Przestałem być sędzią 3 czerwca 2019 roku po kilku latach bicia głową w mur. Chciałem sądów otwartych na człowieka, sprawnych, nowoczesnych. Postulowałem informatyzację sądów na wielką skalę, bo w XXI wieku nie chcę wciąż posługiwać się telefaksem. Nie to okazało się istotne. Ważniejsza w tej wielkiej "reformie" sądownictwa jest doraźna przynależność polityczna, a sędziowie mają być "lojalni wobec państwa". Odszedłem. Miałem dość.
Nazywam się Jarosław Gwizdak. Byłem sędzią RP, prezesem Sądu Rejonowego Katowice–Zachód w Katowicach, pierwszym w historii laureatem tytułu Obywatelski Sędzia Roku przyznawanego przez Fundację Court Watch; Osobowością Roku 2017 "Dziennika Zachodniego" w Katowicach za "mówienie o prawie ludzkim językiem". Moją opowieść "Unikaj sądów" na TEDx Katowice obejrzało na YouTube ponad 20 tysięcy ludzi.
Jednym z najważniejszych momentów mojego zawodowego życia było spotkanie z tysiącami uczestników 23. edycji Przystanku Woodstock jako gościa Akademii Sztuk Przepięknych. Sądziłem przez prawie 20 lat tysiące spraw cywilnych, czyli o zapłatę, eksmisję, zadośćuczynienie. Zwykłe sprawy zwykłych ludzi ze zwykłymi, codziennymi problemami. Zacząłem jako asesor w roku 2001. W grudniu 2003 roku otrzymałem nominację sędziowską z rąk Prezydenta RP. Teraz, po niemal 18 latach służby, odszedłem z wymiaru sprawiedliwości. Powody są dwa: biurokracja i polityka.
Oglądam pieczątki, podpisuję teczki
Mój dzień pracy, na równi z wydawaniem wyroków i lekturą akt, wypełniały przez cały ten okres czynności, które dalekie są od wymierzania sprawiedliwości. Czysta biurokracja, na którą my, sędziowie, tracimy cenny czas.
Przykład: to sędzia RP zajmuje się przyznawaniem wynagrodzenia świadkowi, podczas gdy np. w Wielkiej Brytanii robi to protokolant. To sędzia RP ogląda uważnie każdą pieczątkę listonosza na załączonej do akt kopercie, aby ustalić, czy obywatel został prawidłowo zawiadomiony o terminie rozprawy. To sędzia RP wpatruje się w kalendarz, aby stwierdzić, od kiedy jego orzeczenie jest prawomocne. To sędzia RP swoim podpisem na tekturowej okładce akt kieruje je do archiwum. Każdą z tych czynności mógłby przecież wykonywać pracownik administracyjny sądów. Takich pracowników jednak brakuje, bo z reguły zarabiają równowartość najniższego wynagrodzenia, a spraw w sądach są miliony rocznie.
Rozmawiając wielokrotnie z kolegami sędziami z innych krajów, zazdrościliśmy im, że ich rolą jest tylko rozstrzyganie spraw. Dysponowali oni swoim biurem, zespołem asystentów, a sprawa trafiała do sędziego tylko po to, aby podjął właściwą decyzję. W polskich sądach rejonowych też byli asystenci: w Katowicach jeden na trzech (!) sędziów.
Zmiana funkcjonowania sądów, przez kilkanaście lat mojej służby, była jednocześnie zauważalna i niezauważalna. Taki sądowy paradoks. Do dyspozycji miałem wreszcie elektroniczne narzędzie wspomagające moją pracę. Miałem komputer i drukarkę. Nie brakowało papieru, a poczta z sądu wysyłana była regularnie. To zmiany zdecydowanie na plus. A poza tym? Akt nie szyto dratwą, bo zakładano plastikowe wąsy; hałas maszyn do pisania na salach rozpraw zastąpił szum komputerowych klawiatur.
Nie zmieniło się jednak najważniejsze - sądy nadal działają powoli. Zbyt powoli jak na wymagania współczesnego szybkiego świata. Sądy są wciąż dalekie od cyfrowej rzeczywistości i wymagają fizycznej obecności obywateli, a papier jest nadal najważniejszy. Świadomość prawna obywateli jest nadal niska.
Przestałem być sędzią 3 czerwca 2019 roku po kilku latach bicia głową w mur skostniałej struktury, niechętnej zmianom. Postulowałem informatyzację sądów na wielką skalę, promowanie mediacji oraz prosty, zrozumiały przez obywateli, język sądów.
Istotne dla mnie było też otwarcie sądów na obywatela, mozolne budowanie świadomości prawnej. Bezskutecznie. Nie to okazało się istotne. Ważniejsza jest dziś doraźna przynależność do "grupy trzymającej władzę" lub grupy opozycyjnej. Do sądów zaczęła zaglądać bieżąca polityka. Jak okazało się niedawno, w Ministerstwie Sprawiedliwości co najmniej tolerowano nękanie sędziów przez internetowych hejterów.
Doniesienia o zorganizowanym hejcie wobec sędziów »Nie stawili się przed rzecznikiem dyscyplinarnym, grożą im...
Komunikat Rzecznika Dyscyplinarnego sędziego Piotra Schaba ws....
Cała rozmowa z sędzią Bartłomiejem Przymusińskim o stanowisku...
Przymusiński: dziwi mnie bardzo postawa kilku osób, które są w...
Nowa KRS opublikowała stanowisko w sprawie sędziów w związku z...
Mitera: czekamy na refleksję sędziego Jarosława Dudzicza
Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" składa...
Ziobro: Markiewicz powinien w pierwszej kolejności pozwać...
Cała rozmowa z Krystianem Markiewiczem
Markiewicz: mechanizmy w Ministerstwie Sprawiedliwości...
Prezes Iustitii pozwał Zbigniewa Ziobrę i innych sędziów
Ziobro: jeżeli zależałoby posłom PO-KO, sprecyzowaliby swój...
Wójcik o wniosku o udostępnienie dokumentów PO-KO: wskazaliśmy...
Posłowie PO-KO nie dostali dokumentów z resortu Ziobry....
Piotr Schab: postępowania nie są wszczynane na podstawie...
Mitera: nie mam sobie nic do zarzucenia
Sędzia Michał Lasota w składzie komisji, która ma egzaminować...
Jak Tomasz Szmydt, mąż "małej Emi", dostał posadę w KRS? Jest...
Sędzia Przemysław Radzik chce orzekać w sądzie apelacyjnym....
Rozmowa Arkadiusz Cichockiego z Leszkiem Mazurem
Po dwóch stronach politycznego sporu
Mam wrażenie, że zaprzepaściliśmy trzy dekady wolności, zaniedbując przede wszystkim wymiar sprawiedliwości. Łańcuch jest tak silny, jak silne jest jego najsłabsze ogniwo. Zaniedbanie jednej z trzech władz to zaniedbanie całego państwa, jego jakości i podstawowych funkcji.
Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" jest największym stowarzyszeniem zrzeszającym sędziów. Liczy niemal 3600 członków. Sędziów w Polsce jest około 9000, zatem to poważna reprezentacja środowiska. Niegdysiejsi aktywni działacze stowarzyszenia stali się urzędnikami ministerstwa, prezesami sądów, członkami KRS czy sędziami SN. Inni stanęli po drugiej stronie barykady, akcentując rolę "wolnych sądów dla wolnych ludzi i wolnych wyborów". Jedni we władzy uczestniczyli, drudzy przed nią ostrzegali. Podział środowiska stał się jawny i czytelny.
Od początku rządów "Prawa i Sprawiedliwości" łacińskie wcielenie sprawiedliwości regularnie obecne jest w mediach, a temat sędziów, sądów czy spraw sądowych nie znika z publicznej debaty. Niestety, debaty jałowej i nieskutecznej. Debaty, której umykają najważniejsze i wielokrotnie nazwane problemy wymiaru sprawiedliwości. Takiej debaty, dotykającej istoty i kierunku zmian, wciąż nie podjęto.
Jakie mają być sądy? Z pewnością sprawiedliwe. Taki był tytuł niespotykanej w nowoczesnym świecie i kulturze sprawowania władzy kampanii społecznej, przeprowadzanej przez Polską Fundację Narodową (PFN). "Sprawiedliwe sądy" obejmowały doniesienia o skandalicznych zdarzeniach z życia sędziów. Kampania była najdroższym działaniem PFN w 2017 roku, kosztowała 8,5 miliona (!) złotych. Za te pieniądze Polska została oplakatowana informacjami o często przekłamanym charakterze, sprawiającymi wrażenie, że jedynym kierunkiem zmian są te proponowane przez rząd. Nadzieja na dobre zmiany prysła, zanim jeszcze plakaty zdjęto.
Wcześniej, bo jeszcze w 2015 roku, minister Zbigniew Ziobro rozwiązał Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego. Nagle okazało się, że dorobek profesorów i znawców materii nie jest nikomu potrzebny. To władza i ministerialni urzędnicy "napiszą prawo od nowa", lepiej i z pewnością sprawiedliwiej. Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Okazało się jedynie, że władza nie zamierza się z nikim dzielić wiedzą ani konsultować swych koncepcji.
Dość szybko okazało się, że król jest bardzo bliski nagości. Rozwijając tę metaforę - porusza się w stringach i kusej podkoszulce. Nie było bowiem aktu prawnego uchwalonego w ekspresowym tempie przez obie izby parlamentu czy wydanego przez ministra, dotyczącego wymiaru sprawiedliwości, który nie wymagałby poprawek, zmian i poważnej "obróbki". Nie piszę tu nawet o regularnych zmianach ustaw dotyczących Sądu Najwyższego czy Krajowej Rady Sądownictwa (w liczbie kilkunastu w ciągu czteroletniej kadencji), ale o aktach prawnych na pozór błahych i technokratycznych, jak rozporządzenie ministra "regulamin urzędowania sądów powszechnych".
Rozporządzenie zmieniano kilkakrotnie i wciąż zawiera rozwiązania nieprecyzyjne czy mocno kontrowersyjne, powiększające na przykład władzę prezesów sądów i pozwalające im na ingerowanie w tok sprawy, prowadzonej przez niezawisłego dotychczas sędziego.
"Czas faksu"
Skoro mowa o prezesach sądów, to nie można nie wspomnieć o zasłudze Ministra Sprawiedliwości w dziedzinie muzealnictwa przez zachowanie niektórych zabytków techniki, które zostały ocalone przed zapomnieniem. W obecnych nowoczesnych biurowcach trudno znaleźć telefaksy, a te wciąż są obecne w sądowych sekretariatach. Te urządzenia były najczęściej obserwowanym w sądach wyposażeniem, gdyż za ich pomocą ministerstwo przesyłało prezesom sądów informacje o ich odwołaniu.
"Czas faksu" na przełomie 2017 i 2018 roku był chyba jednym z bardziej upokarzających okresów w nowoczesnej historii polskiego wymiaru sprawiedliwości. Oto na podstawie znowelizowanego po raz kolejny "prawa o ustroju sądów powszechnych" minister został obdarowany uprawnieniem do odwołania każdego (!) prezesa sądu w Polsce, właściwie bez uzasadnienia, przez okres sześciu miesięcy. Było to coś porównywalnego z lokautem w sektorze komercyjnym.
Nagle okazywało się, że kilkunastu prezesów sądów w jednej apelacji absolutnie nie nadaje się do kierowania swymi jednostkami. Faksy wypluwały wstęgi papieru, często opatrzone zamaszystą sygnaturą podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, sędziego Łukasza Piebiaka. Warto wspomnieć, że decyzje te nie zawierały uzasadnienia. Podczas "miodowego półrocza" na ogólną liczbę prawie 400 sądów w Polsce zmieniono 75 prezesów i 73 wiceprezesów. Dla pełni tego obrazka warto również wspomnieć, że niektórych prezesów odwoływano np. po kilku miesiącach sprawowania funkcji, innych na kilka dni przed końcem kadencji. Na ich miejsce powoływano ludzi, o których kompetencjach czasami niewiele było wiadomo.
Kiedy już upłynął czas odwoływania prezesów, rozpędziła się machina postępowań dyscyplinarnych. Okazało się bowiem, że poprowadzenie edukacyjnej symulacji rozprawy dla młodzieży, na letnim festiwalu, może godzić w powagę wymiaru sprawiedliwości. Okazało się również, że najbardziej w tę powagę godzą sędziowie aktywni w przestrzeni publicznej, którzy nie kryli swoich poglądów o zmianach w wymiarze sprawiedliwości i ich ogólnym niewłaściwym kierunku.
Warto przypomnieć, że krytycznym sędziom przyświecały między innymi słowa ikony Temidy, byłego prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza, ośmielającego ich do zabierania głosu w sprawach dotyczących zwłaszcza niezależności i niezawisłości, które również jego zdaniem były poważnie zagrożone.
Gdy z ulic zniknęły billboardy PFN, a rzecznicy dyscyplinarni wyłonieni autonomiczną decyzją ministra rozpoczynali swoje postępowania, Zbigniew Ziobro ogłaszał na konferencjach prasowych kolejne sukcesy resortu. Jednym z głównych i flagowych sukcesów resortu miało być losowanie spraw, czyli przydział spraw sędziom według komputerowego algorytmu. Algorytmu na tyle cennego i zapewne odkrywczego, że mimo wielu postulatów środowisk tak sędziowskich, jak i społecznych nikomu go nie ujawniono. W tej sytuacji pytanie, czy losowy przydział spraw jest naprawdę losowy, pozostaje wciąż otwarte.
Za czasów obecnego ministerstwa sprawiedliwości mieliśmy też moment obowiązywania w postępowaniu karnym trzech różnych procedur. To tak, jakby prędkość samochodu jednocześnie podawać w kilometrach, milach i wiorstach na godzinę podczas jazdy autostradą, a potem domyślać się, o jakiej prędkości mówią znaki drogowe. Wiadomo, sędziowie i z tym musieli sobie poradzić. Przypomnieć należy, że dotykało to postępowania karnego, w którym decyduje się o pozbawieniu wolności, jej ograniczeniu czy karze grzywny.
Hejterem w krytyków
Ostatnio opinią publiczną wstrząsnęły informacje o możliwym udziale urzędników ministerstwa w hejterskich atakach na część środowiska sędziów. A może to fragment większej całości? Może ktoś, ośmielony wspomnianą akcją billboardową, wypowiedziami polityków, którzy o sądach i sędziach mówili wyłącznie źle, dołączył do chóru? Może to w dobrym tonie kopać leżącego i dowalić "kaście"? Kiedyś lekarzom obiecywano "kamasze", obecnie sędziów chce się, tak całkiem po ludzku, pogonić. Business as usual.
A gdzie w tym wszystkim obywatele? Gdzie troska o osoby stające przed sądami, często bezradne, zagubione i po prostu nieszczęśliwe? Bardzo trudno mi ją znaleźć w dokonywanych zmianach, w których tle odnaleźć można przede wszystkim dążenie do podporządkowania trzeciej władzy dwóm pozostałym.
W jednej z wypowiedzi (byłego już) podsekretarza stanu Łukasza Piebiaka usłyszałem, że sędziowie "mają być lojalni wobec państwa". Być może nie chciał on wymówić nazwy partii, która włączyła go w skład rządu, ale znacznie lepiej, aby lojalność sędziów skupiała się wyłącznie na prawie i sprawiedliwości. Pisanych małymi literami, lecz wciąż wielkiej wagi.