Dane, które GUS opublikował w tym tygodniu, są niezwykłe i to aż z trzech powodów. Wygląda na to, że polska gospodarka jest naprawdę w wyjątkowym momencie.
Po pierwsze rośniemy najszybciej od 10 lat, po drugie - absolutnie nikt się tego nie spodziewał. Przeciwnie – bardzo powszechne od wielu tygodni jest oczekiwanie na spowolnienie gospodarcze w Polsce. Po trzecie to wszystko dzieje się, kiedy gospodarka strefy euro czuje się już wyraźnie gorzej, a PKB Niemiec w ostatnim kwartale nawet spadło. Każdy ekonomista w kraju powie, że nasze tempo rozwoju w dużym stopniu zależy od tego, co się dzieje w strefie euro i w gospodarce niemieckiej. Ale ostatnie dane temu przeczą. Dlatego sytuacja jest wyjątkowa.
GUS podał, że w trzecim kwartale br. zaliczyliśmy wzrost PKB o 5,1 procent. Ale ten wzrost można liczyć na dwa sposoby. Według tego preferowanego przez Unię Europejską (nazywa się to PKB wyrównany sezonowo) tempo wzrostu to aż 5,7 procent. I jest to tempo wzrostu najszybsze od 2008 roku.
Liczony "po naszemu" wzrost o 5,1 procent też wygląda świetnie. Wprawdzie nie jest żadnym rekordem, ale oznacza, że polska gospodarka rozwija się w tempie ponad 5-procentowym już pięć kwartałów z rzędu. To też sytuacja, która po roku 2008 nie miała miejsca ani razu.
Publikacja GUS ma charakter wstępny i nie odpowiada na kluczowe pytanie, które teraz sobie wszyscy zadają: dlaczego?
W 2017 roku i na początku 2018 motorem napędowym wzrostu gospodarczego w Polsce była nasza własna prywatna konsumpcja. Mamy coraz niższe bezrobocie, coraz więcej ludzi ma pracę, a z danych statystycznych jasno wynika też, że przeciętnie coraz więcej zarabiamy (chociaż to nie oznacza, że każdy dostał podwyżkę). To, że więcej ludzi pracuje za coraz większe pieniądze, przekłada się na możliwość robienia większych zakupów. Korzystamy z tego, sprzedaż w sklepach rośnie, a dzięki temu producenci najróżniejszych dóbr mogą produkować coraz więcej, wierząc w to, że my nadal będziemy coraz więcej kupować.
Taka sytuacja jednak nigdy nie trwa w nieskończoność i w końcu to pozytywne sprzężenie zwrotne (więcej zarabiamy – więcej kupujemy – więcej produkujemy – więcej zarabiamy itd.) pęka. Zdecydowana większość ekonomistów oczekiwała, że właśnie mniej więcej teraz wzrost naszej konsumpcji powinien już słabnąć. W ostatnich miesiącach mieliśmy coraz więcej danych, które to sugerowały.
Bezrobocie jest już tak niskie, że o dalszy spadek będzie już bardzo trudno. Coraz więcej firm skarży się w najróżniejszych raportach i badaniach koniunktury, że ma problem ze znalezieniem pracowników. W związku z tym zatrudnienie praktycznie przestało rosnąć, we wrześniu nawet nieco spadło w porównaniu do sierpnia. Dane ZUS pokazują, że przyrost osób zarejestrowanych i płacących składki także szybko się zmniejsza. Gdyby nie obcokrajowcy, mielibyśmy w ostatnim kwartale już nawet spadek liczby osób zarejestrowanych. Płace nadal rosną, ale parę miesięcy temu rosły szybciej. To wszystko były sugestie, które pozwalały oczekiwać, że konsumpcja będzie rosnąć wolniej, a co za tym idzie całe PKB będzie rosnąć wolniej.
Ale tak się nie stało, czyli albo konsumpcja nie słabnie, albo zmienił się motor napędowy polskiej gospodarki. Generalnie na PKB wpływ ma kilka czynników. Oprócz konsumpcji są to inwestycje przedsiębiorstw, wydatki rządowe i samorządowe, a do tego wzrost zapasów w firmach i handel zagraniczny. Czy któryś z nich mógł w ostatnich miesiącach wybuchnąć tak nagle i gwałtownie, że aż pociągnął całą gospodarkę do przodu w tempie, które zaskoczyło wszystkich?
Raczej nie mógł to być handel zagraniczny. Narodowy Bank Polski publikuje co miesiąc raporty o tym, jak wygląda eksport naszych towarów za granicę i import obcych towarów do nas. Jeśli eksportujemy więcej niż importujemy, to mamy nadwyżkę, która nam powiększa PKB. Kiedy to eksportujemy mniej niż importujemy, to mamy deficyt, który nam PKB pomniejsza. Według najnowszych danych za wrzesień mamy w tej chwili niewielki deficyt, który nam się trochę powiększa. Nic wielkiego, ale wynika z tego jasno, że to nie wymiana z zagranicą stoi za ponad 5-procentowym wzrostem PKB.
Pozostają więc trzy możliwości: wydatki rządowe, inwestycje albo zapasy. Ekonomiści z ING na przykład obstawiają wzrost inwestycji.
Ci z mBanku nawet nie zamierzają zgadywać i przyznają, że wszystko jest możliwe, chociaż w swoim krótkim raporcie skłaniają się ku wskazywaniu na możliwy duży wzrost zapasów.
Chodzi o zapasy niesprzedanych klientom, ale zamówionych przez dealerów samochodów. Na początku września weszły w życie nowe zasady pomiaru tego, czy silniki samochodowe mieszczą się w normach spalania. Wydawać by się mogło, że to drobna zmiana, ale jednak wywołała ona spore zamieszanie w branży i znacząco zaburzyła sprzedaż w całej Europie we wrześniu i w październiku. Dealerzy przygotowując się na tę sytuację zamówili więcej aut wcześniej, żeby zabezpieczyć się przed ewentualnymi zakłóceniami z dostawami od producentów po wrześniu. Czyli znacząco zwiększyli zapasy produktów, którymi handlują. Ekonomiści z mBanku przyznają, że wydawało im się, iż nie będzie to miało aż tak wyraźnego wpływu na PKB, ale teraz nie można tego wykluczyć. Generalnie jednak próby odgadnięcia faktycznego wzrostu inwestycji i zapasów w polskich firmach zawsze są niezmiernie ryzykowne, więc trzeba po prostu poczekać na kolejne dane GUS, które będą znane za dwa tygodnie.
Jest jednak jeszcze jeden możliwy powód tego, że dane dotyczące PKB są pomyślne. Stosunkowo najłatwiej go zrozumieć. Otóż mieliśmy przecież w kraju w październiku wybory samorządowe. A przed nimi była kampania wyborcza. Nie wiem, jak u Państwa, ale u mnie władza lokalna w ostatnich paru miesiącach przed wyborami wybudowała rondo i wymieniła chyba połowę chodników w dzielnicy. Także tych, które wymiany nie wymagały, bo były całkiem dobre, a układano je raptem dwa lata temu. Miałem wrażenie, że oglądam festiwal wydawania publicznych pieniędzy na rzeczy oczywiście pożyteczne i dobre dla mieszkańców, ale że jednocześnie jest to robione nagle i na bardzo dużą skalę.
Kategoria wydatków publicznych zwykle nie ma decydującego wpływu na to, jak szybko nam rośnie PKB. Ale od czasu do czasu, zwłaszcza w okresach kampanii wyborczych, taki wpływ pojawiać się może. Moim zdaniem więc z grona podejrzanych o zaskakujące podniesienie nam tempa wzrostu PKB absolutnie nie można wykluczyć naszych samorządów, które przez cały wrzesień wydawały ile się da na całą masę projektów inwestycyjno-przedwyborczych.
Pozostaje jeszcze kwestia tego, co dalej. Po tak pozytywnej niespodziance w trzecim kwartale br. dość ryzykownie wygląda zapowiadanie spowolnienia w kwartale czwartym. Tego samego, które miało nadejść w trzecim, ale nie nadeszło. Mimo to jednak o tym, że to spowolnienie przyjdzie, są przekonani prawie wszyscy, włącznie z minister finansów. Teresa Czerwińska w reakcji na pomyślne dane za trzeci kwartał br. przypomniała, iż "musimy jednak pamiętać, że jesteśmy prawdopodobnie już po szczycie koniunktury i w kolejnym roku wzrost będzie niższy".
Spowolnienie więc przyjdzie do nas i tak, co zresztą już teraz zapowiadają nam wyniki gospodarcze strefy euro. PKB Niemiec w trzecim kwartale spadł w porównaniu do kwartału poprzedniego. Wprawdzie ponoć jednorazowo i tylko z powodu wspomnianych już perturbacji z produkcją samochodów, ale mimo wszystko nie wygląda to najlepiej. Licząc rok do roku Niemcy rosną już tylko o 1,2 procent. Wzrost w całej strefie euro wygląda znacznie gorzej niż jeszcze rok temu i wynosi tylko 1,7 procent. Rok temu mieliśmy 2,7 procent.
Na liście państw UE uszeregowanych według tempa wzrostu w trzecim kwartale br. jesteśmy na pierwszym miejscu. Wprawdzie danych nie podały jeszcze Malta i Irlandia, które rosły ostatnio szybciej od nas, ale nawet jeśli znów te kraje będą lepsze, to i tak zostaniemy na podium, podobnie jak trzy miesiące temu i sześć miesięcy temu.
Jeśli natomiast porównamy się tylko z dziesięcioma największymi gospodarkami unijnymi, to tu jesteśmy niekwestionowanym liderem wzrostu.
Według danych Eurostatu Polska w ostatnim kwartale rosła o 5,7 procent, czyli ponad dwa razy szybciej niż drugi najlepszy kraj w tym zestawieniu, czyli Austria.
Spowolnienie, które już dotarło do strefy euro, jest związane przede wszystkim z globalnymi obawami o przyszłość, które są związane z napięciami na linii USA-Chiny, wojnami handlowymi Donalda Trumpa, czy z z obawami o przyszłość Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii po brexicie. Trudno oczekiwać, że akurat Polskę ta globalna fala ominie. Niezależnie od tego, czy niespodziankę trzeciego kwartału zawdzięczamy nagłej zmianie w zapasach, czy wyborom samorządowym, są to czynniki jednorazowe i w kolejnych miesiącach już ich nie będzie. Rośniemy najszybciej od 10 lat, ale to nie zmienia faktu, że spowolnienie i tak wkrótce przyjdzie.