Opowiadał ze szczegółami o swoich zbrodniach, w pewnym momencie przyznał się, że popełnił ich 90. Szybko zyskał sławę najstraszniejszego seryjnego zabójcy w historii Polski, został nazwany "wampirem z Bytowa" i "hurtownikiem śmierci". Proces miał być formalnością, jednak akt oskarżenia rozsypał się jak domek z kart. Wyrok był szokiem.
Do tej pory nikt nie wie, ile naprawdę zabójstw ma na swoim koncie Leszek Pękalski. W śledztwie chętnie przyznawał się do kolejnych zbrodni i o nich opowiadał. Liczba szokowała. Media szybko okrzyknęły go "wampirem z Bytowa" i "hurtownikiem śmierci". Był "gwiazdą", na nim koncentrowała się uwaga mediów. Jego nazwisko nie schodziło z czołówek gazet. W telewizji pokazywano relacje z wizji lokalnych, podczas których opowiadał ze szczegółami o tym, jak gwałcił i mordował swoje ofiary. Trafił na światowe listy seryjnych zabójców.
Od chłopaka z sąsiedztwa do "wampira"
Leszek Pękalski urodził się w 1966 r. W przeciwieństwie do bliźniaczej siostry nie był akceptowany przez matkę, dlatego od najmłodszych lat przebywał w domu dziecka. Później zamieszkał u wujka w Osiekach koło Bytowa. Mieszkańcy wsi zapamiętali go jako wątłego i lekko upośledzonego chłopaka, który świetnie znał się na geografii i często wyjeżdżał. – Brał te swoje reklamówki i już go nie było. Znikał czasem na kilka dni, ale czasem nie było go kilka miesięcy. Trudno powiedzieć, co wtedy robił – mówił jeden z sąsiadów.
Rodzina i sąsiedzi przyznawali, że Pękalski nie mógł sobie poradzić z popędem seksualnym. Zakonnice opiekujące się Ośrodkiem dla Upośledzonych Dziewcząt w pobliskim Parchowie skarżyły się, że Pękalski wystawał pod płotem i krzyczał, że bardzo mu się chce kobiety. Nic nie było w stanie powstrzymać jego popędu. Zresztą sam mówił, że sobie z tym nie radzi, i ponoć kiedyś poprosił szwagra, aby kupił mu lalkę, z którą mógłby uprawiać seks. Mówił, że nawet oddał mu na ten poczet całą swoją rentę. Jednak lalki nigdy się nie doczekał. Podobnie jak i wymarzonej żony, bo kobiety raczej mu współczuły niż dostrzegały w nim mężczyznę.
Nikt nie podejrzewał, że swój popęd zaspokoi, gwałcąc i mordując.
Potrzeba wykonywania czynności seksualnej była tak silna, że żadne inne hamulce nie były w stanie go powstrzymać
psychiatra o Pękalskim
W 1992 r. oskarżono go o brutalny gwałt. Wpadł, bo zapamiętała go ofiara. Przerażona pani Bernadetta na początku nikomu nie mówiła o tej traumatycznej sytuacji. Dopiero za namową oburzonych znajomych zgłosiła się na policję. – Było jeszcze jasno, wracałam wtedy od siostry. Na początku nie widziałam twarzy tego mężczyzny. Miał beret i golf naciągnięty na twarz. Zapamiętałam jego charakterystyczny chód. Cały czas trzęsły mu się też ręce. Spytałam, czego on ode mnie chce. Usłyszałam: "zabiję cię" – opowiadała pani Bernadetta w programie "Seryjni mordercy" w TVN.
24 listopada 1992 r. Pękalski został skazany za ten gwałt na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Dopiero wtedy wzbudził zainteresowanie śledczych. – Prawdopodobnie to zasługa sekretarki z prokuratury, która przeglądała akta. Skojarzyła ten brutalny gwałt z głośnym morderstwem. To ona miała powiedzieć swojemu szefowi, że Pękalski może mieć coś wspólnego ze śmiercią 17-letniej Sylwii R. z pobliskiego Darskowa – twierdził prokurator Mieczysław Buksa.
Miesiąc później Pękalskiego zatrzymano pod zarzutem morderstwa.
"Spytałem, czy zostanie moją żoną"
17-latka zginęła niespełna tydzień przed brutalnym gwałtem na pani Bernadettcie. Obnażone do połowy ciało dziewczyny znaleźli jej rodzice. Zwłoki leżały w lesie w okolicach Bytowa, przy szosie.
Jak ustalili śledczy, Pękalski poznał dziewczynę w sklepie spożywczym, w którym miała praktyki. Sylwia litowała się nad lekko upośledzonym chłopakiem. Nie widziała w nim zagrożenia. – Poprosiłem ją o pasztetową i chleb. Dała mi jedzenie na kredyt, bo nie miałem pieniędzy przy sobie – mówił Pękalski w programie TVN "Cela nr".
27 czerwca 1992 r. Sylwia, wracając z pracy, spotkała w lesie Pękalskiego. – Zaczepiłem ją. Trochę opowiedziałem o swoich problemach. Na początku się nie bała. Odważnie ze mną rozmawiała. Potem spytałem, czy zostanie moją żoną, ale ona na to, że nie i żebym szukał innej dziewczyny – tak wspominał dzień morderstwa w rozmowie z Edwardem Miszczakiem.
Potem 26-latek zaczął dusić dziewczynę. Dobił ją kosturem do sadzenia drzewek. Na koniec wykorzystał swoją ofiarę seksualnie. – Jakby zgodziła mi się oddać, to by nie było tego morderstwa – stwierdził.
Pękalski w śledztwie mówił bardzo dużo, coraz bardziej szokując. Przyznawał się do kolejnych morderstw w całej Polsce. W Toruniu miał zabić trzy kobiety. Wszystkie młode, ładne i zgrabne – zginęły między 14 lutego 1984 r. a 7 listopada 1985 r. Życie straciły w bardzo podobny sposób - zaatakowane od tyłu, zmasakrowane i zgwałcone.
ZOBACZ ROZMOWĘ Z PĘKALSKIM W PROGRAMIE "CELA NR"
Pękalski "łapał wiatr w żagle". Pruszcz, Słupsk, Łódź, Szczecin, Suwałki... Lista miast, które "odwiedził", wydłużała się z każdym dniem. – Składał wyjaśnienia luźne: gdzie był, kiedy, w jakich miastach przebywał. Nie mówiliśmy wprost, że mógł się tam dopuścić jakiegoś przestępstwa. Chodziło o to, żeby swobodnie opowiadał. W ten sposób mógł nas naprowadzić na jakieś zdarzenia – mówił prokurator Mieczysław Buksa.
Śledczy weryfikowali opowieści Pękalskiego. W sumie przyznał się on do 90 zbrodni. W historii Polski nie było jeszcze takiego seryjnego mordercy. Nie dziwi więc, że szybko zyskał przydomek "wampir z Bytowa", co dla tego kaszubskiego miasta jest nieco krzywdzące, Pękalski pochodzi bowiem z gminy Borzytuchom.
Szczegółami zbrodni dzielił się nie tylko ze śledczymi. Chętnie opowiadał o nich także dziennikarzom, którzy spotykali się z nim w areszcie. Dość szybko okazało się jednak, że fantazjował. Przyznawał się do morderstw, których popełnić nie mógł. Zdarzały się bowiem w tym samym czasie, ale na dwóch krańcach Polski. Skąd o nich wiedział, skąd znał szczegóły? Odpowiedzi na te pytania nie ma.
Pierwsze wrażenie – zaskakujące. Spotkaliśmy się z osobą dojrzałą, wykazującą wszelkie cechy dorosłości fizycznej, ale o poziomie myślenia dziecka. Cały tok postępowania orzeczniczego był dość prosty: w jego przypadku można było postawić jedną diagnozę – osoba upośledzona umysłowo, prawdopodobnie ze zmianami organicznymi
oceniał Pękalskiego psychiatra Stanisław Teleśnicki
Najpierw się przyznał, a w sądzie zaprzeczył
Sprawa trafiła na wokandę dopiero w 1996 r. Przez kilka lat śledczy przesłuchiwali "wampira z Bytowa", zbierali dowody i organizowali kolejne wizje lokalne.
– Opowiadał nam o swoich podróżach. W ten sposób mógł nas naprowadzić, a my ściągaliśmy akta z kolejnych miejsc. Robiliśmy analizy i sprawdzaliśmy, gdzie jest materiał dowodowy, który pozwala na postawienie zarzutów – mówił prokurator Buksa.
Ostatecznie Pękalskiemu zarzucono 17 morderstw, dwa gwałty i uprowadzenie dziecka. Psychiatrzy uznali, że może stanąć przed sądem. Akt oskarżenia odczytywano przez pięć godzin. W sądzie Pękalski wykonał zwrot, którego nikt się nie spodziewał. Wycofał się ze wszystkich wcześniej złożonych zeznań. Nie przyznawał się już do żadnej zbrodni. Wszystkie miały być tylko jego fantazjami. Za taką taktyką mogli stać jego doświadczeni koledzy z celi – na początku postępowania był bowiem osadzony z wielokrotnymi recydywistami, którzy udzielali mu "złotych rad". Poradzili mu, że jak chce coś dla siebie ugrać, to warto jak najwięcej namącić w postępowaniu, do czegoś się przyznać, potem to odwołać i wskazać kogoś innego. A on najwyraźniej korzystał z tych rad. Dowiedział się też, że nie grozi mu kara śmierci, a tego bał się najbardziej.
Podczas pobytu w areszcie Pękalski pisał pamiętniki, w których odnotowywał poszczególne zbrodnie. Jak się okazało, morderstwa opisywał pod dyktando jednego ze współwięźniów, który później wykradł pamiętnik i go sprzedał.
Błędy w śledztwie, szokujący wyrok
W trakcie postępowania przygotowawczego nie udało się uniknąć błędów, na co zwracał uwagę sąd. Na niektórych dowodach były odciski palców śledczych, co świadczyło o tym, że źle je zabezpieczono. Nie brakowało też zastrzeżeń co do jakości prowadzonych przesłuchań, wizji lokalnych, a nawet okazań. Akt oskarżenia posypał się niemal zupełnie. Ostatecznie udało się udowodnić Pękalskiemu tylko zabójstwo Sylwii R., za co skazano go na 25 lat więzienia. To była wtedy maksymalna kara, obowiązywało bowiem moratorium na karę śmierci, a dożywocia ówczesny kodeks karny jeszcze nie przewidywał.
Wyrok był szokiem. Takiego finału tej sprawy nikt się nie spodziewał.
– Nie mnie oceniać wyroki sądów. Natomiast po spotkaniach z tym człowiekiem miałem silne przeświadczenie, że dokonał tych czynów. Na ile można było je udokumentować i wskazać jego winę w sensie prawnym, to już inna sprawa – powiedział w TVN dr Stanisław Teleśnicki, psychiatra sądowy.
Wiele zbrodni z lat 1984-92, w tym trzy zabójstwa kobiet w Toruniu, nigdy nie zostało wyjaśnionych, sprawy umorzono. Czy odpowiadał za nie Pękalski, tego nigdy się nie dowiemy. Te sprawy się przedawniły (w Polsce zabójstwo przedawnia się po 30 latach), nikt już do nich nigdy nie wróci, nikt nie odpowie za nie.
Dla jednych Pękalski już na zawsze pozostanie bestią – najstraszniejszym seryjnym zabójcą w historii Polski, dla innych natomiast ofiarą policjantów, którzy chcieli przypisać upośledzonemu chłopakowi wszystkie możliwe zbrodnie.
"Nawet nie znam tych pozostałych ofiar, znam tylko z akt śledztwa" – mówił w programie TVN "Cela nr" i powtarzał, że "policja zrobiła z niego idiotę i go szantażowała". Po chwili opowiadał jednak szczegóły zbrodni.
Prawdę zna tylko on sam.
Skończy 53 lata i może być wolnym człowiekiem
Pękalski do aresztu trafił 17 lutego 1992 r. Przebywa na oddziale terapeutycznym, jest objęty indywidualnym programem leczenia. Już nie jest i nie chce być "gwiazdą".
Nie interesuję się tym specjalnie. U nas temat jakoś przycichł. Chyba w tej chwili nie miałabym obaw. Choć... gdyby się pojawił, wolałabym go jednak nie spotkać
mieszkanka Borzytuchomia
– Nie chce, żeby przekazywać informacje dotyczące jego osoby. Mogę tylko powiedzieć, że chętnie uczestniczy w zajęciach terapeutycznych. Składają się na nie zajęcia grupowe oraz indywidualna psychoterapia – mówi ppor. dr Katarzyna Nosek-Komorowska, kierownik oddziału terapeutycznego.
Wbrew wcześniejszym doniesieniom Leszek Pękalski nigdy nie starał się o warunkowe zwolnienie z więzienia (mógł to robić po 15 latach, czyli od 2007 roku - red.). – Nie było takiej prośby z jego strony – dodaje Nosek-Komorowska.
Pod koniec 2019 r. Pękalski. skończy odsiadywać karę 25 lat więzienia za morderstwo 17-letniej Sylwii R. oraz 2 lat więzienia za gwałt. Będzie miał wtedy 53 lata i teoretycznie zostanie wolnym człowiekiem. Będzie mógł wrócić do Borzytuchomia, gdzie czeka na niego mieszkanie.
Rzecznik Aresztu Śledczego w Starogardzie Gdańskim nie chce powiedzieć, czy w przypadku Pękalskiego będzie wniosek o przymusową izolację, także po zakończeniu odbywania kary. – Przepisy cały czas się zmieniają. Do 2019 r. jest jeszcze dużo czasu. Mogę tylko zapewnić, że pamiętamy o tej sprawie i odpowiednio zaopiekujemy się tym osadzonym po zakończeniu przez niego odbywania kary – podkreśla kierownik oddziału terapeutycznego.
KONTROWERSJE WOKÓŁ USTAWY O BESTIACH
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.