Model polskiej szkoły trąci myszką na kilometr. Narodził się w Prusach w pierwszej połowie XIX wieku i niewiele zmienił. Szkołę pruską wspierał przymus i strach przed fizyczną karą. Obecną wspiera przymus psychiczny - wzbudza poczucie winy, bezlitosną rywalizację. Tymczasem w XXI wieku potrzebujemy ludzi odważnych, przedsiębiorczych, elastycznych, potrafiących się komunikować i współpracować. Zdolnych do krytycznego myślenia. Pruska fabryka - która sadza ich wszystkich plecami do siebie, karze za każdy przejaw indywidualizmu i odwagi, odmierza tempo pracy donośnym dzwonkiem i cyklicznymi testami - na pewno ich do tego nie przygotowuje.
Manifest, jak powinna wyglądać dzisiejsza szkoła, sformułowała dla Magazynu TVN24 grupa nauczycieli z inicjatywy Narada Obywatelska dla Edukacji - Marcin Korczyc, Zofia Lisiecka i Tomasz Tokarz.
Dlaczego?
Strajk szkolny skierował naszą uwagę na edukację. Jesteśmy w momencie przełomowym, a problemy edukacji wykraczają daleko poza postulaty płacowe. Te traktowane są jako godnościowe i koniecznie do spełnienia, aby można było iść dalej. Kolejnym krokiem musi być wielka społeczna narada, w której wezmą udział wszyscy: nauczyciele, rodzice, uczniowie, samorządowcy, przedstawiciele uczelni wyższych, pracodawców, organizacji pozarządowych.
W którą stronę powinniśmy iść? Dobrych praktyk jest sporo. Dla wielu krainą szczęśliwą jest Finlandia, której system uznawany jest za najlepszy na świecie - mocno skoncentrowany na uczniu, wolnościowy i demokratyczny, wspierający, pozbawiony ocen i wolny od testomanii. Uczniowie podążający tym systemem od lat zajmują najlepsze pozycje w testach PISA – ogólnoświatowych sprawdzianach kompetencji, badających poziom wiedzy uczniów z różnych dziedzin.
Inni mówią o edukacji w Estonii. Tam zasada równości została podkreślona w dokumencie określającym zasady kształcenia w szkołach podstawowych i w gimnazjach uchwalonym przez estoński parlament kolejno w latach 1993, 2004 i 2010. Pierwszy, nazwijmy to, zasadniczy okres nauki trwa tu do osiągnięcia 16. roku życia, opiera się na ujednoliconym programie nauczania od klasy pierwszej do dziewiątej. Jest to też okres, w którym uczniowie mogą wybrać swoją przestrzeń zainteresowań. Zgodnie z estońskim prawem, wszystkie instytucje edukacyjne mają obowiązek zapewnić uczniom określone wsparcie, na przykład psychologiczne, naukę wypowiadania się, wyrównywanie zaległości czy poradnictwo pedagogiczne. Wsparcie to jest bezpłatne.
Model pruski – karni pracownicy, urzędnicy, żołnierze
Model współczesnej polskiej szkoły trąci myszką na kilometr. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że narodził się w Prusach w pierwszej połowie XIX wieku i był pochodną ówczesnych, dość specyficznych potrzeb społecznych. Mamy rok 1819. Większość społeczeństwa mieszka w małych wsiach, gdzie rytm dnia wyznacza wschód i zachód słońca. Średnia długość życia to 30 lat. Jesteśmy bez radia, telewizji i internetu. 80% dorosłych stanowią analfabeci. Jedynym miejscem, w którym młodzi mogą dowiedzieć się czegokolwiek o świecie, jest szkoła. Jedyną książkę w szkole posiada nauczyciel. Jedynym nośnikiem pamięci jest ludzki mózg. Jedynie słuszny system dostarcza mu informacji w cząstkach (lekcjach) dopasowanych do przeciętnego ucznia. Opanowanie wiedzy z poszczególnych lekcji pozwala wejść klasę wyżej. Miarą przyswojenia materiału stają się oceny wydawane przez nauczyciela, a ich jakość zweryfikuje egzamin państwowy po ostatnim roku nauki. Każdego dnia młodzi zasypywani są informacjami, których sensu nie rozumieją. Nauczyciel odpowiada za opanowanie przez uczniów konkretnych treści. System potrzebuje dyscypliny i kar. Brak zegarków uruchamia szkolne dzwonki. Na setki lat!
Organizacja pracy oraz przekazywane treści służyć miały przede wszystkim wychowaniu zdyscyplinowanych, karnych obywateli. Państwo pruskie potrzebowało robotników do obsługi taśm, którzy musieli rozumieć instrukcje, proste komunikaty, by nie zrobić sobie krzywdy przy maszynach. Potrzebowało urzędników, którzy musieli pracować według poleceń płynących z góry, by sprawnie zarządzać rozległym terytorium, oraz posłusznych żołnierzy. Państwo pruskie (złożone z licznych ziem i krain) potrzebowało ujednolicenia. Młodzi w szkole uczyli się więc tego samego, by myśleć podobnie, by utrwalić podstawowy zestaw pojęć i informacji wspólny wszystkim. Formatowanie w pruskiej szkole rozpoczynano wcześnie - obowiązek szkolny dotyczył dzieci sześcioletnich.
W konsekwencji szkołę zorganizowano na podobieństwo fabryki. Nauczyciele stali się osobami do obsługi pasa transmisyjnego przekazującego wiedzę z podręczników do kajetów, a sami uczniowie – obiektami do formowania w oparciu o sztywno ustalone normy. Mieli się ćwiczyć w dyscyplinie i punktualności wedle jasnych i jednolitych dla wszystkich standardów. W epoce rywalizacji wielkich mocarstw szkoła pruska wydawała się innowacyjna i funkcjonalna. Paradoksalnie ten model spełnił swoją funkcję. Umożliwił Prusom/Rzeszy Niemieckiej szybszy wzrost przemysłowy. Przełożył się także na wzrost świadomości ogółu społeczeństwa. Zlikwidował analfabetyzm. Kolejka chętnych do jego wdrożenia szybko się wydłużała. W pierwszym rzędzie wdrożyli go nowi aktywni gracze na arenie międzynarodowej, czyli Japonia i Stany Zjednoczone. W 1918 roku system przejęła odradzająca się właśnie Polska.
Gdzie jesteśmy?
Mamy rok 2019. Niewielkie płaskie przedmioty z kolorowymi ekranami stanowią często lepsze źródło informacji niż armia nauczycieli i to nie tylko tych pruskich z ich "kredą i tablicą". A znajdują się w kieszeniach większości uczniów i uczennic. Dostęp do informacji jest powszechny. Ale już nie do wiedzy. Bo niewiele osób posiada: umiejętność wyszukiwania w tym zalewie treści tego, co w danej chwili ważne i potrzebne, umiejętność krytycznego myślenia i weryfikowania informacji. Szkoła tego nie uczy, gdyż cały ten postpruski system nie pasuje do realizacji takiego kierunku kształcenia. Nie po to powstał. Pruska szkoła wprowadzi zakaz używania tych urządzeń i będzie konsekwentnie karać za ich posiadanie. Kiedy już się okaże, że taka szkoła staje przed problemem agresji uczniów w sieci, będziemy na etapie skutków. Bezmyślnie pomijając przyczyny.
Dla twórców modelu pruskiego nasza codzienność i praca, architektura naszych miast i wsi byłyby opowieścią science fiction w czystej postaci. Zmieniły się nie tylko warunki zewnętrzne - zmienił się również kontekst społeczny. To, co kiedyś służyło rozwojowi wspólnoty, dzisiaj okazuje się balastem. System klasowo-lekcyjny, nauka o świecie poszatkowana na wąskie kategorie "przedmiotu", hierarchiczne relacje w trójkącie uczeń-rodzic-nauczyciel nie przystają do współczesnych norm i naszej wiedzy o świecie. Dzisiaj zdolny i bystry uczeń szkoły podstawowej sygnalizuje: "Kiedy uczyliśmy się przyrody - wszystko było jasne. Teraz mam oddzielnie geografię i biologię i szczerze mówiąc, nie rozumiem nic. Niczego nie łączę". To smutne. Jak ma się w tym znaleźć uczeń przeciętny?
Szkołę pruską w realizacji jej celów wspierał przymus i strach przed fizyczną karą. Obecną wspiera przymus psychiczny - wzbudzanie w uczniach poczucia winy, manipulacja, rywalizacja. Społeczeństwo XXI wieku potrzebuje ludzi odważnych, kreatywnych i przedsiębiorczych, dobrze rozumiejących siebie i innych, elastycznych, zdolnych do orientacji w informacyjnym szumie, potrafiących się komunikować i współpracować. Zdolnych do krytycznego myślenia. Pruska fabryka - która sadza ich wszystkich plecami do siebie, zmusza do rywalizacji, karze za każdy przejaw indywidualizmu i odwagi, odmierza tempo pracy donośnym dzwonkiem i cyklicznymi testami - na pewno ich do tego nie przygotowuje.
Skoro wiemy, że jest źle, dlaczego to trwa?
Szkoła powstała w odpowiedzi na specyficzne potrzeby społeczeństwa sprzed 200 lat i wiemy już od dawna, że nie powinna współcześnie wyglądać tak, jak wtedy. Schematy, które pracowały w epoce industrialnej nie sprawdzą się dzisiaj. A do nich dołożono jeszcze zupełnie współczesne przekonanie, że papier jest narzędziem kontroli i zasypano szkoły obowiązkami sprawozdawczymi. Taką szkołą zmęczeni są wszyscy: nauczyciele, rodzice, uczniowie. Nikt jej nie lubi, nikt nie chce w niej przebywać. I jak tu efektywnie uczyć i rozwijać pasje? Jak czynić z tak nielubianych szkół miejsca łączące lokalne społeczności?
A system trwa. Utrwalony w nas samych, którzy przez lata w nim tkwiliśmy. Jesteśmy dorosłymi dziećmi systemu. Boimy się zaufania. Zaufania władzy do obywateli i obywateli do władzy, rodziców do nauczycieli i nauczycieli do rodziców, uczniów do rodziców i nauczycieli i vice versa. Funkcjonujemy w utartych schematach i dziwimy się, że czyniąc to samo, uzyskujemy ten sam mizerny efekt - uczniów niecierpiących szkoły, rodziców szkołą rozczarowanych i nauczycieli - skrajnie szkołą zmęczonych. Na końcu okazuje się, że nie ma nawet elementarnego efektu w postaci zdyscyplinowanego, ocenionego i przygotowanego do wejścia w tryby dorosłego życia młodego człowieka. Jest za to absolwent ze szkolną fobią i depresją (jesteśmy pod tym względem drudzy w Europie), bezradny wobec realnych problemów tego świata - tak samo niegotowy do wypełniania PIT-u, jak do walki o ochronę środowiska.
Nasz system nie lubi autonomii. Co zatem zrobi pruska szkoła? Jak z tego wybrnie? System będzie się bronił, kolejny raz przepisując wstecz podstawy programowe, wracając do utartych ram organizacyjnych i kolejnych procedur. Dopracuje je perfekcyjnie, jak czynił to przez lata, skrępowany i zakonserwowany drobiazgowym prawem, które musi regulować każdy ruch. A przecież autonomia nauczyciela i autonomia ucznia to konieczny element budowania autentycznych, zindywidualizowanych relacji. Bez "kredytu zaufania" danego i uczniom, i nauczycielom (przez rządzących i przez rodziców) nie może być mowy o dostosowanym do ucznia i sytuacji procesie edukacji, o swobodnym dobieraniu właściwych w danym momencie metod, eksperymentowaniu, projektowaniu, odkrywaniu i wyrażaniu swojej indywidualności. Powietrza! Musimy otworzyć okna.
Marzymy o innej szkole. O szkole, która dostrzega i docenia indywidualność, różnice, która pozwala dziecku odkrywać własny potencjał. O szkole otwartej na eksperymenty i twórcze poszukiwania, w której dzieci nauczą się przekuwać swoją naturalną ciekawość i kreatywność w działanie, tworzenie, współpracę. Dzisiejszy świat promuje dopuszczanie różnych rozwiązań, umożliwia wielorakie odpowiedzi, odmienne interpretacje. Do tego może uczniów przygotować jedynie szkoła, która pozwala odchodzić od schematu, szukać "po swojemu" rozwiązań, ponosić związane z tym ryzyko i uczyć się na błędach, szkoła, która w różnorodności dostrzega szansę, a nie jedynie ryzyko!
Największym wyzwaniem współczesnej szkoły jest zaufać dziecku czy młodemu człowiekowi. Zaufać jego samodzielności, zdolności do działania, umiejętności samookreślenia się i pozwolić mu na podejmowanie decyzji. Budować z nim relację opartą na zaufaniu i wzajemnym szacunku, na autonomii każdej i każdego z nas.
Autonomiczny nauczyciel nie kontroluje uczniów, lecz ich wspiera. Jest świadkiem, towarzyszem trudnych sytuacji i dzięki własnemu doświadczeniu potrafi modelować proces nauki. Szkoła, gdzie działaliby tacy nauczyciele, byłaby przyjaznym miejscem spotkań ludzi z różnymi zasobami, pochodzących z różnych środowisk i kultur, aby się wzajemnie inspirować, wspierać w uczeniu, wymieniać doświadczeniami, opiniami, wartościami i interpretacjami rzeczywistości. W takiej szkole uczniowie mieliby więcej przestrzeni do rozwoju, a jednocześnie byliby odpowiedzialni za wspólnotę, której są częścią - za panujące w niej zasady, za atmosferę, za wspólne porażki i sukcesy.
Czy jesteśmy na takie otwarcie gotowi? Bo jeśli pytamy: "czemu szkoła się nie zmienia?", to odpowiedzi należy szukać nie tylko w absurdalnie drobiazgowym i przeładowanym sprawozdawczością, niedofinansowanym systemie, ale również w nas samych. System konserwują ludzie i system ludzie mogą zmienić. W terapii często mówi się, że trzeba dotknąć dna, by się odbić. Jeśli drugi najwyższy w Europie odsetek samobójstw wśród dzieci szkolnych i największy w historii strajk nauczycieli w trakcie egzaminów i matur nie jest tym dnem, to co nim będzie?
Co teraz, co dalej?
Zmiana jest możliwa! Wymaga wyłącznie odważnej decyzji oraz determinacji w jej realizacji. Ale nawet najdłuższa podróż zaczyna się od małego pierwszego kroku. Wszyscy wiemy, że edukacja tonie. Cierpią na tym dzieci, rodzice i nauczyciele, cierpi cały kraj, a młodzi to jego przyszłość. Braki finansowe to tylko jedna z dziur w tym statku. Miotana politycznymi decyzjami jest obecnie wrakiem. Pora wyrwać ją z cyklonu ciągłych rewolucji, uzależnionych od politycznych zmian na szczycie. Nie można dłużej wdrażać pochopnie i pod politycznym naciskiem systemowych zmian. Dlatego, w czasie kryzysu polskiej szkoły, nauczycielki i nauczyciele oraz liderzy oświaty wraz z partnerami, obok strajku, tworzą projekt pozytywny - NOoE - Naradę Obywatelską o Edukacji. Do udziału w naradach zapraszają wszystkich - tu każdy jest ekspertem i ekspertką, bo każdy ma własne unikatowe doświadczenia, marzenia, pomysły. To nie debaty, gdzie usiłujemy przekonać się o wzajemnych racjach, to narady - proces wspólnej refleksji, wspólnego poszukiwania zrozumienia problemów i znalezienia rozwiązań.
Chcemy porozmawiać o tym, czy możliwe jest realne upodmiotowienie ucznia i odejście od sztywnego formowania. Chcemy szukać rozwiązań, dzięki którym podstawy programowe będą kładły nacisk na praktyczne umiejętności i wspierać indywidualność dziecka. Budować zaufanie, które pozwoli zmniejszyć sprawozdawczość i biurokrację , a zapewnić czas na obserwowanie i budowanie relacji z dziećmi i młodzieżą. Szkoły powinny być kolorowe i tętnić życiem. Uznajemy potrzebę podstawowych ram, w którym powinna mieścić się szkoła, zdolna do zmagania się z wyzwaniami XXI wieku, ale chcemy wolności w tworzeniu szkół. Szkół, które będą spersonalizowane (zorientowane na rozpoznanie niepowtarzalnych potencjałów uczniów), samorządne (promujące kulturę współpracy), elastyczne (żywo reagujące na zmieniające się okoliczności) oraz autentyczne - pozwalające uczniom (i nauczycielom) na realizację siebie i wchodzenie w podmiotowe relacje, oparte na szczerości, wzajemnym zaufaniu i szacunku. Czyli wreszcie skoncentrowane na tym, co najważniejsze: na tworzeniu warunków do rozwoju młodych i budowaniu społecznego kapitału - umiejętności współpracy i odpowiedzialności.
Pytań jest wiele, a czasu tak mało. Szkoła może być taka, jakiej chcemy, jakiej potrzebujemy, o jakiej marzymy. Przy czym może i powinna być różnorodna - bo my też jesteśmy w swoich marzeniach i potrzebach różni.
Żeby dobrze poznać i zrozumieć nasze potrzeby, ograniczenia i marzenia o szkole, musimy rozmawiać, spotykać się i naradzać. Wsłuchajmy się w nasze głosy: uczniów i uczennic, nauczycieli i nauczycielek, rodziców, pracodawców i pracowników szkół wyższych, organizacji pozarządowych. Samym sobie musimy dać szansę. Wypracujmy ten nowy model edukacji w szerokiej społecznej konsultacji!
Wiele środowisk już się włączyło. Naradzają się zarówno wielkie organizacje, jak i studenci i wykładowcy na uniwersytetach, strajkujący nauczyciele i nauczycielki, rodzice w domu przy kawie i samorządy w wielkich strojnych salach. Wnioski z Narad organizatorzy zbierają cały czas. Opracujemy je w formie spójnego planu, mapy drogowej dla edukacji i przedstawimy politykom pod koniec wakacji. I będziemy pilnować, by tym razem nie trafiły na półkę. W tę zmianę można włączyć się w każdej chwili: przygotować własną Naradę lub dołączyć do już zorganizowanej - wszelkie potrzebne informacje znajdą Państwo na www.naradaobywatelska.pl.
Marcin Korczyc - absolwent filozofii na UAM w Poznaniu, absolwent XI edycji Programu Liderzy PAFW, dziennikarz, publicysta, menadżer oświaty, nauczyciel historii, języka polskiego, wiedzy o społeczeństwie, wychowawca, tutor, działacz NGO, wykładowca Instytutu Studiów Podyplomowych Wyższej Szkoły Komunikowania, Politologii i Stosunków Międzynarodowych w Warszawie, lider grupy #JaNauczyciel, współtwórca i lider NOoE - Obywatelskich Narad o Edukacji. Ojciec dwóch córek.
Zofia Lisiecka, działaczka i współzałożycielka organizacji pozarządowych, wykładowczyni akademicka, coach i trenerka kompetencji społecznych, mama czworga dzieci, w tym jednego dziecka z niepełnosprawnością. Autorka i koordynator licznych projektów wspierających szkoły, z pasją działająca na rzecz zmiany w polskiej edukacji.
Tomasz Tokarz, trener, nauczyciel, wykładowca akademicki, mediator. Doktor nauk humanistycznych. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy edukacyjnej: w szkole, na uczelni, w salach warsztatowych. Obecnie kieruje Centrum Innowacyjnej Edukacji: „Wspieram ucznia”. Członek Rady Programowej Sieci Kompetencji Cyfrowych KOMET@. Autor licznych artykułów (w czasopismach i na portalach internetowych). Kluczowym obszarem jego działalności jest promowanie edukacji opartej na uznaniu podmiotowości nauczyciela i ucznia, na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Wykorzystuje do tego technologie informacyjno-komunikacyjne.