Polska blokuje walkę z katastrofą klimatyczną – grzmi prezydent Francji i namawia ekologów, by jechali protestować do naszego kraju. Nawet bez sugestii Emmanuela Macrona tysiące młodych wyszło na ulice polskich miast, by strajkować dla klimatu i wymusić na władzach odejście od węgla – najbardziej palącego problemu ekologicznego RP. Polski premier w odpowiedzi na te zarzuty usuwa ze swojej kancelarii plastikowe kubki i prezentuje rządowy program ekologiczny, w którym myli smog z emisją dwutlenku węgla.
Ekologia po raz pierwszy stała się ważnym tematem kampanii wyborczej i obnażyła poziom wiedzy polityków o zmianach klimatycznych. Ochrona klimatu jest dla Polaków w nadchodzących wyborach do parlamentu drugą najważniejszą - zaraz po służbie zdrowia - sprawą. W sondażu przygotowanym dla "Rzeczpospolitej" co trzecia osoba wskazała stosunek partii do troski o środowisko jako temat, na który będzie zwracać uwagę, oddając w październiku swój głos w wyborach. Ponad połowa Polaków uważa, że to rząd, parlament i politycy powinni zacząć działać, żebyśmy uniknęli katastrofy klimatycznej. To z kolei wyniki opublikowanego w tym tygodniu raportu "Ziemianie atakują" przygotowanego przez pracownię badawczą Kantar.
Niemal 80 proc. z nas jest w stanie zaakceptować podniesienie cen wszystkich napojów w opakowaniach plastikowych, 3/4 z nas z nas chce odejścia od spalania węgla na rzecz odnawialnych źródeł energii, 44 proc. zgadza się na całkowity zakaz palenia węglem i drewnem w domowych piecach. Odpowiedzialność za wdrożenie zmian zrzucamy na tych, którzy mają realną władzę.
A władza reaguje. Premier Mateusz Morawiecki we wtorek ogłosił rządowy program "Eko KPRM", którego realizacja ma pomóc nam wyjść z kryzysu klimatycznego. W spocie reklamowym zaprezentowanym na konferencji prasowej padła deklaracja, że ochrona naturalnych zasobów Ziemi to jedno z najważniejszych wyzwań rządów na całym świecie. - Chodzi o jakość życia nas wszystkich i przyszłość naszych dzieci – informował w nagraniu lektor.
Polski rząd podejmuje jednak wyzwanie ekologiczne w dość zaskakujący sposób. W naszym kraju ponad 80 proc. energii elektrycznej pozyskuje się z elektrowni, w której paliwem jest węgiel brunatny lub kamienny. Z węglem żegna się większość krajów Europy Zachodniej. W trakcie prac nad tym rozwiązaniem są też Słowacja i Węgry, a w tym tygodniu na Szczycie Klimatycznym w Nowym Jorku dołączyła do nich Grecja. Polska nawet nie określiła daty odejścia od węgla. Do zmiany próbują namówić rząd ekolodzy i uczestniczy strajków klimatycznych, jakie odbywają się w całym kraju. Bezzwłocznego przejścia na przyjazne dla środowiska źródła energii domagają się uczestnicy Wielkiego Marszu Klimatycznego, którzy w piątek przeszedł w Warszawie.
Z analizy think-tanku ekonomicznego WiseEuropa wynika, że do górnictwa i energetyki dopłacamy średnio 8,5 mld złotych rocznie. Jeżeli rząd będzie kontynuował obecną politykę energetyczną, to w latach 2017-2030 średnie roczne wsparcie dla węgla będzie wynosiło 11 mld zł i będzie o 30 proc. wyższe niż w ubiegłym ćwierćwieczu. Na zmiany się nie zanosi, bo jak zauważa ekolog Janusz Mizerny, autor bloga Green Projects, polityka klimatyczna polskiego rządu praktycznie nie istnieje.
- PiS zablokował na kilka lat wzrost nowych odnawialnych źródeł energii. Podejmowane ostatnio działania dają wprawdzie nadzieję, że coś w tym obszarze się poprawi, ale nadal wszystko dzieje się to zbyt wolno i na zbyt małą skalę, żeby przełożyło się to na realną dekarbonizację polskiej energetyki i gospodarki. Do tego jesteśmy jednym z hamulcowych wdrażania unijnej polityki klimatycznej, ponieważ zablokowaliśmy jako kraj, wspólnie z Węgrami, Czechami i Estonią, przyjęcie celu osiągnięcia neutralności klimatycznej w UE do roku 2050 – podkreśla Janusz Mizerny.
Truciciel Europy
Wbrew polityce ekologicznej UE Polska szykuje się też do budowy nowej elektrowni węglowej. Gdy w 2023 roku nasi słowaccy sąsiedzi będą zamykać ostatni taki obiekt, w Ostrołęce uruchomiona zostanie najnowsza polska elektrownia. Inwestycja jest oddalona o 250 kilometrów od najbliższej kopalni, ma spalać 10 tysięcy ton węgla na dobę, który każdego dnia dowożony będzie w prawie 300 wagonach kolejowych. Taka produkcja emituje zatrważające ilości dwutlenku węgla.
W 2018 roku średnia emisji dwutlenku węgla spadła w Europie o 2,5 proc. W Polsce wzrosła z kolei o 3,5 proc. Obecnie mamy na sumieniu 10 proc. unijnych emisji CO2. W Unii nazywają nas "największym trucicielem Europy", a premier obiecuje zmianę tego zszarganego wizerunku. W rządowym spocie, który na konferencji prezentował Mateusz Morawiecki, padła deklaracja, że nastąpi dwukrotne obniżenie progu alarmu smogowego, co przyczyni się do spadku emisji dwutlenku węgla. W tym momencie ekolodzy przed telewizorami złapali się za głowy.
- Premier Morawiecki jest moim zdaniem oderwany od rzeczywistości i na dodatek słabo wyedukowany. Smog nijak się ma do problemu globalnego ocieplenia, bo to lokalny problem jakości powietrza. Natomiast ocieplenie klimatu wynika z nadmiernej emisji gazów cieplarnianych i w konsekwencji wzrastającej średniej temperatury planety. Pomysł, że obniżanie poziomów alarmowania przełoży się na niższe emisje CO2, można między bajki włożyć. To samo jest ze sztandarowym projektem dotyczącym miliona aut elektrycznych do 2025 roku i polskim autem elektrycznym. I jedno, i drugie pozostanie tylko w sferze marzeń pana premiera - ocenia Janusz Mizerny.
- Premier pokazuje, jak bardzo brakuje nam edukacji na temat klimatu i jak ten brak wiedzy jest niebezpieczny. To niezrozumienie Mateusza Morawieckiego, że działania dotyczące czystego powietrza, choć są niezwykle ważne, nie mają nic wspólnego z walką ze zmianami klimatu, powinno włączyć sygnał alarmowy. Myląc smog, który wdychamy, z dwutlenkiem węgla pokazujemy, że nie potrafimy odpowiedzieć na wyzwania dotyczące czekającej nas katastrofy klimatycznej - podkreśla Katarzyna Karpa-Świderek z WWF.
Redukcja emisji dwutlenku węgla tam, gdzie jest to najbardziej konieczne, nie jest wyzwaniem dla obecnego rządu. Z projektu Ministerstwa Energii "Polityka energetyczna Polski 2040" wynika, że w kolejnej dekadzie będziemy produkować tyle samo prądu uzyskiwanego z węgla co obecnie. Szansę na ograniczenie emisji gazów cieplarnianych przyniesie dopiero wyczerpanie ograniczonych zasobów węgla brunatnego.
Dla premiera zdecydowanie bardziej palącym problemem niż rujnujący klimat węgiel są plastikowe kubki i foliówki, których używają jego urzędnicy.
Kubek powstrzyma katastrofę ekologiczną
Jednym z wyzwań, jakie dla dobra klimatu obiecał podjąć Mateusz Morawiecki, jest eliminacja plastiku z podległych mu urzędów. Już w przyszłym roku ma być mniej o ponad 54 proc. mniej plastikowych kubków i o 66 proc. - jednorazowych butelek z wodą. Zostaną zastąpione wielorazowymi naczyniami, co Mateusz Morawiecki zapowiedział, pijąc na konferencji z porcelanowego kubka. Urzędnicy ograniczą też o 86 proc. używanie toreb i opakowań foliowych.
Premier chwali się, że dzięki jego polityce za rok w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów będzie o 20 ton plastiku mniej. Trzeba docenić ten gest, ale w zestawieniu z danymi Krajowej Izby Gospodarczej, która szacuje, że w Polsce produkuje się 3,5 miliona ton jednorazowych materiałów z tworzyw sztucznych, obietnica szefa rządu wypada dość blado.
Joanna Kądziołka z Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste podpowiada Mateuszowi Morawieckiemu, że Polska potrzebuje rozwiązań systemowych w sprawie plastiku, a nie działań PR. Od początku września organizacja prowadzi kampanię "Wrzucam. Nie wyrzucam", która promuje wprowadzenie do Polski obowiązkowego systemu kaucyjnego opakowań po napojach. Wyniki ankiety przygotowanej przez Polskie Stowarzyszenie Zero Waste pokazały, że takiego rozwiązania chce 86 proc. respondentów. Usuwanie plastikowych butelek z lasów tylko w 2018 roku kosztowało 18 mln złotych. Na rynek co roku wprowadzanych jest ponad 13 miliardów sztuk butelek. W 2017 roku do recyklingu trafiło tylko 35 proc. z nich. Polskie Stowarzyszenie Zero Waste przygotowało petycję do Ministerstwa Środowiska, która ma skłonić rząd do stworzenia regulacji w sprawie systemu kaucyjnego, który obejmowałby zarówno opakowania szklane, plastikowe, jak i puszki.
- Mamy szansę na zmniejszenie zanieczyszczenia środowiska, bo butelki znikną z rowów i przepełnionych koszy, na lepszą jakość materiałów do opakowań i, co ważne, wprowadzenie butelek wielokrotnego użytku – podkreśla Joanna Kądziołka. Zaznacza, że powinniśmy brać przykład z naszych sąsiadów. Na Litwie po wprowadzeniu systemu kaucyjnego zbieranych jest 92 proc. butelek, szklanych opakowań i puszek. Gdy program startował, Litwini oddawali 33 proc. tych odpadów.
Polska, zgodnie z wymogami Unii Europejskiej, powinna w 2020 roku poddawać recyklingowi 50 proc. odpadów. W roku 2035 powinno to być 65 proc. Joanna Kądziołka wskazuje, że tylko selektywnie zebrane odpady nadają się do recyklingu i zachęca do podpisania petycji, którą można znaleźć na stronie Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste.
- Na politykach spoczywa moralny obowiązek, aby za pomocą odpowiednich zmian w prawie wdrażać właściwe strategie, które pozytywnie wpłyną na ograniczanie emisji gazów cieplarnianych, a także będą wspierać bardzo ważne działania związane z adaptacją do zmian klimatycznych. Politycy doskonale wiedzą, że znaczna część społeczeństwa ma świadomość postępującej katastrofy klimatycznej i degradacji środowiska, więc powinni to przełożyć na odpowiedzialne i realne działania polityczne, takie jak wsparcie na dużą skalę odnawialnych źródeł energii i efektywności energetycznej, transportu publicznego czy zwiększenie ilości i powierzchni parków narodowych. I oczywiście edukacja społeczeństwa w zakresie ekologii – podkreśla Janusz Mizerny.
Wiedzy potrzebują też niektórzy politycy, co pokazuje nie tylko wpadka premiera. Spot chwalący działania ekologiczne rządu przetrwał na stronie kancelarii premiera tylko kilkanaście godzin. Gdy ekolodzy zaczęli wytykać szefowi rządu błędy, jakie pojawiły się w reklamie programu, materiał zniknął. WWF Polska, jedna z największych ekologicznych organizacji pozarządowych, przez cały wrzesień organizuje dyskusje poświęcone problemom zmieniającego się klimatu, na które zaprasza lokalnych kandydatów do Sejmu i Senatu. W planie jest 39 debat, część już się odbyła. Ekolodzy przepytywali kandydatów między innymi w Białymstoku, Poznaniu, Opolu, Gdańsku, Toruniu czy Wrocławiu.
Eko wybory
Wszystkie ugrupowania polityczne mają w swoich programach wyborczych troskę o ochronę środowiska. Każdy z polityków obiecuje więcej pieniędzy na walkę z suszą i zmniejszenie smogu. Kandydaci solidarnie chcą też inwestować w rozwój transportu publicznego, budować więcej ścieżek rowerowych, doinwestowywać kolej i rezygnować z samochodów. Na przedwyborcze debaty o ekologii niemal wszyscy dotarli jednak swoimi autami. Tematem, który wzbudzał najgorętszą dyskusję był węgiel – uznawany za ekspertów za głównego winowajcę nadciągającego kryzysu klimatycznego.
Zorganizowane przez WWF debaty pokazały, że konkrety w sprawie rezygnacji z polityki energetycznej opartej na węglu prezentują jedynie Koalicja Obywatelska i Lewica.
Podczas dyskusji w Gdańsku Agnieszka Pomaska z PO powiedziała, że jej partia proponuje, by do 2030 roku węglem przestano palić w domach, a dekadę potem nastąpiło odejście od węgla w ogóle. PiS z palenia węglem nie tylko nie rezygnuje, ale do niego zachęca. Minister Środowiska w zeszłym tygodniu zapowiedział, że do końca tego roku w ramach rządowego programu "Czyste Powietrze” sfinansowana zostanie w Polsce wymiana prawie 50 tysięcy pieców. Zastąpią one najbardziej zatruwające powietrze tzw. kopciuchy. I choć urządzenia będą nowocześniejsze, nadal palić trzeba będzie w nich węglem. Agnieszka Pomaska z PO ma zupełnie inny pomysł. – Postulujemy energetykę obywatelską, czyli łatwiejsze możliwości produkcji energii nie tylko na własne potrzeby, ale i przekazanie czy sprzedaż nadmiaru produkowanej energii do sieci – mówiła Pomaska. Posłanka zaznaczyła też, że duży potencjał ma morska energia wiatrowa.
W Poznaniu kandydatka Komitetu Wyborczego Sojusz Lewicy Demokratycznej Katarzyna Ueberhan także podkreślała, że odejście od węgla musi być całkowite. - Do 2035 roku chcielibyśmy, żeby większość energii, 75 procent, pochodziła z Odnawialnych Źródeł Energii. Mamy na 2020 rok przygotowany budżet, a w nim 6 miliardów złotych, które chcemy zainwestować w Odnawialne Źródła Energii już w przyszłym roku – zadeklarowała Ueberhan.
Kandydat Lewicy z Torunia jeszcze bardziej otworzył publiczny portfel. - Chcemy też dopłacać do wymiany pieców i w ciągu 15 lat chcemy ich wymienić 2 miliony w skali kraju – powiedział w czasie debaty Artur Eichhorst.
Do przedwyborczej licytacji we Wrocławiu dołączył Jacek Protasiewicz, kandydat PSL. - Proponujemy pokrycie 70 procent kosztów wymiany pieców, a w przypadku osób, które korzystają z pomocy społecznej – 100 procent kosztów. Postulujemy też, by te pieniądze były zarządzane przez samorządy, żeby mieszkaniec szedł po nie do urzędu gminy, a nie do urzędu powiatowego czy innej instytucji – mówił były europoseł. W Białymstoku kandydat PSL Stefan Krajewski obiecywał zmniejszenie do 8 proc. VAT-u dla tych, którzy produkują energię, między innymi dla biogazowni rolniczych.
Węgiel z Afryki z polskich piecach
Kandydatka Nowoczesnej z Gdańska Ewa Lieder chce całkowitego zakazu importu węgla. Polska w minionym roku sprowadziła go rekordowo dużo – prawie 20 milionów ton, podczas gdy 3 lata temu było to nieco ponad 8 milionów ton. Większość kupiliśmy od Rosji.
Resort energii twierdzi, że wspomniane zakupy pozwalają stabilizować ceny węgla w kraju i przeczekać moment, w którym trwają prace przygotowujące do wydobycia polskiego surowca z nowych ścian w kopalniach. Ten przestój wyraźnie widać w danych GUS. W 2016 roku pozyskanie węgla z polskich kopalni wynosiło 70,8 mln ton, a w 2018 roku - 63,7 mln ton. Ekolodzy twierdzą, że dzieje się tak dlatego, bo nasze kopalnie są zbyt drogie. Górnicy schodzą w Polsce bardzo głęboko po węgiel, co generuje dodatkowe koszty. W Australii czy Afryce, z których także importujemy węgiel, działają kopalnie odkrywkowe, przez co surowiec jest tańszy.
Dla Prawa i Sprawiedliwości węgiel jednak nie jest kluczowym problemem. Kandydat PiS na posła z Lublina Piotr Patkowski zapewnił, że rząd będzie wspierał inne źródła energii, ale jego zdaniem, aby osiągnąć spadek emisji gazów cieplarnianych, potrzebne są skonsolidowane działania na wielu obszarach gospodarki. - W energetyce trzeba postawić na miks energetyczny, czyli wdrażać rozwiązania ekologiczne, ale jednocześnie nie wycofywać się całkowicie z węgla – przekonuje kandydat PiS.
We wspomnianym miksie energetycznym PiS brakuje miejsca na elektrownie wiatrowe. To wynik kalkulacji politycznych, co w jednym z wywiadów przyznał otwarcie minister energii. Posłowie PiS obiecali swoim wyborcom, którzy nie chcieli wiatraków w gminach, że zadbają o takie zmiany w prawie, które uniemożliwią powstawanie nowych farm wiatrowych. Wiatraki, jakie powstały do tej pory, przed 2030 rokiem trafią na złom. Europa Zachodnia modernizuje tymczasem farmy wiatrowe, dzięki czemu może mieć więcej czystej energii za mniejsze pieniądze.
W Polsce Mateusz Morawiecki, który kandyduje do Sejmu z Katowic, upatruje szansę inwestycyjną niezmiennie w węglu i w wywiadach nazywa go "czarnym złotem". W czasie prezentacji swojego programu ekologicznego nie poświęcił mu jednak ani słowa. O planach polityki węglowej mówią więcej członkowie jego rządu.
Minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał po protestach ekologów w Gdańsku, którzy domagali się odejścia od paliw kopalnianych, że energetyka oparta na węglu zapewnia Polsce bezpieczeństwo. Szef resortu środowiska Henryk Kowalczyk w programie TVN24 BIS mówił: - Będziemy stopniowo odchodzić od zużycia węgla, jest taka tendencja. Maleje zużycie węgla w energetyce i ciepłownictwie, ale to jest proces długotrwały. Receptę na zmniejszenie emisji dwutlenku węgla Ministerstwo Środowiska przedstawiło między innymi w dokumencie "Polityka ekologiczna Polski 2030". Pojawia się w nim informacja, że z nadmiarem CO2 mają poradzić sobie lasy. Polska ma więc być intensywniej zalesiana.
- Lasy to "zielone płuca Ziemi" i ich ochrona jest ważna, ale to nam sytuacji znacząco nie poprawi. Lasy mogą wchłonąć 10 procent emisji gazów cieplarnianych, za którą odpowiada człowiek. Jeśli rosnące w Polsce drzewa miałyby zniwelować emisję najbardziej trującej elektrowni w Europie, tej z Bełchatowa, musielibyśmy zalesiać 4 procent terytorium Polski rocznie. Tylko jedna elektrownia emituje więcej dwutlenku węgla niż mogłyby wchłonąć wszystkie rosnące na 1/3 powierzchni naszego kraju lasy - wylicza Katarzyna Karpa-Świderek z WWF Polska.
Globalny strajk dla klimatu »
Ekolodzy z Greenpeace przestrzegają, że przed grożącą nam katastrofę klimatyczną uchronić nas może jedynie radykalne powstrzymanie emisji gazów cieplarnianych. Polska i inne kraje unijne powinny dlatego przestać spalać węgiel. Na zmianę polityki węglowej mamy, zdaniem aktywistów, tylko dekadę.