Prezydent USA wbrew ostrzeżeniom własnej administracji podejmuje decyzję o wysłaniu wojsk do pogrążającej się w chaosie Rosji. Kilka miesięcy później tysiące amerykańskich żołnierzy lądują w północnej i wschodniej Syberii i rozpoczynają operację, zajmując strategiczne węzły transportowe. Choć historia ta wydaje się nieprawdopodobna, nie jest to scenariusz książki science fiction, lecz jeden z najmniej znanych rozdziałów historii armii USA i jedyny raz, gdy amerykańscy żołnierze walczyli na rosyjskiej ziemi.
W połowie 1917 r. Europa była coraz bardziej zmęczona krwawą I wojną światową, wciąż brakowało jednak rozstrzygnięcia, które pozwoliłoby ją zakończyć. Co gorsza, walczące jednocześnie na dwóch frontach – wschodnim i zachodnim – armie niemieckie wykorzystały wojnę domową i abdykację cara w Rosji, przechodząc do uderzenia. Gdy władzę przejęli bolszewicy, jednym z priorytetów stało się zatrzymanie ofensywy Niemców, w związku z czym od razu rozpoczęto negocjacje z Berlinem i w marcu 1918 r. podpisano traktat pokojowy. Tym samym przestał istnieć front wschodni.
Karkołomny plan Ententy
Dla wciąż walczących z Niemcami i Austro-Węgrami państw zachodnich był to katastrofalny obrót sytuacji. Oznaczał nie tylko utratę cennego sojusznika, jakim była carska Rosja, ale też możliwość przerzucenia ponad miliona zaprawionych w bojach żołnierzy niemieckich na front zachodni. W związku z tym w Paryżu i Londynie pojawił się plan przeprowadzenia w Rosji interwencji wojskowej. Włączając się w wojnę domową w Rosji, chciano zahamować komunistyczną rewolucję, pomóc w odsunięciu od władzy bolszewików oraz umożliwić odtworzenie frontu wschodniego.
Jednak Wielka Brytania i Francja miały ograniczone możliwości wygospodarowania dodatkowych wojsk, które mogłyby uderzyć na zapleczu sił bolszewików – Syberii. W związku z tym zaczęły naciskać na Stany Zjednoczone, by także wzięły udział w tej operacji i wsparły ją przynajmniej 30 tys. żołnierzy.
Demokracja i miliardy dolarów
Prezydent USA Woodrow Wilson wahał się, a wysłanie wojsk do Rosji zdecydowanie odradzał mu m.in. amerykański Departament Wojny. Ostatecznie jednak nad argumentami wojskowymi przeważyły te polityczne i gospodarcze. Po pierwsze – jakże charakterystyczne dla USA – Wilson liczył na zduszenie komunistycznej rewolty i zaszczepienie w Rosji demokracji i kapitalizmu. Po drugie – i najważniejsze – zależało mu na uratowaniu miliardów amerykańskich dolarów, które zostały już zainwestowane w cel pierwszy.
Od wiosny 1917 r. Amerykanie słali bowiem do Rosji olbrzymie ilości sprzętu i uzbrojenia, licząc na to, że Moskwa zdoła dzięki nim pokonać Niemców na froncie wschodnim, a następnie zmodernizuje się na wzór zachodni. Wysłanych zostało m.in. 300 lokomotyw i ponad 10 tys. wagonów kolejowych do obsługi kolei transsyberyjskiej, która miała ułatwić przerzut sprzętu na front. Przekazane uzbrojenie i sprzęt w dużej części nie zdążyły jednak zostać nawet dostarczone i w dużej części zalegały w portach oraz magazynach. Stwarzało to poważne ryzyko, że wpadną w ręce bolszewików lub armii niemieckich.
Pewne znaczenie dla Waszyngtonu miała także chęć uratowania 40 tys. żołnierzy Korpusu Czechosłowackiego, którzy w czasie ewakuacji koleją transsyberyjską na wschód zostali zatrzymani w sercu Rosji i w maju 1918 r. rozpoczęli na własną rękę walkę z komunistyczną Armią Czerwoną. Woodrow Wilson chciał, by cały świat zobaczył, jak Stany Zjednoczone pomagają tym żołnierzom w bezpiecznym powrocie do świeżo odzyskanej po I wojnie światowej ojczyzny.
US Army ląduje na Syberii
Ostatecznie 6 lipca 1918 r. prezydent USA podjął decyzję o wysłaniu amerykańskich wojsk na daleką Syberię, do pogrążonej w chaosie wojny domowej Rosji. W ciągu dwóch kolejnych miesięcy niespełna 8 tys. żołnierzy tworzących formację nazwaną American Expeditionary Force Siberia (AEF Siberia) przybyło do Władywostoku na pacyficznym wybrzeżu Rosji. Kolejnych 5 tys. żołnierzy, znanych jako Polar Bear Expedition, wylądowało z kolei w Archangielsku na dalekiej północy Syberii.
Amerykańskie jednostki na północy znalazły się pod dowództwem przybyłych miesiąc wcześniej Brytyjczyków i szybko weszły do walki przeciwko siłom komunistycznym. Natomiast Amerykanie na Dalekim Wschodzie, pod dowództwem gen. Williama S. Gravesa, natychmiast rozpoczęli zabezpieczanie magazynów oraz funkcjonowania kolei transsyberyjskiej. Było to o tyle łatwiejsze, że kolej ta do czasu przybycia Amerykanów w całości znalazła się już pod kontrolą walecznego Korpusu Czechosłowackiego.
Państwa Zachodnie prośbą i groźbą przekonały jednak siły Korpusu, największą wówczas jednostkę bojową na Syberii, by pozostał on jeszcze i pomógł w walce przeciwko bolszewizmowi. Choć z mniejszym zaangażowaniem, Korpus Czechosłowacki pozostał więc i w kolejnych miesiącach okazał się toczącą najcięższe walki na Syberii zagraniczną formacją, podczas gdy siły amerykańskie (i lądujące jednocześnie we Władywostoku japońskie) pozostawały na tyłach frontu.
Dramat na północy
Szybko okazało się, że amerykańskie oddziały na północy i Dalekim Wschodzie znalazły się w diametralnie różnej sytuacji. Żołnierze przybyli do Archangielska dowiedzieli się, że znajdujące się w tym mieście magazyny przekazanego wcześniej carskiej Rosji sprzętu zostały już przechwycone przez bolszewików i wywiezione. W związku z tym wydano im rozkaz rozpoczęcia uderzenia na południe i przebicia się do sił Korpusu Czechosłowackiego.
Po sześciu tygodniach walk Amerykanie stracili jednak siły i, w niebezpiecznym rozproszeniu, zmuszeni zostali do przejścia do obrony na kilkusetkilometrowej długości froncie. Zamiast nadal starać się przebić do Korpusu Czechosłowackiego, Polar Bear Expedition zaczęła walczyć o przetrwanie pod ciągłym naporem Armii Czerwonej.
Jednocześnie amerykańscy żołnierze źle znosili ekstremalne warunki klimatyczne strefy podbiegunowej. Nienawykłe do mrozów konie padały, chłodzone wodą karabiny maszynowe zamarzały, a śmiertelne żniwo zbierała grypa zwana hiszpanką. Najpoważniejszy kryzys rozpoczął się jednak w połowie listopada 1918 r., gdy członkowie Polar Bear Expedition dowiedzieli się o podpisaniu traktatu z Niemcami i zakończeniu I wojny światowej. Jednocześnie poinformowano o zamarznięciu już na zimę portu w Archangielsku, co uniemożliwiało ich ewakuację.
Świadomość, że mimo końca wojny zostali uwięzieni w lodowej krainie pełnej atakujących ich bolszewików, zdruzgotała morale Amerykanów. Dowódcy nie potrafili wytłumaczyć, jaki jest sens dalszej walki, a opinia społeczna w Stanach Zjednoczonych bezskutecznie pisała listy, domagając się wycofania "amerykańskich chłopców". Na początku 1919 r. pojawiła się poważna groźba buntu, która ostatecznie zmusiła Woodrowa Wilsona do wycofania żołnierzy z północy Syberii. Było to możliwe dopiero w czerwcu, po ustąpieniu lodu z portu w Archangielsku. Ocalali Amerykanie ewakuowani zostali do Francji, a następnie do Nowego Jorku.
Unikać komunistów
Zupełnie inne były losy operującej na Dalekim Wschodzie amerykańskich sił AEF Siberia. Ich dowódca gen. Graves starał się całkowicie skupić na realizacji postawionych mu przez prezydenta zadań, wśród których de facto nie było zabijania komunistów. W związku z tym unikał angażowania podległych sobie żołnierzy w bezpośrednie walki, zamiast tego koncentrując się na ochronie i obsłudze kolei transsyberyjskiej, zabezpieczeniu magazynów z amerykańskim sprzętem oraz umożliwieniu ewakuacji Korpusu Czechosłowackiego.
Takie podejście amerykańskich sił na wschodzie Syberii prowadziło do ciągłych sporów zarówno z innymi dowódcami alianckimi, jak też rosyjskimi formacjami walczącymi z komunistami – armiami tzw. białych. Gen. Graves pozostał jednak nieugięty. Sytuacja jego żołnierzy i tak była ciężka, ponieważ ich również wyczerpywały ciężkie warunki klimatyczne, a ponadto mieli poważne problemy z zapewnieniem zaopatrzenia w jedzenie, amunicję i paliwo.
Koniec I wojny światowej w listopadzie 1918 r. nie wpłynął w dużym stopniu na sytuację wojsk amerykańskich na wschodzie Syberii, co umożliwiło dalsze wykonywanie misji. Odzyskanie ojczyzny sprawiło jednak, że Korpus Czechosłowacki ostatecznie utracił chęć do dalszej walki w rosyjskiej wojnie domowej. Od początku 1919 r. zaczął on więc powoli wycofywać się na wschód, aby w pierwszej połowie 1920 r. czescy i słowaccy żołnierze zostali ewakuowani drogą morską z Władywostoku do Europy.
Tragiczny los polskiej dywizji
Podczas ewakuacji Korpusu Czechosłowackiego miał miejsce także tragiczny epizod z udziałem polskich żołnierzy. 5. Dywizja Strzelców Polskich pod dowództwem mjra Waleriana Czumy powstała z Polaków przebywających na terenie imperium rosyjskiego, którzy po wybuchu wojny domowej w Rosji zaczęli formować własne oddziały wojskowe. Dywizja ta aktywnie zaangażowała się w walkę z komunistami, wspierając aliantów oraz Korpus Czechosłowacki, m.in. strzegła ona niemal 1000-kilometrowego odcinka kolei transsyberyjskiej.
Gdy Korpus Czechosłowacki zaczął się wycofywać na wschód, polska dywizja miała chronić jego tyły. Zakończyło się to jednak dla niej tragicznie – na przełomie 1919 i 1920 r. została pozostawiona przez Korpus w tyle, otoczona przez bolszewików i zmuszona do kapitulacji 120 km na wschód od Krasnojarska. W wyniku tej klęski tylko nielicznym Polakom udało się uciec i wrócić do niepodległej ojczyzny, by wziąć udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. Większość z nich skierowana została do katorżniczej pracy w rosyjskiej niewoli, z której niewielu ocalało.
Sukces czy porażka?
Gdy ewakuacja Korpusu Czechosłowackiego stawała się faktem, nic nie stało już na przeszkodzie, by siły amerykańskie na Dalekim Wschodzie również zostały ewakuowane. Ostatni żołnierze AEF Siberia opuścili Władywostok w kwietniu 1920 r., ponosząc w trakcie trwającej 19 miesięcy operacji łącznie 189 ofiar śmiertelnych. O tym, o ile cięższy los spotkał Amerykanów lądujących w Archangielsku, świadczy fakt, że mimo ich mniejszej liczebności i w ciągu zaledwie 9 miesięcy stracili co najmniej 235 żołnierzy.
Gen. Graves został odznaczony w USA Medalem za Wybitną Służbę, zaś żołnierze lądujący na Północy i Wschodzie Syberii cieszyli się po powrocie uznaniem.
Jednak sens poświęcania amerykańskich żołnierzy i angażowania się w rosyjską wojnę domową pozostał dyskusyjny. Kolejny prezydent USA Warren G. Harding określił wysłanie wojsk na Syberię jako "pomyłkę", za którą pełną odpowiedzialność przypisał Woodrowowi Wilsonowi. Aliancka walka o demokrację i kapitalizm w Rosji okazała się całkowitą porażką, nie udało się także odzyskać znacznej części wysłanego wcześniej sprzętu. Także sam gen. Graves miał mieć poczucie porażki, co wzmagała świadomość powszechnej krytyki ekspedycji, którą dowodził.
Upływ czasu pozwolił jednak mniej emocjonalnie spojrzeć na działania amerykańskich żołnierzy na Syberii. Choć sama decyzja o ich wysłaniu pozostała kontrowersyjna, to docenione zostały zdolności bojowe Amerykanów i zimna krew dowódców operujących w niezwykle ciężkich warunkach chaosu wojny domowej na drugim końcu świata. "Oceniając według współczesnych standardów, gen. Graves zachował równowagę pomiędzy osiąganiem celów operacyjnych i politycznymi uwarunkowaniami misji, co jest niezwykle rzadkie" – napisał w 1994 r. w raporcie dla armii USA płk Robert L. Smalser, nazywając jego misję "wyjątkowym sukcesem".
Niezależnie od uznania interwencji zbrojnej USA na Syberii za sukces bądź porażkę do dziś pozostaje ona jedynym przypadkiem, gdy amerykańscy żołnierze pojawili się i walczyli na rosyjskiej ziemi.