Na czym głównie upływa wam czas, kiedy siedzicie teraz w domach? Czytacie książki, oglądacie seriale, słuchacie muzyki? No pewnie. I to więcej niż zwykle. Tymczasem musicie wiedzieć, że polska kultura i jej twórcy przez pandemię znajdują się w stanie największego zagrożenia od 1989 roku. Niemal wszyscy pracujący w branży z dnia na dzień stracili swoje źródła utrzymania. W tej rzeszy dziesiątek tysięcy rodzin jedynie ułamek to wielkie gwiazdy. Jednym z rozwiązań, które znacząco pomogłoby ludziom kultury, jest od dawna oczekiwane przez nich opodatkowanie smartfonów i tabletów.
Dla Magazynu TVN24 pisze kulturoznawca i menedżer kultury Stanisław Trzciński.
Od wielu lat wspieram środowiska kreatywne, tłumacząc opinii publicznej i dziennikarzom sytuację prawną oraz materialną twórców w dobie rewolucji technologicznej w świecie cyfrowym. Przygotowując niniejszy tekst, usłyszałem publiczną, być może przełomową, deklarację ministra kultury dotyczącą wprowadzenia oczekiwanej od siedmiu lat przez twórców opłaty od smartfonów. Tak zwaną opłatę od czystych nośników od dziesięcioleci płacą producenci urządzeń i nośników, na których pojawiają się treści kulturalne, na przykład fabryki płyt CD czy dystrybutorzy sprzętu hi-fi. W Polsce nie płacą jej producenci najnowszych nośników (smartfonów, tabletów), na których coraz częściej konsumujemy treści kultury, a miałaby ona szansę radykalnie poprawić sytuację materialną sektora kultury. To, co przez tyle lat i dla tylu rządów było niemożliwe i niechciane, w dobie kryzysu – paradoksalnie – może pomóc polskiemu rządowi zachować twarz.
Do sieci!
Przez pandemię wszystko, co dotyczy normalnego, codziennego funkcjonowania środowiska twórców, przestało istnieć z dnia na dzień. Od 12 marca zamknięte są wszystkie instytucje kultury i odwołane wszystkie wydarzenia. Oczywiście, kultura nie znosi próżni, więc oddolne życie kwitnie. Tak jak na całym świecie, tak i w Polsce obserwujemy wzmożoną twórczą aktywność artystów w sieci. Ponad tysiąc darmowych koncertów online, nagrania setek polskich wykonawców telefonami w domach, które po zmiksowaniu trafiają do odbiorców, niezliczone filmy i nowe przedstawienia teatralne, a także udostępniane dla każdego archiwa cyfrowe wielu instytucji kultury. Wszystko to ku pokrzepieniu serc, jako bezwarunkowy odruch solidarności.
Powstaje wiele nowych stacji radiowych w internecie, tworzone są aplikacje mobilne, fundacje i stowarzyszenia ruszają z nowymi programami wsparcia obywateli w dobie kwarantanny społecznej. Dobre informacje napłynęły z Ciechanowa, który stał się awangardą w skali światowej. W tym mieście na otwartych przestrzeniach miejskich, między budynkami wielorodzinnymi, od 27 kwietnia do 6 maja odbyły się organizowane przez urząd miasta koncerty muzyczne. Oczywistym jest, że sektor kreatywny nie próżnuje w tym trudnym czasie.
Najnowsze dane, opublikowane 25 marca, wskazują na to, że ludzie przebywający w domu z powodu pandemii koronawirusa słuchają więcej radia. BBC podało, że transmisje z jej stacji wzrosły o 18 procent. Na polskim rynku zaobserwowaliśmy między innymi utworzenie kilka tygodni temu nowego radia internetowego radiospacja.pl - skierowanego do fanów nieistniejącej już dzisiaj, za to legendarnej wśród wielu słuchaczy Radiostacji. Szefem projektu jest Paweł Sito, zaś na antenie można usłyszeć autorów związanych z tamtą stacją radiową.
Z kolei Magda Jethon zainicjowała zbiórkę na otwarcie w sieci radia Nowy Świat. To projekt stworzony przez byłych redaktorów radiowej Trójki. W krótkim czasie słuchacze zapewnili tej inicjatywie wsparcie w wysokości około pół miliona złotych miesięcznie. Przykłady podobnych pomysłów można by mnożyć.
Z czego żyje sektor kreatywny?
Wszystko to nie zmienia faktu, że polska kultura jest w stanie największego zagrożenia od 1989 roku. Na niewiele zda się otwarcie galerii, bibliotek i muzeów od 4 maja. Niemal wszyscy pracujący w branży kulturalnej, podobnie jak w przypadku wielu innych zawodów, z dnia na dzień stracili dotychczasowe zajęcie - artyści wykonawcy, aktorzy, plastycy, fotograficy, reżyserzy i scenarzyści. W tej rzeszy tysięcy rodzin jedynie ułamek to wielkie gwiazdy. Do tego dochodzą wszystkie zawody "dookoła" teatrów, koncertów, muzeów, filmów, galerii.
Wielu twórców i artystów żyje między innymi z dochodów z tantiem. Już dzisiaj wiadomo, że będą znacząco mniejsze. Po pierwsze, wpływy reklamowe i dochody nadawców (a to od nich nalicza się tantiemy) zaliczają spadki ze względu na ograniczanie budżetów reklamowych w dobie epidemii. Po drugie, nie będą wpływały tantiemy od drobnych przedsiębiorców, jak restauracje i sklepy. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS zawiesiło ich płacenie, a to około 30 procent wpływów. Podobne zwolnienie zaproponował Sejm w ramach tak zwanej tarczy antykryzysowej.
Artyści uprawnieni do tantiem nie odczują tej zmiany od razu. Zawsze istnieje opóźnienie wynikające z rozliczania inkasa. Na przykład ZAiKS tej wiosny zacznie wypłacać środki za 2019 rok. Dodajmy, jeden z najlepszych w historii. Niemniej już w drugiej części roku oraz w kolejnych miesiącach sytuacja ludzi kultury może okazać się znacznie gorsza. Warto też pamiętać, że główne źródło dochodów wykonawców, także aktorów - czyli koncerty, spektakle i festiwale - wygasło na czas nieokreślony. Odwoływane są już imprezy letnie i jesienne. Podobnie jest z seansami kinowymi i festiwalami filmowymi.
Jednak to czas po pandemii będzie nawet trudniejszy. Ludzie będą unikali imprez masowych i koncertów znacznie dłużej, niż tylko podczas stanu epidemicznego. Niedawno doradca WHO dr Ezekiel Emanuel ostrzegał, że czas do pełnego powrotu do imprez masowych może trwać półtora roku. Z powodu pandemii koronawirusa odwołane zostały wszystkie imprezy masowe w większości krajów. Choć niektórzy liczą na powrót koncertów po wakacjach, tak naprawdę nikt nie wie, kiedy to będzie mogło nastąpić.
W wywiadzie dla "Los Angeles Times" dr Emanuel przedstawił możliwy plan powrotu koncertów: "Jeśli 1 procent populacji ma COVID-19, a połowa nie wykazuje objawów, oznacza to, że na stadionie liczącym 50 tysięcy miejsc znajdzie się 250 osób chorych, które razem z innymi będą rozmawiały, skakały, krzyczały, jadły i dotykały krzesełek. Nie ma lepszego miejsca do rozprzestrzeniania się choroby. Trudno sobie wyobrazić powrót koncertów bez szczepionki. Żeby wrócić do czasów sprzed COVID-19, trzeba zaszczepić 70 procent populacji. Możliwe, że dojdzie do ponownego zamykania obiektów, które zostały już otwarte. To jak jazda na rollercoasterze".
Z powodu światowej pandemii koronawirusa koncern Live Nation w ciągu jednego dnia – 11 marca - stracił na wartości 1,8 miliarda dolarów (czyli 16,6 procent!). W ostatnich dniach marca redaktor amerykańskiego magazynu "Billboard" Dave Brooks napisał: "Czy po zniesieniu ograniczeń dotyczących imprez masowych branża koncertowa będzie postrzegana jako niezbędna, ważna część życia i handlu, podobnie jak na przykład linie lotnicze? Aktywna działalność związana z muzyką na żywo nieuchronnie powróci z obecnego stanu zamrożenia, ale może wyglądać już zupełnie inaczej. Być może z kilkoma dużymi firmami jeszcze bardziej dominującymi nad resztą mniejszych rywali - najbardziej niepewnych przyszłości w swojej historii".
80 milionów versus dwa miliardy
Wyłącznie konsekwentne i systematyczne działania systemowe na szczeblu rządowym mogą zapobiec unicestwieniu polskiej kultury, co pokazuje wiele przykładów ze świata. Nie bez powodu rządy wielu państw na świecie przygotowały gigantyczne pakiety pomocowe dla środowisk kultury, twórców i artystów. Wiele z nich w kwotach od 60 do 160 miliardów euro na kraj. Już w marcu z pomocy tej skorzystali artyści i instytucje kultury z: Niemiec, Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Luksemburga, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii czy Hongkongu. Z kolei największe koncerny cyfrowe na świecie zaczęły dostosowywać swoje narzędzie do pomocy artystom. Facebook ogłosił 29 kwietnia, że artyści i firmy będą mogły pobierać opłaty za transmisje na żywo.
A jak jest w Polsce? "Minister przeznaczył na ratowanie całej polskiej kultury 20 milionów złotych, czyli jeden procent rocznej dotacji, jaką dostała niedawno TVP" – mówił o tym 24 kwietnia Zygmunt Miłoszewski w rozmowie z dziennikiem "Polska The Times". Od kiedy wiemy, że w ramach ogłoszonego na początku kwietnia programu wsparcia dla artystów, twórców i instytucji "Kultura w sieci" pod koniec kwietnia podniesiono tę kwotę do 80 milionów złotych – jest to już 4 procent dotacji dla telewizji publicznej.
W tym samym wywiadzie Zygmunt Miłoszewski tłumaczy: "Jak ci płonie chałupa, to nie chcesz, żeby ktoś ci przyniósł kawę. To znaczy fajnie, że przyniósł i kawa jest smaczna, ale to nie twój problem, co nie? Tutaj jest podobnie. Program 'Kultura w sieci' nie rozwiązuje problemów ludzi, którzy z dnia na dzień zostali bez środków do życia, nie mają za co nakarmić dzieci i nie wiadomo, kiedy będą mieli. Przemysł kultury, przemysł rozrywkowy, kreatywny to 3,5 procent naszego PKB, 320 tysięcy osób pracujących w tej branży, ponad 5 miliardów eksportu, który branża kreatywna tworzy w Polsce. To więcej niż rolnictwo, to więcej niż górnictwo, to prawie tyle, co cała turystyka. Gdzie pomoc dla tego sektora? Mam nadzieję, że im więcej osób to powie, to ktoś po stronie rządowej nas zauważy. Nie dlatego, że kocha naszą duszę artystyczną, tylko dlatego, że chodzi o ratowanie potężnego sektora gospodarki, którego nie da się uratować dotychczasowymi rozwiązaniami".
Polski rząd w ramach "tarczy antykryzysowej" bardzo oszczędnie pomaga podczas kryzysu jednej z ważnych grup zawodowych w Polsce. Grupie, która straciła większą część źródeł swoich dochodów na długie miesiące (twórcy, artyści i zawody powiązane z nimi). Poza dalszym prowadzeniem programu stypendialnego, nie znajdujemy w "tarczy antykryzysowej" innej realnej pomocy dla tego środowiska. Jacek Cieślak napisał 17 kwietnia w "Rzeczpospolitej": "Konferencja premiera Mateusza Morawieckiego zmroziła ludzi kultury, która nie jest uwzględniona nawet w czwartym etapie przechodzenia do normalności".
Trudno nie interpretować takiej bierności resortu inaczej, niż niechęcią rządzących do zwykle bardziej liberalnych środowisk związanych z kulturą w Polsce. Polscy artyści zdają sobie z tego sprawę, dlatego chcieliby jedynie, żeby traktować ich jak całą resztę społeczeństwa.
Niemieckie państwo już 25 marca zadeklarowało 54 miliardy euro na pomoc artystom i małym instytucjom kultury, takim jak galerie. Przy tej okazji padły słynne słowa niemieckiej minister kultury Moniki Gruetters ukazujące właściwe podejście do tematu: "Nasze demokratyczne społeczeństwo potrzebuje wyjątkowego i różnorodnego krajobrazu kulturowego oraz medialnego w tej historycznej sytuacji, która do niedawna była niewyobrażalna. Twórcza odwaga artystów może pomóc w przezwyciężeniu kryzysu. Powinniśmy wykorzystać każdą okazję, aby tworzyć dobre projekty na przyszłość. Właśnie dlatego obowiązuje następująca zasada: artyści są niezbędni szczególnie teraz".
- Potrzebujemy artystów, którzy pomogą nam przejść tę traumę – dodaje Jerzy Hausner, były wicepremier i profesor nauk ekonomicznych. Skrytykował także działania ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego. Uważa, że w obecnej sytuacji zbędna jest biurokracja, a resort powinien skupić na wdrożeniu działań łagodzących przyszłe skutki kryzysu dla artystów: - Nie ma działań ministra Glińskiego, które by odpowiadały potrzebom chwili - stwierdził.
Należy pochwalić za to polskie samorządy. Pomagają, jak mogą, ale zdaniem wielu z nich - między innymi prezydenta Rafała Trzaskowskiego - konieczne jest podjęcie działań na szeroką skalę na poziomie rządowym. Dlatego jako Koalicja Miast dla Kultury (Warszawa, Lublin, Kraków, Katowice, Szczecin, Łódź, Wrocław, Gdańsk, Poznań) apeluje o włączenie sektora kultury do kolejnych edycji "tarczy antykryzysowej". Kultura daje kreatywność, tak bardzo ważną dla polskiej gospodarki – twierdzą członkowie koalicji. – Kultura jest naprawdę ważna, dbajmy o nią – wspólnie – zaapelował Trzaskowski 30 kwietnia na swoim profilu na Facebooku.
Światełko w tunelu
Światełkiem w tunelu mogłaby być pomoc rodzimym twórcom poprzez wprowadzenie odłożonej do zamrażarki opłaty, o którą od lat zabiegała cała polska kultura. Opłaty, która nie obciąży ani budżetu państwa, ani samych Polaków. Chodzi o opłatę od czystych nośników, fachowo zwaną reprograficzną.
Nie jest to nowy podatek. Opłata od czystych nośników istnieje od 1965 roku, pierwszym krajem, który ją wprowadził, były Niemcy. W naszym kraju działa od 1994 roku, aktualizowany jest jedynie załącznik wymieniający listę takich nośników. Do tej pory: piosenki, filmy, zdjęcia, scenariusze, książki, grafiki, obrazy czy pliki naukowe przechowywane były na przykład na dyskach CD, DVD, dyskietkach, papierach formatu A4 i A3 czy kasetach VHS oraz magnetofonowych. Urządzenia obecne od lat w ramach opłaty to także: nagrywarki CD, komputery stacjonarne, skanery, kserokopiarki, faksy, magnetowidy, radia z odtwarzaczami, magnetofony czy odtwarzacze MP3. Aktualnie używa się do tego głównie przenośnych dysków i dekoderów telewizyjnych a przede wszystkim nowoczesnych urządzeń mobilnych: smartfonów oraz tabletów.
Opłata od czystych nośników na rzecz twórców i artystów rozmaitych dziedzin, a de facto rekompensata związana z legalnym kopiowaniem cudzych treści, nie nadąża za technologicznym rozwojem społeczeństwa. Lista nośników podlegająca opłacie nie została zaktualizowana zarówno przez poprzedników, jak i przez nowy rząd. Polska znajduje się od pięciu lat w gronie raptem trzech państw UE, gdzie smartfonów i tabletów nie ma na tej liście. W podobnej sytuacji są jedynie Luksemburg oraz Wielka Brytania, ale ta ostatnia stosuje inny system rozliczania tej opłaty. Wprowadziły ją wszystkie kraju naszego regionu, w tym: Słowacja, Czechy, Litwa a nawet Węgry. Ceny detaliczne sprzętu nie wzrosły w tych krajach i u nas też nie powinny wzrosnąć nawet o złotówkę.
Temat ten wrócił nieoczekiwanie i gwałtownie, bowiem sytuacja całkowitego paraliżu branży muzycznej spowodowała bardzo dynamiczne dyskusje, a także protesty artystów i publicystów na rozmaitych forach. Argumentowali oni, że kultura przeniosła się teraz w 100 procentach do sieci, zaś dodanie smartfonów i tabletów do urządzeń, od których pobiera się opłatę od czystych nośników, nie obciąży w żaden sposób obywateli i budżetu państwa. Wystarczy tylko jeden podpis ministra kultury pod rozporządzeniem aktualizującym listę urządzeń.
Sam resort kultury ostrożnie szacuje, że trwający od kilku lat spór twórców z producentami oraz dystrybutorami sprzętu elektronicznego kosztuje polskich twórców stratę minimum milion złotych dziennie. Takie, ostrożnie licząc, sporo ponad 300 milionów złotych rocznie byłoby na wagę złota w dzisiejszej dramatycznej sytuacji środowisk kultury.
Przełom?
W środę 29 kwietnia wicepremier Gliński przyznał, że po siedmiu latach intensywnych starań, apeli i nacisków ministerstwo kultury szykuje się do wprowadzenia smartfonów i tabletów do załącznika. Byliśmy świadkami już kilku takich obietnic. Jednak mimo tego, że wszyscy polscy ministrowie kultury znali szczegółowe rozwiązania stosowane przez wiele państw europejskich, od dekady żaden polityk tej rangi nie wypowiedział publicznie tak daleko idącej deklaracji.
W wywiadzie dla wp.pl wicepremier odmówił wielu szczegółowych informacji, nadal więc nie wiadomo dokładnie, jakiej wielkości będzie ta opłata w przypadku smartfonów. Dzisiaj nie może być wyższa niż 3 procent ceny sprzedaży producenta, a biorąc pod uwagę wszystkie inne urządzenia - wynosi ona realnie poniżej 2 procent. W 2013 roku organizacje zawnioskowały o opłatę 1,5 procent w przypadku smartfonów i 2 procent – od tabletów.
W Polsce w 2018 roku za czyste nośniki (bez smartfonów i tabletów) globalni giganci zapłacili artystom 0,5 miliona euro, na 15 razy od nas mniejszej Litwie – 0,7 miliona euro, na Węgrzech – 3,7 miliona euro, natomiast we Francji – 40 milionów euro, czyli 80 razy więcej niż w Polsce.
Jean-Noël Tronc, dyrektor generalny SACEM (Stowarzyszenie Poetów, Kompozytorów i Wydawców Muzycznych), wiceprezes GESAC (Europejskie Zrzeszenie Stowarzyszeń Autorów i Kompozytorów) pokazał, jak kwoty te wzrastają po uwzględnieniu smartfonów: "Kopiowanie prywatne przynosi twórcom we Francji około 200 milionów euro rocznie. Nie do uwierzenia, że w Polsce jest to zaledwie 1,7 miliona euro. Biorąc pod uwagę polski PKB, organizacje zbiorowego zarządzania w Polsce powinny zbierać dla twórców 60 milionów euro z opłaty od czystych nośników". W zdecydowanej większości państw opłaty te są przekazywane twórcom (za pośrednictwem organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi).
W polskim ministerstwie powstał pomysł stworzenia specjalnego funduszu, na który miałaby trafiać połowa pieniędzy z opłaty od czystych nośników, włącznie ze smartfonami i tabletami. Projekt ustawy o statusie artysty, regulującej m.in. kwestie systemu emerytalnego dla twórców, powstawał w 2019 roku, ale od września ubiegłego roku prace nad nią się zatrzymały. Wedle jej zapisów w projekcie z 19 września 2019 roku maksymalna opłata od czystych nośników miała wzrosnąć dwukrotnie ("w wysokości nieprzekraczającej 6 procent kwoty należnej z tytułu sprzedaży tych urządzeń i nośników"), zaś 50 procent wpływów miało być nadal dzielonych na autorów i wykonawców - tak jak dotychczas poprzez organizacje zbiorowego zarządzania (jak ZAiKS, STOART, SAWP, ZPAV, ZAPS, SFP, SARP i inne), a drugie 50 procent miało być przeznaczone na nowe ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne twórców, obsługiwane przez nowy fundusz (istotne będzie, kto będzie nim zarządzał).
Jesienią zeszłego roku wielu artystów zaczęło protestować przeciwko nowej ustawie ze względu na fatalnie kojarzące się w Polsce słowo "weryfikacja". Zostało ono użyte niefortunnie - w kontekście określenia, kto będzie objęty systemem emerytalnym (bo przecież nie wszyscy chętni) - przez urzędników przedwcześnie prezentujących projekt nowej ustawy. Zabrakło konsultacji środowiskowych, chociaż warto podkreślić, że tę propozycję opiniowali między innymi Zygmunt Miłoszewski i Magdalena Lankosz, a także inni członkowie zespołu niezależnych ekspertów Ogólnopolskiej Konferencji Kultury.
Niewpisanie smartfonów na listę czystych nośników to efekt ulgowego wobec lobbystów elektronicznych podejścia wszystkich kolejnych ekip w ministerstwie kultury, ale także w innych ministerstwach, między innymi rozwoju, gospodarki czy finansów - od co najmniej dekady.
W kampanii czarnego PR-u, prowadzonej od sześciu lat przez międzynarodowe koncerny producentów oraz importerów sprzętu elektronicznego, polska opinia publiczna dowiadywała się o "nowym podatku", który rzekomo miałby być przeznaczony na "kupowanie pałaców" ZAiKS-u, jednej z organizacji zbiorowego zarządzania.
Rola prowadzących takie działania lobbystów ze stowarzyszenia Cyfrowa Polska (wcześniej ZiPSEE) w państwie polskim po 2015 roku polegała na aktywnej walce o interesy międzynarodowych gigantów z przedstawicielami środowisk kulturalnych w Polsce. Walczyli między innymi z wprowadzeniem nowej dyrektywy UE w sprawie praw autorskich w sieci. Są wpływowi także i dzisiaj.
Świat potrzebuje artystów
25 marca Łukasz Kotkowski opublikował w serwisie Spider's Web artykuł "Pandemia zdziesiątkuje artystów. Tymczasem świat potrzebuje ich bardziej niż zwykle". Napisał tam między innymi tak: "Obok małych biznesów i lokali usługowych koronawirus najbardziej uderzył w jedną grupę – artystów. Twórców muzyki, fotografii, filmu, tekstu, rękodzieła. Świat jak nigdy potrzebuje artystów. Pomyślcie przez chwilę, czym zajmowaliście się przez ostatni tydzień, siedząc w domach (…) na czym mijał wam czas spędzany bez pracy czy po pracy na #homeoffice. Założę się, że w dużej mierze upływał on na oglądaniu seriali. Na czytaniu książek. Na słuchaniu muzyki. Na graniu w gry komputerowe. Na oglądaniu YouTube'a. Innymi słowy: czas mijał wam na konsumowaniu pracy artystów. Jak wiele z tych osób, o których zwykle nie myślimy, właśnie stanęło w obliczu katastrofy zawodowej? Czy naprawdę można z czystym sumieniem napisać, że nie są to zawody pierwszej potrzeby, a potem, jak gdyby nigdy nic, pójść oglądać serial?".
Co cenne, autor skupił się także na tym, jak łatwo każdy z nas może pomóc polskim artystom: "Co możemy zrobić, żeby pomóc artystom w trudnych czasach? Przede wszystkim: nie przestawać konsumować ich pracy. Kupujmy książki, kupujmy gry, słuchajmy jak najwięcej muzyki w streamingu, oglądajmy seriale i płaćmy za subskrypcję serwisów VOD. Wielu artystów, zwłaszcza muzyków, otwiera swoje konta na Patronite czy Patreonie – tam można ich wspierać bezpośrednio. Jeśli na co dzień chodzisz do teatru czy filharmonii – wypatruj koncertów i spektaklów online. Zapłać za bilet, zupełnie jakbyś to zrobił, idąc do prawdziwego budynku, zasiadając na prawdziwej widowni. Mogę mówić tylko za siebie, ale bez cienia wysiłku wyobrażam sobie życie w świecie, gdzie nagle zabrakło zmieniających się co tydzień trendów modowych, śmieciowych gadżetów czy influenserów od szeroko pojętego lifestyle'u. Nie umiem sobie jednak wyobrazić świata, w którym zabrakłoby muzyki, książek, obrazów, gier, filmów czy jakiejkolwiek innej formy artystycznej ekspresji, dzięki której po przeczytaniu wiązki tragicznych newsów jestem w stanie się uśmiechnąć, a nawet poczuć się zupełnie normalnie, jakby za oknem wcale nie szalała epidemia".
Co dalej?
Polska kultura znajduje się teraz w stanie wrzenia. Sami artyści nie chcą czekać bezczynnie, a państwo polskie szuka rozpaczliwie pomysłów, jak wesprzeć sektor kultury bez angażowania środków z budżetu państwa. Uważam, że polski rząd należy odważnie wspierać i utwierdzać w swoich zamierzeniach uchwalenia nowej ustawy o zawodzie zawodowego artysty wraz z aktualizacją listy czystych nośników.
Stanie się tak wyłącznie wtedy, gdy środowiska związane z kulturą będą mówiły jednym głosem. A tak się nie dzieje. "Kultura najczęściej wymaga spotkań masowych, choć widzimy, że duża część przeniosła się w jakiejś formie, namiastce do internetu. Nie mam nic przeciwko uruchamianym w innych krajach kinom czy koncertom samochodowym. Jednak dziś realnie nikt o to nie występuje. Ludzie świata kultury mogą wyjść z inicjatywą, tak jak zrobili to choćby sportowcy. To sportowcy przyszli do nas i zaakceptowaliśmy ich rozwiązania" - powiedział 6 maja w rozmowie z "Rzeczpospolitą" minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski. Kiedy wreszcie środowiska związane z szeroko rozumianą kulturą zrozumieją, że muszą działać dzisiaj razem? Muzycy, filmowcy, ludzie teatru, sztuk wizualnych i inni. Tylko wspólnie proponując konkretne rozwiązania.
Natomiast opinii publicznej należy się rzetelna informacja. Tylko wtedy i pod tym warunkiem ten pierwszy, jakże ważny etap planu ratunkowego dla polskiej kultury ma szansę na realizację.
Doceniając powyższą szansę, zważywszy jednak na doświadczenia innych państw radzących sobie z pandemią w obszarach kultury, nie mniej ważne będą kolejne etapy i pomoc bezpośrednia dla artystów. Czy doczekamy takich rozwiązań? Czy będą w ogóle inne etapy tej pomocy? Nie spodziewam się wiele. Dzisiaj cierpliwie czekam na wprowadzenie opłaty od smartfonów i tabletów. Oby weszła w życie jak najszybciej. Dzięki niej jakaś część polskiej kultury ma realną szansę na przetrwanie trudnego czasu po pandemii.
Stanisław Trzciński to kulturoznawca, promotor koncertowy, dziennikarz muzyczny, prezes STX Music Solutions, a także doktorant oraz wykładowca na Uniwersytecie SWPS i Collegium Civitas w Warszawie.