W PiS panowało przekonanie, że głosowanie w sprawie wyborów korespondencyjnych będzie przegrane, bo przy Jarosławie Gowinie zostało kilku posłów, a z innych partii "nie udało się nikogo kupić" – powiedzieli nam politycy PiS. Według nich do przełomu doszło po spotkaniu w cztery oczy liderów PiS i Porozumienia, które jest jednak tylko zawieszeniem broni. - Gowin musi teraz uważać – mówi polityk PiS. Ujawniamy kulisy wielotygodniowych negocjacji, w których Jarosław Kaczyński poniósł dotkliwą porażkę.
6 maja, środa
Sejm. Minęła godzina 20. Korytarze świecą pustkami. W TVP zaczyna się jedyna podczas kampanii debata z udziałem wszystkich kandydatów na prezydenta. Do gabinetu wicemarszałka Ryszarda Terleckiego w tym czasie wchodzą Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin i Mateusz Morawiecki. Według naszych informacji ze źródeł zbliżonych do PiS, spotkanie jest efektem rozmowy w cztery oczy liderów PiS i Porozumienia, do której dochodzi kilka godzin wcześniej. Od wyniku negocjacji pomiędzy liderami PiS i Porozumienia zależy, czy dojdzie do wyborów zarządzonych na 10 maja.
W siedzibie TVP Władysław Kosiniak-Kamysz zamiast odpowiadać na pierwsze pytanie, gdzie udałby się z pierwszą wizytą jako prezydent, pyta Andrzeja Dudę, kiedy wybory. Prezydent, który podczas debaty robi wrażenie, jakby był wyjątkowo spięty, zbywa to pytanie milczeniem.
Następnego dnia Andrzej Duda przyznaje, że w czasie gdy w TVP trwała debata, odbywały się negocjacje między Jarosławem Kaczyńskim a Jarosławem Gowinem dotyczące przesunięcia terminu wyborów. - Mam nadzieję, że wybory prezydenckie będą przeprowadzone jak najszybciej w sposób bezpieczny dla nas wszystkich - mówi prezydent na briefingu w Halinowie (woj. mazowieckie) poświęconym dwustu nowym przystankom kolejowym.
Współpracownik prezydenta: - Nikt od nas nie brał udziału w negocjacjach. Adam Bielan w trakcie debaty był w TVP.
Polityk Porozumienia: - Do kompromisu doszło wieczorem. Prezydent był poinformowany, że toczą się rozmowy, ale w trakcie debaty nie wiedział, kiedy będą wybory.
Polityk PiS: - Gowin upokorzył prezesa. Dogadali się, ale na dużym poziomie ogólności. Nie wiadomo, jak się rozwinie sytuacja w Zjednoczonej Prawicy. Jedno jest pewne – Gowin musi teraz się pilnować w ciemnych zaułkach.
Inny prominentny polityk PiS zaznacza, że Kaczyński musiał ustąpić, bo przy Gowinie zostali posłowie. Ale nie jest jednak przegrany.
- Mówiono, że Gowin będzie marszałkiem Sejmu albo premierem, ale nic z tego nie wyszło. Gowin jest szeregowym posłem. Zatrzymał przy sobie kilku posłów przez szantaż emocjonalny. W spokojniejszym czasie nad nimi popracujemy, by do nas przeszli.
Cofnijmy się o miesiąc, by pokazać kulisy negocjacji, które zdecydowały, że forsujący przeprowadzenie wyborów 10 maja Jarosław Kaczyński poniósł dotkliwą porażkę.
4 kwietnia, sobota
Jarosław Gowin spotyka się z prezesem PSL Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem dzień po tym, jak odrzucił ultimatum Jarosława Kaczyńskiego, który grozi pozbawieniem polityków Porozumienia posad w rządzie, jeśli nie poprą pomysłu przeprowadzenia 10 maja wyborów w formie korespondencyjnej.
W rozmowie z liderem ludowców pada deklaracja, że Gowin jest pewny swoich posłów z wyjątkiem Jacka Żalka, który go zdradzi.
6 kwietnia, poniedziałek
Sejm. Konferencja prasowa przed Salą Kolumnową. Jarosław Gowin ogłasza, że podaje się do dymisji z funkcji wicepremiera, ale jego partia pozostaje w rządzie. Jako swojego następcę rekomenduje wiceszefową Porozumienia Jadwigę Emilewicz.
Gowin nie popiera w sejmowym głosowaniu projektu ustawy o wyborach korespondencyjnych, ale Porozumienie, którego wciąż jest liderem, głosuje za projektem.
W Prawie i Sprawiedliwości można usłyszeć drwiny z Gowina, którego partię udało się złamać przez weekend.
- W weekend Gowin był pewny, że jego posłowie stoją za nim murem, w poniedziałek padła propozycja, by wicepremierem za niego została Jadzia i posypało się szybko. Na koniec zostało przy nim kilku no name'ów – podsumowuje nasz rozmówca.
7 kwietnia, wtorek
Kamil Bortniczuk na wspólnej konferencji z Gowinem informuje, że podobnie jak lider Porozumienia z funkcji wicepremiera, rezygnuje z funkcji wiceministra w resorcie funduszy i polityki regionalnej.
Tłumaczy, że dla niego najważniejszą dziś politycznie sprawą jest to, czy 10 maja Polacy będą zmuszeni pójść do wyborów prezydenckich.
9 kwietnia, czwartek
Jacek Żalek, który wbrew liderowi swojej partii deklaruje poparcie dla planu przeprowadzenia wyborów autorstwa PiS, obejmuje posadę wiceministra w resorcie funduszy i polityki regionalnej. Zajmuje miejsce Kamila Bortniczuka.
20 kwietnia, poniedziałek
Jarosław Gowin spotyka się w Sejmie z przewodniczącym Platformy Obywatelskiej Borysem Budką, marszałkiem Senatu Tomaszem Grodzkim i kandydatką KO na prezydenta Małgorzatą Kidawą-Błońską. Liderowi Porozumienia towarzyszą Michał Wypij i Kamil Bortniczuk.
Gowin chce przekonać Platformę do poparcia projektu zmiany konstytucji, który zakłada przedłużenie kadencji prezydenta Andrzeja Dudy do 7 lat, co pozwoliłoby na przesunięcie wyborów o dwa lata. Politycy Platformy namawiają byłego wicepremiera do poparcia "planu Budki" polegającego na przesunięciu wyborów o rok (do maja 2021 roku) i organizacji ich przez Państwową Komisję Wyborczą zamiast ministra aktywów państwowych z pomocą Poczty Polskiej, jak proponuje PiS.
Godzinna rozmowa nie przynosi przełomu. - Jesteśmy daleko od znalezienia konsensu. Natomiast ważne jest, że rozmawiamy – podsumowuje Budka. Gowin zapowiada, że odniesie się do pomysłu Platformy "po analizie prawnej".
Lewica i PSL reagują sceptycznie w oficjalnych wypowiedziach na rozpoczęcie rozmów Platformy z jednym z liderów Zjednoczonej Prawicy. Jednak mimo chłodnych deklaracji przedstawiciele partii opozycyjnych i Jarosław Gowin zaczynają dyskretne rozmowy.
Prominentny polityk PO tłumaczy wówczas w rozmowie z tvn24.pl, że wszystkie opcje - od Konfederacji po Lewicę - "chcą upadku PiS-u", bo każdy na tym zyska.
- Gowin wprost powiedział, że rząd upadnie, jak straci telewizję i prokuraturę. Ten system trzeba będzie rozmontowywać powoli, bo on za długo się budował. Zabawa się zacznie, jak stracą większość – mówi poseł.
21 kwietnia, wtorek
Platforma zleca pracowni Kantar badanie, które ma dać odpowiedź na pytania, jak są oceniane prowadzone przez partie opozycyjne rozmowy z Jarosławem Gowinem, a także jak jest oceniana propozycja lidera PO Borysa Budki dotycząca przesunięcia wyborów o rok.
Raport z wynikami badania, do którego dotarliśmy, pokazuje, że 48 proc. zwolenników PiS popiera rozmowy opozycji z byłym wicepremierem, a 40 proc. elektoratu tej partii jest przeciw. Badanie pokazuje też, że za przesunięciem wyborów o rok opowiada się 57 proc. Polaków, a 35 proc. jest przeciw.
24 kwietnia, piątek
Senator PSL Jan Filip Libicki zamieszcza na Twitterze krótki wpis:
"Hej członkowie i fani @pisorgpl! Chyba jednak jest w @KancelariaSejmu nowa większość. Do obronienia rezultatu procedowania "ustawy pocztowej" przez @PolskiSenat i do wyboru nowego marszałka niższej izby parlamentu" (pisownia oryginalna).
Polityk PSL: - Wśród polityków PiS wpis Libickiego wywołuje nerwowe reakcje. Wystarczyło mi kilka telefonów, by się zorientować, że PiS może już nie mieć większości w Sejmie, a Gowin głosami opozycji może zostać wybrany na marszałka Sejmu.
Zjednoczona Prawica ma w Sejmie 235 głosów, czyli tylko cztery głosy przewagi powyżej zwykłej większości liczącej 231 głosów. Porozumienie Gowina liczy 18 posłów. Wystarczy więc, by przeciwko ustawie wprowadzającej wybory korespondencyjne zagłosowało z Gowinem czterech jego posłów, by rząd przegrał to głosowanie.
25 kwietnia, sobota
Prominentny polityk PO: - Budujemy większość. Pierwsze rozmowy z Gowinem były ważne. Budka jest z nim w kontakcie. Liczymy, że z poparciem kilku posłów Porozumienia będziemy mieć 7 głosów przewagi nad PiS. Szanse oceniam pół na pół.
Inny ważny polityk PO: - Jeśli PiS przegra pierwsze głosowanie w Sejmie, to otworzą się nowe szanse. Może dojść to przesilenia, bo w PiS może nawet dojść do rozłamu.
Polityk z władz PO: - Nie było jeszcze rozmów o funkcji marszałka Sejmu dla Gowina. Głosowanie w sprawie wyborów to będzie dla niego test. Jak go zda, to wszystkie drogi będą otwarte, łącznie z fotelem marszałka. Gowin będzie jednak zakładnikiem nowej większości, bo jak dojdziemy do wniosku, że nas zdradził, to będziemy go mogli odwołać.
26 kwietnia, niedziela
Rozmówcy zbliżeni do Nowogrodzkiej przyznają, że PiS nie ma większości w Sejmie, a opozycja z poparciem części posłów Porozumienia może w spodziewanym na 7 maja głosowaniu wyrzucić ustawę o wyborach korespondencyjnych do kosza.
- Podejście jest takie, że wybory muszą się odbyć 10 maja. I się odbędą. Jeśli ustawa o wyborach korespondencyjnych zostanie odrzucona, odbędą się wybory w normalnym trybie - opowiada jeden z naszych rozmówców.
Inny dodaje: - Nie wierzę, że z Gowinem zostanie więcej niż dwóch, trzech posłów. Z PiS nikt się nie wyłamie. Poza tym PiS spróbuje przeciągnąć kilku posłów z PSL-u. Będą intensywne rozmowy.
W PiS można też usłyszeć, że Gowin już raz zabiegał o fotel marszałka Sejmu podczas przesilenia rządowego pod koniec 2017 roku, po którym premierem w miejsce Beaty Szydło został Mateusz Morawiecki.
27 kwietnia, poniedziałek
Andrzej Duda zaprasza do Pałacu Prezydenckiego wszystkich posłów Porozumienia z Jarosławem Gowinem na czele. Spotkanie trwa ponad dwie godziny.
- Trwało długo, bo zdania są podzielone, a każdy przedstawiał swój punkt widzenia. Gowin chce pozostać przywódcą Porozumienia. Stąd jego miękkość. Będzie miał taki pogląd jak większość - ocenia w rozmowie z nami rozmówca z Kancelarii Prezydenta.
I dodaje: - Na razie nie wiadomo, ilu w Porozumieniu zagłosuje przeciwko wyborom. Jak mnie pytają, czy wybory będą dziesiątego, to odpowiadam: zapytajcie mnie jedenastego. W sumie jak nie będzie wyborów, to Andrzej Duda może pozostać dożywotnio prezydentem.
28 kwietnia, wtorek
Współpracownik premiera zaznacza w rozmowie z tvn24.pl, że sytuacja "powoli się zmienia" na korzyść PiS.
- Politycy Porozumienia są rozsądni. Poza Maksymowiczem, który jest najbardziej nieugięty, z innymi można się dogadać. Nawet Gowin jest umiarkowanym gowinistą - śmieje się nasz rozmówca.
Jego zdaniem, gdyby ustawa o wyborach korespondencyjnych została odrzucona, to w grę wchodzi jeden z stanów: albo klęski, albo wyjątkowy. - Oba wchodzą w grę, bo zablokowanie wyborów oznacza zagrożenie dla systemu konstytucyjnego - ocenia.
29 kwietnia, środa
Trwa posiedzenie Sejmu. Posłowie zajmują się tzw. tarczą 3.0, która ma pomóc przedsiębiorcom w kryzysie wywołanym przez epidemię. W kuluarach politycy zajmują się liczeniem posłów Porozumienia, którzy pozostali przy swoim liderze i mogą zagłosować przeciwko opozycji.
Polityk PSL: - Sytuacja się ustabilizowała. Z Gowinem jest kilku jego posłów, ale PiS ma o co walczyć, bo jak wyciągnie jednego, nie ma większości. Jak nas Gowin zdradzi, to znaczy, że jest szują.
Jednym z posłów, na których lider Porozumienia może polegać, jest Andrzej Sośnierz. Poseł podkreśla w rozmowie z nami, że mimo "podchodów" pod posłów Porozumienia partia "zachowuje spoistość". - Jeśli mnie przekonają, że wybory są dobrze przygotowane, to mogę zmienić zdanie, ale dla mnie jest najważniejsze wprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Działania Ministerstwa Zdrowia są nieefektywne – zaznacza.
W opinii posła PiS, który pragnie zachować anonimowość, członkowie Porozumienia nie są "mentalnie w stanie się rzucać na sztormowy ocean".
- Ta partia to zbieranina ludzi z różnych środowisk bez mitu założycielskiego. Maksymowicz jest nie do przekonania w sprawie wyborów, Michał Wypij zagłosuje jak Gowin, bo jest w niego zapatrzony, a Kamil Bortniczuk chce być zawsze po stronie zwycięzców i zagłosuje za opcją, która wygra – ocenia nasz rozmówca.
Według niego PiS ma małe szanse na przeciągnięcie na swoją stronę któregoś z posłów Konfederacji. - Pozostaje korupcja polityczna, czyli rozmowa: "Krzysiu, może zostaniesz ministrem sportu?". Ale to jest ryzykowne, bo taki poseł następnego dnia zrobi aferę i opublikuje SMS-a - dodaje poseł.
30 kwietnia, czwartek
Politycy PiS twierdzą, że szala zaczyna się przechylać na ich stronę i sugerują, że wystarczy, by kilku posłów opozycji nie wzięło udziału w głosowaniu 7 maja.
- Jestem przekonany, że wygramy to głosowanie. Mój optymizm jest nie urzędowy, ale mający realne podstawy w rozmowach, które się toczą. Wybory odbędą się w trybie korespondencyjnym w maju - mówi nam prominentny polityk PiS.
Inny przyznaje, że jeśli PiS nie przeforsuje w Sejmie ustawy o wyborach korespondencyjnych, to będzie musiał wprowadzić jeden ze stanów nadzwyczajnych, bo organizacja wyborów w normalnym trybie nie jest możliwa.
- Nasze zapewnienia, że to jest możliwe, przypominają kawał o facecie, który spada z dziesiątego piętra i na pierwszym mówi: "Jest ok, jeszcze lecę" - śmieje się poseł.
2 maja, sobota
Kamil Bortniczuk sugeruje w rozmowie z "Super Expressem", że w spodziewanym 7 maja głosowaniu może poprzeć majowe wybory i uniknąć politycznej awantury i konstytucyjnego zamieszania. "Ponieważ dziś widać, że całkiem dobrze radzimy sobie z epidemią koronawirusa, mam taką refleksję, że w ciągu ostatnich kilku tygodni ulegliśmy trochę panice i założyliśmy w ciemno, że wyborów nie da się przeprowadzić w klasyczny sposób" - mówi były wiceminister.
4 maja, poniedziałek
Portal Onet o 5 rano donosi, że obóz władzy rozważa pomysł dymisji prezydenta, bo gdyby Andrzej Duda dobrowolnie zrzekł się stanowiska, to PiS mógłby na nowo rozpisać wybory prezydenckie w dowolnym terminie do połowy lipca.
Na godz. 8.15 Kancelaria Prezydenta zapowiada oświadczenie głowy państwa. Część dziennikarzy łączy tę zapowiedź z publikacją Onetu.
Prezydent nie odnosi się ani słowem zarówno do tego tekstu, jak i do wyborów. W oświadczeniu, które jest poświęcone rozpoczęciu budowy gazociągu Baltic Pipe, Andrzej Duda podkreśla, jak duże znaczenie ma uniezależnienie Polski od dostaw gazu z Rosji.
Współpracownik prezydenta: - Koncepcja dymisji nie była rozważana, a na pewno nie dotarła do pałacu. Oświadczenie w sprawie Baltic Pipe było planowane już w niedzielę.
Wieczorem szef Komitetu Wykonawczego PiS Krzysztof Sobolewski podnosi ciśnienie politykom Porozumienia. W rozmowie z Polską Agencją Prasową zapowiada, że posłowie tej partii, którzy zagłosują za odrzuceniem ustawy dotyczącej głosowania korespondencyjnego, zostaną wykluczeni z klubu PiS.
- Liczymy jednak na to, że zarówno szef Porozumienia Jarosław Gowin, jak i jego posłowie nie zapiszą się w historii jak poseł Władysław Siciński, który swoim liberum veto zerwał obrady Sejmu – stwierdza Sobolewski.
Polityk Porozumienia: - Myśleli, że w tym tygodniu nas złamią. Sobolewski nas zdenerwował swoim oświadczeniem. Powinien raczej zadbać o jedność w PiS, bo mamy sygnały, że niektórzy młodzi posłowie mogą się wyłamać.
Polityk z władz PO: - Czekamy. Nie mamy pewności, ilu posłów zostało przy Gowinie i czy z nim mamy większość. Ostatnio nie było z nim rozmów. My też musimy się pilnować, bo jeden z posłów PO dostał od PiS propozycję pomocy w interesach i stołek wiceministra.
5 maja, wtorek
Paweł Kukiz na swoim profilu na Facebooku opisuje cztery przykłady takich rozmów, które z posłami Kukiz’15 mieli przeprowadzić przedstawiciele obozu rządzącego.
Pierwszy z nich – jak pisze Kukiz – dotyczy Stanisława Żuka, którego o spotkanie poprosił szef gabinetu premiera Krzysztof Kubów i przyjechał do niego do okręgu legnickiego.
"Rozmowa przebiega mniej więcej tak, że pan Kubów pyta posła Żuka czy dla "dobra Polski" mógłby nie głosować w sprawie wyborów korespondencyjnych? Czy mógłby na chwilę wyjść do łazienki czy coś. Kiedy Żuk się dziwi i mówi, że prawdopodobnie będzie głosował z domu, pada sugestia, że może by mu się akurat popsuł tablet, przez który ma głosować" - relacjonuje na swoim profilu Kukiz.
Kubów przyznaje w rozmowie z nami, że rozmawia "z wieloma parlamentarzystami różnych opcji o różnych aspektach funkcjonowania państwa".
- Szanując moich rozmówców, zachowuję to dla siebie. Większość z nich to docenia. Nie zamierzam ujawniać tematów rozmów i nazwisk rozmówców. Często jest tak, że nie jest wygodnie się spotkać z przedstawicielem PiS-u w przestrzeni publicznej - tłumaczy.
Według naszych rozmówców przykładem posła "przeciągniętego" przez PiS na drugą stronę jest Kamil Bortniczuk, bliski współpracownik Gowina, który w sobotnim wywiadzie zasygnalizował zmianę zdania.
- Bortniczuk został zastraszony i przeszedł na stronę PiS. Brutalność PiS wywołała efekt odwrotny od zamierzonego, bo kilku posłów Porozumienia wróciło do Gowina - mówi nam ważny polityk opozycji.
Sam Bortniczuk w rozmowie z nami zaprzecza. – Nikt się ze mną nie kontaktował ani z PiS, ani ze służb w kontekście tego głosowania. Nie doświadczyłem żadnych nacisków. Jestem otwarty na badanie mojej przeszłości. Mam czyste sumienie - podkreśla poseł Porozumienia. - Głównym celem, który mi przyświecał, jest jedność prawicy. W dobie kryzysu to wartość nadrzędna - dodaje.
Senat kończy procedowanie nad ustawą wprowadzającą wybory korespondencyjne. Głosowanie nad ustawą, początkowo planowane na środę, zostaje niespodziewanie przesunięte na wtorek wieczór.
- Zaczęła krążyć informacja, że PiS użyje pozaregulaminowych sztuczek, by doprowadzić do obstrukcji. Mieli ogłosić, że ktoś w Senacie jest zarażony koronawirusem. Dlatego przyspieszyliśmy o jeden dzień głosowanie - tłumaczy jeden z senatorów opozycji.
Głosami opozycji, która ma w Senacie większość, Izba podejmuje uchwałę o odrzuceniu ustawy o wyborach korespondencyjnych. Ustawa wraca do Sejmu, który może odrzucić stanowisko Senatu większością 231 głosów.
6 maja, środa
Rano marszałek Sejmu Elżbieta Witek kieruje wniosek do Trybunału Konstytucyjnego dotyczący możliwości przesunięcia terminu wyborów prezydenckich. Prosi TK, by był rozpatrzony szybko, bo do wyborów zarządzonych na 10 maja zostało zaledwie kilka dni.
W Sejmie zbierają się posłowie. Partie opozycyjne, które liczą, że z pomocą Porozumienia uzyskają większość, ogłaszają nadzwyczajną mobilizację, by w momencie głosowania nie zabrakło nikogo z posłów.
Zdaniem naszych rozmówców zbliżonych do PiS politycy tej partii byli przekonani, że nie ma już szans na kompromis z Gowinem. A do głosowania umożliwiającego przeprowadzenie wyborów w maju miało dojść wieczorem albo następnego dnia rano.
Poseł PiS: - Nikogo spoza Porozumienia nie udało się kupić, a przy Gowinie zostało 7-8 jego posłów. Byliśmy przekonani, że to koniec współpracy z tym środowiskiem. Powiedziano nam też, że to głosowanie będzie przegrane. Trzeba zagryźć zęby i jechać dalej. Około godziny 16-17 wszystko się zmieniło.
Według naszych informacji po południu dochodzi do spotkania Kaczyńskiego i Gowina w cztery oczy, na którym politycy doszli do porozumienia.
Jego szczegóły są doprecyzowane na spotkaniu w Sejmie, w którym uczestniczyli też premier Morawiecki i marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Rozmowa toczy się w czasie, gdy w TVP odbywa się debata.
Tuż po jej zakończeniu pojawia się depesza PAP ze wspólnym oświadczeniem Kaczyńskiego i Gowina, którzy zapowiadają, że do wyborów 10 maja nie dojdzie.
Współpracownik prezydenta: - Wszyscy byli pogodzeni, że tych wyborów nie będzie. Jeszcze nie wiadomo, co prezydent będzie robił w niedzielę. Nie ma planów.
7 maja, czwartek
Sejm. Jarosław Gowin na konferencji prasowej zapewnia, że "polskie państwo jest stabilne". - Dzięki rozwiązaniu, które wczoraj wypracowaliśmy z prezesem Kaczyńskim, rząd będzie mógł skoncentrować się na dwóch słusznych celach: zdrowiu i życiu Polaków oraz walce o odmrożenie polskiej gospodarki - przekonuje były wicepremier, który przemawia otoczony posłami Porozumienia. Kamil Bortniczuk, grający wcześniej pierwsze skrzypce w tej partii, stoi z tyłu, zasłonięty przez kolegów.
Na sejmowym korytarzu reporterka zagaduje Gowina. - Jest pan pewny, że Jarosław Kaczyński dotrzyma porozumienia? – pyta. Były wicepremier odpowiada uśmiechem i znika za drzwiami jednej z sal.
Chcieliśmy zapytać Jarosława Gowina o przebieg rozmów z opozycją i władzami PiS. Szef Porozumienia nie odbierał telefonu i nie odpowiedział na SMS z prośbą o rozmowę.
Bartłomiej Rajchert, który należał do kręgu bliskich współpracowników Jarosława Kaczyńskiego jako dyrektor zarządzający w PiS, podkreśla w rozmowie z nami, że lider tej partii nie powtórzył błędu z 2007 roku, gdy przez przedterminowe wybory stracił władzę.
- Tym razem grał twardo do końca, ale ostatecznie taktycznie ustąpił Gowinowi. Nie dopuścił do głosowania w Sejmie, by nie ryzykować w głosowaniu weryfikacji, czy nadal ma większość – zauważa Rajchert, który odszedł z PiS w 2012 roku i jest teraz prezesem Grupy Doradztwa Strategicznego.
Jego zdaniem "rozliczenie z Gowinem to kwestia czasu", bo w PiS i jego otoczeniu "nie ma miejsca na autonomię".
- Winny musi być ukarany, bo inaczej szef utraci autorytet. Podobnie skończyli Ludwik Dorn czy Paweł Zalewski, którzy zbyt otwarcie demonstrowali niezależność. To model zarządzania, który nie liczy się z kosztami i stratami w ludziach – ocenia były współpracownik prezesa PiS.