logotyp tvn24

MAGAZYN TVN24

Lista tematów

  • 1
    JERZY MORAWSKI Grzech w Pałacu Arcybiskupim
  • 2
    Bartosz Żurawicz Przełom nastąpił po cichu. Skazany motorniczy idzie do domu
  • 3
    Adam Sobolewski "Martwe dusze" i rozbrat z demokracją. Kraj u granic Unii na zakręcie historii
  • 4
    Patrycja Król Proces "emira Molenbeek". Roztaczał aurę, uwodził, prał mózgi. Posiedzi 15 lat
  • 5
    Tomasz Leżoń Klejący się parkiet, pożyczone komputery. Tak rodził się sen o fortunie
  • 6
    Grzegorz Kuczyński Mówią o nim "Złoty". Putin zawierzył swój los byłemu ślusarzowi
  • 7
    Maciej Michałek List, literówka i "tysiąc potakiwaczy". Trzy drogi "ostatniego przywódcy"
  • 8
    Maciej Michałek Historia ludzkich zoo. Czarna karta europejskiej historii
  • 9
    Tomasz Wiśniowski Wybuchła bomba sterydowa. "Sportsmenka nr 54" stała się Andreasem
  • 10
    Justyna Kobus Ślub stulecia i klątwa rodu Grimaldich
logotyp tvn24

Magazyn TVN24

JERZY MORAWSKI

Grzech w Pałacu Arcybiskupim

Zobacz

Bartosz Żurawicz

ZobaczPrzełom nastąpił po cichu. Skazany motorniczy idzie do domu

Czytaj artykuł

Tytuł: Tramwaj, który prowadził pijany motorniczy Źródło: tvn24

Podziel się

Jechał i pił. Pił i jechał dalej. Zabił trzy kobiety, wielu zrujnował życie. Wyrok: 13,5 roku więzienia. Dotąd wszystko było jasne. W drugiej instancji, jeszcze przed rozpoczęciem procesu, wszystko się zmieniło. Po jednej opinii o tajemniczej chorobie, jeszcze niezdiagnozowanej, sprawca "masakry na Brzeźnej" wyszedł na wolność.

4-letni Fabian został w domu, chociaż bardzo chciał jechać z tatą. Tylko dlatego nie zginął jak trzy inne osoby w centrum Łodzi.

– Wjechałem na skrzyżowanie. Zielone światło dla mnie i dla pieszych. Miałem przepuścić pieszych na pasach. Wtedy zauważyłem faceta, który wyciągnął ręce i zaczął cofać ludzi z przejścia – opowiada jego ojciec, Adam Teodoru.

"Co on robi? Przecież stoję w miejscu" – zdążył pomyśleć. Potem doszło do uderzenia.

– Był huk i wszystko zaczęło wirować. Wszystko działo się bardzo szybko, ale jednocześnie dobrze widziałem, jak moje auto zmiotło kobietę stojącą przy ulicy. Nie przeżyła – mówi.

Kiedy jego samochód wreszcie się zatrzymał, oszołomiony Adam Teodoru odruchowo spojrzał na połamany dziecięcy fotelik. Potem wybiegł z auta.

– Krew, leżący ludzie. Koszmar. Podbiegłem do tej pani, którą uderzyło moje auto. Jęczała tylko z bólu. Usiadłem na jezdni, zacząłem płakać. Myślałem, że to ja popełniłem jakiś błąd - opowiada.

Kilka metrów od niego leżały dwie inne – martwe już – kobiety.

Tuż po wypadku nie wiedział, że wjechał w niego rozpędzony tramwaj. Za jego sterami siedział Piotr M., pijany motorniczy.

– Po wypadku tramwaj ciągle przyspieszał. Zerwałem się z miejsca, podbiegłem do motorniczego i zacząłem walić pięściami w szybę, żeby się zatrzymał. A on wyglądał jakby był nieprzytomny – wspomina Sebastian, pasażer składu.

Tramwaj zahamował prawie 300 m od miejsca, w którym zginęli ludzie. Motorniczy wstał z miejsca, złapali go pasażerowie. – Nie będę uciekał – powiedział.

Nie miał pojęcia o wypadku. – Ocknąłem się. Zobaczyłem masakrę przy ulicy Brzeźnej. Czuję się winny – mówił potem.

Dla niego, jego rodziny i śledczych sprawa była oczywista: zabił, bo pił. Wódkę i piwo kupował na pętlach. Pił w tramwaju. Tuż po tragedii miał 1,4 promila alkoholu w organizmie.

Wątpliwości co do jego winy nie miał też sąd pierwszej instancji, który w zeszłym roku skazał go na 13,5 roku więzienia. Sprawa z 6 stycznia 2014 r. wydawała się zakończona. Do zwrotu w niej miało dojść siedem miesięcy później.

Motorniczy wyszedł na wolność / Wideo: TVN24 Łódź

 

Dwa lata w celi

Policyjna izba zatrzymań przy ul. Sienkiewicza w Łodzi. Mała, jednoosobowa cela. To tutaj Piotr M. trzeźwiał, czekając na spotkanie z prokuratorem. Tym samym, który chwilę po wypadku znalazł w kabinie motorniczego cztery buteleczki po nalewce. Potem była większa, trzyosobowa cela w areszcie śledczym przy ul. Smutnej.

– Trafił do nas kilka dni później. Wydawał się pogodzony z losem – mówi kpt. Bartłomiej Turbiarz, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Łodzi.

Motorniczy zdążył przyzwyczaić się do nowego "domu", bo spędził w nim ponad dwa lata. A miał w nim pozostać jeszcze szmat czasu – do lipca 2028 r. W ubiegłym roku, po tym, jak usłyszał wyrok, poprosił o zmianę statusu. Chciał być już traktowany więzień, nie aresztant. Nie chciał już tymczasowości.

Jednak w czwartek 30 marca do celi motorniczego przyszedł strażnik, przekręcił kluczyk w drzwiach i powiedział: "wychodzisz". Potem Piotr M. odebrał swoje rzeczy i wyszedł na wolność. Mógł pójść, dokąd chciał, pierwszy raz od dnia wypadku. Może też wyjechać, choćby za granicę. Sąd nie zabrał mu paszportu, nie kazał meldować się na policji.

W najbliższym czasie ma tylko spotkać się z biegłym lekarzem. Potem może, ale nie musi, pojawić się w sądzie.

Zszokowani?

Przełom nastąpił po cichu

 

Widzi pan, to nie jest kwestia wiary, tylko faktów. Mój klient może nie być winny spowodowania wypadku, dlatego wystąpiłem o uchylenie aresztu

mec. Paweł Kozanecki, obrońca motorniczego

Mecenas Paweł Kozanecki jest obrońcą z wyboru Piotra M. W swojej mowie końcowej przed ogłoszeniem wyroku podkreślał, że wina jego klienta nie jest oczywista. Że utrata świadomości za sterami tramwaju nie musiała być związana z wypitym alkoholem. Wtedy nawet publiczność na sali rozpraw tylko uśmiechała się pod nosem. – Jakąś strategię obrony trzeba mieć, nawet jak sprawa jest beznadziejna – szeptali do siebie reporterzy sądowi.

Podobnie zareagował sędzia, który zignorował uwagi obrony. W końcu Piotr M. był badany przez biegłych psychiatrów. Badano go wielokrotnie i stwierdzono, że w momencie wypadku był zdrowy. Zresztą o żadnej chorobie nie wiedział też pracodawca motorniczego.

Rozprawa apelacyjna budziła dużo mniejsze emocje niż proces pierwszej instancji. W salach nie było już publiczności ani dziesiątek dziennikarzy. Przełom nastąpił po cichu. Sąd drugiej instancji zgodził się na włączenie do materiałów sprawy opinii łódzkiego toksykologa i neurologa, o co od początku śledztwa wnosił obrońca motorniczego.

"Z dużym prawdopodobieństwem wydaje się, że stwierdzone stężenie alkoholu nie mogło przyczynić się do utraty przytomności. Nie można wykluczyć, że taki stan został spowodowany nagłą utratą przytomności z przyczyn neurologicznych o charakterze zaburzeń świadomości" – napisał w opinii łódzki lekarz. Nie chciał z nami rozmawiać o tej ekspertyzie i jej ewentualnych skutkach. Powiedział jedynie, że "to delikatna i bardzo trudna sprawa".

– Widzi pan, to nie jest kwestia wiary, tylko faktów. Mój klient może nie być winny spowodowania wypadku, dlatego wystąpiłem o uchylenie aresztu – mówi mecenas Kozanecki.

Sąd się zgodził z opinią wspomnianego lekarza. Bo – zdaniem sędziego – nie można już mówić o "dużym prawdopodobieństwie popełnienia przestępstwa przez Piotra M.". Decyzja sędziego wprawiła  prokuratorów w osłupienie. Na nic zdała się argumentacja, że przecież motorniczy został już skazany na wysoką karę.

– Sąd nie zdecydował się na żaden środek zapobiegawczy. To bardzo zaskakująca decyzja, na którą złożyliśmy zażalenie. Niestety sąd nie zgodził się na rozpatrzenie naszego wniosku – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.

Stara się – podobnie jak pełnomocnicy rodzin poszkodowanych w wypadku – nie okazywać zbyt wielu emocji. Bo proces trwa.

– Muszę przyznać, że pierwszy raz spotykam się z sytuacją o uchyleniu środka zapobiegawczego osobie, której grozi ponad osiem lat za kratkami – przyznaje mec. Jacek Ostrowski, który przed sądem reprezentuje Adama Teodoru – kierowcę, w którego samochód wbił się tramwaj.

Motorniczy z wyrokiem za spowodowanie śmierci trzech osób / Wideo: TVN24 Łódź

Skazany chciał siedzieć, jego adwokat: nie musisz

Najśmielej o sprawie mówi dziś obrońca motorniczego. To po jego myśli na razie toczy się proces.

– Kiedy mój klient dowiedział się o tym, że ma wyjść z więzienia, miał do mnie trochę żalu. Mówił, że chce swoje odsiedzieć, a przerwy na wolności są jak strata czasu. Potem mu uświadomiłem, że być może za kratki już nigdy nie wróci – opowiada mec. Kozanecki.

Bo motorniczy został skazany za dwa przestępstwa. Pierwsze dotyczy spowodowania wypadku, w którym zginęły trzy osoby. Opinia biegłego neurologa postawiła pod znakiem zapytania, czy za tragedię odpowiada wypity alkohol, czy jakaś tajemnicza choroba.

Co do drugiego przestępstwa, czyli jazdy tramwajem w stanie nietrzeźwości, sprawa jest prosta. Tutaj winy motorniczego nikt nie kwestionuje. Problem jest jeden – Kodeks karny przewiduje za to przestępstwo do dwóch lat więzienia. A Piotr M. przebywał za kratkami prawie trzy miesiące dłużej.

– Jeżeli sąd podzieli mój tok patrzenia na tę sprawę, to trzeba będzie zastanowić się nad kwestią zadośćuczynienia dla mojego klienta. To jednak kwestia przyszłości – mówi śmiało adwokat motorniczego.

Dziś już nie wierzą w alkohol

Motorniczy w przyszłym tygodniu zostanie przebadany przez biegłego pulmonologa, który ma stwierdzić, czy choruje on na astmę, a jeżeli tak, to czy właśnie ona mogła stać za rzekomymi krótkotrwałymi utratami przytomności.

Bo w wersję o alkoholu pozbawiającym przytomności dziś nie wierzy już ani motorniczy, ani jego rodzina. Wspominają, że ważący 130 kg mężczyzna "potrafił wypić".

– Na weselach długo był trzeźwy. Jak wypił 0,7 litra wódki, to było po nim coś widać. A tak to zachowywał się normalnie – mówili śledczym członkowie jego rodziny.

Piotr M. zresztą był przyzwyczajony do obecności alkoholu w swoim organizmie. W końcu – jak ustalili biegli – był alkoholikiem.

Jak to się stało, że jednocześnie pracował jako motorniczy i woził pasażerów? – Kochał swoją pracę, dbał o to, żeby być w formie na dyżur – mówili bliscy, którzy już na etapie śledztwa mówili o "tajemniczych utratach przytomności" Piotra M.:

 

Jeżeli wiedziałbym o tym, że ten człowiek może zemdleć, nie puściłbym go w żadną trasę

Przełożony Piotra M., fragment zeznań złożonych w czasie śledztwa

"Raz się zdarzyło, że stracił świadomość po jednym piwie. Bardzo się tym martwiliśmy" – zeznali bliscy skazanego.

Podobno martwił się też Piotr M. Jednak nie na tyle, żeby o swoich rzekomych problemach poinformować pracodawcę. Milczał też podczas okresowych, obowiązkowych badań lekarskich. Dlaczego? "Nie umiem tego wyjaśnić" – stwierdził już po wypadku.

– Jeżeli wiedziałbym o tym, że ten człowiek może zemdleć, nie puściłbym go w żadną trasę – zaznaczali przełożeni motorniczego w MPK Łódź.

Przełożonych mógłby też wystraszyć fakt, że M. zmagał się z depresją i był pod opieką psychiatrów. O tym, że miał myśli samobójcze, dowiedzieli się jednak już po tragedii z 6 stycznia.

"Nie ma po co uciekać"

Piotr M. nie chciał się z nami spotkać. Jego adwokat tłumaczy, że klient nie jest na to gotowy. Poza tym sam mu odradzał spotkanie z dziennikarzami, bo jego sprawa zaczyna się dla niego dobrze układać.

– To jest człowiek nieprawomocnie skazany na 13,5 roku więzienia. Sąd nie zadbał o to, żeby nie mógł uciec przed karą, na przykład za granicę. Nie boicie się państwo? – pytamy w sądzie.

– Można wdrożyć takie procedury jak list gończy czy międzynarodowy zakaz zatrzymania – odpowiada Paweł Urbaniak, rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi.

W to, że motorniczego nie trzeba będzie ścigać, wierzy też jego adwokat.

– To człowiek blisko związany z rodziną. Nie uciekał przed karą. Nie ma po co uciekać – tłumaczy.

Pił, zabił, jest w domu. "Co mam powiedzieć? Że to nie jego wina?"

– Ja już o tym nie mówię. Bo co mam powiedzieć? Że facet, który zabił trzy osoby i tylko dzięki szczęściu nie zabił mi synka, jest na wolności? Że to nie jego wina? Że w zasadzie nie ma o czym mówić? – denerwuje się Adam Teodoru.

Rodziny ofiar wypadku z początku stycznia nie chciały z nami rozmawiać. – To wciąż zbyt duża trauma – tłumaczy mec. Andrzej Krakowiński, pełnomocnik rodziny kobiety, która zginęła uderzona samochodem pana Adama.

Bliscy ofiar wypadku wciąż walczą o zadośćuczynienie od MPK Łódź za tragedię. A ponieważ łódzki przewoźnik nie był ubezpieczony od wypadków spowodowanych przez pijanych pracowników, sprawa ciągnie się dość długo.

– Najpierw walczyliśmy o zadośćuczynienie za samochód. Potem z żoną dostaliśmy rekompensatę w postaci dwóch biletów miesięcznych. Walczymy dalej – mówi Teodoru.

Kolejna rozprawa w sprawie motorniczego ma się odbyć w łódzkim sądzie apelacyjnym 19 maja.

Podziel się
-
Zwiń

Adam Sobolewski

Zobacz"Martwe dusze" i rozbrat z demokracją. Kraj u granic Unii na zakręcie historii

Czytaj artykuł

Tytuł: magazyn Macedonia-1.jpg

Patrycja Król

Zobacz Proces "emira Molenbeek". Roztaczał aurę, uwodził, prał mózgi. Posiedzi 15 lat

Czytaj artykuł

Tytuł: magazyn-khalid-zerkani.jpg

Tomasz Leżoń

ZobaczKlejący się parkiet, pożyczone komputery. Tak rodził się sen o fortunie

Czytaj artykuł

Grzegorz Kuczyński

ZobaczMówią o nim "Złoty". Putin zawierzył swój los byłemu ślusarzowi

Czytaj artykuł

Maciej Michałek

ZobaczList, literówka i "tysiąc potakiwaczy". Trzy drogi "ostatniego przywódcy"

Czytaj artykuł

Maciej Michałek

Zobacz Historia ludzkich zoo. Czarna karta europejskiej historii

Czytaj artykuł

Tytuł: Moda na ludzkie zoo ogarnęła Europę w XIX wieku Źródło: tvn24.pl

Tomasz Wiśniowski

ZobaczWybuchła bomba sterydowa. "Sportsmenka nr 54" stała się Andreasem

Czytaj artykuł

Tytuł: Heidi i Andreas. Kulomiotka, która została mężczyzną  Źródło: Newspix

Justyna Kobus

ZobaczŚlub stulecia i klątwa rodu Grimaldich

Czytaj artykuł

Redaktor prowadząca

Aleksandra Majda

 

Autorzy

Jerzy Morawski, Grzegorz Kuczyński, Adam Sobolewski, Tomasz Wiśniowski, Justyna Kobus, Maciej Michałek, Patrycja Król, Bartosz Żurawicz, Tomasz Leżoń

 

Redaktorzy

Iga Piotrowska, Maciej Tomaszewski, Tomasz Szymański, Błażej Górski, Aleksandra Majda,

 

Zdjęcia

Marek Zakrzewski/PAP, Nake Batev/PAP/EPA, Damazy Kwiatkowski/PAP/CAF, AP, Thierry Ehrmann/Flickr (CC BY 2.0), Ullstein Bild/Newspix, News Int/Bulls, TVN24

 

Wideo

TVN24, ENEX, Reuters

Poprzedni weekend 09-10.04.2016
2 tygodnie temu 02-03.04.2016
3 tygodnie temu 26-28.03.2016
4 tygodnie temu 19-20.03.2016
5 tygodni temu 12-13.03.2016
Zobacz wszystkie