Znikające wypożyczalnie kaset VHS, pierwsze fast foody, dawne domy handlowe. To duchy okresu transformacji, których śladem podąża Olga Drenda. Swoje poszukiwania nazywa duchologią.
Etnolożka i antropolożka Olga Drenda, urodzona w 1984 roku, chętnie wraca do czasów swojego dzieciństwa. Szuka tego, co pamięta jak przez mgłę, ale nie tę atmosferyczną, ale technologiczną. O estetyce końca lat 80. i początku 90. napisała między innymi książkę "Wyroby. Pomysłowość wokół nas", za którą otrzymała Nagrodę Literacką Gdynia. Na czym polega urok duchologii? Czy tęsknimy i chcemy na nowo odkrywać dziesięciolecie polskiego przełomu?
Martyna Nowosielska-Krassowska: Jak to jest, że nie wszyscy do końca wiedzą, czym jest duchologia, ale kiedy trafiają do twoich mediów społecznościowych, od razu czują, o co chodzi?
Olga Drenda: To jest ciekawe, że to słowo weszło do użytku, w pewien sposób zaczęło żyć własnym życiem. Ja tak naprawdę przetłumaczyłam na polski termin hauntology. On się wywodzi z filozofii [przedstawił go Jacques Derrida, urodzony w latach 30. XX wieku francuski filozof w książce "Widma Marksa". Idea Derridy, w skrócie, mówi o tym, że teraźniejszość istnieje tylko w stosunku do przeszłości, a gdy nastąpi koniec historii, zwrócimy się ku temu, co dziś wydaje nam się staromodne – przypis redakcji], ale ja zapoznałam się z nim dzięki krytyce muzycznej. Mówiono tam o pewnych estetykach, które odwoływały się do nostalgii, ale w sposób nieco zakłócony: jak wspomnienie przetworzone na przykład przez sygnał telewizyjny, który przerywa. Pasowało mi to też ze względu na to, że w starych telewizorach kineskopowych, kiedy sygnał z jednego kanału przebijał na drugi, to mówiono, że to są duchy. Ten termin zaczął funkcjonować w jakimś stopniu jako odniesienie do klimatu czasów transformacji, czy w ogóle pierwszej połowy lat 90. Czasami nawet widzę, że ludzie mówią o duchologii epoki jakiejś tam, na przykład wczesnych lat 2000. Tak więc duchologia to wszelkie wspomnienia, które są trochę zamglone, opierają się na drobnych elementach i są w stanie przywołać kaskadę wspomnień i nastrojów. Można powiedzieć, że to multimedialne wspomnienie.
Jak wspomniałaś, zajmujesz się głównie okresem transformacji, początkiem lat 90. Urodziłam się dokładnie w 1990 roku i mój rocznik często nazywa się dziećmi transformacji, bo przyszliśmy na świat tuż po wyborach w 1989 roku. Ty jednak uważasz, że zmiana systemu zaczęła się nieco wcześniej – możesz powiedzieć coś więcej o cezurze czasowej duchologii?
Kiedy myślimy o latach 80., to właściwie wszystko na ten temat zawiera się w ich pierwszej połowie. Przychodzi nam do głowy stan wojenny, Solidarność, filmy Barei, polski rock reprezentowany przez Maanam i Lady Pank. Tak samo jest w przypadku lat 90. Skojarzenia z tą epoką pochodzą z ich drugiej połowy, czyli mają już taki kolorowy, konsumpcyjny klimat, to jest taka Polska czasów Aleksandra Kwaśniewskiego. Natomiast między tymi epokami jest właśnie ten okres transformacyjny, który wymyka się prostym skojarzeniom z rokiem 1989. Nie było tak, że doszło do wyborów i pstryk, wszystko się zmieniło. W połowie lat 80. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza wdrażała reformy, które zmierzały w kierunku gospodarki zorientowanej bardziej rynkowo, ale bez zmieniania formuły politycznej, ustroju. Widać, że te rozluźnienia postępowały. Partia szła na coraz większe ustępstwa pod względem importowanych dóbr i treści. Ponieważ coraz więcej ludzi dysponowało magnetowidami, próbowano otwierać państwowe wypożyczalnie wideo. Oczywiście ta centralnie sterowana gospodarka była zbyt wolna, żeby tym potrzebom sprostać, więc po prostu powstała prywatna dystrybucja. Również to, że łatwiej było o paszport od połowy lat 80., wpływało na to, że ludzie importowali różne rzeczy sami. W coraz większym stopniu udzielano koncesji podmiotom prywatnym: można było prowadzić butik, część branży odzieżowej mogła działać prywatnie, istniały tak zwane firmy polonijne. To był taki okres, w którym mieliśmy do czynienia z gospodarką nadal peerelowską, tylko taką, która imitowała różne procesy i zjawiska charakterystyczne dla gospodarki zachodniej. Na przykład mieliśmy reklamy, ale to były bloki 40-minutowe w telewizji publicznej. Nie było agencji reklamowych, tylko studia filmowe robiły miniaturki, i to długie, bo czas antenowy nic nie kosztował. Reklamowano rzeczy, które dało się kupić w Peweksie albo Baltonie. Był to świat zachodni, ale na niby.
Do połowy lat 90. mamy z kolei gospodarkę bardzo anarchistyczną. Jeszcze nie wszystkie prawa zostały skodyfikowane, skład rządu bardzo szybko się zmieniał, były dziury w prawie. Można było zrobić bardzo wiele w bardzo krótkim czasie, dlatego że to, co nie było zabronione, było dozwolone. Mieliśmy w związku z tym przypadki pirackich wytwórni płytowych i kasetowych, które funkcjonowały formalnie jako hurtownie, ale tak naprawdę zajmowały się dystrybucją kaset i to było legalne w świetle prawa polskiego. Natomiast ci licencjonowani artyści nie dostawali z tego żadnych pieniędzy. W momencie kiedy w 1994 roku wchodzi ustawa o prawie autorskim i następuje zamknięcie pirackich stacji kablowych, to dla mnie jest koniec duchologii. Właściwie wtedy duże firmy reklamowe, duże koncerny zaczynają czuć się pewnie i stabilnie w Polsce. Ich treści nie są już tak nieudolnie tłumaczone. Widać, że to nie jest okres próbny, tylko że zatrudnia się polskich fachowców, żeby adaptowali treści do polskiego konsumenta. To już nie wygląda tak, że polski klient jest traktowany jako ktoś, kto kupi wszystko dlatego tylko, że jest to nowe i importowane. To wszystko zaczyna się profesjonalizować.
Dla wielu osób ten czas był bardzo trudny ze względu na zmiany. Teraz, kiedy patrzą na duchologiczne rzeczy, często czują się przyjemnie. Podejrzewam jednak, że reakcje są różne i że dla niektórych to coś, co powinno zniknąć z przestrzeni publicznej. Z jakimi reakcjami spotykasz się najczęściej?
Wydaje mi się, że od samego początku był taki rozdźwięk. Kiedy oglądamy archiwalne materiały z początku lat 90., to okazuje się, że to nie idzie w parze ze wspomnieniami, które mamy masowo jako zbiorowość, ale też nie idzie w parze z marzeniami, które wtedy mieliśmy. Mam wrażenie, że od samego początku nowej Polski istniał taki rozdźwięk między warstwą marzeń a warstwą faktycznych przeżyć. Dlatego czasami zarówno mi, jak i odbiorcom trudno jest uwierzyć, że jednocześnie mogło być tak dobrze i tak źle. Ludzie czuli się trochę tak, jakby byli w tym lepszym, konsumpcyjnym świecie, już w kraju rozwiniętym, natomiast w rzeczywistości dotykało ich bezrobocie, wysoka przestępczość, utrata stabilności życiowej.
Czyli tak naprawdę nadzieja na to, że będzie coraz lepiej, podtrzymywała ludzi?
Myślę, że to było niesamowicie potężne paliwo.
Twoja duchologia to takie odkrywanie nieodkrytego fenomenu. W badaniach National Geographic nad kwestią odkrywania wśród Polaków okazało się, że 38 procent z nas tak właśnie identyfikuje odkrywanie - jako poznawanie nowych zjawisk, fenomenów, a podróże plasują się dopiero za tym rozumieniem tego pojęcia.
Na temat polityki i ekonomii tego okresu bardzo dużo powiedziano. Mnie natomiast brakowało informacji na temat życia codziennego. Miałam wrażenie, że coś mi tu nie gra, że ta opowieść jest zbanalizowana i niedopowiedziana. Nie pasowało to też do wielu moich wspomnień, o których ja chciałam wiedzieć. Na przykład dla mnie to był okres, w którym jako dziecko fascynowałam się zjawiskami takimi jak subkultury, czy na przykład nowe ruchy religijne. O tym bardzo dużo mówiono. Potem temat jakoś zniknął, ale jeżeli się spojrzy na filmy dokumentalne z tego okresu, to jest to coś absolutnie niesamowitego. Fascynujący zapis tego, w jaki sposób ludzie albo poszukiwali nowych dróg dla siebie, albo byli zagubieni i łatwo dawali wciągnąć się do sekt, piramid finansowych, alternatywnych ruchów politycznych. Teraz oglądam dużo dokumentów o punkach i skinach z tamtego okresu. Jest to dla mnie zadziwiające, jak często nastolatki były bardziej świadome i bardziej rozsądne niż doświadczeni politycy i eksperci, którzy wówczas wypowiadali się w mediach.
Bardzo ciekawe jest to, że istnieje niedawna przeszłość, o której przecież bardzo mało wiedzieliśmy. Teraz już myślę, że dużo udało się z tego zrobić, dużo się udało odkopać, ale miałam wrażenie, że to jest praca archeologiczna – jest mało materiałów, na przykład zdjęć.
W ramach szukania duchologicznych śladów dużo podróżujesz po Polsce. Jak wygląda proces odnajdywania takich miejsc? Przecież nie jest tak, że jakaś wypożyczalnia kaset wideo znajduje się na mapie.
Teraz w pandemii to jest znacznie trudniejsze, ale wcześniej zdarzało mi się, że zanim wiedziałam, że gdzieś pojadę, to starałam się przygotowywać trochę merytorycznie. Oczywiście bardzo wiele rzeczy udawało mi się dowiedzieć od ludzi, którzy odwiedzają moją stronę, niekiedy zdarza się nawet, że organizuję jakąś ankietę. Czasami to była wycieczka po Google Street View, przeglądanie pocztówek z czasów PRL. Bardzo lubię też strony lokalne, które mają nazwy w stylu Stare zdjęcia Leszna albo Dawny Głogów. Dzięki nim można zobaczyć często amatorskie zdjęcia pamiątkowe. Wtedy się orientuję, czy dane miejsce dalej istnieje, a jeśli nie, to sprawdzam, co tam teraz jest. Do tego jeszcze dochodzi zwiedzanie po prostu na azymut.
Myślałaś o stworzeniu duchologicznej mapy jakiegoś miasta? Sądzisz, że powinna taka powstać?
Nie mam za bardzo głowy do tego, żeby to katalogować. Dużo jest w mojej pamięci. Myślę, że nawet udałoby się coś takiego zrobić jako projekt zbiorowy, w którym ludzie dodawaliby własne lokalizacje, ale wydaje mi się, że to by było strasznie pracochłonne. Do tego problemem jest to, że te miejsca bardzo szybko znikają. Mam też wrażenie, że pandemia prawdopodobnie zmiecie z powierzchni ziemi dużo malutkich biznesów i wszystko się zmieni w sieci franczyzowe. Wydaje mi się, że zmierzamy w tym kierunku.
Wspominałaś kiedyś, że te miejsca już wcześniej znikały między innymi dlatego, że niektórym kojarzą się z obciachem. Tak jak mówisz, pandemia pewnie pogłębi ten proces. Sama byłam świadkiem, jak w trakcie pandemii zniknął z jednej z warszawskich ulic kojarzący mi się z dzieciństwem zakład fryzjerski z charakterystycznym różowym szyldem. W jaki sposób da się zachować ślady przeszłości?
Myślę, że jakiś obiekt może stać się supermarketem w sposób taki, który go nie zniszczy. Jeżeli to jest obiekt ciekawy architektonicznie, to można zachować bryłę, nawet jeżeli to już nie jest kino, tylko sklep. Są takie przykłady. Na dworcu w Gdyni, kiedy wchodzimy do McDonald’s, możemy zobaczyć świetne freski na sufitach. Jest to prawdopodobnie najmilsza placówka tej sieci w całym kraju. Takie przykłady pokazują, że da się coś zachować, chociażby stary neon. Nawet jeżeli jakieś miejsce zmieni swoje przeznaczenie, to nie znaczy, że trzeba wszystko przykrywać kartongipsem i malować w aktualnie modnym kolorze antracytowym, tylko po prostu można zachować jego charakter. Jest więcej obiektów, w których zachowano dajmy na to mozaikę w środku. Jest sklep rybny w Szczecinie, który ma nowe wnętrze, ale mozaika w nim pozostaje bez zmian od lat 60. Ważne jest to, żeby ludzie widzieli w tym część dziedzictwa, a nie dziadostwo.
Jak mogłyby wyglądać duchologiczne wakacje, zwłaszcza w pandemii, kiedy podróże za granicę raczej odpadają? Co warto zobaczyć, póki istnieje?
Z pandemicznego punktu widzenia bardzo bezpiecznie jest wynająć domek typu Brda [domek ze stromym trójkątnym dachem, najczęściej zbudowany z drewna – przyp. red.). One nie wszędzie jeszcze zostały, ale właśnie Brdy, jeżeli ich stan nie uległ strasznej destrukcji, na pewno warto odwiedzić.
Są takie miejscowości, gdzie obiekty sanatoryjne mają przyjemny klimat retro. W Kołobrzegu na przykład jest kilka takich miejsc, w ogóle Zachodniopomorskie obfituje w takie miejsca. Wiem, że w tej chwili, ze względów bezpieczeństwa infrastruktura rekreacyjno-turystyczna musiała zostać unowocześniona, ale myślę, że da się znaleźć takie miejsca, w których można spędzić czas bezpiecznie i higienicznie, ale niekoniecznie tak, że wszystko wygląda na nowe i jak spod igły. Da się znaleźć nawet takie miejsca, które ten peerelowski klimat traktują jako swój atut. Na Wyspie Sobieszewskiej jest taki ośrodek, gdzie zarządcom zależy na zachowaniu klimatu retro.
Wymieniłaś Zachodniopomorskie. A czy są jeszcze jakieś miejsca w Polsce, gdzie tej duchologii jest więcej? Czy to są raczej metropolie, czy może raczej miasteczka?
Szczecin, stolica województwa zachodniopomorskiego, jest dla mnie bardzo duchologicznym miejscem. Wiem, że taki jest też Dolny Śląsk, ale póki co z drugiej ręki, porządne zwiedzanie regionu jeszcze przede mną. Paradoksalnie albo bardzo małe miasta, albo większe mają więcej do zaoferowania. Miasta powiatowe inwestowały dużo środków unijnych w rewitalizację i często wyglądają dość podobnie. Wszędzie jest kamień, usunięta zieleń, są odnowione fronty. W przypadku miast powiatowych miałam wrażenie, że odwiedzam miasta, które zostały wyremontowane w podobnym stylu. Dawne miasta wojewódzkie, które straciły taki status, one zbiedniały, ale to wiąże się z tym, że jest tam więcej lokalizacji retro. No i na pewno ściana zachodnia bardziej niż wschód. Mam wrażenie, że właśnie we wschodniej Polsce znacznie więcej jest takich miejsc, lśniących nowością i czyściutkich. Choć wiem, że trochę takich obiektów retro znaleźć można na Podkarpaciu. Jest taka artystka Sylwia Zawiślak, drzeworytniczka, która lubi zwiedzać swoje okolice. Pochodzi z Rzeszowa i dzięki niej dowiedziałam się o różnych ciekawych miejscach w regionie.
W pandemii dla 21 procent z Polaków bliskie okolice stały się miejscem eksploracji. Jak zwiedzać swoje otoczenie? Mam przyjaciółkę, której pasją jest odkrywanie miast. Ona zaznacza na mapie jakiś kształt, dajmy na to psa, i idzie tą drogą. Czasem dobiera ulice według klucza i podąża tymi, które mają nazwy związane na przykład z warzywami, żeby zobaczyć jak najwięcej przypadkowych miejsc.
Mnie zdarza się wpisywać, gdzie był pawilon handlowy i wyruszać na poszukiwanie go. Czasami też faktycznie zwiedzam po jakichś ciekawiej prezentujących się nazwach ulic. Myślę, że dla mnie najważniejsze jest rozglądanie się dookoła bardzo uważnie. Zdarza się, że nawet okolica, która wydaje się dobrze znana i którą widzieliśmy tysiące razy, ma coś, co mogliśmy przegapić, albo coś, co było dla nas anonimowe i niewidzialne. Dopiero kiedy spojrzymy na to po raz kolejny, to okazuje się ciekawe. Ja miałam tak z Krakowem. Wydawało mi się, że świetnie znam to miasto, bo mieszkałam w nim długo, a okazało się, że jest dużo takich miejsc, obok których przechodziłam, a których zupełnie nie doceniałam, bo na przykład patrzyłam na nie tylko z poziomu ulicy, a wystarczyło trochę odejść, żeby zobaczyć na przykład jakąś ciekawą formę. Sądzę, że w takim bliskim odkrywaniu nie należy się nastawiać po prostu na atrakcje. Standardowe zabytki oczywiście też są ciekawe, ale warto iść w jakieś pozornie nieciekawe miejsce, na przykład na osiedle, i okazuje się, że na zwykłym osiedlu na peryferiach miasta można znaleźć coś bardzo interesującego.
Duchologicznie bardziej polecasz peryferia czy centra?
To zależy. Są takie centra miast, które są szalenie ciekawe. Interesują mnie odnawiane starówki, takie starówki-nówki. W PRL w miastach, które doznały zniszczeń wojennych, stawiano albo regularne bloki, albo bloki z frontami zabytkowymi. Gliwice to jest dobry przykład. A poza nimi Złocieniec, Drawsko, Białystok. W Mławie warto jest zrobić sobie taki spacer do rynku, bo tam stoi przepiękny dom handlowy. Ja lubię wszystko – i centra, i peryferia. Czasami nawet przechodzę typowe trasy turystyczne, bo zdarza się, że tam po prostu zostaje jakiś element starej infrastruktury, który można docenić. Warto też obserwować, jakie są trendy w renowacji, co się aktualnie podoba, w jakim stylu się coś remontuje. To też trzeba archiwizować, bo za jakiś czas będziemy się zastanawiać, jak wyglądał rok 2021. Warto rejestrować to, co jest nowe. Mnie teraz ciekawią na przykład reklamy i szyldy salonów psiej urody. To jest nowe zjawisko i one mają już swój folklor.
Powiedz, jak to jest ze środowiskiem naturalnym? Zastanawiam się, czy ono też może być duchologiczne?
Tak. Pochodzę ze Śląska i okolica, w której mieszkałam, była zalesiana intensywnie w latach 70. Wtedy w górnośląskim pasie leśnym powstawały ośrodki wypoczynkowe dla pracowników kopalń. One w tej chwili w większości nie istnieją, ale przez jakiś czas można było oglądać ich całkiem ciekawe pozostałości. To było dla mnie bardzo interesujące jako wyprawa w naturę, ale duchologicznie. Wszędzie tam, gdzie są starsze tereny rekreacyjne – zalewy, stawy, otwarte baseny – tam jest trochę pozostałości.
A propos kolejnych miejsc do odkrywania. Wspomniane wcześniej badanie mówi o tym, że wielu młodych wybiera zwiedzanie przez jedzenie. Jeśli chodzi o duchologiczną kuchnię, to ja myślę o ulicy, na której z jednej strony jest bar mleczny, a z drugiej wyrasta fast food jakiejś dużej sieci.
W czasach transformacji powstawały też specyficzne polskie fast foody. W niektórych miastach one nadal istnieją i czasami są już właściwie dziedzictwem lokalnym. To trochę wcześniejszy okres, bo to lata 70., ale w Słupsku jest bar Poranek, który jako pierwszy w Polsce sprzedawał pizzę. Tylko że nie była to pizza, jaką znamy, tylko taka na puchatym cieście i z różnymi nietypowymi dodatkami, na przykład z makrelą. Nadal jest tam takie wyłożone boazerią okienko i można tam sobie tę pizzę zamówić.
Zastanawiam się nad tym, czy istnieje lub powinno powstać muzeum duchologii. Mamy przecież muzea związane z PRL czy ze zmianą systemu, ale kończą się zazwyczaj na politycznych kwestiach, jeśli chodzi o transformację. Nie kojarzę miejsca, które zajmowałoby się tymi dziesięcioma latami pomiędzy.
Tak dokładnie to nie ma, to prawda. Byłam w takim miejscu, ale w Rosji, w Prezydenckim Centrum Borysa Jelcyna w Jekaterynburgu.
Jak to miejsce wygląda?
Jest tam wystawa multimedialna, przeżyciowa. Są tam materiały archiwalne, jest dużo kronik filmowych, są materiały prasowe, jest oczywiście taki timeline. Jest odtworzony autobus z roku 1991, można przeżyć symulację jazdy komunikacją publiczną w tamtych czasach. Są fragmenty kolekcji, elementy życia codziennego – kasety, gry. Jest pamiątkowy kącik zespołu Kino. Jest to skupione bardzo mocno na życiu codziennym, ale w to są wplecione elementy kronik telewizyjnych i prasowych dotyczących końca Związku Radzieckiego.
Jakie będą duchy naszych czasów?
Ja się tym staram interesować już teraz, żeby nie tego nie przegapić. Potem mogę mieć sobie za złe, że nie obserwowałam, że nie byłam wystarczająco czujna w swoim czasie. Wspominałam o salonach psiej urody, interesujące jest też to, że bardzo wiele salonów fryzjerskich czy kosmetycznych reklamuje się tym samym zdjęciem i to, że jedna modelka reklamuje 100 różnych produktów, bo jej zdjęcia zostały kupione na stocku. Na pewno fenomeny banerów i wyklejania szyb folią są dla mnie zdumiewające albo to, że prywatne domy coraz częściej wyglądają jak dworce modułowe lub pawilony ze sklepami. Jak się je okłada styropianem, to często są malowane na taki ciemnoszary kolor, do którego dokłada się elementy pomarańczowe lub purpurowe. Czemu wybiera się akurat te kolory, nie jestem w stanie powiedzieć. Interesujące jest też to, co można kupić w sklepach typu "wszystko za 4 złote". Dzieje się tak, że z początku jakaś ekskluzywna moda prędzej czy później trafia do obiegu za sprawą na przykład chińskich stron i bardzo szybko się demokratyzuje. To też jest dla mnie bardzo ciekawe zjawisko – to, że bardzo tanio można kupić coś, co wygląda drogo.
Widać to w trendach dotyczących urządzania wnętrz. Myśląc o duchologii w mieszkaniu, myślimy o paprotkach, kwietnikach i serwetkach na telewizorach. A współcześnie?
To są na przykład te wycinane literki trójwymiarowe albo takie puchate lampki w kształcie kulek, czy plakaty z pismem stylizowanym na odręczne z jakąś sentencją.
"Live, Laugh, Love"?
Coś w tym stylu. Wydaje mi się, że to taka bardzo współczesna estetyka.