logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Lista tematów

  • 1
    Filip Czekała Ryk wody, krzyk ludzi, a potem cisza. To miało być ciepłe lato
  • 2
    Ludwik Dorn W królestwie ślepców jednooki jest królem. Nawet, gdy ma astygmatyzm
  • 3
    TVN24 BiS Global Forum 2017. Najciekawsze rozmowy
  • 4
    Małgorzata Goślińska "Mama, błagam, odetnij mi ręce". Arka ugryzł kleszcz
  • 5
    Patrycja Król "Człowiek wiary i wysokich ideałów". Kardynał oskarżony o pedofilię
  • 6
    Bartosz Żurawicz Krzysztof. Były sędzia sądu okręgowego, kolega, dzieciobójca
  • 7
    Rafał Kazimierczak "Wiem tyle, że chciałem zadać mu ból. Chciałem go zabić"
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

Filip Czekała

Ryk wody, krzyk ludzi, a potem cisza. To miało być ciepłe lato

Zobacz

Podziel się

Śmierć przypłynęła 6 lipca 1997 roku. I zebrała wielkie żniwo. 55 osób zginęło, utonęły tysiące zwierząt, pod wodą znalazły się domy, szkoły, szpitale, mosty, drogi. Rwąca fala powodziowa wypłukiwała groby - ludzie znajdowali zwłoki w ogródkach. Potem była cisza. I smród.

Śmierć przypłynęła 6 lipca 1997 roku. I zebrała wielkie żniwo. 55 osób zginęło, utonęły tysiące zwierząt, pod wodą znalazły się domy, szkoły, szpitale, mosty, drogi. Rwąca fala powodziowa wypłukiwała groby - ludzie znajdowali zwłoki w ogródkach. Potem była cisza. I smród.

Jedno było piękne w "powodzi tysiąclecia" – zwykli ludzie, którzy nieśli pomoc innym, choć nierzadko sami stracili wiele.

Nic nie zwiastowało nadchodzącej klęski żywiołowej. To miało być ciepłe lato. Miało. Na początku lipca 1997 r. wielodniowe ulewne deszcze podniosły stan Odry i jej dorzeczy do poziomu nienotowanego nigdy w historii. Woda o 2-3 metry przekroczyła najwyższe notowane dotąd stany. Zawiodły prawie wszystkie urządzenia przeciwpowodziowe. Woda przerywała wały lub po prostu się przez nie przelewała.

W nierównej walce z żywiołem ludzie ratujący swój dobytek nie mieli szans. Wielka woda zniszczyła lub uszkodziła 680 000 mieszkań, 4000 mostów, 14 400 km dróg, 613 km wałów przeciwpowodziowych i 500 000 hektarów upraw. Kilka tysięcy osób straciło dach nad głową, 55 zginęło.

Wylały wody dorzeczy rzek: Bóbr, Bystrzyca, Kaczawa, Kwisa, Mała Panew, Nysa Kłodzka, Nysa Łużycka, Odra, Olza, Oława, Skora, Szprotawa, Ślęza i Widawa, a także górnej Wisły i Łaby. Zalane zostały w sumie 1362 miejscowości, głównie na południu Polski.

20 lat po "powodzi tysiąclecia" / Wideo: Fakty po południu/TVN24

POWÓDŹ W 1997 R. DZIEŃ PO DNIU

Ryk wody

- O godzinie 22 stałem przy moście na Malczewskiego w Kłodzku. Słyszałem krzyk ludzi z domu zupełnie odciętego przez wodę, znajdującego się obok pękniętego wału. Pamiętam potworny ryk spienionej wody, blask księżyca odbijający się od jeziora, które jeszcze dzień wcześniej było osiedlem. Stadion, który też stał się jeziorem… – wspominał pan Maciej. Miał wtedy 15 lat. Most, przy którym stał, zniknął.

6 lipca Nysa Kłodzka zalała pierwsze miasteczka i wsie. Dzień później pod wodą znalazło się Kłodzko.

Centrum miasta wyglądało jak po wojnie: wyrwy w ulicach jak po bombach, zwalone mosty, zawalone kilkusetletnie kamienice. Pan Maciej: - Następnego dnia jak woda zaczęła opadać, jeździłem rowerem po tym, co zostało po moim mieście i nie wierzyłem w to, co widzę. Jak w jedną noc miasto mogło zmienić się w ruinę pokrytą grubą warstwą śmierdzącego błota.

Most Żelazny w Kłodzku podczas powodzi z 1997 roku / Źródło: Cz i U. Kuchtowie (Wikipedia CC-BY-SA 3.0)

Fala

W Bardzie, 10 km dalej, panował spokój. Kilka dni wcześniej popadało. - Nie było żadnych ostrzeżeń meteorologicznych – przypomina sobie Leszek Anklewicz, burmistrz Barda Śląskiego w 1997 r.

Do czasu. Aż wielka woda dotarła do Kłodzka. - Ówczesny komendant straży pożarnej w Ząbkowicach Śląskich podszedł do mnie i powiedział: "Coś trzeba robić, bo Kłodzko już jest zalane" - opowiada nam Anklewicz.

No i zrobili. Kazali natychmiast ewakuować mieszkańców domów znajdujących się najbliżej Nysy Kłodzkiej. Polówki i jedzenie zawieźli do budynku szkoły podstawowej. - Chodziło o to, by ludzie mogli tam przetrwać dobę, dwie, trzy. Niestety niektórzy ewakuowani wrócili do domów - relacjonuje.

Wielka woda dotarła do Barda szybciej, niż przypuszczano. Fala zalała prawie 50 budynków, trzy z nich zmiotła z powierzchni, 10-12 zalanych zostało do drugiego piętra. Żywioł zniszczył całkowicie Miejski Ośrodek Kultury, pocztę, przychodnię, Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, szkołę podstawową i hotel. Niemal wszystko. W okolicy ulicy Fabrycznej doszło do rozszczelnienia instalacji gazowej i eksplozji. Przestraszeni mieszkańcy uciekli na stację PKP. Spędzili tam kilka godzin.

  • Woda niszczyła budynki, zrywała mosty
    Woda niszczyła budynki, zrywała mosty / Fot. OSP Bardo
  • Miasto nie było przygotowane na falę
    Miasto nie było przygotowane na falę / Fot. OSP Bardo
  • Zalane boisko
    Zalane boisko / Fot. OSP Bardo
  • Fala zalała prawie 50 budynków
    Fala zalała prawie 50 budynków / Fot. OSP Bardo
  • Niektóre domy zalane były do pierwszego piętra
    Niektóre domy zalane były do pierwszego piętra / Fot. OSP Bardo
  • Woda zalała miasto
    Woda zalała miasto / Fot. OSP Bardo
  • Wielu budynków nie dało się odbudować
    Wielu budynków nie dało się odbudować / Fot. OSP Bardo
  • Bardo Śląskie pod wodą
    Bardo Śląskie pod wodą / Fot. OSP Bardo
  • Woda niszczyła budynki, zrywała mosty

    Woda niszczyła budynki, zrywała mosty

  • Miasto nie było przygotowane na falę

    Miasto nie było przygotowane na falę

  • Zalane boisko

    Zalane boisko

  • Fala zalała prawie 50 budynków

    Fala zalała prawie 50 budynków

  • Niektóre domy zalane były do pierwszego piętra

    Niektóre domy zalane były do pierwszego piętra

  • Woda zalała miasto

    Woda zalała miasto

  • Wielu budynków nie dało się odbudować

    Wielu budynków nie dało się odbudować

  • Bardo Śląskie pod wodą

    Bardo Śląskie pod wodą

Tym, co nie uciekli, nie chcieli, nie zdążyli, spieszono na ratunek. - Jedno z małżeństw uratował sąsiad mieszkający na wzgórzu. - Woda była tak wysoka, że musieli wyjść na dach domu. Poziom stale rósł, więc na samodzielnie stworzonej łodzi popłynął do nich. Gdyby nie on, zginęliby – opowiada Anklewicz.

Woda zabrała ze sobą trzy mosty. Anklewicz: - Nie mieliśmy połączenia jednej strony Barda z drugą. W jednej pozostałem ja, w drugiej mój zastępca Roman Fester. Podzieliliśmy się tak, by utrzymywać kontakt z każdą stroną miasta.

Obaj nie spali przez siedem dni.

  • Kilkanaście domów zostało zalanych do 2. piętra
    Kilkanaście domów zostało zalanych do 2. piętra / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Zniszczone zabudowania Barda
    Zniszczone zabudowania Barda / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Woda łamała drzewa, niszczyła ogrodzenia
    Woda łamała drzewa, niszczyła ogrodzenia / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Zalanych zostało prawie 50 budynków
    Zalanych zostało prawie 50 budynków / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Nysa Kłodzka zniszczyła w Bardzie trzy mosty
    Nysa Kłodzka zniszczyła w Bardzie trzy mosty / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Wielka woda doszła szybciej niż przypuszczano
    Wielka woda doszła szybciej niż przypuszczano / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • W Bardzie nikt nie spodziewał się powodzi
    W Bardzie nikt nie spodziewał się powodzi / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Wiele domów nadawało się jedynie do rozbiórki
    Wiele domów nadawało się jedynie do rozbiórki / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Wielu ludzi, mimo ewakuacji, zdecydowało się wrócić do swoich domów
    Wielu ludzi, mimo ewakuacji, zdecydowało się wrócić do swoich domów / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Kilkanaście domów zostało zalanych do 2. piętra

    Kilkanaście domów zostało zalanych do 2. piętra

  • Zniszczone zabudowania Barda

    Zniszczone zabudowania Barda

  • Woda łamała drzewa, niszczyła ogrodzenia

    Woda łamała drzewa, niszczyła ogrodzenia

  • Zalanych zostało prawie 50 budynków

    Zalanych zostało prawie 50 budynków

  • Nysa Kłodzka zniszczyła w Bardzie trzy mosty

    Nysa Kłodzka zniszczyła w Bardzie trzy mosty

  • Wielka woda doszła szybciej niż przypuszczano

    Wielka woda doszła szybciej niż przypuszczano

  • W Bardzie nikt nie spodziewał się powodzi

    W Bardzie nikt nie spodziewał się powodzi

  • Wiele domów nadawało się jedynie do rozbiórki

    Wiele domów nadawało się jedynie do rozbiórki

  • Wielu ludzi, mimo ewakuacji, zdecydowało się wrócić do swoich domów

    Wielu ludzi, mimo ewakuacji, zdecydowało się wrócić do swoich domów

"Słyszałem, że w Pilcach ludzie nie żyją"

Zasnąć nie pozwalała mu nie tylko woda, ale też myśli o tym, co dzieje się z jego rodziną. Gdy on "walczył" w Bardzie, jego mama i siostra zostały w rodzinnych Pilcach.

  • We wsi znajdował się kościół, szkoła, przedszkole, Ochotnicza Straż Pożarna
    We wsi znajdował się kościół, szkoła, przedszkole, Ochotnicza Straż Pożarna / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Do 1997 r. wieś powoli się rozwijała
    Do 1997 r. wieś powoli się rozwijała / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Miała własny kościół
    Miała własny kościół / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • W 1997 r. w Pilcach mieszkało 180 osób
    W 1997 r. w Pilcach mieszkało 180 osób / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Mieszkańcy nie spodziewali się katastrofy
    Mieszkańcy nie spodziewali się katastrofy / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • We wsi znajdował się kościół, szkoła, przedszkole, Ochotnicza Straż Pożarna

    We wsi znajdował się kościół, szkoła, przedszkole, Ochotnicza Straż Pożarna

  • Do 1997 r. wieś powoli się rozwijała

    Do 1997 r. wieś powoli się rozwijała

  • Miała własny kościół

    Miała własny kościół

  • W 1997 r. w Pilcach mieszkało 180 osób

    W 1997 r. w Pilcach mieszkało 180 osób

  • Mieszkańcy nie spodziewali się katastrofy

    Mieszkańcy nie spodziewali się katastrofy

Wieś została odcięta od świata i zalana przez Nysę Kłodzką, która utworzyła sobie w okolicy kilka nowych koryt, a z drugiej strony zerwała jedyny most.

- Dochodziły do mnie informacje z sąsiednich Ożar, że ta strona, po której mieszkają moja mama i siostra, jest całkowicie zniszczona, a ludzie nie żyją. Miałem kontakt z wójtem z Kamieńca (Ząbkowickiego – red.) i pytałem go, czy tak to faktycznie wygląda. Nie wiedział. Uspokajał mnie - mówi Anklewicz.

Dopiero gdy woda nieco opadła, helikopterem można było ewakuować mieszkańców zalanej wsi. Jak się okazało, nikt w Pilcach nie zginął. - Ludzie uratowali się dzięki wzajemnej pomocy - mówi.

Dziś w Pilcach nikt już nie mieszka. Po powodzi rząd podjął decyzję o budowie w tym miejscu zbiornika retencyjnego. Wieś miała zostać… zatopiona. Wcześniej ludzie zdążyli już wrócić do swoich domów. - Sam jeździłem i pomagałem mamie sprzątać i osuszać dom – wspomina były burmistrz.

  • Tak wyglądały Pilce po opadnięciu wody
    Tak wyglądały Pilce po opadnięciu wody / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Po powodzi ludzie zaczęli remontować i porządkować swoje domy
    Po powodzi ludzie zaczęli remontować i porządkować swoje domy / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Burmistrz Barda jeździł do Pilc i pomagał mamie sprzątać i osuszać dom
    Burmistrz Barda jeździł do Pilc i pomagał mamie sprzątać i osuszać dom / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Dziś w Pilcach nikt już nie mieszka
    Dziś w Pilcach nikt już nie mieszka / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Wielka woda zniszczyła praktycznie całą wieś
    Wielka woda zniszczyła praktycznie całą wieś / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Żywioł był dla wsi bezlitosny
    Żywioł był dla wsi bezlitosny / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Mieszkańców przesiedlono do Kamieńca Ząbkowickiego
    Mieszkańców przesiedlono do Kamieńca Ząbkowickiego / Fot. archiwum Leszka Anklewicza
  • Tak wyglądały Pilce po opadnięciu wody

    Tak wyglądały Pilce po opadnięciu wody

  • Po powodzi ludzie zaczęli remontować i porządkować swoje domy

    Po powodzi ludzie zaczęli remontować i porządkować swoje domy

  • Burmistrz Barda jeździł do Pilc i pomagał mamie sprzątać i osuszać dom

    Burmistrz Barda jeździł do Pilc i pomagał mamie sprzątać i osuszać dom

  • Dziś w Pilcach nikt już nie mieszka

    Dziś w Pilcach nikt już nie mieszka

  • Wielka woda zniszczyła praktycznie całą wieś

    Wielka woda zniszczyła praktycznie całą wieś

  • Żywioł był dla wsi bezlitosny

    Żywioł był dla wsi bezlitosny

  • Mieszkańców przesiedlono do Kamieńca Ząbkowickiego

    Mieszkańców przesiedlono do Kamieńca Ząbkowickiego

Ludzi wysiedlono dopiero, gdy w Kamieńcu Ząbkowickim wybudowano dla nich nowe domy. Anklewicz: - Moja mama, która przyjechała do Pilc około 1945-1946 roku ani myślała się wyprowadzać. Ustawiła sobie tapczan i nie zamierzała się z niego ruszać. Musieliśmy użyć małego kłamstewka dla jej dobra. Kazaliśmy jej pojechać, żeby zobaczyła, jak to będzie. Potem mówiliśmy, że w Pilcach będzie odbudowa i wrócimy za jakieś 2-3 miesiące. Potem trzeba było mamie powiedzieć prawdę, że tam niczego już nie będzie.

Rządowe plany do dziś nie doczekały się realizacji. - Pod wodą jest około 60-70 procent Pilc. Powstały zbiorniki wodne, ale to nie jest ten, który był planowany od Przyłęku na terenie gminy Bardo do Kamieńca Ząbkowickiego. Chyba zabrakło pieniędzy na jego realizację - wyjaśnia Anklewicz. I dodaje: Resztę wsi zajmuje kopalnia żwiru. - Koncepcja jest taka, żeby wydobyć jak najwięcej żwiru i tak samoczynnie doprowadzić do tego, że wykop zamieni się w zbiornik.

Odbudowa jego Barda trwała trzy lata.

  • Na terenie dawnej wsi powstały zbiorniki wodne
    Na terenie dawnej wsi powstały zbiorniki wodne / Fot. Dominik Fester
  • W krzakach można dostrzec ślady po dawnych budynkach
    W krzakach można dostrzec ślady po dawnych budynkach / Fot. Dominik Fester
  • Dziś na części dawnej wsi działa żwirownia
    Dziś na części dawnej wsi działa żwirownia / Fot. Dominik Fester
  • Nie wszędzie można wejść
    Nie wszędzie można wejść / Fot. Dominik Fester
  • Droga przez Pilce
    Droga przez Pilce / Fot. Dominik Fester
  • Wieś zdążyła całkowicie zarosnąć
    Wieś zdążyła całkowicie zarosnąć / Fot. Dominik Fester
  • Bujna zieleń zarosła Pilce
    Bujna zieleń zarosła Pilce / Fot. Dominik Fester
  • Ślady po dawnej wsi dziś są niemal niewidoczne
    Ślady po dawnej wsi dziś są niemal niewidoczne / Fot. Dominik Fester
  • Takie fragmenty fundamentów to jedne z największych pozostałości po Pilcach
    Takie fragmenty fundamentów to jedne z największych pozostałości po Pilcach / Fot. Dominik Fester
  • Po maksymalnym wydobyciu żwiru, dawną wieś ma zalać woda
    Po maksymalnym wydobyciu żwiru, dawną wieś ma zalać woda / Fot. Dominik Fester
  • Około 60-70 proc. dawnych Pilc jest pod wodą
    Około 60-70 proc. dawnych Pilc jest pod wodą / Fot. Dominik Fester
  • Między krzakami można natknąć się na ślady po budynkach
    Między krzakami można natknąć się na ślady po budynkach / Fot. Dominik Fester
  • Na terenie dawnej wsi powstały zbiorniki wodne

    Na terenie dawnej wsi powstały zbiorniki wodne

  • W krzakach można dostrzec ślady po dawnych budynkach

    W krzakach można dostrzec ślady po dawnych budynkach

  • Dziś na części dawnej wsi działa żwirownia

    Dziś na części dawnej wsi działa żwirownia

  • Nie wszędzie można wejść

    Nie wszędzie można wejść

  • Droga przez Pilce

    Droga przez Pilce

  • Wieś zdążyła całkowicie zarosnąć

    Wieś zdążyła całkowicie zarosnąć

  • Bujna zieleń zarosła Pilce

    Bujna zieleń zarosła Pilce

  • Ślady po dawnej wsi dziś są niemal niewidoczne

    Ślady po dawnej wsi dziś są niemal niewidoczne

  • Takie fragmenty fundamentów to jedne z największych pozostałości po Pilcach

    Takie fragmenty fundamentów to jedne z największych pozostałości po Pilcach

  • Po maksymalnym wydobyciu żwiru, dawną wieś ma zalać woda

    Po maksymalnym wydobyciu żwiru, dawną wieś ma zalać woda

  • Około 60-70 proc. dawnych Pilc jest pod wodą

    Około 60-70 proc. dawnych Pilc jest pod wodą

  • Między krzakami można natknąć się na ślady po budynkach

    Między krzakami można natknąć się na ślady po budynkach

"Najgorzej było, o ironio, z wodą"

8 lipca Odra wdarła się do Raciborza. Ludzie na balkonach czekali na żywność i wodę. Z drżącymi z zimna rękami brodzili w wodzie odbierając chleb, wodę i środki czystości. Deszcz nie przestawał padać. Woda niszczyła samodzielnie utworzone przez mieszkańców tamy, samochody zalane były do szyb. W dzielnicy Ostróg woda zabrała z fundamentami ściany domu, który budował Ryszard Wolny, polski zapaśnik i złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Atlancie. - To były dopiero początki budowy, więc szkody nie były duże. Nie było właściwie czego ratować - wspominał na antenie TVN24.

W Raciborzu ludzie szukali schronienia na dachach / Źródło: archiwum TVN24
Zalane rondo na placu Mostowym w Raciborzu / Źródło: Olos88 (Wikipedia)

Ruszył na pomoc innym. Umacniał wały, łodziami dowoził podtopionym rodzinom leki i jedzenie. - Najgorzej było z wodą, bo tej pitnej, o ironio, brakowało – opowiadał na naszej antenie.

Pamięta, jak pomagał wydostać się z zalanego domu kobiecie z trzymiesięcznym dzieckiem. - Łódka była niestabilna. Bardzo się bałem. Wiedziałem, że przy takim prądzie, jaki był wtedy, niewielkie byłyby szanse na uratowanie tego dziecka czy mnie – mówił, wspominając, jak przerażona była matka, która powierzała mu swoje dziecko i jak bardzo struchlały ze strachu był on, chłop jak dąb.

Potem pomógł jeszcze dwóm stróżom uwięzionym na dachu magazynu. Wolny: - Około sześćdziesięcioletni mężczyźni spędzili tam blisko dwa dni. Nie potrafili powiedzieć nawet słowa. Byli bezsilni. Przez co najmniej 20-30 godzin nie mieli nic w ustach.

Ryszard Wolny, raciborzanin i mistrz olimpijski / Wideo: TVN24

Nie był jedynym, który pomagał. Krystian Niewrzoł z synem na dach samochodu osobowego, który służył do fonoreklamy ulicznej, założyli cztery głośniki podłączone do wzmacniacza z mikrofonem i ruszyli.

- Pojechaliśmy na osiedle Hetmańskie przy ulicy Starowiejskiej. Kiedy wjechaliśmy na osiedlowy plac zabaw, zobaczyliśmy zupełnie inny świat. Ludzie opalali się na balkonach, siedzieli beztrosko na ławkach pod blokami. Kiedy przez megafony poinformowałem ich o tym, co dzieje się 1000 metrów dalej, to w ciągu 15 minut ustawiły się kolejki mieszkańców z pełnymi reklamówkami. Szybko zapełniły się obydwa samochody. Ludzie prosili, aby jeszcze raz przyjechać na osiedle, bo nie zdążyli nic przygotować. Nie potrafiłem wtedy ukryć wzruszenia i łez - wspomina. Do sztabu przeciwpowodziowego wiózł koce, ubrania i jedzenie dla ludzi z ewakuowanych mieszkań.

W lodówkach była krew, musieliśmy płynąć

Wielka woda dotarła do Nysy. Pochłonęła pół miasta.

- Łączność straży pożarnej była jedyną, jaka funkcjonowała. Telefonia komórkowa padła, łączności telefonicznej nie było. Wtedy często samochody OSP stawiano przy budynkach gminy. Urzędnicy zbierali informacje o potrzebach dla ludności, a my załatwialiśmy wodę, odzież, ewakuowaliśmy ludzi - wspomina Adam Janiuk, strażak z Opola, odpowiedzialny za łączność.

  • Woda niszczyła drogi, przewracała słupy
    Woda niszczyła drogi, przewracała słupy / Fot. archiwum bryg. Adama Janiuka
  • Wiele domów zostało zniszczonych
    Wiele domów zostało zniszczonych / Fot. archiwum bryg. Adama Janiuka
  • Zalana Nysa
    Zalana Nysa / Fot. archiwum bryg. Adama Janiuka
  • Zamiast samochodów, ulicami pływały pontony
    Zamiast samochodów, ulicami pływały pontony / Fot. archiwum bryg. Adama Janiuka
  • Strażacy na pontonie dotarli do szpitala
    Strażacy na pontonie dotarli do szpitala / Fot. archiwum bryg. Adama Janiuka
  • Ze szpitala ewakuowano 256 osób
    Ze szpitala ewakuowano 256 osób / Fot. archiwum bryg. Adama Janiuka
  • Pacjentów wywożono na pontonach
    Pacjentów wywożono na pontonach / Fot. archiwum bryg. Adama Janiuka
  • Ewakuacja szpitala zakończyła się pełnym sukcesem
    Ewakuacja szpitala zakończyła się pełnym sukcesem / Fot. archiwum bryg. Adama Janiuka
  • Woda niszczyła drogi, przewracała słupy

    Woda niszczyła drogi, przewracała słupy

  • Wiele domów zostało zniszczonych

    Wiele domów zostało zniszczonych

  • Zalana Nysa

    Zalana Nysa

  • Zamiast samochodów, ulicami pływały pontony

    Zamiast samochodów, ulicami pływały pontony

  • Strażacy na pontonie dotarli do szpitala

    Strażacy na pontonie dotarli do szpitala

  • Ze szpitala ewakuowano 256 osób

    Ze szpitala ewakuowano 256 osób

  • Pacjentów wywożono na pontonach

    Pacjentów wywożono na pontonach

  • Ewakuacja szpitala zakończyła się pełnym sukcesem

    Ewakuacja szpitala zakończyła się pełnym sukcesem

Dostał zadanie: zapewnić połączenia ze szpitalem. - Oprócz radiotelefonu miałem agregat prądotwórczy, bo miały być tam lodówki z krwią i trzeba było podtrzymać pracę tych i innych urządzeń. Płynęliśmy w środku nocy starą łodzią WOPR Nysa, której obrotów silnika nie dało się regulować. Płynęliśmy tak długo, aż zatrzymaliśmy się na jakimś ogrodzeniu. Przed nami, co pewien czas, przewracały się jakieś słupy. Później zamieniliśmy łódź na ponton i tak dotarliśmy do szpitala - relacjonuje. Podłączyli agregat, nawiązali kontakt ze sztabem, odpoczywali. - Spaliśmy może godzinę. Obudziła mnie informacja, że mam się przygotować do ewakuacji szpitala - mówi.

Operacja w łódce

256 osób. – Gdy powiedziałem ordynatorowi, że przyjadą dwa składy pociągów, które przetransportują pacjentów, a póki co musimy rozpocząć ewakuację, żeby przetransportować ludzi w te miejsca, z których zabiorą ich pociągi, usłyszałem: "Pan oszalał!" - wspomina.

Strażacy na pontonie dotarli do szpitala / Źródło: archiwum bryg. Adama Janiuka

Ruszyły przygotowania do ewakuacji. Przed godz. 7 rano do szpitala zaczęły przypływać na swoje dyżury pielęgniarki położne. - Proszę sobie wyobrazić, że te kobiety docierały na kajakach czy pontonach na swój dyżur, żeby zmienić koleżanki! Wiedziały, że są pacjenci i trzeba im pomóc - nie kryje wzruszenia Janiuk.

Pacjentów miały zabrać pływające transportery samochodowe. Janiuk: - Wiedziałem, że one podczas powodzi się nie sprawdzają. Są dobre na stojącej wodzie, rozlewiskach, ale nie wtedy, gdy jest silny nurt. Tak też się stało - jeden się zepsuł, drugi w ogóle nie dojechał, trzeci zawiesił się na jakimś elemencie zaraz za szpitalem. Ściągnął pontony. Na pierwszy rzut kobiety i noworodki z oddziału położniczego.

Pacjentów wywożono na pontonach / Źródło: archiwum bryg. Adama Janiuka
Ze szpitala ewakuowano 256 osób / Źródło: archiwum bryg. Adama Janiuka

Akurat pod szpital przedarł się wojskowy star z chlebem i wodą, także ten pojazd wykorzystano. Nosze szybko się skończyły. Ludzi wynoszono więc na materacach z ceratą. Sześciu ludzi  znosiło pacjentów, jeśli któryś miał kroplówkę, to trzymał ją sobie nad głową sam. Każdy dostawał też kartę choroby i zapas leków na co najmniej 24 godziny. W każdym pojeździe, który wyjeżdżał, była przynajmniej jedna pielęgniarka lub lekarz. Starałem się tak mieszać, żeby była część osób chodząca i leżąca. Taki skład odjeżdżał w kierunku pociągów - opowiada.

Kolejnych pacjentów ewakuowano gąsienicowymi transporterami pływającymi, które dotarły do szpitala. - Ostatnim PTS-em przyjechał do nas kapelan i ewakuowaliśmy nim zwłoki z kostnicy - mówi Janiuk.

Akcja przebiegła wzorowo. Wszyscy pacjenci ocaleli. Janiuk: - Po latach dowiedziałem się, że syn jednej z kobiet, która została sfotografowana w pontonie, został strażakiem.

Ewakuacja szpitala zakończyła się pełnym sukcesem / Źródło: archiwum bryg. Adama Janiuka

Nysa 15 lat po powodzi tysiąclecia / Wideo: tvn24

Woda wlewała się do Wrocławia kanałami

We Wrocławiu alarm powodziowy ogłoszono 9 lipca. Następnegodnia prezydent miasta Bogdan Zdrojewski zaapelował do mieszkańców o zgromadzenie w domach wody pitnej, świec, butli gazowych i podjęcie działań zabezpieczających najważniejsze budynki w mieście. Wkrótce sam wyszedł na ulice, kierował akcją i układał worki z piaskiem.

Woda do miasta wdarła się 12 lipca.

- Bardzo wcześnie rano, pamiętam, siedziałem na skrzyżowaniu Piłsudskiego z Świdnicką. Główne skrzyżowanie, kompletnie zalane. Patrzę nagle - sygnalizacja działa. Jednak ta sygnalizacja po przeniesieniu sterowników na górę działa pomimo powodzi, a prądu nie ma. Zielone, czerwone, pomarańczowe. Nagle patrzę, jak młody człowiek podpływa na kajaku i wyhamowuje na czerwonym świetle - wspominał w 2012 roku Zdrojewski.

Bogdan Zdrojewski o sprawnie działającej pomimo braku prądu sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu / Wideo: TVN 24

Wrocław, w odróżnieniu do innych miast, miał czas, by przygotować się na nadejście wielkiej wody. - Wszyscy spodziewali się fali, ale nikt się nie spodziewał, że woda zaleje taką część miasta. Budowano zapory z piasku, a woda wdzierała się przez kanalizację. To był atak z tyłu, który zaskakiwał wszystkich - mówi Krzysztof Romańczukiewicz, fotograf z Wrocławia.

Powódź zniszczyła ponad 2 tysiące mieszkań. Osiedle Kuźniki, na którym mieszkał, oszczędziła. Ślęza zalała jedynie pobliskie łąki. Wziął aparat i wsiadł na rower.

  • Okolice ul. Legnickiej
    Okolice ul. Legnickiej / Fot. Krzysztof Romańczukiewicz / fotoport.pl
  • Walka o Ogród Zoologiczny
    Walka o Ogród Zoologiczny / Fot. Krzysztof Romańczukiewicz / fotoport.pl
  • Sklep rybny na Kozanowie
    Sklep rybny na Kozanowie / Fot. Krzysztof Romańczukiewicz / fotoport.pl
  • Okolice ogrodu zoologicznego
    Okolice ogrodu zoologicznego / Fot. Krzysztof Romańczukiewicz / fotoport.pl
  • Obrona Ostrowa Tumskiego
    Obrona Ostrowa Tumskiego / Fot. Krzysztof Romańczukiewicz / fotoport.pl
  • Okolice ul. Legnickiej

    Okolice ul. Legnickiej

  • Walka o Ogród Zoologiczny

    Walka o Ogród Zoologiczny

  • Sklep rybny na Kozanowie

    Sklep rybny na Kozanowie

  • Okolice ogrodu zoologicznego

    Okolice ogrodu zoologicznego

  • Obrona Ostrowa Tumskiego

    Obrona Ostrowa Tumskiego

ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ KRZYSZTOFA ROMAŃCZUKIEWICZA

W najbardziej dotkniętych powodzią dzielnicach ludzie uciekali na dachy. Na nie z helikopterów zrzucano jedzenie i wodę. Ludzie pisali też na nich wiadomości do załóg. Na Kozanowie woda sięgała pierwszego piętra, w centrum - co najmniej po pas.

Przed zatopieniem udało się uchronić Ostrów Tumski i ogród zoologiczny.

- Pod zoo dotarłem rankiem, gdy już było po akcji i poziom wody opadał. To już było miejsce po bitwie. Żołnierze leżeli bez sił, ledwo się ruszali - mówi Romańczukiewicz.

Okolice ogrodu zoologicznego / Źródło: Krzysztof Romańczukiewicz / fotoport.pl

Hipopotamy utonęły

Mniej szczęścia miały zwierzęta w opolskim zoo. Odra zalała prawie całą dzielnicę Zaodrze, częściowo dzielnice Szczepanowice i Półwieś oraz wyspy Pasieka i Bolko, na której znajdował się ogród zoologiczny. Fala dotarła tam w trakcie ewakuacji. 15 osób, które pomagały zwierzętom, zostało uwięzionych. Na dachu kawiarni czekali na pomoc przez dwa dni.

Woda była wszędzie. Zginęły trzy hipopotamy, kangury, zebry, bawoły, antylopy, jelenie i lwica. Część zwierząt znajdowano potem na ulicach miasta.

magazyn-powodz-hipopotam.jpeg / Źródło: Agencja Gazeta

Powódź 1997 r. na zdjęciach Macieja Skawińskiego (materiał Faktów TVN z 1998 r.) / Wideo: Fakty TVN

Nawet ubezpieczeni nie mieli herbaty

W miejsca najbardziej dotknięte powodzią wysłano przedstawicieli ubezpieczycieli. - Kolega, który trafił do Kłodzka, przeżył prawdziwy horror. Prawie całe miasto zostało zmiecione z powierzchni ziemi. Wszędzie było błoto i rozwalające się domy. Ja trafiłam do Wrocławia – opowiada Hanna Piotrowska.

Spędziła tam pięć dni, zaraz po przejściu fali kulminacyjnej. - To był jeden wielki szlam. Tam pływało wszystko: fragmenty mebli, sprzętów gospodarstwa domowego, zwłoki zwierząt - wspomina.

Wyposażeni w specjalną odzież i kalosze pracownicy z zakładów ubezpieczeń wsiadali do łódki i pływali od domu do domu. Choć sami mieli ograniczony przydział wody pitnej, dzielili się nią z poszkodowanymi, którym jej brakowało. Piotrowska: - Dopiero po kilku dniach woda zeszła na tyle, że mogliśmy poruszać się po kolana w błocie.

  • Plac Społeczny
    Plac Społeczny / Fot. Bogdan Zdrojewski
  • Plac Legionów
    Plac Legionów / Fot. Bogdan Zdrojewski
  • Widok na Halę Ludową
    Widok na Halę Ludową / Fot. Bogdan Zdrojewski
  • Wyspa Piasek
    Wyspa Piasek / Fot. Bogdan Zdrojewski
  • Wrocław pod wodą
    Wrocław pod wodą / Fot. Bogdan Zdrojewski
  • Zalany Kozanów we Wrocławiu
    Zalany Kozanów we Wrocławiu / Fot. Bogdan Zdrojewski
  • Dworzec Świebodzki
    Dworzec Świebodzki / Fot. Bogdan Zdrojewski
  • Plac Społeczny

    Plac Społeczny

  • Plac Legionów

    Plac Legionów

  • Widok na Halę Ludową

    Widok na Halę Ludową

  • Wyspa Piasek

    Wyspa Piasek

  • Wrocław pod wodą

    Wrocław pod wodą

  • Zalany Kozanów we Wrocławiu

    Zalany Kozanów we Wrocławiu

  • Dworzec Świebodzki

    Dworzec Świebodzki

Pracowali całymi dniami, noce spędzali w jednej ze szkół. - Mieliśmy tam ustawione łóżka, biurek oczywiście nie było, ale przygotowywaliśmy papiery, które pozwalały na jak najszybsze wypłaty odszkodowań powodzianom. Były one wypłacane praktycznie od ręki. Wypłacaliśmy pieniądze za te straty, które mogliśmy od razu oszacować, potem wracaliśmy do tych domów, gdy woda zeszła, mogliśmy te straty oszacować na sto procent. Ludzie płakali, bo nie byli w stanie poczęstować nas herbatą – mówi Piotrowska.

I przyznaje: Mnóstwo ludzi, którzy nie ubezpieczyli mieszkań i domów, potraciło wtedy swój cały dobytek. Państwo dawało im jedynie niewielką kwotę odszkodowania.

Powodzianie z tamtych dni zapamiętali szczerą i brutalną wypowiedź premiera Włodzimierza Cimoszewicza. - To jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym, zapobiegliwym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna - powiedział. Trzy miesiące później w wyborach te słowa zatopiły rząd SLD i samego Cimoszewicza.

Powódź tysiąclecia. Film z prywatnego archiwum / Wideo: Andrzej Pawlukiewicz

Zwłoki płynęły z prądem

Woda przed 20 laty zalała niemal całą południową Polskę, wyrządzając ogromne straty.

W Rybniku osunęła się skarpa na cmentarzu przy ul. Rudzkiej. Woda zabrała 298 grobów. Fragmenty ludzkich zwłok popłynęły z prądem. Ludzie z przerażeniem odkrywali je na swoich ogródkach. - Byliśmy wówczas w ogromnym szoku. Nigdy nie spodziewałabym się tego, że wyglądając przez okno zobaczę fragmenty ludzkich zwłok. Nie wiedzieliśmy, co robić i jak zareagować. Ślad w psychice również został – mówiła portalowi Rybnik.com jedna z mieszkanek ulicy Rudzkiej.

Szczątki, które odnaleziono, wkładano w worki i przewożono do chłodni. Jak podaje Rybnik.com, dezynfekcja terenu wymagała zużycia 1200 kg wapna chlorowanego. Odnalezione ciała złożono w jednej wspólnej mogile.

Cmentarz w Rybniku po powodzi w 1997 r. / Wideo: archiwum Zarządu Zieleni Miejskiej w Rybniku

Wszędzie, gdzie wielka woda opadała, odsłaniała ogrom zniszczeń. - Woda zeszła po dwóch tygodniach. Zapamiętałem obraz tych zanieczyszczeń, które ze sobą przyniosła. Osadzały się one na budynkach. Baliśmy się epidemii. Było wtedy ciepło, co z jednej strony było darem, ale z drugiej strony pomagało drobnoustrojom. Na szczęście nic takiego się nie stało. Zalane piwnice wydzielały okropny zapach. Pozostawał on w kamienicach na długo - wspomina Krzysztof Romańczukiewicz.

Na łąkach koło jego osiedla woda stała jeszcze wiele dni. - To była jedna wielka wylęgarnia komarów - wspomina.

Zamiast samochodów, ulicami pływały pontony / Źródło: archiwum bryg. Adama Janiuka

Potem była cisza. I smród

Podobny obraz pozostał w pamięci mieszkańców innych zalanych miejscowości. - Najgorsze nastąpiło po tygodniu, kiedy zaczęła opadać woda: smród, bród. Gdy przechodziłam po tygodniu, woda jeszcze stała w niektórych rejonach. Wielkie sprzątanie, fekalia, śmieci - odór nie do wytrzymania. Nie działa handel, bo zalane sklepy trzeba posprzątać, ale woziłam jedzenie z miasta, kawę, świeże pieczywo, nawet bigos albo dobrą zupkę, bo ochrona w banku cały tydzień jadła suchy prowiant i chleb sprzed tygodnia. Harowaliśmy cały tydzień, by uruchomić i posprzątać nasz bank - wspominała Hela z Kędzierzyna-Koźla.

Jak mówił Ryszard Zembaczyński, ówczesny prezydent Opola, zdjęcia nie są w stanie oddać tego, co wtedy się stało. Do tego trzeba by dodać straszną ciszę, potem straszny smród zgnilizny i bezradność ludzi, którzy zostali odcięci od świata.

55 osób zginęło w powodzi okrzykniętej powodzią tysiąclecia...

Zwłoki 51-latki z Laskowej znaleziono pod gruzami jej domu.

74-latka z Koźla nie była w stanie wejść na wyższe piętro. Utopiła się na parterze.

We Wrocławiu zginął Niemiec, który postanowił fotografować zalane miasto.

W Nysie 52-latek przewoził dzieci pontonem. Ponton się przewrócił, dzieci ocalały, jego zabrała woda.

W Zasole 56-letni emerytowany górnik pomagał strażakom włożyć pompę na wóz. Woda przesunęła samochód, który zmiażdżył mężczyznę.

W Brennej-Spalonej 32-latek przyglądał się rwącej wodzie na brzegu Brennicy. Skarpa się oberwała, mężczyznę porwał nurt rzeki.

W potoku Łękawianka znaleziono zwłoki 27-letniego Roberta K. Mężczyzna poszedł... łowić ryby.

W Raciborzu ciało 60-latki znaleziono w kanale w jej własnym garażu.

Pod Strzelcami Opolskimi 32-latek zginął za kierownicą malucha. Wjechał na zamkniętą drogę i uderzył w przęsło mostu.

W Zaodrzu zrozpaczony 84-latek, któremu woda zabrała wszystko, co miał, skoczył z mostu...

Ta lista powinna liczyć 55 nazwisk, 55 historii, 55 tragicznych okoliczności śmierci.

Zalane obszary podczas powodzi w 1997 r. / Źródło: Urząd Szefa Obrony Cywilnej Kraju

Podziel się
-
Zwiń

Ludwik Dorn

ZobaczW królestwie ślepców jednooki jest królem. Nawet, gdy ma astygmatyzm

Czytaj artykuł

TVN24 BiS

ZobaczGlobal Forum 2017. Najciekawsze rozmowy

Czytaj artykuł

Tytuł: magazyn-global-forum-16-M. Jasiulewicz.jpg Źródło: M. Jasiulewicz/MSZ

Małgorzata Goślińska

Zobacz"Mama, błagam, odetnij mi ręce". Arka ugryzł kleszcz

Czytaj artykuł

Tytuł: Magazyn-Arek-16.jpg

Patrycja Król

Zobacz"Człowiek wiary i wysokich ideałów". Kardynał oskarżony o pedofilię

Czytaj artykuł

Bartosz Żurawicz

ZobaczKrzysztof. Były sędzia sądu okręgowego, kolega, dzieciobójca

Czytaj artykuł

Tytuł: Zabójca Olka siedzi od 1996 roku Źródło: TVN24 Łódź

Rafał Kazimierczak

Zobacz"Wiem tyle, że chciałem zadać mu ból. Chciałem go zabić"

Czytaj artykuł

Tytuł: 28 czerwca 1997 roku, Holyfield stracił kawałek ucha w walce z Tysonem Źródło: GettyImages

Redaktorzy prowadzący

Iga Piotrowska, Błażej Górski



Autorzy

Wanda Woźniak, Tamara Barriga, Maciej Michałek, Maciej Kucharczyk, Marek Szymaniak, Antonina Długosińska


Foto


Poprzedni weekend 01-02.07.2017
2 tygodnie temu 24-25.06.2017
3 tygodnie temu 17-18.06.2017
4 tygodnie temu 10-11.06.2017
5 tygodni temu 03-04.06.2017
Zobacz wszystkie