Samolot egipskich linii EgyptAir rozpadł się w powietrzu i runął do Atlantyku, grzebiąc 217 pasażerów i członków załogi. Ta katastrofa lotnicza z 1999 roku potężnie nadwyrężyła stosunki pomiędzy władzami Egiptu a prowadzącymi śledztwo Amerykanami. Jak doszło do katastrofy, która o mały włos nie doprowadziła do zamrożenia kontaktów między partnerami?
Katastrofa lotu EgyptAir 990 jest przypominana w związku z ostatnim wypadkiem lotniczym egipskiego przewoźnika na Morzu Śródziemnym z 19 maja 2015 roku.
Ekipy poszukiwawcze wciąż przeszukują morskie dno w poszukiwaniu wraku i czarnych skrzynek Airbusa A320. Maszyna z 66 osobami na pokładzie leciała z Paryża do Kairu, kiedy 40 sekund po tym, jak wleciała w egipską przestrzeń powietrzną, zniknęła z radarów. Była godz. 2.29 czasu lokalnego. Służby egipskie, greckie i amerykańskie natychmiast wysłały w rejon ostatniej znanej lokalizacji samolotu ekipy poszukiwawcze. Po kilkudziesięciu godzinach zaczęto wyławiać z wody pierwsze kawałki blachy, kamizelki ratunkowe, fragmenty siedzeń. Stało się jasne: doszło do katastrofy.
To jednak nie pierwsza taka katastrofa linii lotniczych EgyptAir. Niemal 17 lat temu w podobnych okolicznościach zginęło 217 pasażerów lotu nr 990. Większość stanowili starsi Amerykanie, który lecieli do Egiptu zwiedzać starożytne zabytki. Na pokładzie było także 33 egipskich oficerów, którzy wracali ze szkolenia w USA do domu.
Egipcjanie oddają śledztwo, potem wszczynają własne
31 października 1999 r. Boeing 767 należący do EgyptAir miał czterogodzinne opóźnienie ze względu na nie najlepszą pogodę. Wyleciał z Los Angeles i po międzylądowaniu w Nowym Jorku skierował się ku lotnisku docelowemu, Kairowi. Na pokładzie było 203 pasażerów i 14 członków załogi. Około pół godziny po starcie z Nowego Jorku maszyna w niewyjaśnionych okolicznościach spadła do oceanu w odległości ok. 60 km na południe od amerykańskiej wyspy Nantucket. Pilot nie nadał sygnału SOS.
Boeing rozbił się na wodach międzynarodowych, więc zgodnie z prawem międzynarodowym śledztwo powinien poprowadzić Egipski Urząd Lotnictwa Cywilnego (ECAA), jednak ze względu na odległość i brak odpowiedniego sprzętu władze egipskie przekazały śledztwo Amerykanom.
– Złożyłem dziś kondolencje prezydentowi [Hosniemu – red.] Mubarakowi z Egiptu i zapewniłem, że będziemy ściśle współpracować do czasu rozwiązania tej sprawy – zadeklarował ówczesny prezydent USA Bill Clinton.
Akcja poszukiwawcza rozpoczęła się zaraz po tym, jak maszyna zniknęła z radarów. O poranku plamę paliwa unoszącą się na tafli wody dostrzegła załoga okrętu amerykańskiej marynarki handlowej. Z oceanu wyłowiła pierwsze fragmenty wraku. Amerykańskie służby z wody i powietrza w poszukiwaniu rozbitków przeszukały obszar niespełna 30 tys. km kw., ale nikogo nie znalazły. Pod koniec listopada woda w oceanie robi się bardzo zimna i człowiek jest w stanie w niej przeżyć maksymalnie sześć godzin. Po ponad dobie poszukiwania przerwano. Nie było szans na to, by odnaleźć żywych ludzi.
– Jestem wstrząśnięty, to prawdziwa tragedia. Głęboko współczuję pasażerom, ich rodzinom, a także rodzinom członków załogi, która zginęła w tej katastrofie – powiedział w telewizyjnym przemówieniu prezydent Egiptu Hosni Mubarak.
Rozpoczęło się przeczesywanie dna oceanicznego w poszukiwaniu wraku i – co najważniejsze – czarnych skrzynek, które mogły pomóc odpowiedzieć śledczym na pytanie, co było przyczyną katastrofy. Pierwszą czarną skrzynkę (rejestrującą ponad 150 parametrów lotu) znaleziono 9 listopada, a drugą (z zapisem rozmów w kokpicie) dzień później.
"Nagranie – taśma magnetyczna – była czysta i została sprawdzona na wypadek uszkodzeń, które mogły wystąpić w wyniku zderzenia i trwającego ponad dwa tygodnie zanurzenia w oceanie. Taśma jest w dobrym stanie i zawiera około 31,5 minuty nagrania" – informowała w komunikacie Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), która prowadziła śledztwo.
Po wstępnej analizie nagrań NTSB ustaliła prawdopodobny przebieg wydarzeń i doszła do przerażających wniosków. Zaproponowała, by śledztwo przejęło FBI, bo jej zdaniem nie był to zwykły wypadek lotniczy. Samolot został rozbity celowo przez jednego z pilotów.
Egipcjanie stanowczo zaprotestowali i wszczęli własne śledztwo.
Pilot przedwcześnie zmienia kolegę
Śledczy szybko ustalili, że 31 października za sterami boeinga siedział 57-letni Ahmed El-Habashi, a pierwszym oficerem był 36-letni Adel Anwar, który tego dnia zamienił się z kolegą, by zdążyć na swój ślub. W egipskich liniach lotniczych przy lotach trwających ponad 10 godzin na pokładzie znajduje się zapasowa załoga. Zwykle pierwszy skład startuje i ląduje, a zmiennicy pilotują przez resztę drogi. Drugi skład tamtego dnia stanowili 52-letni Raouf Noureldin i 59-letni pierwszy oficer Gameel Al-Batouti. Batouti był najstarszym pierwszym oficerem w egipskich liniach lotniczych i za kilka miesięcy miał przejść na emeryturę. W przeszłości szkolił pilotów wojskowych, więc załoga zwracała się do niego z szacunkiem, per "kapitanie".
Drugi skład powinien zmienić pilotów ok. 4-5 godzin po starcie. Batouti jednak pojawił się w kabinie pilotów już po 20 minutach. Oświadczył, że zmienia 36-letniego pierwszego oficera, jednak ten zaprotestował. Po naciskach ostatecznie się zgodził, ustąpił miejsca Batoutiemu i wyszedł z kabiny.
Następne 6 minut po zmianie – jak wynika z transkrypcji nagrania z kokpitu - upływały Habashiemu i Batoutiemu na pogawędce. W tym czasie samolot osiągnął wysokość 10 tys. metrów i rozpoczynał rejs nad Atlantykiem w trybie autopilota. W końcu pilot oznajmił koledze: – Wybacz mi, Jimmy, szybko skoczę do toalety. Zaraz zrobi się tłoczno. Pójdę, kiedy pasażerowie jedzą. Zaraz wrócę.
– Nie krępuj się – odpowiedział Batouti.
"Polegam na Bogu"
Zatrzasnęły się drzwi do kokpitu. Batouti powiedział do siebie jakieś słowo, którego eksperci nie byli w stanie rozszyfrować. Potem oznajmił: – Polegam na Bogu.
W kabinie przez około 17 sekund było słychać całą serię głuchych uderzeń, kliknięć. – Polegam na Bogu – mówił do siebie Batouti. Wypowiedział tę sentencję w sumie jedenastokrotnie. Samolot zaczął pikować, spadał z ogromną prędkością, w kabinie panował stan nieważkości. W ciągu zaledwie 34 sekund maszyna zeszła o 4,5 tys. metrów.
Pomimo braku ciążenia do kokpitu udało się wrócić kapitanowi Habashiemu. – Co się dzieje? Co się dzieje – pytał Batoutiego. Ten, jak wynika z transkrypcji nagrań z kokpitu, odpowiedział: – Polegam na Bogu.
W kabinie rozgrywał się dramat. Sygnały ostrzegawcze alarmowały, że samolot przekroczył dopuszczalną prędkość, która zbliżała się do prędkości dźwięku. Przeciążenie było tak duże, że konstrukcja nie wytrzymała i zaczęła się rozpadać. Urwał się silnik.
Kapitan za wszelką cenę starał się podnieść dziób boeinga. Udało mu się zwolnić i na chwilę ustabilizować lot, ale potem maszyna znów zaczęła nurkować. Kilkakrotnie pytał kolegę, co się stało i czy to on wyłączył silniki. Batouti nie odpowiadał.
Na dwie minuty przed katastrofą zgasły silniki, wyłączył się prąd, a czarne skrzynki przestały nagrywać. O godz. 1.52 samolot zniknął z radarów. Rozbił się o taflę wody.
Egipski pilot prosi o azyl
Amerykańscy śledczy z NTSB po porównaniu rozmów z kokpitu z decyzjami pilotów doszli do zaskakujących wniosków. Cały dramat rozegrał się po wyjściu kapitana do toalety, kiedy w kokpicie pozostał zupełnie sam Gameel Batouti, pilot, którego w ogólne nie powinno być za sterami w tamtym czasie. Urządzenia zarejestrowały, że wyłączył autopilota, pchnął stery i zmniejszył moc silników, czym wprowadził samolot w lot nurkowy.
Zupełnie inną wersję wydarzeń zaprezentowali egipscy śledczy. Ich zdaniem do przejęcia sterów zmusiło pilota niespotykane zachowanie maszyny. Doszło do awarii, z którą Batouti nie mógł sobie poradzić, jednak wcale nie zamierzał rozbić samolotu.
Amerykanie nie zgadzali się z tą wersją. W raportach jest jeszcze jedna rozbieżność. Z parametrów lotu wynika, że kapitan w krytycznym momencie przyciągał do siebie ster, a Batouti go odpychał. Według Amerykanów to kolejny dowód na to, że drugi pilot działał z zamiarem rozbicia maszyny. Egipcjanie twierdzą, że awaria doprowadziła do zablokowania jego steru w pozycji opuszczonej.
Równocześnie z komisją badania wypadków lotniczych swoje śledztwo prowadziło FBI, które skupiało się na przeszłości Gameela Batoutiego. Ustalono, że był to weteran zbliżający się do emerytury, który nie miał już żadnych szans na awans na stanowisko kapitana. FBI dowiedziała się, że znaczną część jego pensji pochłaniało leczenie córki w Stanach Zjednoczonych. Krótko po katastrofie jego szwagierka powiedziała arabskim mediom, że w czasie swojej ostatniej wizyty w USA nie odwiedził rodziny, co czynił za każdym razem, kiedy przylatywał.
Egipcjanom bardzo nie podobało się zaangażowanie FBI do śledztwa i skupienie się na życiu jednego z pilotów. Zarzucali Amerykanom, że kierują się oni uprzedzeniami do islamu i egipskiej kultury. W lutym 2000 r. w Londynie wylądował kapitan EgyptAir Hamdi Hanafi Taha, który wystąpił o azyl polityczny. Stało się to w samym środku impasu politycznego. Taha deklarował, że chce "skończyć z wszystkimi kłamstwami na temat katastrofy" z października 1999 r. i oferował informacje. To on miał wyznać FBI i NTSB, których przedstawiciele specjalnie polecieli do Londynu, że tuż przed startem przedstawiciel EgyptAir udzielił Batoutiemu ostrej reprymendy i oznajmił, że to jego ostatni lot do USA, m.in. ze względu na powtarzające się skargi na jego obsceniczne zachowanie wobec kobiet. Przełożony był na pokładzie samolotu, przypomnienie sceny sprzed wylotu miało sugerować, że urażony i poniżony pilot chciał go zabić.
Amerykanie, nie chcąc zaostrzać stosunków z Egiptem, przekonali Brytyjczyków, by odprawili egipskiego pilota z kwitkiem, odmawiając mu prawa azylu.
Raport końcowy w sprawie katastrofy linii lotniczych EgyptAir lot nr 990 amerykańska NTSB wydała 21 marca 2002 r., po trwającym dwa lata śledztwie. "Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu ustaliła, że prawdopodobną przyczyną wypadku EgyptAir lot 990 było zejście ze ścieżki lotu i wynikające z tego uderzenie w Ocean Atlantycki w rezultacie działania zmiennika pierwszego oficera. Przyczyna działania zmiennika pierwszego oficera nie została ustalona" – orzekli Amerykanie. Podobno dla dobra stosunków z Egipcjanami w raporcie nie pada słowo o "samobójstwie" pilota.
Z kolei Egipski Urząd Lotnictwa Cywilnego w swoim raporcie końcowym orzekł, iż "zmiennik pierwszego oficera nie sprawił celowo, że maszyna spadała do oceanu" oraz że to usterka mechaniczna była "prawdopodobną przyczyną wypadku".
Tak duże rozbieżności co do przyczyny katastrofy sprawiły, że pojawiło się wiele teorii spiskowych. Według jednej z nich maszyna została przez przypadek zestrzelona przez amerykańskie wojsko, dlatego potem Stany Zjednoczone próbowały zrzucić winę na egipskiego pilota. Inna bazowała na fakcie, że w katastrofie zginęło 33 wysokich rangą wojskowych egipskich, co sugerowało zamach terrorystyczny przeprowadzony przez muzułmańskich ekstremistów lub zemstę izraelskiego wywiadu.
Egipska prasa twierdziła także, że Amerykanie potajemnie wyłowili czarne skrzynki, przeprogramowali je i ponownie wrzucili do oceanu, by następnie wyłowić je w blasku fleszy.
Rysa na historii linii
EgyptAir to linie lotnicze z ponad 80-letnią tradycją. Do feralnego lotu z 1999 r. uchodziły za bezpiecznego przewoźnika. Od tej największej w historii Egiptu katastrofy lotniczej incydenty lotnicze u tego przewoźnika można policzyć na palcach jednej ręki.
W 2002 r. Boeing 777 EgyptAir rozbił się przy podchodzeniu do lądowania w bardzo ciężkich warunkach pogodowych w Tunisie. Zginęło 15 z 64 osób na pokładzie. Dziewięć lat później w kokpicie innego boeinga doszło do pożaru. Ogień pojawił się w czasie postoju na płycie lotniska, nikt nie ucierpiał.
W marcu 2016 r. samolot EgyptAir został uprowadzony przez jednego z pasażerów, który sterroryzował obsługę za pomocą atrap materiałów wybuchowych. Na polecenie porywacza airbus zamiast w Kairze wylądował w Larnace na Cyprze, gdzie rzekomy zamachowiec oddał się w ręce policji.
Katastrofa z 19 maja, kiedy samolot egipskiego przewoźnika po prostu zniknął z radarów, to największa rysa na reputacji EgyptAir. Nadal trwają poszukiwania czarnych skrzynek, bez których ustalenie przyczyn katastrofy będzie niemożliwe. Francuscy śledczy poinformowali, że samolot wysłał automatyczne sygnały informujące, że detektory wykryły dym w kabinie maszyny. Z kolei egipscy patolodzy na podstawie analizy wyłowionych fragmentów ludzkich szczątków mówili o wybuchu. Na razie nie wiadomo, dlaczego maszyna spadła do oceanu.