w Europie
    Video: tvn24 Śpiewak: Polska jest najbardziej homogenicznym krajem w Europie6.03. | - Polska jest najbardziej homogenicznym krajem w Europie, mniejszości etniczne nie odgrywają żadnej roli - powiedział w programie Arena Idei prof. Paweł Śpiewak.zobacz więcej wideo »
  • Kerski: kryzys migracyjny to też odpowiedzialność PolskiKerski: kryzys migracyjny to też odpowiedzialność Polski
    Video: tvn24 Kerski: kryzys migracyjny to też odpowiedzialność Polski6.03 | - To też nasza, duża odpowiedzialność - tak o przyjmowaniu migrantów mówił Basil Kerski, politolog i dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w programie "Arena idei".zobacz więcej wideo »
  • Jurek: w pierwszej kolejności powinniśmy pomagać chrześcijanom, bo jeśli nie my, to kto?Jurek: w pierwszej kolejności powinniśmy pomagać...
    Video: tvn24 Jurek: w pierwszej kolejności powinniśmy pomagać...6.03. | Marek Jurek w programie Arena Idei.zobacz więcej wideo »

Na to zareagował unijny polityk Guy Verhofstadt, który propozycję Salviniego nazwał "rasizmem ubranym w fałszywy patriotyzm". "Salvini niebezpiecznie i tchórzliwie dzieli Włochy, żeby przysłonić niezdolność do spełnienia obietnic wyborczych" – napisał na portalu społecznościowym szef unijnej frakcji Liberałów.

Włoskie nastroje

Oczywiście sytuacja we Włoszech nie jest zero-jedynkowa. Nie wszyscy są przeciwni imigrantom. Jest wiele inicjatyw, zarówno organizacji pozarządowych, jak i prywatnych osób, które pomagają, integrują i wspierają przybyszów. Przykładem może być chociażby mobilizacja w Lodi, dzięki której w krótkim czasie udało się zebrać 60 tysięcy euro na obiady dla najmłodszych.

Nie jest też tak, że wszyscy przebywający w kraju imigranci takiej pomocy się domagają i na nią zasługują. Często sami wzmacniają stereotypy. Nie wszyscy chcą się integrować, pracować czy uczyć. Część rzeczywiście wykorzystuje sytuację i żyje na koszt państwa, a nawet dopuszcza się przestępstw. Przez to rządzącym łatwiej budować antyimigrancką narrację.

– Podam konkretny przykład – mówi Maria Acqua Simi, dziennikarka, znawczyni Bliskiego Wschodu, która na co dzień zajmuje się tematem migrantów we Włoszech. - Mój mąż codziennie jeździ do pracy pociągiem na trasie Cremona–Mediolan. Zawsze dwa ostatnie wagony są wypełnione Afrykańczykami, którzy nie kupują biletów. Kontrolerzy kompletnie sobie z tym nie radzą. Kiedy karzą im wysiadać, ci wsiadają do kolejnego pociągu. Mandatu nie zapłacą, bo nie mają pieniędzy. W żaden inny sposób nie można ich ukarać za jazdę na gapę. Ludzi to denerwuje.

Zdarzają się też inne sytuacje, w których to obcokrajowcy są uprzywilejowani. – Ostatnio sprawdzałem zasady konkursu na przewodnika turystycznego – opowiada Alessandro Valli z Toskanii. – Okazało się, że faworyzowani są migranci. To działanie na rzecz integracji. Chodzi o to, żeby ich aktywizować zawodowo. Jednak w sytuacji, gdy wielu Włochów nie ma pracy, ludzie zadają sobie pytanie: dlaczego nie-Włosi mają większe szanse, by po Włoszech oprowadzać, kiedy my sami borykamy się z problemem bezrobocia?

– Problem jest naprawdę duży – dodaje dziennikarka Maria Acqua Simi. – Europa zostawiła nas samych sobie z problemem migracji. Włosi się denerwują, bo kryzys gospodarczy sprawia, że w kraju żyje się coraz trudniej. Nie ma pracy, ludzie biednieją. Podam jeszcze jeden przykład. Co roku mamy taką akcję w całym kraju - w supermarketach zbierane są produkty dla najbiedniejszych. Robiąc zakupy, część zostawia się w specjalnych koszykach. Zawsze było tak, że to trafiało np. do Albańczyków czy Rumunów. Oni byli najbardziej ubodzy. W tym roku podano informację, że pomoc w większości trafi do rodowitych Włochów. – opowiada Acqua Simi.

Taki stan rzeczy rodzi frustrację i chęć znalezienia kozła ofiarnego. Dla wielu osób stali się nim imigranci. Wielu moich rozmówców już prywatnie przekonywało mnie jednak: "My nie jesteśmy rasistami, po prostu mamy dość".

Podziel się
-
Zwiń

Katarzyna Guzik

ZobaczTropikalny Hitlerzinho. Karmi się strachem, wypluwa nienawiść

Czytaj artykuł

Sylwia Majcher

ZobaczWielorazowe podpaski, wypożyczone jeansy. Nic nie może się zmarnować

Czytaj artykuł

Tytuł: Ruch "Zero waste" zyskuje na popularności

Małgorzata Goślińska

ZobaczNieludzka żałoba. "One myślą, że ten pan gdzieś tam jest"

Czytaj artykuł

Tytuł: Zwierzęta na swój sposób przeżywają żałobę Źródło: Shutterstock

Tomasz Wiśniowski

ZobaczFundował pączki, dawał samochody. Ukochany miliarder osierocił całe miasto

Czytaj artykuł

Tytuł: Vichai Srivaddhanaprabha doprowadził Leicester City do mistrzostwa Źródło: Michael Regan/Getty Images

Joanna Górnikowska

Zobacz Fotki najidealniejszego ze światów. "Wielka, nadmuchana bańka"

Czytaj artykuł

Tytuł: Życie na Instagramie

Tomasz-Marcin Wrona

Zobacz"Jestem tylko muzyczną prostytutką"

Czytaj artykuł

Tytuł: Freddie Mercury Źródło: Steve Jennings/WireImage/Getty

Redaktor prowadząca

Aleksandra Majda

 

Autorzy

Małgorzata Goślińska, Tomasz Marcin Wrona, Tomasz Wiśniowski, Katarzyna Guzik, Sylwia Majcher, Joanna Górnikowska, Katarzyna Świerczyńska, Małgorzata Solecka

 

Redakcja

Aleksandra Majda, Łukasz Dulniak

 

Zdjęcia

Shutterstock, Michael Regan/Getty Images, Getty Images, AP/Associated Press/East News, TVN24

 

Fotoedycja

Mateusz Gołąb, Daria Ołdak, Karol Piątkowski, Michał Sadowski, Jacek Barczyński, Krystiana Konieczna

 

Na nagraniu rudobiały kot, machając ogonem, wpatruje się w ruchomy obraz na smartfonie. Następnie ociera się o telefon głową, by wreszcie położyć ją na ekranie i tak już pozostać do końca ze wzrokiem utkwionym w dal.

71-sekundowe ujęcie obiega media społecznościowe i serwisy informacyjne, także w Polsce. Podpis: kot widzi na smartfonie swojego właściciela, który umarł jakiś czas temu.

False - komentuje teyit.org, który weryfikuje treści internetowe. Dziennikarz serwisu dotarł do autora wideo. Okazało się, że nakręcił je w 2016 roku właściciel kota, wciąż żywy, a kot o imieniu Mia, słuchając tureckiego piosenkarza Selami Sahin, oglądał wtedy w smartfonie żółwia.

Ale jest za późno. Fake news ma 42 miliony odsłon i obala mit, że do żałoby zdolni są tylko ludzie i psy.

Pies na rondzie

Z mitem, że stratę bliskich przeżywają tylko ludzie, dawno rozprawił się Dżok, a jeszcze wcześniej Fido, Hachikō i Bobby.

Zacznijmy od Dżoka, bo jest nasz, polski.

Po rondzie Grunwaldzkim w Krakowie wałęsa się duży czarny kundel. Mijają go samochody, tramwaje, ludzie i psy ze swoimi ludźmi, a czarny kundel - sam - biega, węszy, siada, rozgląda się, kładzie i znowu od początku. Biega, węszy, rozgląda się i tak w kółko aż do zmroku.

Ten 13 minutowy dokument pod tytułem "Miejsce" wyemitował krakowski ośrodek TVP w 1991 roku. Dżok koczował wtedy od pół roku na rondzie Grunwaldzkim w Krakowie i stawał się legendą.

Ludzie napisali o nim wiele artykułów oraz dwie książki, a w 2001 roku na bulwarze Czerwieńskim nad Wisłą w pobliżu Wawelu i mostu Grunwaldzkiego postawili mu pomnik. „Najwierniejszemu z wiernych”, „symbolowi psiej wierności”, psu który „przez rok oczekiwał na swojego pana”.

Krakowski Dżok doczekał się swojego pomnika nad Wisłą
Zdjęcie (Krakowski Dżok doczekał się swojego pomnika nad Wisłą): 2826907

Legenda głosi, że pewnego dnia pod koniec 1989 roku albo na początku 1990 Dżok wyszedł na spacer na bulwary ze swoim panem. W pewnym momencie pan upadł i już nie wstał. Wokół biegali inni ludzie, aż przyjechała karetka na sygnale i zabrała pana. Wedle legendy zmarł z powodu zawału serca. Tak czy inaczej Dżok więcej go nie zobaczył.

Na razie nikt tej historii nie zakwestionował i świat poznał już podobne historie psów, którym też postawiono pomniki: Hachikō z Tokio w Japonii i Fido z Luco di Mugello, małego miasteczka w Toskanii we Włoszech. Psy codziennie wieczorem witały swoich panów, wracających z pracy. Hachikō wychodził na stację kolejową po Hidesaburō Ueno, profesora uniwersytetu w Tokio, Fido - na przystanek autobusowy po Carlo Soriani, robotnika cegielni z Borgo San Lorenzo. Obaj właściciele pewnego dnia nie wrócili do domu. Hidesaburō Ueno 21 maja 1925 roku dostał wylewu krwi do mózgu podczas wykładu. Carlo Soriani 30 grudnia 1943 roku zginął w bombardowaniu Borgo San Lorenzo.

Historie Hachikō i Fido zostały udokumentowane jeszcze za życia psów. O pierwszym napisał student profesora Hidesaburō Ueno. O drugim - włoskie czasopisma i magazyn Time. Hachikō wychodził na stację kolejową jeszcze przez dziesięć lat po śmierci pana, aż zniszczył go rak. Fido - przez czternaście lat na przystanek autobusowy, gdzie w końcu został znaleziony martwy.

Hachikō na stacji kolejowej w Tokio
Zdjęcie (Hachikō na stacji kolejowej w Tokio): 4693533

Dżok, Fido, Hachikō czekali na swojego pana tam, gdzie widzieli go ostatni raz – to jeszcze można zrozumieć. Ale co robią psy na cmentarzach, jak Bobby, pies ogrodnika, który ma pomnik w Edynburgu?

Pies na grobie

Ogrodnik John Grey z Edynburga zatrudnił się w policji jako konstabl, bo nie mógł znaleźć pracy w swoim zawodzie. Ponieważ pracował w nocy, zakupił sobie do towarzystwa psa rasy terrier i dał mu imię Bobby. Tak się zaczęło ich wspólne stróżowanie. Nie trwało długo. Dwa lata później John Grey zmarł na gruźlicę i spoczął na cmentarzu Greyfriars Kirkyard.

Dzień po pogrzebie mężczyzny na cmentarzu pojawił się Bobby i został tam 14 lat, do dnia swojej śmierci. Dlatego do wiecznej pamięci przeszedł jako Greyfriars Bobby.

Oddalał się tylko na chwilę do kawiarni, gdzie wcześniej chadzał z panem. Właściciel kawiarni karmił go i Bobby wracał na grób pana, gdzie zarządca cmentarza po nieskutecznych próbach przepędzenia psa postawił mu budę.

Bobby z Edynburga
Zdjęcie (Bobby z Edynburga): 4692484

Nikt Bobby'ego nie sfotografował na cmentarzu, bo to się działo w drugiej połowie XIX wieku, w epoce przedsmartfonowej. Ale już Franio z Mysłowic ma zdjęcia.

Widzimy, jak mały czarny kundel leży z zamkniętymi oczami na skromnym grobie, przykrytym gałęziami świerku. Była ostatnia niedziela lutego 2016 roku. Pracownicy schroniska dla zwierząt w Zawierciu, którzy przyszli po psa, dowiedzieli się, że próbował dostać się na cmentarz od soboty. Kręcił się pod murem przy kontenerze na śmieci i wisiał na klamce, ale furta była zamknięta. Wiało, padał deszcz, a on zwinął się w kłębek na kłującej świerczynie pod gołym niebem, mimo że mógłby znaleźć lepsze schronienie w lesie obok cmentarza. A gdy go zabierali, piszczał i warczał.

Leżący w grobie mężczyzna zmarł w 2015 roku. Pracownicy schroniska znaleźli jego wcześniejszy adres, poszli tam i nikogo nie zastali. Musieli rozwiązać sytuację prawną Frania, żeby móc oddać go do adopcji. W końcu ustalili, że właściciel psa faktycznie nie żyje, ale mieszkał gdzie indziej i gdzie indziej został pochowany. Franio spał na grobie kogoś obcego. TO JEST BARDZO NIEJASNE. skąd TEŻ WIADOMO, ŻE TO NIE BYŁ WŁAŚCICIEL ?

Pies spał na grobie
Video (Pies spał na grobie): 1510480

Psy miewają inne powody do przebywania na cmentarzu. Suki kopią jamę w grobie, żeby się oszczenić. Odludne miejsce, miękka ziemia. Media opisywały takie historie w Rosji, w Serbii i w Polsce.

- To było pod koniec sierpnia 2017 roku - wspomina Beata Santorek z Warszawy. - Suka wykopała norę pod płytą grobu rodziców na cmentarzu w Nasielsku. Wyciągnęliśmy pięć szczeniaków. Omal się nie potopiły. Była ulewa i w norze zbierała się woda. MYŚLISZ ŻE TE HISTORIE PASUJĄ DO POZOSTAŁYCH?

Suka w grobie w Nasielsku
Zdjęcie (Suka w grobie w Nasielsku): 4692536
Psy w grobie w Nasielsku
Zdjęcie (Psy w grobie w Nasielsku): 4692537

Nie ustalono, czy siedmioletni Asik odnaleziony w 2014 roku przez Ole Pawlak z OTOZ Animals pośród wieńców na świeżym grobie 84-latka na cmentarzu w dzielnicy Krakowiec w Gdańsku za życia mężczyzny do niego należał. https://trojmiasto.onet.pl/wierny-pies-zamieszkal-na-grobie-swojego-pana/f3t94

TO TA HISTORIA? BO TU PISZĄ ŻE TO JEGO PAN BYŁ

Pies leżał na jednym z grobów
Zdjęcie (Pies leżał na jednym z grobów ): 3645381

Ale Kuba z Pleckiej Dąbrowy na pewno odwiedzał swoich byłych właścicieli.

W 2011 roku Gazeta Lokalna z powiatu Kutno pisała o psie, który na cmentarzu we wsi Plecka Dąbrowa w gminie Bedlno od półtora roku wył na grobie. Dziennikarze wyjaśnili dziwne zjawisko: to był Kuba, który chodził tam ze swoim panem Stanisławem na grób jego żony Teresy, a swojej pani. Leżał przy grobie pani, gdy pan zapalał znicze, potem pan siadał na ławeczce, a Kuba wskakiwał mu na kolana. Gdy pan Stanisław wkrótce zmarł, jego córka zabrała Kubę do siebie, do Kutna. Ale pies był tak osowiały, że kobieta zawiozła go z powrotem do Pleckiej Dąbrowy. - Myślałam, że on tęskni za domem, a tu chodziło o rodziców - opowiedziała dziennikarzom. - Nie mogłam w to uwierzyć. Pobiegł na cmentarz, położył się na płycie pomnika i cichutko skomlał.

Kot na grobie

Czarnobiały Felek w 2018 roku zadomowił się na cmentarzu w Szczecinie Zdrojach. - Jest tu od lutego, odkąd jego pani odeszła - opowiada znajoma zmarłej - Był zimą, był całą wiosnę i teraz też jest - mówiła w sierpniu.

- Jego pani mieszkała w bloku, ale po jej śmierci Felusia przepędzili. I Feluś zaczął szukać pani. Chodzi ścieżkami, którymi razem chodzili. Chodzili pod górę i na dół, bo ona tam też kogoś miała i Felek zawsze był przy jej nodze, jak piesek.

Bo Felek jest kotem.

Felek trafił pod opiekę stowarzyszenia
Video (Felek trafił pod opiekę stowarzyszenia): 1754854

Toldo też jest kotem, tyle że włoskim, szarobiałym. Obu kotom daleko do sławy Bobby'ego, Fido, Hachikō i Dżoka, żaden nie ma jeszcze pomnika. Chociaż Toldo odprawiał rytuały na grobie i ma na to świadków. Dziennik Corriere Fiorentino, opisując jego historię podkreślał, że gdyby nie świadkowie, uznałby ją za wymyśloną.

Mieszkańcy okolic cmentarza w małej miejscowości Montagnana na północy Włoch zauważyli, że szarobiały kot znosi na świeży grób przedmioty, znalezione po drodze. Liście, piórka, patyki, kolorowe wstążki, chusteczki higieniczne, kubeczki plastikowe, kawałki folii aluminiowej. I wysiaduje na tym grobie.

Mogiła należy do Renzo Iozelli. Gdy wdowa po nim znalazła na grobie gałązkę akacji, od razu wiedziała, że musiał tu być Toldo. Na pewno nie wiatr, w okolicy nie ma drzew akacji. Opowiedziała dziennikarzom, że mąż przygarnął Toldo, gdy kot miał trzy miesiące. Żyli razem trzy lata, do września 2011, kiedy Renzo zmarł.

Toldo był na pogrzebie pana. Do tego dnia, jak piszą Joanna Chełstowska i Ludwik Kozłowski w książce "Riko i my", nic nie jadł, nie pił, nie ruszał się z mieszkania, siedząc w łóżku, w którym spał z panem. A potem pojawił się w kościele i poszedł z konduktem na cmentarz, uczestnicząc w całej ceremonii. TO KTO OPISAŁ HISTORIĘ TOLDO? CORRIERE CZY CI PAŃSTWPO? CO TO ZA KSIĄŻKA W OGOLE?

Pies na skrzyżowaniu

- Z naukowego punktu widzenia kot i pies są w stanie wyczuć swojego pana sześć stóp pod ziemią. Dla ich nosa to żaden wyczyn. Nie przypadkowo psy pracują przy poszukiwaniach ludzi w gruzowiskach i lawinach. Na cmentarzu i po drodze na cmentarz mogą też wyczuwać zapach domu, który przenosi tam rodzina zmarłego odwiedzająca grób. To bardzo silna woń i może się długo utrzymywać - mówi Jagna Kudła, lekarka weterynarii, specjalistka w terapii zaburzeń zachowania psów i kotów.

Nauka potwierdza także, że zwierzęta przeżywają “lęk separacyjny”. Widać to gołym okiem: po rozdzieleniu z panem nie chcą jeść, nie chcą się bawić. Mogą być za to bardziej aktywne, szukać pana, ożywiać się na widok kogoś podobnego i gasnąć, gdy zapach okazuje się nie ten.

Kudła: - Czas po stracie właściciela, który pies czy kot potrzebują, by się pozbierać, trwa około miesiąc. Ale nie u każdego, u niektórych rozwija się depresja i potrzebna jest farmakoterapia. Spokój, przewidywalność, stały rytm dnia, jak najmniej bodźców. A ludzie myślą: kotkowi umarł kotek, to damy mu nowego kotka???. Nic bardziej błędnego. Nowe towarzystwo tylko pogłębia stres, a najgorsze jest umieszczenie w schronisku. Cierpiący, wycofany kot jest mobbingowany przez inne koty. Nie dość że cierpi, musi walczyć o terytorium.

Max, siedmioletni husky codziennie przez ponad rok przychodził na skrzyżowanie w Szczecinie, z którego w 2010 roku jego pan odjechał do Norwegii. Siedział i patrzył w jednym kierunku. Pan przed wyjazdem znalazł mu nowy dom, ale Max z niego uciekał. Nowi opiekunowie siłą zabierali go ze skrzyżowania. Od roku czeka na swego pana
Video (Od roku czeka na swego pana): 300151

Czekał na pana jak Dżok, Fido i Hachikō. Z tą różnicą, że tych pomnikowych psów nikt nie porzucił.

- Nie można psu wytłumaczyć, że pan umarł? Wziąć na pogrzeb, jak kota Toldo? Może by się wtedy nie złościł na swojego pana? - pytam lekarkę.

- Ale zwierzęta się nie złoszczą - mówi Kudła. - One po prostu usiłują połączyć się ze swoim panem. Wyrzucone z samochodu czekają na ulicy, zostawione w mieszkaniu potrafią wydrapać dziurę w ścianie. Porzucenie i śmierć to dla nich to samo. Nie rozumieją, co się stało i myślą, że ten pan gdzieś tam jest.

Słonie, świnie, orki, mrówki

Zwierzę nie jest w stanie pojąć śmiertelności, bo jego świadomość rozwija się do poziomu świadomości pięcioletniego człowieka, który w tym wieku też tego nie rozumie. Życie nie ma końca, śmierć nie jest nieodwracalna. Zwierzę i dziecko rozumieją tylko separację, rozdzielenie z bliskim.

Z tą tezą niektórych naukowców polemizuje Teja Brooks Pribec, doktorantka Uniwersytetu w Sydney.

- A skąd mogłyby one [dzieci i zwierzęta] czerpać przekonanie o odwracalności separacji? - pyta doktorantka w swojej pracy "Animal Grief", opublikowanej w Animal Studies Journal w 2013 roku. CZYLI CO ONA UWAŻA - ŻE ZWIERZĘTA ROZUMIEJĄ CZYM JEST ŚMIERĆ?

Bobby z Edynburga czuwał na grobie, a Fido z Włoch i Hachikō z Japonii wychodzili po pana aż do swojej śmierci. Ale Dżok z Krakowa nie umarł na rondzie Grunwaldzkim. Po roku dał się przygarnąć pewnej wdowie, emerytowanej nauczycielce Marii Müller, jednej z osób, które go dokarmiały. Jakby zrozumiał, że pan nie wróci po niego już nigdy.

Nowa pani zmarła siedem lat później, też przed Dżokiem. Pies miał trafić do schroniska, ale w Wielkanoc 1998 roku znaleziono go martwego na torach. Niektórzy twierdzili, że celowo rzucił się pod pociąg.

Teja Brooks Pribec, powołując się na wiadomości BBC News z 6 maja 1999 roku, przypomina historię słonicy Damini w indyjskim zoo, która zagłodziła się po stracie przyjaciółki, zmarłej przy porodzie.

"Do podobnego zdarzenia omal nie doszło w Edgar"s Mission Farm Sanctuary" - pisze doktorantka. Chodzi o schronisko dla zwierząt hodowlanych niedaleko Melbourne w Australii. - "Kiedy zmarła świnia Daisy, jej bliska towarzyszka Alice leżała na jej grobie dwa dni i dwie noce, odmawiając jedzenia i nie ruszając się".

Na przełomie lipca i sierpnia 2018 roku naukowcy, dziennikarze i tysiące odbiorców mediów śledzili orkę Tahlequah, która w pobliżu kanadyjskiej wyspy Wiktoria z Archipelagu Arktycznego przez siedemnaście dni unosiła na powierzchni wody swego potomka. Młode zmarło prawdopodobnie kilka godzin po porodzie, a obserwatorzy martwili się, że matka padnie z wycieńczenia.

Ken Balcomb, założyciel Centrum badań nad Wielorybami, w rozmowie z CNN powiedział: Ona wie, że cielątko jest martwe. Myślę, że to jest żałoba matki. Ona nie chce, żeby dziecko odeszło. Podejrzewamy, że straciła też swoich dwóch potomków, którzy przyszli na świat osiem lat temu.

///wideo z orką///

Nie był to pierwszy waleń, który w ten sposób żegnał się ze swoim dzieckiem.

Słonie przykrywają ciała zmarłych młodych ziemią i gałęziami i wracają do miejsc pochówku. Sroki, kruki i wrony znoszą trawę do swych zmarłych i czuwają przy nich, nim odlecą.

Teja Brooks Pribec nazywa te czynności rytuałami pogrzebowymi i na dowód tego, że zwierzęta wiedzą, że mają do czynienia ze śmiercią, przytacza badania nad mrówkami.

Mrówki układają zmarłych członków społeczności w stosy. Wiedząc, że mają one najlepiej rozwinięty węch wśród owadów, znany socjobiolog Edward O. Wilson pokrył jedną z żywych mrówek substancją chemiczną, którą te zwierzęta wydzielają po śmierci. Mrówka ruszała nogami, ale pozostałe, ignorując to, zaniosły ją na stos.

Ultrafiolet

Wśród ludzi są zwolennicy teorii, że koty widzą zmarłych teraz, na ziemi.

"Babcia mojej koleżanki niedawno zmarła i zostawiła kota. Codziennie po szkole razem z moją koleżanką chodzimy nakarmić tego kota (a raczej kotkę) i pobawić się z nią, żeby nie czuła się samotna. Od śmierci babci mojej koleżanki Mruczka zaczęła się dziwnie zachowywać np: wchodzi do szafy z ubraniami babci mojej koleżanki, charczy chociaż w pobliżu nie ma żadnego niebezpieczeństwa, i miałczy przy drzwiach, tak jak to robi zawsze gdy ktoś przez nie wchodzi. Kotce powiększają się też niespodziewanie źrenice i często ślepo patrzy się w drzwi pokoju zmarłej babci. Mruczka ograniczyła się do jednej saszetki Whiskas dziennie, chociaż normalnie pożera je ze trzy - opisuje heppy kotek na portalu paranormalne.pl.

Naukowcy powiedzieliby: Mruczka odczuwa lęk separacyjny. - Podejrzewamy, że Mruczka może widywać ducha babci - pisze heppy kotek. - Ciekawi mnie tylko to dlaczego charczy, skoro babcia mojej koleżanki była dla niej wspaniałą opiekunką. Bardzo boimy się czy Mruczka nie umrze z tęsknoty, i chcemy się też przekonać czy to naprawdę możliwe, żeby kotka zobaczyła, albo chociaż wyczuła ducha.

ziwk2 na innemedium.pl: - Byłem świadkiem takiej sceny, gdy psy nagle rozszczekały się na portret wiszący na ścianie. Pomimo, że go świetnie znały, bo portret nieżyjącego Dziadka tam wisiał od lat, to tym razem przerażone rozszczekały się na niego i starały się trzymać jak najdalej od ściany, ale i jak najbliżej ludzi. Ponieważ była to Wigilia, a więc dzień szczególny, to Babcia stwierdziła, że Dziadek zaglądnął z pytaniem "Co słychać?".

Naukowcy na razie udowodnili, że koty, psy i inne nieludzkie zwierzęta widzą promieniowanie ultrafioletowe, niedostępne dla oka człowieka. Co jest w tych falach, ludzie mogą tylko zgadywać.

Suka, która oszczeniła się w grobie rodziców Beaty Santorek na cmentarzu w Nowosielsku nie mogła znać ich za życia. Ale córka jest przekonana, że nie znalazły się tam przypadkowo. - W mojej rodzinie zawsze było dużo zwierząt, znalezionych na ulicy. Rodzice zaopiekowali się nawet ranną kawką, która mieszkała na drzewie pod oknem w kuchni i przyfruwała na obiad. Te psy musiały czuć, że w grobie rodziców nie stanie im się krzywda, że ktoś im pomoże. Wszystkie znalazły nowy dom.

Poprzedni weekend 27-28.10.2018
2 tygodnie temu 20-21.10.2018
3 tygodnie temu 13-14.10.2018
4 tygodnie temu 06-07.10.2018
5 tygodni temu 29-30.09.2018
Zobacz wszystkie